Reklama

Jak ściągnąć do Polski trenera z Ligue 1? Gambal o transferach Cracovii i Rakowa [WYWIAD]

Szymon Janczyk

06 lipca 2025, 12:47 • 17 min czytania 28 komentarzy

Jarosław Gambal, dyrektor skautingu Cracovii i były skaut Rakowa Częstochowa czy Zagłębia Lubin, zabrał nas za kulisy okienka transferowego w Ekstraklasie. Jak ściągnięto do Krakowa trenera, który dopiero co pracował w Ligue 1 i dlaczego trzeba było rozstać się z Dawidem Kroczkiem? Co sprawia, że Raków to uniwersytet futbolu i jak skauting tłumaczy wieczne poszukiwanie napastnika? Jak przegapił króla strzelców, którego mógł mieć w zespole za pensję juniora? Dużo kulisów, smaczków, szczegółów o budowie kadry i klubu. Zapraszamy!

Jak ściągnąć do Polski trenera z Ligue 1? Gambal o transferach Cracovii i Rakowa [WYWIAD]

Jak udało wam się przekonać trenera z ligi TOP5 do pracy w Ekstraklasie?

Reklama

Luka Elsner przez kilka miesięcy był bez klubu, mimo zapytań z wielu stron. Mieliśmy go na liście, zweryfikował go dział analiz i zastanawialiśmy się, czy to jest realny temat dla nas. Uznaliśmy, że warto rozpocząć rozmowy i spotkaliśmy się na godzinną rozmowę z trenerem razem z prezesem Mateuszem Dróżdżem. Gdyby prezes nie miał kolejnych spotkań, to byłaby ona nawet dłuższa, bo trener zrobił na nas wrażenie tym, jak zidentyfikował problemy Cracovii, opierając się zarówno na obserwacjach, jak i na liczbach.

Jakie to były problemy?

Rozmawialiśmy o nich przez całą wiosnę z trenerem Dawidem Kroczkiem. Mogliśmy więcej dawać w otwarciu i budowaniu gry. Nasze ataki opierały się na akcjach bocznymi sektorami, Luka Elsner zauważył, że zbyt rzadko budujemy akcje przez środek. Ta rozmowa pokazała, że nieprzypadkowo znalazł się on na takim poziomie. Jego asystentem w Standardzie Liege był obecny trener RC Lens.

Słynny Will Still, trener z Football Managera.

Trener Elsner pracował z ludźmi na wysokim poziomie. Liga francuska jest intensywna, siłowa, fizyczna. Gra się tam pressingiem, jest dużo pojedynków. Pewne rzeczy są więc zbieżne z Ekstraklasą, rzecz jasna z zachowaniem proporcji. Po drugim spotkaniu byliśmy pewni, że chce do nas dołączyć, pokazywał pozytywne nastawienie. Dużo rzeczy właściwie zbiegło się w czasie.

Trela: Kariera z Football Managera. Jak nałogowy gracz został najmłodszym trenerem lig top 5

W którym momencie wiedzieliście, że to się może udać, że ten człowiek poważnie podejdzie do tematu pracy w Cracovii?

Pojawił się agent, który, nie wiedząc o tym, że ten trener to nasza „jedynka” na liście, zorganizował niezależnie spotkanie. Gdy dochodzi do takiego etapu, zaczynasz mieć oczekiwania odnośnie podjęcia współpracy.

Ilu trenerów było na wspomnianej liście?

Na shortliście było osiem nazwisk. Właściwa lista była dłuższa, ale patrzyliśmy na dostępność trenerów. Po czasie ograniczyliśmy się do czterech osób, wokół których się poruszaliśmy, ale w mojej głowie od początku była myśl, że jeśli tylko Luka Elsner będzie dostępny, musimy w to iść.

Mówimy o ośmiu zagranicznych trenerach?

Było też nazwisko z Polski.

Tu trzeba zadać pytanie o to, czemu w ogóle rozstaliście się z trenerem Dawidem Kroczkiem.

