Roman Biliński został pierwszym Polakiem w Formule 2 i aktualnie przygotowuje się do sezonu ze swoim nowym zespołem – DAMS Lucas Oil. Z naszym jedynakiem na tym poziomie w motorsportowej drabince porozmawialiśmy o tym, jak czuje się jego kręgosłup – uszkodzony w 2024 roku w wypadku drogowym – o oczekiwaniach na sezon i ocenie tego minionego, ale też o jego polskości, czasem kwestionowanej. – Staram się nauczyć więcej o historii Polski i historii swojej rodziny właśnie. To dla mnie ważne – mówi nam Biliński.
Roman Biliński o Polsce, Formule 2 i… modelingu. Rozmowa z polskim kierowcą
SEBASTIAN WARZECHA: Jak tam twoja noga i kręgosłup?
ROMAN BILIŃSKI: Mają się lepiej, niż wcześniej. Moja noga jest już w porządku, rehabilitacja przebiega prawidłowo. Wszystko idzie ku dobremu. Kręgosłup boli, ale dla mnie to tak naprawdę nic nie znaczy. Mam swoje marzenie i wytrzymam tyle bólu, ile będzie potrzeba, żeby je spełnić. Dla mnie to nie jest wielka rzecz. Oczywiście, w Formule 2 będą nieco większe obciążenia, ale akceptuję to.
Zostawiając więc nogę w spokoju – co najbardziej różni Formułę 3 od Formuły 2?
Powiedziałbym, że największą różnicą są mieszanki opon – jest ich wiele w każdy weekend. W Formule 3 były twarde, pośrednie albo miękkie. W F2 możemy przejść z pośrednich w treningu na supermiękkie w kwalifikacjach. A potem trzeba przejechać wyścig na obu. Mamy też hamulce z włókien węglowych, które są dużo bardziej zależne od temperatury, niż te używane w Formule 3. Jest też turbo, które sprawia, że trzeba użyć nieco innej, nazwijmy to, techniki prowadzenia samochodu. Ogółem jest nieco inaczej, ale jako kierowcy uczymy się dostosowywać do zmian.
CZYTAJ TEŻ: ROMAN BILIŃSKI I FORMUŁA 2. CO CZEKA POLAKA NA ZAPLECZU KRÓLOWEJ MOTORSPORTU?
Uda ci się przejechać więcej prywatnych testów?
Będę robić tylko te oficjalne, w Abu Zabi i Barcelonie. Nie mam pieniędzy na to, by przeprowadzać prywatne testy, choć miałem okazję przejechać jeden taki dzień na Red Bull Ringu [w Austrii], na wypadek, gdybym miał pojechać w wyścigu w Abu Zabi. Poza tym nie będę jednak mieć żadnych prywatnych testów, bo te po prostu kosztują za dużo.
Szkoda, bo inni kierowcy przejeżdżają tych dni mnóstwo i nabierają w ten sposób doświadczenia, ale dla mnie to coś normalnego. Wcześniej też nie miałem tych prywatnych testów zbyt wiele. Jestem do tego przyzwyczajony, po prostu muszę się zaadaptować i do tej sytuacji.
Wspomniałeś pieniądze – jeszcze w połowie sezonu mówiłeś, że nie wiesz, czy uda się zgromadzić budżet. Udało się, ale czy masz zabezpieczenie finansowe, czy to wszystko jest dopinane na ostatni guzik?
Budżet w Formule 2 – czy w ogóle w motorsporcie – to trudna sprawa. To wszystko jest ekstremalnie kosztowne. Nie jest łatwo, trzeba to szczerze powiedzieć. Na szczęście mam kilku fantastycznych sponsorów, którzy mi bardzo pomogli. Jednak nawet z ich pomocą to ciągła walka. Jak powiedziałem wcześniej – jeśli chcę rywalizować na najwyższym poziomie, to muszę być w stanie na przykład jeździć na testy i robić inne rzeczy, których w tej chwili nie jestem w stanie robić. Gdyby takie szanse się pojawiły, to byłoby fantastycznie, ale na teraz muszę po prostu poczekać.
Obecnie skupiam się na jeździe tak szybko, jak potrafię. Resztę zostawiam z boku.
W F3 jeździłeś wystarczająco szybko, by być z siebie zadowolonym? Jak oceniłbyś ten cały sezon?
Był bardzo dobry. Wiesz, to trochę zdradliwe patrzeć na niego tylko przez pryzmat wyników, bo to był mój pierwszy sezon w Formule 3. W dodatku taki, przed którym właściwie nie robiłem testów, nie znałem też zupełnie niektórych torów. A już w pierwszym wyścigu stanąłem na podium, co było czymś fantastycznym. Do tego niemal wywalczyłem pole position w Monako i wygrałem na Monzy.
Miałem też jednak nieco problemów. Na przykład na Silverstone jechałem w kwalifikacjach po miejsce w TOP 2, ale w trzecim sektorze zawiódł silnik. To zniszczyło mi cały weekend. Podobnie w Bahrajnie, gdzie miałem problemy techniczne w kwalifikacjach. W całym sezonie było więcej takich przypadków. To były trudne momenty, bo wiem, gdzie moglibyśmy być w całych mistrzostwach bez nich.
Nie martwię się tym jednak przesadnie, bo, jak powiedziałem, wiem, gdzie powinienem być. A nie jeździłem też dla jednego z czołowych zespołów, więc wyniki i tak były bardzo dobre. Do tego jestem w tej chwili bardzo pewny swojej jazdy – chyba nigdy nie była lepsza.

Roman Biliński w bolidzie Formuły 3. Fot. Newspix
Jak wspominasz tę wygraną na Monzy? Na podium stałeś jeszcze na drugim miejscu, potem mianowano cię zwycięzcą, po karze dla pierwotnego triumfatora. Sporo emocji? Tym bardziej, że na torze był przecież twój ojciec.
Fantastycznie było wygrać na Monzy i skończyć w ten sposób sezon. To był bardzo ważny wyścig dla mnie, ale też dla Polski. Sezon zacząłem jako pierwszy polski kierowca, który stanął na podium w F3, a skończyłem jako pierwszy, który taki wyścig wygrał. Szkoda, że nie mogłem usłyszeć hymnu na podium, ale postaram się zrobić wszystko, by mi go zagrano w kolejnym sezonie, bo to wiele dla mnie znaczy.
Co do kary – i bez niej naprawdę na to zasługiwaliśmy. Ruszałem z siódmego miejsca do wyścigu, wcześniej przejechałem tylko jedno okrążenie w treningu z powodu kraksy. Myślę, że nasza postawa w ten weekend była fantastyczna. Czy to była niespodzianka? Trudno powiedzieć. Czułem się wtedy bardzo pewny siebie, to był po prostu świetny weekend.
Jeśli chodzi o tatę, który oglądał to na żywo, to wspaniale było go mieć obok siebie. On poświęcił naprawdę wiele, bym mógł być w miejscu, w którym się teraz znalazłem. Tak samo moja mama i cała rodzina.
Twoi rodzice są już z pokolenia urodzonego na emigracji. Mógłbyś więc powiedzieć nieco więcej o dziadkach? To od nich bierze się przecież twoja polskość.
Moja babcia była z Poznania, tam mamy zresztą dom rodzinny, który uwielbiam. Regularnie do niego przyjeżdżam, za niedługo znowu go zresztą odwiedzę i już na to czekam. Dziadkowie wyjechali z Polski w czasie wojny, to był bardzo trudny czas. Pojechali do Wielkiej Brytanii, tam się poznali. Potem zdecydowali o powrocie do Polski, do domu, w którym spędzili resztę życia. Ta strona mojej rodziny znaczy dla mnie naprawdę dużo, staram się nauczyć więcej o historii Polski i historii swojej rodziny właśnie. To dla mnie ważne, zresztą widzisz, że uśmiecham się, gdy tylko o tym mówię.
Widzę. Więc tym bardziej powiedz – skąd u ciebie ta chęć poznawania korzeni. Od czego się zaczęło?
W sumie wzięło się to właśnie od mojej rodziny. Gdy byłem dzieckiem, widziałem trochę zdjęć z Polski. Przez lata było ich więcej i więcej, w końcu stwierdziłem, że chciałbym dowiedzieć się więcej. Sam dorastałem głównie w Wielkiej Brytanii, mówiąc po angielsku. Ale kilka lat temu pojechałem do Polski i od razu poczułem się jak w domu. Mam tam całą „inną” rodzinę. Kocham ten kraj, kocham w nim właściwie wszystko. Za każdym razem, gdy tam przyjeżdżam, od razu mam uśmiech na ustach. Chcę nauczyć się jeszcze więcej, odwiedzić każde miasto, poznać wszystkie sekrety, historię i co tylko się da. Z pewnością będę to robić tak często, jak tylko mogę. To bardzo ważna część mnie i jestem dumny z tego, że mogę reprezentować Polskę w motorsporcie.
CZYTAJ TEŻ: PIERWSZY POLAK W FORMULE 2. DROGA ROMANA BILIŃSKIEGO
Skoro mówimy o rodzinie – jak ważne w motorsporcie jest jej wsparcie?
To jedna z najważniejszych rzeczy w motorsporcie i dla mnie osobiście. Bez nich nawet bym nie zaczął. Rodzice poświęcili właściwie wszystko już po to, żebym mógł rozpocząć jazdę w kartach. Nawet teraz ich rola jest bardzo ważna – to ogromne wsparcie czasowe, finansowe i tak dalej. To niełatwe, bo moja rodzina ma swoje własne marzenia, które musi odłożyć na bok z mojego powodu. Poświęcają się i za to będę zawsze wdzięczny. Jestem niezwykłym szczęściarzem, bo dzięki nim mogę jeździć, podróżować po świecie, robić to, co kocham. Chcę startować tak długo, jak będę w stanie i tak dobrze, jak będę w stanie. Mam nadzieję, że w ten sposób uda mi się odpłacić chociaż za część tych poświęceń. Zasługują na to bardziej, niż ktokolwiek inny.
A jak tam nauka języka?
Dobrze. Mam sporo lekcji, co jest fajne. Choć muszę powiedzieć, że to niełatwy język. (śmiech) Wciąż, gdy próbuję mówić po polsku, mam dużo naleciałości z angielskiego, co pewnie słychać w moim wideo na Instagramie. Chciałbym mówić płynnie po polsku, ale do tego jeszcze kawałek. Końcówki słów to trudna sprawa, ale myślę, że w końcu to „zakliknie”. Więc nie jest łatwo, ale uwielbiam się uczyć polskiego.
Wyświetl ten post na Instagramie
Przed tobą sezon pierwszy w F2. Jakie masz wobec niego oczekiwania?
Chcę po prostu się uczyć i starać się robić wszystko najlepiej, jak potrafię. Dokładnie to samo mówiłem rok temu, przed debiutem w Formule 3, a potem mieliśmy naprawdę dobry sezon, z pierwszym startem od razu na podium. Chciałbym, by podobnie było w F2, chciałbym też stać się jeszcze lepszym kierowcą. Oczywiście, jestem innym zawodnikiem niż byłem 12 miesięcy temu.
Wspaniale byłoby móc pojechać na jeszcze jakieś testy, bo gdy pozostali zawodnicy testują jak szaleni, jestem jedynym, który tego nie robi. Będzie więc trudno, ale moje możliwości poza torem zawsze były mniejsze niż możliwości innych, po prostu muszę robić wszystko jak najlepiej i przekonamy się, co to da.
Jak zapatrujesz się na współpracę z nowym inżynierem wyścigowym?
To dla mnie dobra rzecz, mogę się wiele nauczyć. DAMS to bardzo doświadczony i dobry zespół w Formule 2. Są jedną z czołowych ekip, więc jestem podekscytowany, zacząłem już pracować z inżynierem. Stale się uczę, bo zespół od technicznej strony jest fantastyczny. Jestem teraz w Abu Zabi przy okazji weekendu wyścigowego i chcę tej nauki. Próbuję dowiedzieć się, jak najwięcej tylko mogę. Przy tym już czuję się w zespole, jak w rodzinie. A to najważniejsze.
Co sądzisz o Dino Beganoviciu i czego spodziewasz się po waszej współpracy?
Dino to naprawdę miły gość, znam go od kilku lat. To też naprawdę fantastyczny kierowca, jest częścią akademii Ferrari, udowodnił już w przeszłości, jak dobrym jest zawodnikiem. Moim celem będzie jednak pokonanie go, mimo tego że ja jestem pierwszoroczniakiem, a on będzie jeździć już drugi sezon, a nawet nieco dłużej. Podobnie jego celem będzie pokonanie mnie. Ale musimy pracować razem, bo jesteśmy w jednym zespole, a jeśli zespół nie będzie się dobrze prezentować, to i my nie będziemy. Ogółem myślę, że z Dino będziemy przyjaciółmi, nasza rywalizacja będzie koleżeńska i popchnie wszystkich do tego, by jeszcze się rozwinąć.
Wielokrotnie mówiłeś, że chcesz zostać mistrzem świata F1. Podtrzymujesz czy masz już nieco bardziej „przyziemne” marzenia? A jeśli tak – ile dajesz sobie czasu na wejście do F1 właśnie?
Marzeniem wciąż jest mistrzostwo. Nie sądzę jednak, by trzeba było wyznaczać na to jakieś ramy czasowe. Wydaje mi się, że obecnie pojawiło się w motorsporcie przekonanie, że trzeba być bardzo młodym, gdy idzie się do F1. Nie mogę się z tym zgodzić. Bo jeśli stałem się lepszym kierowcą, bardziej doświadczonym, to nie ma powodu, dla którego zespoły miałyby mnie nie wziąć. Myślę, że to bardziej spojrzenie fanów, ludzi „z zewnątrz”.
Wiesz, w F1 nadal jeździ Fernando Alonso, który ma ponad 40 lat i sobie radzi. Nie żebym chciał dostać się tam w takim wieku, raczej wolałbym, żeby to się stało za rok czy dwa. Zobaczymy. Ja po prostu będę dawać z siebie wszystko. Przede mną pierwszy rok w F2, przekonamy się, jak będziemy o tej kwestii rozmawiać za rok.
Bywałeś w swoim życiu też modelem. To hobby czy opcjonalna, alternatywna ścieżka kariery?
Modeling to coś „na uboczu”. Oczywiście, pomaga z finansami, co istotne, ale motorsport to mój numer jeden i odrzuciłbym wszystko inne, gdyby tylko mu przeszkadzało. Na szczęście modeling nie przeszkadza. To w ogóle jest dobra rzecz, bo dzięki temu mogę promować siebie jako markę i pracować z naprawdę niesamowitymi ludźmi z innego „świata”, ale przy tym takiego, który mocno przenika się z motorsportem i Formułą 1. To dla mnie coś interesującego, myślę, że zawsze dobrze jest eksplorować nowe rzeczy. Ale zostanie mistrzem świata to coś, co jest zdecydowanie nad wszystkim innym.
Jak mówiłem – odrzucę wszystko inne na rzecz mistrzostwa w F1.
ROZMAWIAŁ
SEBASTIAN WARZECHA