Lech pokazał, jak robi transfery. „Wyleciałby na pierwszym treningu”

Szymon Janczyk

26 grudnia 2025, 20:46 • 9 min czytania 5

Lech Poznań kiedyś otworzył się i wpuścił kamerę do kuchni. Efekt był świetny, vlog Ekstraklasy o pracy klubowego kucharza, wywołał tylko pozytywne reakcje. Mistrz Polski poszedł o krok dalej i zaprosił ludzi z zewnątrz do gabinetów. Przez dwa okienka transferowe towarzyszyli oni skautom, dyrektorom i działaczom, którzy spinali kadrę, która wywalczyła tytuł i zagrała w pucharach. Czy warto obejrzeć „Wariant mistrzowski”?

Lech pokazał, jak robi transfery. „Wyleciałby na pierwszym treningu”
Reklama

Dawno przeszliśmy do porządku dziennego nad tym, że współcześnie kamera towarzyszy nam w każdej chwili. Coraz mniej jest momentów, których uwiecznić się nie udaje — co nie znaczy, że zawsze uwiecznić coś wypada. Jeśli jednak w jakiejś dziedzinie życia tajemnica trzyma się dobrze, to futbol można podać za taki przykład. Na co dzień dzielnie walczymy o uchylenie choć rąbka tajemnicy, ale wciąż zdarza się, że trafimy na opornych, którzy organizują „briefing, nie konferencję” i wzbraniają się przed opowieścią o tym, co dokładnie wydarzyło się za kulisami.

Tym bardziej trzeba docenić, że Lech Poznań przyjmuje kamerę, zezwalając, żeby niczym cień podążać za — tym razem — pionem sportowym klubu, który odpowiada za transfery. Trzeba, ale to nie znaczy, że nie można mieć do „Wariantu mistrzowskiego” żadnych uwag.

Reklama

„Wariant mistrzowski”. Ekstraklasa zrealizowała dokument o transferach Lecha Poznań

W moim przypadku uwagę mam przede wszystkim jedną — formuła, w jakiej podano nam zakulisowe smaczki z transferowego stołu, jest po prostu kiepska. Osiemdziesiąt minut filmu nie wystarczy, żeby pokazać dwa okna, w których działo się wyjątkowo dużo. Nie otrzymaliśmy więc dokumentu o skautingu, transferach piłkarskich, lecz coś w rodzaju streszczenia tego pomysłu. To nie oznacza, że w obecnej postaci nie ma w nim dobrych momentów, ale zostawia z pytaniem: jak wiele podobnych treści wyleciało, żeby dociąć ostateczną wersję?

Pomysł zamknięcia czternastu transferów w filmie, który trwa godzinę z haczykiem, od razu wygląda na karkołomny. Tymczasem zaraz po rozpoczęciu seansu przypominamy sobie, że przynajmniej drugie tyle liczy lista zawodników rozpatrywanych, która przecież też składa się na kulisy pracy skautingu. Cieszy, że akurat ten fragment się uchował, bo dalsze losy oglądanego przez Sergeja Hitrikowa  Morisa Valincicia są dowodem na to, że czasem trzeba odrzucić niezłego piłkarza, jeśli ten nie pasuje do koncepcji budowy zespołu.

Valincić został przez Lecha odrzucony, żeby po paru miesiącach wykupiło go Dinamo Zagrzeb. W Chorwacji, do momentu urazu, nie znikał z podstawowego składu. W Poznaniu oceniono, że ten zawodnik nie zrobiłby różnicy w rywalizacji z Joelem Pereirą, więc postawiono na Rasmusa Carstensena.

— Czasami musimy potwierdzić, że nie ma tam piłkarzy dla nas — pada w pewnym momencie „podsłuchiwania” skautów Lecha. Ci na co dzień oglądają dwadzieścia lig, do tego europejskie puchary oraz mecze reprezentacji. Wystawiają im oceny w skali od jednego do sześciu, gdzie szóstka oznacza piłkarza na top trzy Ekstraklasy na danej pozycji. Ci, którzy są pierwszymi wyborami, musząc otrzymać przynajmniej piątkę.

Wszystko ocenia nie tylko skaut odpowiedzialny za daną ligę, region, lecz i jego koledzy, których opinia minimalizuje ryzyko błędu. Potem także szef skautingu, dyrektor sportowy i prezes Piotr Rutkowski. W całym procesie uczestniczy jeszcze szef działu naukowego oraz sztab szkoleniowy. Niedługo struktury Lecha zostaną poszerzone o człowieka w randze head of physical performance. Takie rzeczy stanowią o tym, że w Poznaniu znajdziemy najlepiej wylane fundamenty pod budowę klubu piłkarskiego w Polsce.

Lech Poznań rozszerza struktury. Szuka nowego specjalisty [NEWS]

„Wariant mistrzowski”, mimo że powinien moim zdaniem zmieścić znacznie więcej historii, pozwala nam lepiej zrozumieć, dlaczego to opinia trafna.

