To było widowisko godne nudnego, poniedziałkowego, październikowego wieczoru. Spotkały się dwie drużyny, które nie chciały zaryzykować, ale w końcu jedna z nich się wyłamała i tą drużyną było Zagłębie Lubin. Drużyna Waldemara Fornalika odniosła szóste zwycięstwo w tym sezonie, choć wcale nie wyglądała znacznie lepiej od swoich dzisiejszych przeciwników, czyli Górnika Zabrze. Lubinianie byli jednak do bólu skuteczni. Zabrzanie – wręcz przeciwnie.
Już przed rozpoczęciem poniedziałkowego spotkania można było mniej więcej przewidzieć, jak będzie ono wyglądało. Do Zabrza miała przyjechać drużyna, która należy w tym sezonie do czołówki Ekstraklasy, choć ma swoje problemy, a na przeciw miała jej wyjść drużyna, która jest blisko dna tabeli i ma spore problemy ze zdobywaniem bramek, choć sytuacje potrafi sobie tworzyć.
Można więc było przypuszczać, że gospodarze będą walili głową w mur, a bramki będą strzelać goście.
I tak rzeczywiście było. To Górnik Zabrze przeważał od początku spotkania, podczas gdy Zagłębie nie robiło absolutnie nic. Podopieczni trenera Urbana już po dwóch minutach meczu mogli wyjść na prowadzenie, ale fatalnie dysponowany Yokota nie zdołał z bliskiej odległości uderzyć celnie na bramkę.
Zabrzanie prowadzili grę, ale kolejnej stuprocentowej okazji nie potrafili sobie wykreować. Brakowało dokładności, pomysłu, a jak już coś się zatliło, to momentalnie sytuację wyjaśniali obrońcy gości – dziś na czele z Aleksem Ławniczakiem. I kiedy tak obie drużyny grały na uśpienie wszystkich oglądających to spotkanie… Zagłębie strzeliło bramkę.
Nie był to skutek jakiegoś odważniejszego wyjścia lubinian do przodu. Po prostu Górnik znów nie potrafił wykończyć własnego ataku i nadział się na kontratak. Przytomnie zachował się Damian Dąbrowski, który wypuścił na wolne pole Kacpra Chodynę, a ten doskonale wiedział, co ma zrobić. Pomknął, ile sił w nogach przed siebie i zagrał piłkę przed pole karne do Bułecy. A ten? Najpierw położył jednego rywala, następnie drugiego. Dwa proste zwody i precyzyjne uderzenie, którego Bielica nie miał szans obronić. W ten sposób Ukrainiec zaliczył w końcu swoje pierwsze trafienie w Ekstraklasie. Jeżeli już strzelać rzadko, to przynajmniej w takim stylu. Bułeca w ogóle był jednym z jaśniejszych punktów Zagłębia w tym spotkaniu. Tym bardziej przykro, że musiał zejść z boiska w przerwie z powodu problemów żołądkowych.
Górnik – Zagłębie 0:2. Fatalny występ Podolskiego
Wbrew pozorom bramka nie odmieniła obrazu spotkania. Górnik w dalszym ciągu bił głową w mur. Nie pomagał ani Yokota, ani tym bardziej Lukas Podolski, który zaliczył dziś jeden z najsłabszych występów w tym sezonie. Podejmował same złe decyzje, pudłował na potęgę. Możemy się założyć, że niejedna piłka po jego strzałach wyleciała dzisiaj poza stadion. Jeżeli lider zabrzan będzie grał w ten sposób, to – łagodnie mówiąc – nie przewidujemy im świetlanej przyszłości.
Zagłębie mogło jeszcze dobić Górnika przed przerwą, ale sędziowie VAR dopatrzyli się spalonego przy trafieniu Ławniczaka i podtrzymali gospodarzy przy życiu. Do tego stopnia, że niedługo po przerwie, to zabrzanie trafili do siatki. Lukoszek, który był zdecydowanie najjaśniejszą postacią Górnika w tym meczu, wykorzystał bardzo dobre dośrodkowanie Pacheco z rzutu wolnego, ale… znów interweniował VAR, bo ten faulował Grzybka.
W zespole Jana Urbana, poza Lukoszkiem, trudno doszukać się dzisiaj jakichś pozytywów. Może jedynie postawa Bielicy, który kilka razy musiał się wykazać między słupkami. Poza tym – nędza i rozpacz. Musiolik przeszedł obok meczu, ale Krawczyk, który go zastąpił, nie przeszedł nawet obok. Po prostu nie dojechał. Może z tego powodu Jan Urban długo czekał z jakimikolwiek zmianami. W swojej ławce rezerwowych również nie widział nadziei i nie ma mu się co dziwić.
Zagłębie w ostatniej minucie jeszcze dobiło gospodarzy po kolejnym kontrataku, wykorzystując to, że Bielica pobiegł w ich pole karne przy stałym fragmencie gry. Znów asystował Chodyna, ale bramkę tym razem strzelił Wdowiak.
Sytuacja Górnika zaczyna się powoli robić dramatyczna. Zaledwie dwa zwycięstwa i to z rywalami z dołu tabeli. W dodatku zaledwie sześć strzelonych bramek – najmniej w lidze obok ŁKS-u. Ale przede wszystkim podopieczni Jana Urbana znajdują się w strefie spadkowej, a perspektyw na poprawę sytuacji nie widać. W kreacji zabrzanie radzą sobie całkiem nieźle, ale wykończenia brak. Jeżeli nic nie uda im się z tym zrobić, to fotel pod trenerem niedługo zrobi się gorący.
Taki cykl życia Górnika.
Czytaj więcej o Ekstraklasie:
- „1,5 miliona za milczenie przed wyborami”. Marcin Torz o szokującej ofercie ze Śląska Wrocław
- Który Lech jest prawdziwy – ten z Rakowem czy z Pogonią? A może żaden?
- Radomiak ma listę potencjalnych następców Constantina Galki. Faworytem trener z Lecha Poznań
Fot. Newspix