To miał być bardzo trudny dzień dla polskich zespołów na europejskich parkietach, a okazało się dniem cudownym. Najpierw w Lidze Mistrzyń sensacyjne zwycięstwo odniósł Developres Bella Dolina Rzeszów (3:2 zVakifBankiem Stambuł), a potem Jastrzębski Węgiel rozgromił na wyjeździe włoskie Lube (3:0), jedną z największych potęg europejskiej siatkówki. Przed rewanżami sytuacja wygląda więc wprost znakomicie.
ZAKSA wytyczyła drogę
Ze względu na rosyjską inwazję w Ukrainie Europejska Konfederacja Siatkówki (CEV) ukarała rosyjskie ekipy wykluczeniem ze wszystkich nadzorowanych przez nią rozgrywek. Także z Ligi Mistrzów. A to oznaczało, że jej tegoroczne ćwierćfinały schudły o połowę – bezpośrednio do półfinałów awansowały bowiem broniąca tytułu ZAKSA Kędzierzyn-Koźle (miała zagrać z Dynamem Moskwa) oraz Perugia (jej rywalem miał być Zenit St. Petersburg). Skutkiem ubocznym takiej decyzji było to, że dwumecz Jastrzębskiego Węgla z włoskim Lube ma dodatkowe znaczenie.
Jego zwycięzca trafi bowiem w półfinale na ZAKSĘ. Innymi słowy – jeśli awansuje Jastrzębie, to drugi sezon z rzędu będziemy mieć w finale Ligi Mistrzów polską ekipę. Trzeba będzie tylko rozstrzygnąć, którą z nich.
Ekipa ze Śląska miała jednak sporo pecha w losowaniu. Nie tylko dlatego, że ćwierćfinał w ogóle musi grać (zresztą jesteśmy przekonani, że i ZAKSA wolałaby grać, jeśli oznaczałoby to, że na Ukrainie nie będzie toczyć się wojna), ale ze względu na fakt, że trafiła w nim na Lube. Polacy wygrali bowiem swoją grupę i to triumfując we wszystkich meczach, ale trafili na innego zwycięzcę. Włosi losowani byli z drugiego koszyka przez to, że dwukrotnie stracili punkty w starciach grupowych… z ZAKSĄ.
Oczywistym więc było, że jastrzębianie będą musieli wspiąć się w ćwierćfinale na wyżyny swoich umiejętności. Choć, jak mówił „Gazecie Wyborczej” Benjamin Toniutti, rozgrywający polskiej ekipy, wiedzieli, że mają szansę.
– Wiemy, że Lube to jeden z najsilniejszych zespołów na świecie. Dowiedli tego w kilku ostatnich sezonach, wygrywając w wielu różnych rozgrywkach. Zbudowali drużynę z myślą, by zdobywała wszystkie możliwe trofea. Oni mają swoje problemy od początku sezonu, wynikające z kontuzji czy COVID-u. Ale i my borykamy się ze swoimi kłopotami. Zapowiada się więc ciężki pojedynek. Mam nadzieję, że będzie to ciekawy mecz i że zdołamy awansować do półfinału Ligi Mistrzów.
„Swoje kłopoty” to przede wszystkim nieco gorsza forma Jastrzębia w ostatnich meczach. W półfinale Pucharu Polski śląska drużyna prowadziła z Resovią już 2:0, ale wygrała dopiero w tie-breaku. W finale nie miała nic do powiedzenia w meczu z ZAKSĄ. Ostatnio w lidze niespodziewanie grała pięć setów z GKS-em Katowice. Widać było, że jastrzębianie nie są w najlepszej dyspozycji. Równocześnie jednak oczywistym było, że stać ich na zagranie wielkich meczów. Tym bardziej, że byli podwójnie zmotywowani – raz, że w zeszłym roku z Ligi Mistrzów odpadli nie na parkiecie, a przez COVID w zespole. Dwa, że chcieli pójść torami wytyczonymi przez ZAKSĘ, która Lube pokonała w tym roku 3:2 w grupie, a w zeszłym odprawiła ich w fazie pucharowej po złotym secie.
– Zaksa pokazała, że Włosi są do ogrania, a my nie czujemy się w żaden sposób słabsi od Zaksy – mówił przyjmujący Jastrzębskiego Węgla i reprezentacji Polski Tomasz Fornal na łamach „Super Expressu”. – Nie miałem jeszcze okazji grać z włoską drużyną w rozgrywkach klubowych, znam Włochów tylko z kadry. Przyjechaliśmy tu, by przywieźć zwycięstwo do Polski. Po to, żeby w wypełnionej po brzegi naszej hali po rewanżu świętować awans do półfinału Ligi Mistrzów. Na razie jednak nie ma co wybiegać tak daleko w przyszłość, wypada się skupić na tym, co czeka nas w Civitanovie. A jak już wygramy, to za tydzień chciałbym zobaczyć, jak nasz obiekt w Jastrzębiu odfrunie w trakcie drugiego meczu.
Wygląda na to, że jego życzenie może się spełnić.
Koncert pod batutą Hadravy
Ricardo Lucarelli. Robertlady Simon. Osmany Juantorena. Luciano De Cecco. Ivan Zaytsev. Skład Lube to plejada gwiazd siatkówki, zawodników, z których każdy niemal w pojedynkę jest gotowy wygrać mecz, gdy tylko przyjdzie taka potrzeba. Ale nie dziś. Dziś bowiem był dzień Jastrzębskiego Węgla. To ekipa gości grała doskonale, a bezradni zawodnicy z Włoch wydawali się z seta na set coraz bardziej pogodzeni z porażką.
Fantastyczny był dziś przede wszystkim Jan Hadrava, zasłużenie wybrany zresztą MVP spotkania. To właśnie na Czecha zawodnicy gospodarzy nie potrafili znaleźć rozwiązania i frustrował on ich tak bardzo, że w drugim secie trener włoskiego zespołu dwie przerwy poświęcił właściwie tylko temu, jak ustawiać się do ataków Hadravy, co o tyle ciekawe, że jeszcze w poprzednim sezonie był on… zawodnikiem Lube.
Wskazówki szkoleniowca gospodarzom nic jednak nie dały, bo Jan szalał nadal. Sekundował mu zresztą równie znakomity dziś Tomasz Fornal. Właściwie jednak można by wymienić nazwiska całej ekipy jastrzębian. Bo Benjamin Toniutti świetnie rozgrywał, Jakub Popiwczak fantastycznie spisywał się w obronie, a Łukasz Wiśniewski na środku wcale od nich nie odstawał.
TOMASZ FORNAL. PRZECZYTAJ WYWIAD Z ZAWODNIKIEM JASTRZĘBSKIĘGO WĘGLA
To zresztą po pojedynczym bloku tego ostatniego zakończył się mecz. Wcześniej jednak Jastrzębski pokazał Lube, jak właściwie powinno się grać w siatkówkę. Od samego początku u gości z Polski funkcjonowały przede wszystkim dwa elementy – zagrywka i przyjęcie. Jastrzębianie właściwie nie popełniali przy tym błędów (w całym meczu niemal dwukrotnie mniej od gospodarzy) i korzystali z każdego punktu podarowanego im przez włoską ekipę, którą przy życiu długo trzymali właściwie tylko Lucarelli i Simon.
Ale to było za mało na Jastrzębski – po tym, jak polski zespół wygrał pierwszego seta, jego zawodnicy napędzili się tak, że nie zatrzymałby ich nawet ceglany mur na ich drodze. W drugiej partii pod koniec wypracowali sobie kilkupunktową przewagę i mimo że rywale zdołali obronić dwie piłki setowe, to przy trzeciej znakomicie zaatakował Fornal. A skoro o trzecich mowa – to w trzeciej partii Lube nie miało już nic do powiedzenia. Jastrzębianie już na samym początku odskoczyli na sześć punktów przewagi i już jej nie oddali.
Ostatecznie wygrali 25:22, 25:23 i 25:19, ustawiając się w świetnej sytuacji przed rewanżem, który zagrają 16 marca we własnej hali.
W drugim secie na parkiet wyszła całkowicie odmieniona ekipa gospodyń, które utrzymały nerwy na wodzy do samego końca. Koniec zresztą wcale nie nadszedł tak szybko – potrzebna była bowiem gra na przewagi, a rzeszowianki wygrały 29:27, po obronieniu wcześniej czterech piłek setowych. Już ten jeden ugrany set zdawał się być wynikiem ponad stan, zwłaszcza że w trzeciej partii VakifBank znów zrobił swoje i wygrał gładko, 25:19, w dużej mierze za sprawą znakomicie grającej w ataku Isabelli Hack i szalejącej na zagrywce Chiaki Ogbogu.
Nie dobiło to jednak gospodyń, które w czwartej partii pokazały przede wszystkim znakomitą grę w obronie i bloku – to te dwa elementy okazały się kluczem do sukcesu. Znów jednak powtórzył się scenariusz z drugiego seta – mimo że rzeszowianki prowadziły już w pewnym momencie nawet czterema punktami, to potrzebna była gra na przewagi. A tę Developres wygrał… 29:27. W tie-breaku z kolei udało się rozstrzygnąć wszystko na swoją korzyść w standardowym wymiarze piątego seta 15:13. Wielkie zwycięstwo ekipy z Rzeszowa stało się faktem.
Choć przed nią jeszcze mnóstwo pracy, a awans do półfinału wciąż zdaje się być bardzo odległy, to tego, co siatkarki Developresu zrobiły w tym meczu nikt im już jednak nie odbierze.
Cucine Lube Civitanova – Jastrzębski Węgiel 0:3 (22:25, 23:25, 19:25)
Developres Bella Dolina Rzeszów – VakifBank Stambuł 3:2 (13:25, 29:27, 19:25, 29:27, 15:13)
Fot. Newspix