Jak wygląda praca skautów Lecha Poznań? Dokument odsłonił nieznane dotąd nazwiska i kulisy

W pewnym momencie nagrania Piotr Rutkowski powtarza za Nielsem Frederiksenem, że klub nie chce uprawiać storytellinguPo to zaprzęgnięto do pracy specjalistów od liczb — ich rola także została ujęta, przybliżona — żeby kierować się obiektywnymi, merytorycznymi faktami i opiniami.

— Nie widzę innej drogi niż bycie pionierem w Polsce, wypracowanie sobie w ten sposób przewagi konkurencyjnej — stwierdza Rutkowski, który parę lat temu w ten sposób wyznaczył strategię Lecha.

„Wariant mistrzowski” doskonale pokazuje, że to wcale nie zabija kreatywności ani różnicy zdań. Dokument pozwala nam poznać masę nazwisk, które przewinęły się przez pokoik skautów i nie tyle nigdy nie trafiły do Lecha, ile nawet nie wypłynęły do mediów.

  • Dominik Holly był obserwowany tak mocno, że dowiedzieliśmy się nawet, że pochodzi z wioski, w której mieszka pięćdziesiąt osób.
  • Luis Esteves zaistniał w naszej świadomości tylko i wyłącznie jako przykład dziesiątki, którą widziałby w Poznaniu Andrzej Juskowiak.

Nie chcę zdradzać wszystkich, żeby każdy, kto zerknie na film, mógł wyciągnąć z niego coś dla siebie, coś nowego. Sam fakt, że udało się utrzymać historie tych piłkarzy poza radarem do momentu premiery, świadczy o tym, jak wiele rzeczy nie wychodzi z klubu, mimo że zawsze zdaje nam się, że w zalewie informacji plotek i spekulacji jest tyle, że zajrzano już pod każdy kamień.

Momentami bohaterowie dokumentu gryźli się w język. Normalne, nie wszystko można powiedzieć. Ktoś z Francji, kto oferował siedem milionów euro za Michała Gurgula, może przecież wrócić za rok z równie dobrą ofertą. Lepiej go nie zniechęcać. Zwłaszcza że — jak stwierdził skaut Szymon Goc — w tym piłkarzu tkwi potencjał na transfer za dziesięć milionów euro.

Brylant z Lecha Poznań mógł wyjechać. Oferta odrzucona [NEWS]

Koneksje, relacje, smaczki i ciekawostki. Co o Lechu Poznań mówi „Wariant mistrzowski”?

Lech nie trzymał jednak w garści tajemnic, których fragmenty zdążyły ujrzeć światło dzienne. I to wnosi wiele do sprawy, czy raczej spraw, bo rozmawiamy o kilku przypadkach. Oglądamy więc zalążki decyzji o tym, że Mateusz Skrzypczak wróci do Poznania. Albo szpileczkę wbitą Arkadiuszowi Recy, który przekonywał w mediach, że wybrał największy w Polsce klub i chciał takiego wyboru dokonać, co kłóciło się z historią o tym, że jego transfer do Lecha wysypał się tylko i wyłącznie z powodu wątpliwości po testach medycznych.

Reca w niebieskiej koszulce mistrza Polski, testujący możliwości swojego ciała, to dowód w sprawie — taki to był wybór, że obrońca postawił na Legię dopiero wtedy, gdy w Poznaniu z niego zrezygnowano. Co zresztą oznajmia szef skautingu, Jacek Terpiłowski, dyskutujący z podwładnymi o innych opcjach.

Ciekawy dysonans mamy też w sprawie Afimico Pululu. Krótki fragment dokumentu to kolejny dowód na to, że napastnik Jagiellonii jest postacią… złożoną. Momentami trudną do zrozumienia. W Białymstoku komunikował przecież, że nie widziałby siebie w Lechu, tymczasem w „Wariancie mistrzowskim” stoi wprost, że przekazał Mateuszowi Skrzypczakowi, że chciałby kopać piłę w Poznaniu. Słyszymy też, że w zasadzie był już w Ferencvarosie, po czym się rozmyślił. Zupełnie jak w przypadku wyboru kadry, bo Pululu raz za ojczyznę uznawał Angolę, raz Demokratyczną Republikę Konga.

Wywiad środowiskowy, który naprowadził Lecha na informację o zerwanym romansie Pululu z Ferencvarosem, też zresztą został przedstawiony w ciekawy sposób.

Widzimy, jak wiele na głowie ma Terpiłowski, który zbiera kontakty podczas konferencji w Berlinie. Jak gromadzi skrawki wiedzy, choćby o tym, w jaki sposób spadek z ligi wpływa na budżet płacowy belgijskich klubów.

Słyszymy, w jaki sposób relacje Piotra Rutkowskiego z ludźmi z FC Nordsjaelland pomagały w negocjacjach z Halmstads BK w sprawie Yannicka Agnero.