Runda wiosenna miała wpływ na tę decyzję, ale rozstaliśmy się w dobrych relacjach. Wiele mu zawdzięczamy, ponieważ zbudował fundament pod to, co chcemy grać. Teraz chcemy to rozwijać. Kiedy pojawił się kryzys i zespół nie wygrywał meczów, trener Kroczek otrzymywał wsparcie i czas, aby wyjść z tej sytuacji. Zawsze będę o nim bardzo dobrze mówił, bo to trener o wysokim potencjale. Ma osobowość oraz wiedzę i zapewne jeszcze o nim usłyszymy.

Jarosław Gambal i Dawid Kroczek

Coś jednak musiało wam nie pasować.

Było kilka spotkań, w których powinniśmy być faworytem, a nie dominowaliśmy, nie kreowaliśmy zbyt wielu sytuacji. Mimo że w tabeli Dawid Kroczek osiągnął cel, to w osiemnastu kolejkach wygraliśmy zaledwie trzy razy. W moim odczuciu zdecydował wynik sportowy, finalną decyzję podjął jednak zarząd.

Spójrzmy w bebechy, zaawansowane dane. Nie zgadzało się to, że idziecie w dobrym kierunku?

Nie. Samo xG pokazywało, że nie robimy postępu, że nasz wynik jest ponad stan. Nasza gra opierała się na bezpośredniości, wykorzystaniu Benjamina Kallmana lub dostarczeniu piłki Ajdinowi Hasiciowi, który w Ekstraklasie jest czołowym zawodnikiem pod względem kreowanych sytuacji oraz był w czołówce zawodników wykonujących kluczowe podania. Model gry był bardzo mocno akcentowany pod możliwości Kallmana. Podania za linię obrony, odnajdowanie się w dynamicznych fragmentach gry; wszystkie momenty, w których może zaatakować przestrzeń. Kallman był trudny do upilnowania dla obrońców, bo zaczynał jako dziesiątka, po czym pojawiał się w strefie, w której teoretycznie nie powinno go być. Łatwiej było mu atakować pole karne z bocznej strefy, schodząc do centrum, bo to nie jest lis pola karnego, który ma określoną ścieżkę ruchów w polu karnym jak Efthymis Koulouris. On musiał znaleźć się frontalnie w sytuacji do strzelenia bramki. Benjamin bardzo dobrze rozumiał też, kiedy wyjść do pressingu i kierował całą linią ataku pod tym względem, był wręcz przedłużeniem ręki trenera.

To nie działało?

Można było zrobić więcej. Byliśmy jednym z najskuteczniejszych zespołów pod względem stałych fragmentów gry, trener Tomasz Jasik wykonał bardzo dobrą robotę pod tym względem. To miało wpływ na wyniki, ale statystyki wskazują, że w Ekstraklasie dwa lata z rzędu taka sytuacja się nie zdarza i ciężko to powtórzyć.

Jesienią zaczęliście tak, że xG rywali było wyższe niż xG Cracovii. Potem to się odwróciło. Wiosną był jednak znaczny spadek kreowanych okazji.

Jeżeli brać pod uwagę „pierwiastek szczęścia”, czyli różnicę między strzelonymi bramkami a xG, widać wyraźnie, że w meczach zremisowanych strzelaliśmy średnio 0,42 bramki mniej, niż wynikało to ze stwarzanych sytuacji. Dodatkowo mieliśmy w sezonie serię sześciu zremisowanych meczów i nie potrafiliśmy się przełamać. Za to szczęście wracało do nas w meczach wygranych, gdzie średnio strzelaliśmy 0,82 bramki więcej, niż wynikało to z xG. Spotkania ze Śląskiem Wrocław, Radomiakiem czy Lechią Gdańsk wzbudziły wątpliwości co do kierunku rozwoju. Było widać pewien zastój. Powtórzę jednak: trener Kroczek robił wszystko, co w jego mocy, żeby to zmienić, a my go w tym wspieraliśmy.

Trener Dawid Kroczek został asystentem Marka Papszuna w Rakowie Częstochowa. To dla niego dobra ścieżka?

Są dwie drogi. Pierwsza – skoro wprowadziłem zespół z 14. miejsca na 6. miejsce w Ekstraklasie, to zrobiłem wynik i mogę oczekiwać, że przyjdzie ciekawa oferta z ligi. Druga – idziesz do wybitnego w skali Ekstraklasy trenera, od którego możesz czerpać. Dawid Kroczek przed pracą w Cracovii przez rok był w kontakcie z Markiem Papszunem, to w jakimś stopniu jego mentor. Byłem tam, w takim środowisku można wejść na wyższy poziom, to uniwersytet piłki, krok w kierunku rozwoju. Wystarczy spojrzeć na to, w jakich warunkach trener Papszun osiągnął sukcesy, żeby zrozumieć jakość jego pracy.

Według ankiety Canal Plus czterdzieści procent ligowców nie chce z nim pracować.

Może to czterdzieści procent nie jest na tyle ambitne, żeby wejść w reżim, jakiego oczekuje Raków jako organizacja.

Ty jednak z tego reżimu zrezygnowałeś.

Gdybym nie otrzymał propozycji z Cracovii, która gwarantowała mi szerszą decyzyjność i możliwość zdobywania doświadczenia, to nadal pracowałbym w Rakowie. To był ważny etap w mojej karierze zawodowej, który spędziłem ze świetną grupą ludzi. W dziale skautingu był Bartek Barnaś, który dziś jest w Vancouver Whitecaps czy Sebastian Gryglaszewski, który kieruje skautingiem Rakowa. Byli ludzie od liczb, od których wiele czerpałem. Sztab trenerski z Dawidem Szwargą na czele, który przekazał nam masę przemyśleń odnośnie szukania zawodników. Przykładowo zwrócił nam uwagę na to, że na dziesiątce dobrze mieć zawodnika o lepszych warunkach fizycznych, co daje przewagę przy transporcie w pole karne i dochodzeniu do sytuacji. Podał przykład Charlesa De Ketelaere z Atalanty. Pamiętałem o tym, dlatego ściągnąłem na lewą dziesiątkę Martina Minczewa, zachowując proporcje odnośnie klasy zawodników. Ścieżka edukacyjna w Rakowie była topowa, ale chciałem czegoś więcej. Zresztą w klubie powiedzieli mi: idź, spróbuj.

Nie masz wrażenia, że po pierwszych latach, w których Raków działał odważnie, ale też innowacyjnie, proces rekrutacji szedł w dół? Nawet jeśli chodzi o liczby – Raków w to szedł, potem to odstawił.

Na pewno ważna jest stabilność pomysłu. Nie można się rzucać od ściany do ściany, ale warto eksperymentować. Raków to robił i myślę, że znalazł coś pomiędzy. W taki sposób działa Jiri Bilek w Slavii Praga, zresztą ja też patrzę na liczby bez rezygnowania z testu oka. Błędy się zdarzają, ale dlatego, że próbują.

Jiri Bilek i kulisy sukcesu Slavii Praga

Moim zdaniem rozproszył się proces decyzyjny. Przy transferach mocniej udzielał się właściciel, potem bardzo dużo do powiedzenia miał trener. To trochę podważa sens istnienia pionu sportowego.

Właściciel ma prawo podejmować decyzje w pojedynkę, nie polemizowałbym z tym, bo to się zdarza na całym świecie. Trener Marek Papszun zbudował wiele, więc miał prawo mieć znaczący wpływ na decyzję. Na pewno nie było to łatwe dla działu skautingu, który proponował ciekawe nazwiska, ale nie było też tak, że skauting nie realizował żadnych transferów. Było wiele dyskusji, finalnie Raków zbudował mocny zespół. Przykładowo co do Gustava Berggrena trener się zgadzał, chciał tego transferu.

Potem Berggren miał problem z grą i ucieszył się nawet, gdy doszło do zmiany trenera.

Potrzebował adaptacji. Władysław Koczerhin też przez pół roku nie grał, potem wskoczył. U trenera Papszuna trzeba przejść pewną ścieżkę. Gdy zawodnik dostosuje się do wymagań, to gra. Zawodnicy, którzy poświęcają się dla zespołu, otrzymają szansę.

Mam jednak wrażenie, że częściej sprawdzali się piłkarze proponowani przez skauting niż przez trenera.

Na końcu to trener pracuje z zawodnikiem i ma prawo nie zaakceptować pewnych propozycji. Nie miałbym pretensji, że kogoś odstrzelił, bo tego nie czuł. To jego rozliczają za wynik sportowy. Czasami człowiek żałował, że jakiś piłkarz do Rakowa nie trafił i… pracował dalej.

Udało się przenieść coś z Rakowa do Cracovii?

Jeżeli chodzi o skauting – profil zawodników, jakich szukamy, uzupełniony o moje przemyślenia, które sprawiają, że nie przepadnie nam ktoś ciekawy tylko dlatego, że ostro trzymamy się profilu. Na pewno stosujemy podobny proces: skauting ogląda piłkarza, sztab go ocenia, potem wspólnie z trenerem siadamy i rozmawiamy o transferze. Podobnie patrzymy też na liczby. Sporo rzeczy jednak uprościłem, bo byliśmy czternastym zespołem ligi. Wymagania były wysokie, lecz nie mogliśmy przeszarżować i stawiać oczekiwań jak klub grający w pucharach. Natomiast graliśmy w podobnej strukturze, mieliśmy podobne zasady — chociaż Raków częściej zdobywał środkiem — więc siłą rzeczy sporo było punktów wspólnych.

Jarosław Gambal i Mateusz Dróżdż

Złośliwi mówili, że przyszedłeś do Cracovii z listą piłkarzy z Rakowa i po prostu ściągnąłeś ich do Krakowa.

To duże nadużycie. Ajdin Hasić nie był na liście Rakowa. Faktycznie znałem go od dawna, bo oglądaliśmy FK Sarajewo z powodu Vladana Kovacevicia czy Muhameda Sahinovicia. Byłem w kontakcie z agentem Hasicia i udało się to zrealizować. Wydaje mi się, że żaden zawodnik, który trafił do Cracovii, nie był na liście Rakowa. Może w dawnych czasach Mick van Buren, bo wiecznie szukaliśmy napastnika.

I zajrzeliście pod każdy kamień?

Nie było nazwiska, którego nie znaliśmy, serio.

Długo jednak nie było też konkretnej dziewiątki.

Nie zawsze w dobrym momencie podchodziliśmy do próby transferu. To raz, dwa to oczekiwania sztabu wobec napastnika. Dziewiątka i lewe wahadło to musiały być idealnie dopasowane pozycje. Kwestie finansowe też były wyzwaniem. Tak jak to, że Ekstraklasa nie zawsze jest atrakcyjna akurat dla napastnika, bo zawodnicy grający na tej pozycji mogą wskoczyć do lig TOP5 nawet z 20. ligi w Europie, więc czekają na lepsze oferty. Musieliśmy stać w kolejce, czas uciekał…

Wtedy włączany był dekoder i przychodził napastnik znany z ligowych boisk.

Dekodera nie mieliśmy!

Ale transferów z rynku wewnętrznego mieliście sporo.

Klub miał takie podejście, że gdy ktoś wyróżnia się w lidze, to lepiej postawić na niego, bo on wie, gdzie trafia i do czego będzie musiał się zaadaptować. Zadań i wymagań wobec zawodnika było naprawdę dużo, więc to miało sens. Chyba każdy nowy piłkarz w trzecim, czwartym miesiącu gry w Rakowie przechodził mały kryzys, przeładowanie wiedzą. Wszyscy musieli jednak pasować profilem motorycznym i statystycznym, przejść całą sieć, pokazać naprawdę sporo.

Łukasz Zwoliński czy Patryk Makuch pokazali sporo?

Z Łukaszem historia była prosta. Szukaliśmy zawodników bez kontraktu i potrzebowaliśmy Polaków, żeby spełnić wymogi zgłoszeń na listach. Z Patrykiem sytuacja była zabawna, bo to był mój pierwszy transfer wychodzący z Cracovii. Rozmawiałem z nim po jednym z meczów, gdy jeszcze nie było wiadomo, że trener Marek Papszun wraca i powiedziałem mu:

Jakby trener Papszun był nadal w Rakowie, to pewnie zainteresowałby się tobą, bo spełniasz jego wymagania.

Jakie wymagania?

Bardzo dobra gra głową w otwarciu gry, pójście do pressingu, siła w kontakcie. Zgadzało się też to, że jest Polakiem w dobrym wieku. Jakoś tak wyszło, że parę dni później okazało się, że trener Papszun wraca, a tydzień później Raków złożył ofertę.

Mówimy o polskich piłkarzach, ale Cracovia i Raków są bardzo międzynarodowe. Cała liga staje się coraz bardziej międzynarodowa. To wynika tylko z ceny czy też z pewnych podstaw wyszkolenia, które sprawiają, że obcokrajowiec może dać drużynie więcej?

Każdy klub w pierwszej kolejności chce ściągnąć Polaka, ale coraz więcej klubów ma dobrze rozwinięte działy skautingu i – co za tym idzie – wie, co dzieje się na innych rynkach. Jeżeli mamy do wyboru zagranicznego zawodnika, który daje określoną jakość i przeciętnego ligowca, któremu nie udało się wyjechać z Ekstraklasy oraz przekroczył pewien atrakcyjny wiek to… nie dziwię się, że nasze kluby wybierają obcokrajowca. Chciałbym ściągać polskich piłkarzy, ale ci, którzy spełniają nasze wymagania, grają w ligach zagranicznych lub są dla nas niedostępni, gdyż są zbyt drodzy.

Może trzeba patrzeć na nieodkrytych jeszcze zawodników i tam szukać tanich, którzy mogą spełnić wymogi?

Przeczesujemy nawet trzeci i czwarty poziom rozgrywkowy w Polsce, ale trudno złożyć skład z samych rodaków i grać o pierwszą szóstkę w Ekstraklasie. Rynek działa tak, że musimy patrzeć nie tylko na potencjał, ale też na wiek. Czy możemy go wypromować, sprzedać? Takich zawodników szukamy. Biznesowo najlepiej opłacałoby się sprowadzić Polaka i potem go spieniężyć, ale podchodziliśmy w tym okienku pod młodych, polskich piłkarzy i ciężko było ich pozyskać. To nie na nasze możliwości finansowe.

Czy to mit, że w niższych ligach da się znaleźć talent na Ekstraklasę?

To nie jest mit. Jest zbiór ciekawych zawodników, lecz nie jest to zbiór dwucyfrowy. Dziś, żeby wziąć zawodnika z drugiego, trzeciego poziomu rozgrywek do najwyższej ligi, trzeba mieć kogoś, kto jest gotowy do gry na poziomie Ekstraklasy. Oni często potrzebują jeszcze klubu pomiędzy, który przygotuje ich na intensywność i wymagania tej ligi.

Różnica jest spora?

Jest, nawet w ogólnym przygotowaniu zawodników. Na zapleczu Ekstraklasy występują piłkarze o określonych możliwościach, pewnego poziomu intensywności wtedy nie przeskoczysz.

Jest jakiś piłkarz, którego transfer się nie wydarzył i tego żałujesz?

W Zagłębiu Lubin miałem możliwość wzięcia na testy napastnika Cherifa Ndiaye za naprawdę niską kwotę. Przez brak doświadczenia podszedłem do tego sceptycznie. On potem nastrzelał bramek w Goricy, poszedł do tureckiej ekstraklasy, tam też strzelał, poszedł do Chin, tam też strzelał i teraz jest w Crvenie Zvezdzie Belgrad. Został królem strzelców serbskiej ligi. Po jakimś czasie przyznałem się jego agentowi, który pewnie o tym zapomniał, że mogłem go sprawdzić. On mógł przyjść do Zagłębia za pieniądze, które w Cracovii zarabiają bardzo młodzi zawodnicy. To mój wyrzut sumienia, który wypominam sobie zawsze, gdy mam wątpliwości co do oglądanego piłkarza, żeby pamiętać, że trzeba każdego sprawdzać bardzo dokładnie, żeby nie przeoczyć kogoś takiego.

Odwrócę pytanie. Transfer, który się wydarzył, ale nie wypalił tak, jak się spodziewałeś.

Matyas Tajti. Myślałem, że swoją jakością piłkarską obroni się w Ekstraklasie. Byłem przed doświadczeniami z Rakowa i nie patrzyłem na jego intensywność, doskok, działania w defensywie, odnalezienie się w dynamicznych fragmentach gry. Jakiś czas temu oglądałem go na Węgrzech i nadal ma tę jakość, ale nawet jeśli biega dłuższy dystans, to nie ma w tym wielu sprintów, przyśpieszeń. Węgierska wersja Filipa Starzyńskiego – taki typ zawodników odchodzi do lamusa.

Polski Starzyński i węgierski Starzyński

Mówiłeś, że szukacie piłkarzy, których można wypromować i sprzedać. W Cracovii znajdziemy jednak i młodziutkiego Mauro Perkovicia i weterana Micka van Burena. Jakich zawodników szukacie?

Patrzymy na rozpiętość wiekową zawodników danej formacji. Jeżeli wśród obrońców mamy Kamila Glika czy Jakuba Jugasa, to nie chcemy ściągać trzydziestolatka. Albo młody zawodnik, albo stabilny, na niezłym europejskim poziomie. Mick van Buren został ściągnięty, bo mieliśmy bardzo młodego Kacpra Śmiglewskiego. Chcieliśmy albo doświadczonego piłkarza, albo kogoś w wieku Benjamina Kallmana. Młodszego nie było, więc poszliśmy w van Burena. David Olafsson jest trzydziestolatkiem, więc ściągnęliśmy młodego Bartka Biedrzyckiego, który może się od niego uczyć gry w defensywie, w czym ma braki. Musi być pewna strategia, chociaż wiele weryfikuje rynek.

Łatwiej szukać młodych piłkarzy, gdy jesteś szóstym, nie czternastym zespołem ligi.

Wtedy było bardzo ciężko. Ściągnęliśmy wtedy Henricha Ravasa, Amira Al-Ammariego, Hasicia i van Burena do czternastego zespołu Ekstraklasy. W tamtym momencie był to sukces, że oni uwierzyli w nasz projekt. Zawsze, gdy rozmawiamy z piłkarzem, dajemy mu na koniec wyzwanie – co chciałby osiągnąć w swoim okresie w Cracovii? Są trzy podpunkty, w które celujemy, oni je spełniali.

Nie jest trochę tak, że jak jesteś na czternastym miejscu w tabeli, to możesz opowiadać o projekcie, ale piłkarz i tak nie wierzy?

Oczywiście, że jesteś mniej wiarygodny, ale jeśli czuć od ciebie profesjonalizm, pozytywne nastawienie, to się to udaje. Dużymi plusami Cracovii są miasto, tradycje oraz stabilność finansowa. Zawodnik mógł pomyśleć, że miejsce było kiepskie, lecz warunki takie nie są i można z tego miejsca wykonać progres.

Czyli Mauro Perkovicia i Martina Minczewa przekonać było łatwiej, bo zimą miejsce było lepsze?

Zrobiło na nich wrażenie między innymi to, że wiedzieliśmy, kogo ściągamy, że długo ich oglądaliśmy, mieliśmy wiedzę i plan na nich. W przypadku Perkovicia bardzo ważny był timing oraz znajomość z Marko Vukeliciem, z którym spotkałem się kiedyś w Zagrzebiu. Mieliśmy zbudowaną relację, podobnie z agentem Perkovicia – od trzech lat byliśmy w kontakcie. Odświeżyłem wiadomości, które wymienialiśmy, wtedy padały kwoty milionowe. Nie spodziewałem się, że on kiedykolwiek zagra w Cracovii, ale chciał grać, łapać minuty. Jego pozycja na rynku w połowie lutego nie była najlepsza, miał do wyboru Polskę czy Rosję. Dla kariery lepszym ruchem była Polska, bardzo podobały mu się warunki.

Czego jeszcze spodziewać się latem po Cracovii na rynku transferowym?

Rozkładamy okienko na etapy – dwa, trzy. Musimy wzmocnić każdą formację, jeżeli chcemy grać o coś więcej. Mogliśmy szybciej ściągnąć napastnika, ale czekaliśmy na lepsze opcje. Nie jest za spokojnie, narzucamy sobie presję, ale rok temu ściągnęliśmy zawodników po obozie, niektórzy nawet po starcie ligi. Mamy wytypowanych piłkarzy, którzy mogą zastąpić tych, po których spodziewaliśmy się więcej i mogą nas opuścić. Cracovia nie będzie miejscem, w którym akceptujemy niespełnione oczekiwania. Masz rok i musisz udowodnić wartość.

Cracovia Luki Elsnera bardzo zmieni się względem Cracovii Dawida Kroczka?

Chcemy funkcjonować w tej samej strukturze, w podobnych zasadach, natomiast wiemy, że trener Elsner ma swoje pomysły, jesteśmy na nie otwarci, jeśli to może rozwinąć zespół. Nasze działania w ataku będą uzależnione od tego, na jaki profil napastnika postawiliśmy, aczkolwiek kręgosłup zespołu udało się utrzymać, więc nie będą to diametralne różnice. Luka Elsner stawia na zasady zbieżne z naszymi: wysoki pressing, agresywny doskok, intensywność, dlatego pewne rzeczy odnośnie transferów są nienegocjowane. Jeśli ktoś będzie bardzo dobry piłkarsko, intensywny, ale nie będzie miał szybkości – ok. Natomiast brak intensywności już odpada.

Niektórzy mówią, że Luka Elsner to defensywny trener, że jego Le Havre nie dało się oglądać.

Mogą mieć takie przemyślenia. O trenerze Dawidzie Kroczku też mogli tak myśleć. Gdy broniliśmy się przed spadkiem, mieliśmy dwadzieścia procent posiadania piłki z Rakowem Częstochowa, skupiliśmy się na obronie. Trener Kroczek sam o sobie mówi, że lepiej czuje się w działaniach defensywnych, o czym proste liczby nie mówią. Może Luka Elsner będzie chciał oderwać od siebie jakąś łatkę? Na ile go poznałem, jest to osoba otwarta na nowości, obyta w środowisku stojącym na wyższym poziomie. To nas oczywiście nie uśpi, bo Ekstraklasa to nie jest słaba liga, to liga bez hierarchii, w której każdy chce grać o najwyższe cele, co wpływa na poziom rywalizacji. Na pewno mamy zawodników, którzy mogą dominować na boisku, grać piłkę opartą na posiadaniu i kontroli.

“Był moim pierwszym nowoczesnym trenerem”. Luka Elsner i jego historia

Co wam daje fakt, że Luka Elsner przychodzi z lepszego piłkarsko świata? W Lechu Poznań mówili mi, że potrzebowali trenera z zewnątrz, bo to, co wniesie do klubu, pozwoli się rozwinąć. Uważali, że kogoś takiego na rynku wewnętrznym nie ma.

Ocena sytuacji, kierunku rozwoju zespołu, będzie na pewno trzeźwiejsza. Liczymy na to, że będziemy razem długo współpracować. Mogę się od niego wiele nauczyć, bo nie miałem jeszcze okazji współpracować z trenerem z takim CV. Jego nastawienie, energia i podejście buduje klimat w klubie. Doświadczenie w rywalizacji z mocnymi zespołami pomoże nam w walce o czołówkę Ekstraklasy. Zresztą, trener odnajdywał się w różnych sytuacjach.

Belgia i Francja to ligi bardzo intensywne, przedsionek Premier League.

Polska z kolei jest teraz przedsionkiem mocnych zachodnich lig. Nawet zespoły w niższych ligach – jak Polonia Bytom – chcą iść w kierunku intensywnej piłki, pressingu. To też miało wpływ na wybór trenera, bo dostrzegamy to, co widzą Raków czy GKS Katowice, że trzeba mieć szybkość i intensywność.

Jaki stawiacie sobie cel na nowy sezon?

Celem zawsze jest postęp, lepsze miejsce niż w poprzednim sezonie. Tak się składa, że w tym przypadku oznacza to grę w pucharach.

Czyli celem jest awans do europejskich pucharów.

To już ty powiedziałeś!

WIĘCEJ O CRACOVII NA WESZŁO:

ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK

fot. FotoPyK, Newspix

28 komentarzy

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama