Reklama

Znów zabrakło niewiele… Piotr Michalski czwarty na 1000 metrów

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

18 lutego 2022, 12:26 • 5 min czytania 4 komentarze

Łącznie 11 setnych sekundy dzieliło Piotra Michalskiego od dwóch medali igrzysk olimpijskich w Pekinie. Na 500 metrów do podium zabrakło mu trzech. Na 1000 – ledwie ośmiu. I choć wróci do Polski bez krążka na szyi, to trzeba przyznać jedno – ten gość na igrzyska przygotował znakomitą formę. Być może najlepszą ze wszystkich Polaków. I zapewnił nam przez to wielkie emocje. 

Znów zabrakło niewiele… Piotr Michalski czwarty na 1000 metrów

Znakomity mimo problemów

Na Piotra Michalskiego liczyliśmy przede wszystkim na najkrótszym z łyżwiarskich dystansów – tam Polak zostawał nie tak dawno mistrzem Europy, tam prezentował się w tym sezonie doskonale. I na igrzyskach też pokazał, że sprinterem jest wybitnym. Był o krok od medalu, ba, może nawet od złota – eksperci byli bowiem zgodni, że gdyby nie delikatne zachwianie na wirażu, mógłby śmiało sięgnąć po mistrzostwo olimpijskie.

To bolało. Bardzo bolało. Pocieszało jedynie miano „najlepszego Europejczyka”, które utrzymał na igrzyskach. Przed nim byli bowiem tylko łyżwiarze spoza Starego Kontynentu.

– Byłem taki piąty, ale trochę czwarty, a w sumie prawie trzeci. Przyjechałem tu po medal, wyjeżdżam bez, ale to nic. Powiedziałem sobie po tym biegu, że jest fajnie. Bałem się, gdy zobaczyłem „trójkę” po moim biegu. To był moment, w którym nie wiedziałem co myśleć. […] Potem pomyślałem, że będzie ciężko. Ale po dwóch następnych parach, w których chłopaki popełniali błędy, pomyślałem: „może jednak, może jest szansa”. No ale nie. Ostatecznie jestem najlepszy z Europy i z tego trzeba się cieszyć. Trzeba być dumnym. Ja jestem. Mam nadzieję, że dostarczyłem sporo emocji osobom, które mi kibicowały. Może parę innych osób zwróci uwagę na nasz sport – mówił nasz panczenista po swoim starcie TVP Sport.

Reklama

Dodajmy, że Michalski przed tamtym startem nie miał łatwo. Jedno to fakt, że wypadli mu dwaj treningowi partnerzy – Damian Żurek do Pekinu dojechał później, bo jeszcze w Polsce otrzymał pozytywny wynik testu na koronawirusa. Marek Kania z kolei na izolację trafił już w Chinach. I nagle Michalski musiał trenować bez nich, a to w łyżwiarstwie naprawdę wszystko utrudnia. Druga rzecz – Natalia Maliszewska i całe zamieszanie z nią związane. Natalia prywatnie to bowiem narzeczona Piotra. I on sam przyznawał, że kilka nocy przespał fatalnie, martwiąc się właśnie o nią.

Biorąc to wszystko pod uwagę, już sam fakt, że tak doskonale pojechał na 500 metrów, budził szacunek. Nawet mimo tego, że nie przywiózł do Polski medalu.

Miejsce po miejscu…

Start na tysiąc metrów miał być dla Piotra dodatkową atrakcją. Jasne, jeszcze kilka lat temu uważał ten dystans za swój podstawowy, ale od tamtego czasu sporo się zmieniło – Michalski stał się doskonałym sprinterem, a pięćsetka została jego konkurencją. Choć dalej pokazywał, że i na tysiaka jeździć potrafi, tej zimy pobił przecież rekord Polski i na tym dystansie. Generalnie jednak jeśli już na coś liczyliśmy, to na to że wkradnie się do czołowej dziesiątki. To byłby już znakomity wynik i dowód jego możliwości oraz przygotowanej na Pekin formy.

O tych jednak mówił nam już sam czas Piotra. Polak jechał bowiem szybko, już w czwartej parze (w pierwszej z kolei zaprezentował się, ostatecznie 13., Damian Żurek) i wykręcił 1:08.56, co dało mu spokojne prowadzenie. Nie nastawialiśmy się jednak na nic wielkiego – w stawce było przecież wielu znakomitych panczenistów, którzy czasy poniżej 1:08.00 potrafią osiągać jak na zawołanie.

PIOTR MICHALSKI I MAREK KANIA – POZNAJCIE NASZYCH SPRINTERÓW

A jednak – para po parze, zawodnik po zawodniku, wszyscy lądowali za Michalskim. Piotr najpierw awansował do TOP 20, potem stało się pewne, że będzie w górnej połowie stawki. I w dziesiątce. I w siódemce. Tu się zatrzymamy – ta siódemka była bowiem bardzo ważna. W trzech ostatnich parach tradycyjnie jadą bowiem najlepsi zawodnicy tego sezonu. Teoretycznie każdy z nich miał być na lodzie lepszy od Michalskiego.

Reklama

Teoretycznie. W praktyce było bowiem zupełnie inaczej.

Miejsce wyżej to wciąż za mało

Paradoksalnie, to pierwsza z tych trzech par pozbawiła nas złudzeń. Jeśli bowiem liczyliśmy na podium, to wydawało się, że po niej jest już pozamiatane. I Thomas Krol z Holandii, i Norweg Haavard Lorentzen wylądowali bowiem przed Polakiem. Ten drugi o osiem setnych – jak się potem okazało, cholernie ważnych osiem setnych. W takiej sytuacji trudno było przypuszczać, by cała pozostała czwórka mogła z czasem Polaka sobie nie poradzić.

A jednak kolejna, czternasta para, okazała się gorsza od wyniku Michalskiego. Chińczyk Zhongyan Ning był co prawda blisko, ale przegrał z Piotrem o cztery setne sekundy. Zostało więc dwóch gości, którzy w teorii mogli odebrać Polakowi medal. I jakże mocno trzymaliśmy kciuki, by tego nie zrobili.

https://twitter.com/Eurosport_PL/status/1494619114391932928

Kai Verbij i Laurent Dubreuil swój bieg rozpoczęli jednak znakomicie i po pierwszej części dystansu obaj jechali na podium, może nawet złoto. Jednak już wcześniejsze pary pokazały nam jedno – że Michalski znakomicie utrzymał tempo na drugiej połowie, tam, gdzie rozstrzygają się losy rywalizacji. A gdy Verbij doznał urazu i bieg w pewnym momencie zupełnie odpuścił, nasze serca zabiły niesamowicie mocno. W końcu nie dość, że Holender Michalskiemu nie mógł już zagrozić, to jeszcze musiało to jakoś zadziałać na Kanadyjczyka, prawda? Brak rywala często demotywuje. Zwłaszcza, że Dubreuil to specjalista od 500 metrów, drugą część dystansu powinien mieć słabszą.

I miał. Minimalnie. Ale wciąż jechał wystarczająco szybko, by wejść na podium. Skończył ze srebrnym medalem, a Michalski mógł się tylko pocieszać, że przecież to wynik zdecydowanie ponad stan, że tak wysoko na tym dystansie nie miało go być. W kocu o jedno miejsce poprawił nawet swój wynik z pięćsetki, na której był jednym z wielkich faworytów. Jakkolwiek by tego wszystkiego jednak nie opisać, to niestety, zabrakło i tym razem.

Paradoksalnie jest więc całkiem możliwe, że gość, który ze wszystkich naszych sportowców przyjechał na igrzyska w najlepszej formie – bo Michalski jest mocnym kandydatem do tego miana, rywalizować mógłby z nim co najwyżej Kamil Stoch – wyjedzie z nich bez medalu. Po dwóch minimalnych porażkach.

Sport bywa brutalny.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…

Maciej Szełęga
7
Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…
1 liga

Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu

Damian Popilowski
3
Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu

Inne sporty

Polecane

Zniszczoł: Nie widzę swojego limitu, chcę być najlepszy na świecie [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
9
Zniszczoł: Nie widzę swojego limitu, chcę być najlepszy na świecie [WYWIAD]

Komentarze

4 komentarze

Loading...