Dowiadujemy się, że jednego z napastników Lechowi polecał Sindre Tjelmeland. Znów — dowód na to, że nawet w klubie, który stara się „nie uprawiać storytellingu”, jest miejsce na to, żeby na konkretach spróbować przekonać decydentów do swoich racji.

Dlaczego Kristoffer Velde nie wrócił do Lecha Poznań? „Wyleciałby na pierwszym treningu”

Fragment wywiadu środowiskowego oglądamy też w momencie, w którym Piotr Rutkowski z ciekawością zagaduje Joao Moutinho o Adriana Siemieńca. Jego tajemnice, metody pracy, klucz do sukcesu. To zostawia nas z myślą: czy to tylko wnikliwość, czy wstęp do researchu na temat przyszłego trenera Lecha? Wszak jeśli niechętnie patrzący na polską myśl szkoleniową poznańscy działacze mieliby wskazać rodaka, który najlepiej pasuje do ich wizji, wytypowaliby pewnie właśnie trenera Jagiellonii.

 

„Wariant mistrzowski” udowadnia jednak, że Rutkowski potrafił zrobić to, na co nie zdobył się Dariusz Mioduski. Jako właściciel i prezes klubu ma głos w komitecie transferowym, wsiąka w futbol, regularnie uczestniczy w dyskusjach o pracy pionu sportowego, ale potrafi uznać wyższość argumentów tych, którzy mają inne zdanie — vide scenka definiująca profil Gurgula, w której opinie najważniejszych ludzi w klubie się różnią.

Wciąż jednak to Rutkowski pozostaje frontmenem pod wieloma względami. To on zwykle wystawia najodważniejsze opinie, zdradza najbardziej pikantne smaczki. Jak wtedy, gdy na temat potencjalnego powrotu Kristoffera Velde na zasadzie wypożyczenia, rzuca wprost:

— Velde za Johna (van den Broma — przyp.) powinien dziesięć razy wylecieć z treningu. Nasza kultura pracy się zmieniła. U Nielsa (Frederiksena — przyp.) wyleciałby na pierwszym.

Ten fragment w połączeniu z przeszłością Luisa Palmy, którego podejście do obowiązków oraz pracy na boisku irytowało trenera w Szkocji, każe sądzić, że Honduranin to mimo wszystko przypadek łagodniejszy. Zwłaszcza że — jak zauważono w dokumencie — z czasem okazało się, że „wypożyczony zawodnik emanuje jedną z większych determinacji w zespole”.

Materiał na serial, dostaliśmy film. „Wariant mistrzowski” pozostawia niedosyt

Sami więc widzicie, że ciekawostek zza kulis w tym materiale nie brakuje. Nie opowiedziałem nawet połowy z nich, zostawiając wam odkrycie treści rozmowy Terpiłowskiego z Gocem podczas obserwacji Gisliego Thordarssona. Albo śledzenia sagi poszukiwania napastnika do rywalizacji z Mikaelem Ishakiem. I to dwukrotnie. Albo pomysłu na współpracę z agencją menedżerską na konkretnym polu.

Niedosyt, który opisywałem na wstępie, tylko się pogłębia, gdy kamera zagląda na ostatnie, podsumowujące lato, spotkanie pionu skautingowego.

Zdaję sobie przecież sprawę, ile rzeczy trafiło do szuflady. Może tkwi w niej rozbudowana historia o prywatnej siłowni, którą do Poznania przywiózł Pablo Rodriguez? Może kilka kurew rzuconych, gdy coś poszło nie po myśli najważniejszych postaci w strukturach Lecha? Wciąż możemy też odkryć, kim właściwie są skauci, których oglądamy na ekranie. Skąd w ogóle wzięli się w Lechu, jak wpadli na taki sposób zarabiania na chleb?

Czasami brakowało mi w tym filmie emocji. Ich skrawek pokazała sytuacja Arkadiusza Recy, pojawiły się też przy przeciągającym się załatwianiu formalności w sprawie wypożyczenia Taofeeka Ismaheela, ale… to zbyt mało, to „niefilmowe”. Ciężko uwierzyć, że przez kilka miesięcy „planu zdjęciowego” nie było momentu rozpaczy, wściekłości, satysfakcji, wzruszenia (nie licząc samego mistrzostwa).

Będę brutalny: spięcie tak złożonego tematu w niecałych osiemdziesięciu minutach materiału to zbrodnia na ciekawości kibica. Należało z tego zrobić porządny serial, który pozwoliłby nam jeszcze lepiej zrozumieć podjęte decyzje. Niemniej jest to też dowód dla innych, że warto się otwierać, pokazywać swoją pracę, chcieć poddać ją ocenie. Wierzę, że w różnych zakątkach Polski są kluby, które mogłyby w ten sposób przyciągnąć uwagę kibica. Może nie są one projektem tak świetnym do naśladowania, jak Lech, ale nie oznacza to, że nie mają się czym chwalić.

W dzisiejszych czasach uwaga jest przecież na wagę złota. Żal tracić taką możliwość z własnego wyboru.

WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ NA WESZŁO:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix, kadry YouTube

5 komentarzy

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama