Wystawienie kompletnie rezerwowego składu na mecz pucharowy jest trochę jak zagranie wielkiej stawki na zdarzenie po kursie 1,20. Jeśli wygrasz, to zyskasz niewiele. Jeśli natomiast przegrasz, straty są gigantyczne.

To przecież nie jest tak, że Edward Iordanescu i Niels Frederiksen dokonali świadomego sabotażu w spotkaniach z Samsunsporem i Lincolnem, posyłając do boju skład w całości złożony z rezerw (poza bramkarzami).
Obaj trenerzy mieli jakiś zamysł. Koślawy, ale jednak. Ten z Warszawy mógł pomyśleć, że taka postawa przysporzy mu chwały wśród klubowych władz i kibiców, którzy mieli odebrać sygnał: dla mnie naprawdę najważniejsze jest mistrzostwo. Duńczyk z kolei chciał po prostu oszczędzić zawodników przed prestiżowym starciem z Legią.
I jeden, i drugi zaliczyli kompletną katastrofę.
Rezerwowy skład na mecze pucharów. Dlaczego to się nie opłaca?
Bo zastanówmy się – co można ugrać na takim podejściu? Zyskujesz przede wszystkim to, że twoi kluczowi piłkarze podejdą do ważnego meczu w lidze wypoczęci. Mówimy tu jednak wyłącznie o fizycznym odpoczynku, bo psychicznie takie mecze mogą okazać się przytłaczające (tak było w przypadkach Legii i Lecha). Przy możliwie najlepszym scenariuszu (wygranej), otrzymujesz duży zastrzyk pewności siebie pod tytułem „jesteśmy w stanie osiągać cele nawet w drugim garniturze”.
Znacznie więcej jest jednak do przegrania. Możesz ponieść…
- straty punktowe
Czy Samsunspor był do ugryzienia? Pewnie, że był. Czy Lech nie skompromitowałby się grając na poważnie? Pewnie nie. A tak – dwa mecze, zero punktów (także do rankingu)
- straty psychiczne
Może i zyskujesz siły fizycznie, ale psychicznie taki wpierdziel zostawia w tobie głęboki ślad. Czy trochę energii w mięśniach jest warte tak dużego odpływu tej z mózgu?
- straty wizerunkowe
Stajesz się pośmiewiskiem kraju, doprowadzasz do nerwowej atmosfery, wkurzasz własnych kibiców, musisz mierzyć się z krytyką i żądaniami ścięcia głów. Po co ci to?
- straty morale
Dla zdecydowanej większości piłkarzy gra w Europie to spełnienie marzeń. To często ona zachęca ich do związania się z czołowymi polskimi klubami. I co? Gdy jest już okazja, by się pokazać, muszą siedzieć na ławce, bo ważniejsza jest liga?
- utracone korzyści finansowe
Za zwycięstwo w Lidze Konferencji można zyskać 400 tysięcy euro. Czyli mniej więcej tyle, ile Lech zapłacił za transfer Alexa Douglasa. Kolejorz uznał jednak, że nie chce schylać się po pieniądze, które leżą na ziemi.
W mojej opinii to ryzyko, które jest kompletnie niewarte świeczki. To tak, jakby grać w rosyjską ruletkę o tysiąc złotych. Zyskujesz niewiele, a możesz stracić bardzo dużo. Adrian Siemieniec pokazuje, że łączenie ligi i pucharów nie musi być wcale fizyką kwantową. Można mądrze rotować, zmieniając po kilku piłkarzy i – co najważniejsze – zostawiając liderów na boisku.
Porażki w pucharach – w meczach, do których podchodzi się poważnie – są akceptowalne. Może nie z takim rywalem jak Lincoln, ale z Samsunsporem – jak najbardziej. Trudno, przegrali, nie są w formie, nikt do tego przesadnie nie wraca. Pamiętacie wielkie dyskusje po porażkach Legii z Lugano czy Jagiellonii z Mladą? Nie macie prawa, bo ich nie było.
Wystawienie rezerw sprawia, że odbiór takiej porażki z automatu jest dziesięć razy gorszy. Mecze z Samsunsporem i Lincolnem z miejsca stały się jednak legendarne, tak samo jak starcie „Kolejorza” z Benfiką z 2020, gdy polski zespół odpuścił walkę o awans, by… przygotować się do meczu z Podbeskidziem.
WIĘCEJ O MECZU LINCOLN – LECH:
- Lech Poznań odpowiada za największe kompromitacje
- Kowal o porażce Lecha: To największa kompromitacja w historii
Fot. Newspix.pl