Strzela w finale Ligi Mistrzów, gra w najlepszym klubie świata, bije rekordy w reprezentacji Polski. Ewa Pajor to sportowa ikona naszego kraju. Kopała piłkę o ścianę w przerwie od pomagania rodzicom w gospodarstwie. W pogoni za marzeniami wyjechała: jako dziecko do Konina, jako nastolatka do Niemiec. Talentem przewyższała chłopców, determinacją przebijała ściany i trudności. Masa ludzi pomagała Ewie bezinteresownie, widząc wielkie umiejętności oraz pasję. Jej historia jest tak niezwykła, że ciężko uwierzyć, że nie jest stworzonym na potrzeby wielkiego kina scenariuszem wyciskacza łez. Czas to docenić i poświęcić jej uwagę, na jaką zasługuje.
Pęgów to kilkanaście domów, głównie gospodarstw wiejskich. Jedno z nich posiada Janusz Pajor, którego rodzina osiedliła się tam, gdy zabudowania można było policzyć na palcach jednej ręki. Nawet dziś, gdy miejscowość się nieco rozrosła, mówimy jednak o czymś, co wygląda jak przysiółek. W Pęgowie mieszka bowiem siedemdziesiąt osób.
– Siedemdziesiąt jeden. Ja też wciąż się liczę! – upomina Ewa Pajor w minidokumencie „Moja Barcelona”, zrealizowanym przez „Dom Produkcyjny F25”. Filip Adamus, producent kreatywny F25 i stały współpracownik UEFA, odwiedził wieś Ewy Pajor i zachwycił się tym miejscem.
– W Pęgowie jest tak… sielsko. Centralna Polska, niedaleko Władysław Reymont „Chłopów” pisał! To klasyczna polska wieś, w pozytywnym znaczeniu, dlatego zależało mi na tym, żeby w naszym materiale nie lecieć stereotypem: tu krowa, tam biegają konie, świnie. Chciałem pokazać naturalność tego miejsca. Jestem przekonany, że wiele osób z Peru czy ze Stanów Zjednoczonych zaczęłoby robić w Pęgowie zdjęcia na Instagram, zachwyciłoby ich to, jak tam jest, zupełnie inaczej niż w małych miejscowościach na świecie.
Spis treści
- Ewa Pajor - historia najlepszej polskiej piłkarki
- Pęgów. Siedemdziesięciu mieszkańców i Ewa Pajor. Piłkarka Barcelony zaczynała kopiąc o stodołę w gospodarstwie
- Płacz, niedobór żelaza, rezerwy i rekordowy transfer. Ewa Pajor przetrwała wszystko
- Ewa Pajor i FC Barcelona. Trofea, rozpoznawalność i budowa marki osobistej
- Ewa Pajor podziwia Cristiano Ronaldo i Roberta Lewandowskiego. Ona także działa jak maszyna
Ewa Pajor – historia najlepszej polskiej piłkarki
Całkiem prawdopodobne, że żaden z czołowych sportowców świata — Ewa Pajor to w końcu królowa strzelczyń Ligi Mistrzów oraz zawodniczka dwukrotnie nominowana do Złotej Piłki — nie pochodzi z mniejszej miejscowości. Medale Igrzysk Olimpijskich zdobywali dla Polski Monika i Tadeusz Michalikowie z niewielkiego Jasieńca, ale nawet on jest czterokrotnie większy niż Pęgów, do którego Ewa wciąż chętnie wraca. Porównać można to tylko do Bieniowa, z którego pochodzi Julia Szeremeta. Mieszka tam czterdzieści osiem osób.
W jednym z wywiadów Ewa wspominała, że najlepiej czuje się, gdy wysiada z samochodu pod rodzinnym domem i słyszy szczekanie psa. W „Radiu Meteor” opowiadała, jak doiła i oporządzała krowy, plewiła chwasty w burakach, pomagała na roli. Z rodzeństwem skrzykiwali się, żeby szybciej uporać się z robotą i iść do sąsiada, za którego stodołą stała prowizoryczna bramka. Przyjeżdżał kuzyn Ewy, który namawiał ją, żeby kopać piłkę. Tak się to wszystko zaczęło.
– Stamtąd wyszła dziewczyna, która jest jedną z najlepszych piłkarek na świecie. Jak trudno było zajść tak wysoko, startując z takiego miejsca? Pęgów skazał Ewę na piłkę. Możemy się domyślać, że dziewczynki nie miały tam innych rozrywek. Już trenując w klubie musiała grać z chłopakami, widok małej piłkarki nie był jeszcze tak powszechny. Możemy się tylko domyślać komentarzy. Ekstraliga, gdy Ewa wchodziła do niej jako nastolatka, wyglądała jeszcze bardzo ubogo. A ona cały czas szła do przodu. Wszystko poparła ciężką pracą — opowiada Adamus.
Na Camp Nou oglądało ją dziewięćdziesiąt tysięcy osób. Została ikoną kobiecej piłki w Polsce, strzelając najwięcej bramek dla reprezentacji. Zapracowała na trzeci najwyższy transfer w dziejach żeńskiego futbolu. Żyjemy w czasach Ewy Pajor i musimy być z tego dumni.
Pęgów. Siedemdziesięciu mieszkańców i Ewa Pajor. Piłkarka Barcelony zaczynała kopiąc o stodołę w gospodarstwie
W 2022 roku „R-Gol” wysyła dziennikarza Mateusza Święcickiego do Pęgowa, żeby nakręcić reportaż o drodze Ewy Pajor do wielkiego futbolu. Napastniczka Wolfsburga ma już na koncie pięć mistrzostw Niemiec, trzy finały Ligi Mistrzyń oraz siedem krajowych pucharów i tytuł królowej strzelczyń Bundesligi. Razem z nim, jako operator, jedzie Krzysztof Kulasa.
– On w swoim życiu zrobił mnóstwo reportaży, rozmów z piłkarzami. Jak wracaliśmy, powiedział: ale to było dobre! Na zasadzie: jakich ludzi spotkaliśmy, do jakiego środowiska trafiliśmy. Najbardziej uderzające było to, jak mikroskopijna jest miejscowość Pęgów, a jak wielką karierę zrobiła Ewa Pajor. Oraz to, jak normalni są jej rodzice — wspomina Święcicki.
Rodzice Ewy prowadzą gospodarstwo, które spędza im sen z powiek. Gdy córka dostała się do Medyka Konin, nie mogli wozić jej na treningi, bo musieli opiekować się dobytkiem. Pomógł Piotr Kozłowski, nauczyciel ze szkoły w Wieleninie, gdzie Pajor rozwijała piłkarski talent. Osobiście woził Ewę na treningi, czterdzieści kilometrów w jedną stroną. Wcześniej zebrał dziewczynki w lokalny zespół, żeby tylko Pajor miała drużynę, w której może grać, zanim dołączy do Medyka. Dwunastolatce zabroniono bowiem gry z chłopcami, mimo że na turniejach wygrywała nagrody dla najlepszego zawodnika.
Kiedyś statuetkę króla strzelców turnieju wręczył jej Włodzimierz Smolarek. Był zaskoczony, że otrzymała ją dziewczyna. Po latach Euzebiusz, jego syn, wspólnie z Ewą Pajor i Agatą Tarczyńską patronuje Uniejowskiej Akademii Futbolu, którą na miejscu zarządza Kozłowski. Razem dbają o to, żeby miejscowe dzieci miały szansę pójść w ich ślady.
Kariera Ewy to zasługa wielu takich poświęceń i wyrzeczeń. Jej siostra, Paulina, przeprowadziła się z nią najpierw do Konina, a potem do Wolfsburga. Ot, żeby było jej raźniej, żeby nie była sama. Pajor mówi, że jest bardzo emocjonalna. Często płakała, tęskniła za domem, była introwertyczką. Wsparcie siostry było jej potrzebne. Rodzice nawet nie wiedzieli, że Paulina zmieniła szkołę. Roman Jaszczak wspominał, że myśleli, że dziewczyny powinny zostać w Pęgowie, pomagać w gospodarstwie.
– Rodzice byli wymagający. Gdy pojawiał się temat piłki nożnej, czasami wyrażali obawę, że to niebezpieczne. Że coś może nam się stać — opowiadała w „Przeglądzie Sportowym” Paulina Pajor.
Nikt jednak nie zabraniał Ewie marzyć ani się rozwijać. Po szkole często zostawała dłużej, żeby tylko pograć w piłkę, ale co trzeba było zrobić w domu, było robione. Taki dryg i wychowanie pomaga w osiągnięciu rzeczy, które dla wielu wydają się nieosiągalne.
– Uczysz się obowiązkowości. Piłka, w którą możesz zagrać, to prezent dla ciebie po całym dniu szkoły i pracy. Wielu dzieciaków z tamtych czasów, także młodszych, może powiedzieć o sobie to samo. Granie w piłkę było świętem, wyselekcjonowane w ciągu dnia. Najpierw sto innych rzeczy, potem piłka — mówi Święcicki.
Dziennikarz przytacza historię, która uświadomi ludziom niemającym pojęcia o prowadzeniu gospodarstwa, jak wiele wyrzeczeń i poświęcenia wymaga ten biznes.
– Jej ojciec to gigant, wspaniały człowiek. Zapytałem go, czy był na meczach Ewy w Wolfsburgu. Powiedział, że na jakimś był, ale nie może sobie ot, tak opuszczać domu na wiele dni, bo ma zwierzęta, którymi trzeba się zająć. Gdy było wesele starszej siostry Ewy, między ślubem i obiadem wrócił do domu, przebrał się w robocze ubrania, nakarmił zwierzęta i wrócił na zabawę. Widzisz, że ci ludzie bardzo ciężko pracują i można powiedzieć, że Ewa się poprzez to hartowała.
Unikalne w tej opowieści jest przywiązanie Pajor do rodzinnych stron. Niemal w każdym wywiadzie podkreśla, jak bardzo uwielbia Pęgów i jak często tam wraca. W „Mojej Barcelonie” razem z rodziną i psem Kajtkiem prezentuje wycinki z gazet, okładki, medale. Chętnie odbija piłkę o stodołę, gdzie „strzeliła z milion bramek”. Filip Adamus był poruszony naturalnością tej historii.
– Jest dużo osób, które wychodzą z małej miejscowości i tylko mówią, że o niej pamiętają. Ewa nie tylko mówi. Gdy tam wjeżdża, przeistacza się w tę samą Ewę, która kopała kiedyś w ścianę. Słuchałem naszego nagrania i w pewnym momencie czułem, że Ewie, gdy czytała skrypt, ze wzruszenia załamał się głos. Pomyślałem, że chyba dobrze trafiliśmy z przekazem tego krótkiego wideo.
Lubimy inspirujące historie, a ta Ewy Pajor zdecydowanie taka jest. Jej Pęgów w łódzkiem to 14 domów, 70-paru mieszkańców. Na ścianie stodoły sąsiada mieli bramkę, na którą kopała za dzieciaka – z kolegami, z rodzinką – i na którą wciąż zdarza jej się kopnąć. Na przykład jak… pic.twitter.com/Leal4nvO2v
— Filip Adamus (@Filip_Adamus) October 10, 2024
Produkcja studia F25 ma hiszpańskie napisy i spotkała się z pozytywnym odbiorem kibiców Barcelony, a nawet koleżanek Pajor. Ewa udostępniła ją na Instagramie, którego zresztą prowadzi sama. Nie potrzebuje agencji marketingowych i całej tej otoczki. To, co przekazuje światu, ma być jej opowieścią o niej samej. Zuza Walczak i Weronika Możejko, ekspertki od kobiecej piłki, nie mają wątpliwości, że ta filmowa historia doczeka się w końcu globalnej uwagi i dokumentu na miarę tych o największych gwiazdach futbolu.
Scenariusz jest przecież wymarzony, oryginalny. Pamiętam, gdy odwiedzałem Bryne, z którego pochodzi Erling Braut Haaland. On akurat wychował się w miasteczku, ale tuż pod nim jest farma jego wuja, którą odwiedzał i odwiedza przy każdej okazji. Chwali się rąbaniem drewna, wrzuca zdjęcia na traktorze, zachwyca się domowym mlekiem. Jego historia zrobiła furorę, więc dlaczego nie miałoby tak być z Ewą, która dorastała w równie niesamowitym miejscu?
Wielki piłkarz z małego miasteczka. Bryne, tu zaczynał Erling Haaland [REPORTAŻ]
Mateusz Święcicki puentuje opowieść o Pęgowie lekcją o lokalnym patriotyzmie i wychowaniu w kulcie pracy. Najwięksi sportowcy z naszego kraju to przecież najlepsze przykłady tego, jak daleko można zajść, gdy wierzysz, że poświęcenie poprzedza spełnione marzenia.
– Ostatnio byłem w Bredzie, gdzie mówili mi, jak ważny jest mikro patriotyzm, pamięć o swoim kawałku ziemi. Gdy ojciec Ewy pokazywał nam gospodarstwo, krowy, Ewa w ogóle się tego nie wstydziła. Mówiła, że to jest super. Nie pamiętam, żebym pojechał do jakiegoś polskiego piłkarza i zrobił taki materiał. Moja refleksja o Ewie jest taka, że w tej małej miejscowości budowały się jej marzenia. Ma mentalność człowieka, który zasuwa i chce więcej. To się bierze z wychowania i warunków, w jakich dorastała.
Płacz, niedobór żelaza, rezerwy i rekordowy transfer. Ewa Pajor przetrwała wszystko
Mentalność i zapał do pracy to coś, dzięki czemu Ewa Pajor przetrwała w świecie kobiecego futbolu. Sama podkreśla, że koledzy z drużyny zawsze przyjmowali ją z otwartymi ramionami. Były też jednak osoby, od których słyszała, że piłka nożna to gra dla chłopaków. W Koninie płakała tak często, że koleżanki pytały jej, czy była na basenie, bo jej oczy są czerwone, jak od chloru. Było trudno, było ciężko, było źle, ale brała się w garść i zasuwała.
Od początku błyszczała talentem, choć w nietypowy sposób: głównie w meczach, na treningach bywało różnie. Na tle innych zawodniczek nie miała sobie równych, ale to nie dziwi. W rodzinnych stronach była przecież lepsza nawet od chłopców. Mimo to stresowała się, gdy jako piętnastolatka dołączyła do seniorek Medyka. Klub zabiegał w PZPN o specjalną zgodę na jej występy. Dostał ją, a Ewa w debiucie strzeliła dwie bramki.
W tamtym okresie myślały o niej największe kluby świata. Wolfsburg, Turbine Poczdam, Chelsea, PSG. Od początku myślała o Niemczech. Sprawdziła się w Turbine, ale nie wszystko jej odpowiadało. Padło na VfL, wielki klub, niemieckiego hegemona. Tam bardzo szybko okazało się, że rola absolutnej gwiazdy na prowincji kobiecej piłki, czyli w Polsce, niewiele znaczy. Jej transfer nie odbił się szerokim echem, ale Ewie i tak towarzyszył hype największego talentu świata, na jaki ją kreowano nad Wisłą.
Tymczasem ten wielki talent wylądował w rezerwach Wolfsburga. Pajor w książce „Piłkarki. Urodzone, by grać” wspominała ten okres w rozmowie z Paulą Dudą.
– Pamiętam, jak jechałam na pierwszy trening. Musiałam być odpowiednio wcześniej, ale wyjechaliśmy jeszcze wcześniej, niż trzeba było, żeby mieć pewność, że się nie spóźnimy. Zaczęła nam szwankować nawigacja. Ja cała w stresie, spanikowana, że nie zdążę. Przyszłam cała blada do szatni, tam nikogo nie było, a ja nie wiedziałam, gdzie iść. Zaczęłam płakać.
Zaraz dodaje, że takich sytuacji „było dużo”. Gdy płaczącą Ewę w końcu znalazła w szatni trenerka, która miała się nią zaopiekować, nie miała pojęcia, co się stało. Pajor nie znała niemieckiego, więc żeby wytłumaczyć jej tak prostą rzecz, dała jej telefon do przyjaciółki, Agaty Tarczyńskiej, która odegrała rolę tłumacza. W klubie pomagała jej też polska fizjoterapeutka, która po latach przyznała się, że po godzinach szkoliła zapomniane słówka z rodzimego języka, żeby tylko dać Ewie wsparcie.
Komunikacja to jedno, wyzwaniem były także obciążenia treningowe oraz jakość piłkarek, z którymi dzieliła szatnię. Pajor przeżyła podwójny szok: raz, gdy zaczęła trenować z drużyną; następnie, gdy do klubu wróciły reprezentantki kraju, najlepsze zawodniczki świata. Fragment innej świetnej książki o kobiecej piłce, „Polka gola. O kobietach w futbolu”, autorstwa Karoliny Wasielewskiej, wspomnienie Piotra Kozłowskiego:
– Kiedy byłem na stażu w Wolfsburgu, ich trener powiedział mi tak: „Tu, na tym boisku, widziałem, jak Ewa wymiotuje. Niestety, ona się nie utrzyma”.
I dalej, tym razem opowieść siostry, Pauliny:
– Przychodziła z treningów i zamykała się w pokoju. Zastanawiała się, co znowu zrobiła źle, że nie została powołana na mecz. Nie dawało jej to spokoju. Kiedy opowiadała o tym okresie Piotrowi Kozłowskiemu, przyznała: „Trenerze, my czterdzieści razy się pakowałyśmy”. Wracała po treningach i postanawiała: „Nie dam rady, pakujemy się i jedziemy”. Następnego dnia, kiedy wstawała z łóżka, siostra badała jej nastrój: „Jak tam?”. „No, idę na trening”, mówiła po prostu Ewka. – To pakowanie się to była bardziej metafora.
Weronika Możejko, dziennikarka Viaplay, nie ma wątpliwości, że gdyby nie Pęgów, rodzinny dom i wartości, jakie jej w nim wpojono, Ewa mogłaby pęknąć.
– Pomógł jej charakter, wychowanie w poczuciu obowiązku, że trzeba coś zrobić. Ewa jest bardzo pracowita, od zawsze. Pierwsze słowa, które słyszysz od osób, które z nią pracowały, to skromność i pracowitość. Tytan pracy zaprogramowany na sukces. Całe jej życie jest ustawione pod piłkę: o tych samych porach je, śpi, odpoczywa, regeneruje się. Wiedziała, jak ułożyć życie, żeby osiągnąć jak najwięcej. Teraz inspiruje do tego innych. Gdyby nie to, że zacisnęła zęby, mogłaby odpaść po drodze.
Kłód pod nogami było tyle, że poddać mógłby się nawet Herkules. Nina Patalon, trenerka reprezentacji Polski, która prowadziła Ewę także w Medyku, twierdzi, że Wolfsburg od początku miał dwuletni plan na Pajor. Gdyby natychmiast zaczęli z nią pracować na najwyższej intensywności, groziłyby jej kontuzje, mogłaby tego nie wytrzymać. To świadomość i wiedza ludzi w VfL sprawiły, że Ewa zrobiła karierę. W Polsce niektórzy kręcili nosem: taki talent i rezerwy? Najważniejsi ludzie w Wolfsburgu wiedzieli jednak, że to unikatowa zawodniczka, która z racji tego, jak zaczynała, potrzebuje nieco innej drogi. Sama Ewa mówiła potem:
– Co bym zmieniła? Na pewno zwróciłabym większą uwagę na lepsze odżywanie się, bo początkowo nie wyglądało to super oraz na technikę użytkową, przyjęcie piłki prawą czy lewą nogą w różnych sytuacjach, ponieważ tutaj, w Niemczech, zwracają na to dużą uwagę. Gdybym wtedy to trenowała, ten przeskok nie byłby taki spory.
Odżywianie się faktycznie okazało się problemem, bo w pewnym momencie Ewie po prostu brakowało siły. Rywalki ją przepychały, miała trudności ze stabilizacją ciała. Fatalnie wypadły wyniki badań krwi, na których okazało się, że ma niedobory żelaza. Do tego doszły dwie operacje oczu, bo u Ewy zdiagnozowano stożek rogówki. Prawym okiem widziała w dziesięciu procentach, lewym w trzydziestu.
Aha, no i szkoła. Wyjechała jako nastolatka, więc musiała zdać maturę, a już na miejscu: uczyć się niemieckiego. Z egzaminem dojrzałości z matematyki poradziła sobie za trzecim podejściem. Zero powodów do wstydu. Jak zwykle: zawzięła się, że da radę. Pajor mogła czuć się wycieńczona, zniechęcona. Cały ten trud po to, żeby pograć w rezerwach, zebrać parę minut w pierwszym zespole? W „Piłkarkach” wspominała:
– Najgorsze był gierki cztery na cztery. Czułam się po nich naprawdę wyczerpana. Kosztowały mnie one wiele wysiłku. Właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że największą różnicą między ligą polską a niemiecką jest tempo treningów i, co za tym idzie, meczów.
Gdy jednak nadrobiła braki, zyskała pewność siebie i stała się atletką pełną gębą. Jej siła, szybkość i determinacja sprawiły, że Sara Gunnarsdottir, koleżanka z drużyny, wymyśliła jej pseudonim Ewa Power. Tommy Stroot, szkoleniowiec VfL, stwierdził kiedyś, że rzadko spotyka się zawodników tak zaangażowanych w trening, jak Pajor. Po latach sama zainteresowana przyznała, że Ralph Kellerman, trener Wolfsburga, wykazał się niebywałym wyczuciem, prowadząc ją w ten sposób. Była w rytmie treningowym i meczowym, nie odbiła się od ściany. Zuza Walczak, niegdyś związana z PZPN, także chwali niemiecki klub:
– Jej początek w Wolfsburgu był trudny, bo Ekstraliga odstawała od niemieckich realiów. Dali jej czas, czekali, bo widzieli potencjał. Kluczowe było to, że ktoś naprawdę się znał i zobaczył w niej potencjał, że warto zaczekać i się nią zająć.
Walczak dodaje, że to, jak wiele Wolfsburg zrobił dla Ewy, jest kluczowe dla faktu, że została w klubie na tyle lat. Pajor uchodzi za osobę, która nie lubi zmian, która chce być tam, gdzie dobrze się czuje, ale też za kogoś, kto docenia pomoc innych osób. Na przestrzeni lat zgłaszały się do niej różne kluby. Niemiecka piłka kobiet wciąż była mocna, ale rosły nowe potęgi: w Anglii, Francji, Hiszpanii. Pajor chciał każdy, ona jednak marzyła o tym, żeby wygrać finał Ligi Mistrzyń z Wolfsburgiem.
– Ważniejsza niż wygoda jest u niej lojalność i wdzięczność. Myślę, że była absolutnie lojalna i wdzięczna wobec klubu, który tyle jej dał. Zapewniono jej opiekę, żeby mogła wykorzystać swój potencjał. Wiedziała, jak wygląda jej droga, jaki progres zrobiła i być może dlatego było jej tak ciężko odejść, bo dużo tym ludziom zawdzięczała. Mogę się tylko domyślić, jak trudna była to decyzja i podziwiać ją za to, że ją podjęła. To duża odwaga, bo mogła zostać w strefie komfortu, gdzie wszyscy ją uwielbiali — mówi Walczak.
Po blisko dekadzie w Niemczech Ewa zdecydowała, że czas na następny krok. Wybrała na Barcelonę, z którą VfL przegrał ostatni finał. Pajor strzeliła w nim bramkę, zaliczyła asystę, jej zespół prowadził 2:0. Nie wystarczyło, żeby pokonać najlepszy klub świata. Filip Adamus, który oglądał ten mecz z trybun, wspomina, że już wtedy plotkowało się o ofercie z Barcelony, ale w środowisku nie było przekonania, że Polka ją przyjmie.
Przyjęła. FC Barcelona zapłaciła za nią pół miliona euro, to trzeci najwyższy transfer w historii kobiecej piłki. Żadna Europejka nie kosztowała więcej, a przecież jeszcze wcześniej, gdy klauzula w jej umowie z Wolfsburgiem opiewała na milion euro, nie brakowało chętnych, żeby ją wpłacić.
Ewa Pajor i FC Barcelona. Trofea, rozpoznawalność i budowa marki osobistej
Transfer do Barcelony sprawił, że Ewa w końcu zyskuje rozgłos, na jaki zasługuje. Rok temu, jako królowa strzelczyń Ligi Mistrzów, zajęła dopiero osiemnaste miejsce w plebiscycie na najlepszą piłkarkę świata. Wyobrażacie sobie, żeby tak odległe miejsce w Złotej Piłce przypadło najlepszemu strzelcowi Champions League? Zuza Walczak nie kryje, że wszystko rozbija się o popularność.
– Transfer do Barcelony jest krokiem do tego, żeby Ewa zyskała medialność. Będzie o niej coraz głośniej za sprawą tego, jak gra. Każdy hat-trick, gol w istotnym meczu, sprawi, że zachwytów będzie coraz więcej. Zasługuje na to. Widziałam, że hiszpańskie media są nią zachwycone. Barcelona ma niesamowitą wartość marketingową. Wizerunek piłkarek, który kreują, opakowanie ich, ma znaczenie.
Zachodnie media często opisywały Ewę Pajor jako najbardziej niedocenianą zawodniczkę na świecie. Analiza “Coaches Voice” nie pozostawia wątpliwości, że Polka jest napastniczką kompletną, świetnie czującą się i w rozegraniu, i w walce z rywalkami, i w sytuacjach podbramkowych. Poprawiła grę lewą nogą, świetnie się ustawia, umyka przeciwniczkom swoimi mądrymi ruchami. Jeszcze dalej idzie „Total Football Analysis”:
– Jest bardzo bezinteresowna, a znalezienie napastnika, który nie jest samolubny, to rzadki wyczyn. Media nie skupiają się na niej, co może wynikać z gry w Bundeslidze. Dlatego ważne, żeby rzucić światło na jej grę i umiejętności. Jest jedną z niedocenianych napastniczek, może stać się jeszcze bardziej kliniczna w wykończeniu.
Katalońskie media bezdyskusyjnie uznały, że takiej właśnie zawodniczki Barcelonie brakowało. Tylko właściwie: dlaczego? Czemu klub, który wygrywa wszystko, potrzebował Ewy Pajor? Z tym pytaniem udałem się do Weroniki Możejko.
– To sytuacja win-win, bo Barcelona nie miała takiej dziewiątki jak Ewa. Próbowali rotacji, sztucznych ustawień, ale brakowało im kogoś takiego. Już w sparingach było widać, że świetnie się tam wpasowała, że tego potrzebowali. Ewie z kolei Barcelona jest potrzebna, żeby wygrywać trofea. Wolfsburg to mocna marka w Niemczech, daleko zachodzi w Europie, ale z Barceloną wygrywa się po prostu wszystko. Jeżeli Ewa chciała zaznaczyć swoją obecność, zwyciężać plebiscyty, to na to się patrzy. Inaczej wygląda Ewa, królowa strzelczyń Ligi Mistrzyń z Wolfsburga, a inaczej z Barcelony — tłumaczy ekspertka.
Ewa Pajor należy do TOP3 napastniczek na świecie? – dopytuję.
– TOP3, TOP5 na spokojnie. Ewie niczego nie brakuje, z najlepszymi zawodniczkami na świecie czuje się jak ryba w wodzie. Uzupełnia ten skład, wzmacnia go, nie jest żadnym osłabieniem. Jest na tym samym poziomie.
Do nowego zespołu Pajor weszła z drzwiami. Bije rekordy, strzela jak na zawołanie, ląduje na okładkach gazet. W kolejnej edycji Złotej Piłki zajęła odległe, 29. miejsce, ale to jeszcze nagroda za sezon w Wolfsburgu. Ciężko sobie wyobrazić, żeby za rok było podobnie, skoro pięć z dziesięciu miejsc w czołówce obsadziły zawodniczki Barcelony, na czele z Aitaną Bonmati.
Jej przykład pokazuje, ile znaczy gra dla najlepszego kobiecego klubu świata. Bonmati na Instagramie obserwuje 1,7 miliona osób. Jej koleżankę, dwukrotną zwyciężczynię Złotej Piłki, Alexię Putellas – 3,3 miliona osób. Ewa jest na początku drogi, ma 142 tysiące obserwujących. To jednak i tak przeskok, bo Możejko pamięta, że zanim pojawiły się plotki o jej transferze do Barcelony, liczba followersów zamykała się w 60 tysiącach. W krótkim czasie Pajor podwoiła więc grono fanów.
– Złota Piłka to trochę plebiscyt popularności. Jeszcze kilka lat temu z bólem serca mówiłam, że Ewa nie jest znana nawet w Polsce, a co dopiero na świecie. Poza światem piłki kobiecej ciężko było znaleźć ludzi, którzy Ewę kojarzą. To się zmienia dzięki Barcelonie, bo ona wymaga od piłkarek, żeby były też ambasadorkami. Pokazuje je, wystawia poza boiskiem, żeby były dostępne dla kibiców. Popularność Putellas czy Bonmati idzie w parze z ich umiejętnościami, ale Ewa też je ma, więc popularność może sprawić, że pójdzie w rankingach jeszcze wyżej — wyjaśnia ekspertka.
Znów dopytuję: Jaką rozpoznawalność daje gra dla największych kobiecych marek?
– Przede wszystkim: media. To, czy i jak media o tobie piszą, jest bardzo ważne, bo dużo osób nie ma dostępu do kobiecej piłki nie z racji uprzedzeń, tylko z braku świadomości, że ten sport istnieje. Nie można mieć do nich pretensji, bo gdy wchodzą na różne portale, informacji o tym sporcie nie ma. Teraz o dokonaniach strzeleckich Ewy jest głośno, media to opisują. Pomaga też to, że w Barcelonie mamy polskich piłkarzy. Jest wiele powiązanych wątków, które pozwalają stawiać Ewę na świeczniku.
Możejko dodaje, że nawet gdyby Pajor przeszła do Wolfsburga teraz, mając wyrobioną markę w świecie kobiecego futbolu, nie musiałoby to zrobić wrażenia.
– Jeżeli słyszymy o Chelsea, to w głowie pojawia się, że to dobry klub, bo znamy męską Chelsea. Wolfsburg? Kojarzymy, że to nie jest poziom Bayernu Monachium, a jednak w Niemczech to był klub bardzo mocny. To wynika z przekonań, co widzimy teraz, po transferze do Barcelony. Nawet jeśli ktoś nie ma pojęcia o piłce kobiet, to wie, że to musi być dobry klub. Gdyby Ewa przeszła do Wolfsburga teraz, pewnie byłoby podobnie, bo — z całym szacunkiem — to nie jest ten kaliber klubu.
Ciężko się z tym nie zgodzić. Zuza Walczak zauważa, że choć piłka nożna kobiet to odrębny sport, marki zbudowane przez męskie kluby mają w nim znaczenie. W Polsce sporo mówiło się o Katarzynie Kiedrzynek, która gra w PSG właśnie dlatego, że gra w PSG.
– Doskonałym przykładem, żeby zdać sobie sprawę z tego, jak dużo Ewa daje, jest to, że po transferze Ewy do Barcelony, wszystkie najważniejsze media w kraju o tym pisały. Dzięki temu, że Ewa zmieniała klub, media dały kobiecej piłce miejsce na czołówce, a co za tym idzie, musieli wytłumaczyć, kto to jest, powiedzieć o niej coś więcej, wspomnieć o reprezentacji, o innych polskich zawodniczkach z Barcelony. Każdy jej ruch będzie teraz śledzony przez media sportowe, które dotąd tak chętnie o tym nie informowały. Ewa dużo zrobiła dla kobiecej piłki swoim transferem, tym, że się rozwija — mówi Walczak.
Dodatkowym smaczkiem jest oczywiście fakt, że Ewie Pajor w Barcelonie towarzyszą nie tylko Emilia Szymczak, zawodniczka drugiej drużyny, ale przede wszystkim Robert Lewandowski i Wojciech Szczęsny. Uwaga polskich mediów skupia się na tym klubie jak nigdy dotąd, piłkarski są dzięki temu jeszcze lepiej eksponowane. Także przez sponsorów, takich jak InPost, który popisał się kapitalną akcją promocyjną.
– Na ulicy barcelońskiej w Warszawie pojawił się paczkomat z całą ekipą z Barcelony. Mogli pokazać samego Lewandowskiego i Szczęsnego, uznając, że oni są najważniejsi, ale pokazali też Pajor i Szymczak. To bardzo ważne, żeby uwzględniać kobiety w kampaniach reklamowych, skoro sponsor ma dostęp i do kadry męskiej, i kobiecej. Ewa jako liderka reprezentacji będzie na tym zyskiwała — opowiada Zuza Walczak.
Ewa Pajor podziwia Cristiano Ronaldo i Roberta Lewandowskiego. Ona także działa jak maszyna
O piłkarskie aspekty pobytu Ewy Pajor w Barcelonie nie ma sensu się obawiać. Często mówi się o niej, że jest kobiecą wersją Roberta Lewandowskiego i jeśli chodzi o reżim treningowy, w jakim funkcjonuje, jest to porównanie niezwykle trafione. Nina Patalon opowiadała kiedyś, że „konstrukcja psychiczna Ewy sprawiała, że nigdy nie martwiła się o to, czy Pajor zmobilizuje się do pracy”. Trenerka opowiadała niedawno o tym, jak wygląda dzień najlepszej polskiej piłkarki. Istnieją konkretne wytyczne, co do godziny, o której idzie spać, odkłada telefon, spożywa posiłki.
– Praca, cały czas. Trening, dieta, trening, dieta, trening mentalny, fizyczny, siłowy. Maszyna. Może dlatego Cristiano Ronaldo długo był dla niej takim idolem — mówi Filip Adamus.
Pajor współpracuje z Darią Abramowicz, psycholog, która opiekuje się także Igą Świątek. Jest skupiona na wyłapywaniu detali, które można poprawić. W „Foot Trucku” opowiadała historię o tym, jak Wojciech Szczęsny załatwił jej bilety na mecz Juventusu, żeby mogła zobaczyć Cristiano Ronaldo. Śledziła każdy jego ruch, żeby podebrać coś dla siebie. W podobny sposób podziwia Lewandowskiego. Gdy w „Przeglądzie Sportowym” spytano ją, o co chciałaby go zapytać, rzuciła:
– O wszystko. Na pewno o szczegóły jego diety, o detale dotyczące treningu, o to dlaczego zachowuje się na boisku w określony sposób. Pytałabym go chyba o wszystko, o co tylko się da.
Gdy spotkali się po raz pierwszy, na gali nagród, była tak onieśmielona, że ma szansę z nim porozmawiać, że połowa tematów wyleciała jej z głowy. Może teraz, w Barcelonie, nadrobi zaległości? W końcu Robert zna i ceni Pajor. Filip Adamus przytacza historię z czasów pracy w PZPN, gdy planowali wspólny materiał:
– Lewandowski zawsze był dla Ewy wzorem. Był sezon lub dwa, gdy oboje byli królami strzelców „swojej” Bundesligi. Jako „Łączy nas piłka” mieliśmy już wtedy dogadany materiał w Monachium, miało to być ich wspólne nagranie. Finalnie nie zgrały się terminy, przesunęliśmy to na wiosnę, ale wtedy nadeszła pandemia i w końcu tego nie zrealizowaliśmy. „Lewy” był bardzo za tym pomysłem, znał Ewę, wydało mu się to ciekawe.
Zarówno Robert, jak i Ewa, są drogowskazami dla młodzieży, która pragnie grać w piłkę. W równym stopniu, bo po meczach reprezentacji Polski kobiet w kolejce po autografy ustawiają się także chłopcy. Po transferze do Barcelony Pajor coraz częściej słucha zachwytów męskiej części piłkarskiego świata.
– Wszyscy lubimy się utożsamiać z sukcesem, a mamy naprawdę elitarny talent w piłce kobiecej. Ewa bije rekordy, świetnie reprezentuje Polskę. Chłopcy, mężczyźni, dziewczynki, kobiety – wszyscy widzą w niej po prostu świetną piłkarkę, z którą chcą się utożsamiać. Efekt Ewy Pajor po transferze do Barcelony jest widoczny — twierdzi Weronika Możejko.
Efekt Ewy Pajor podtrzymuje też zaangażowanie jej samej. Projekt w Uniejowie co roku przyciąga setki dziewczyn, które chcą zagrać w turnieju idolki, spotkać ją, podpytać o rady. Przyjeżdżają marki zagraniczne: VfL Wolfsburg, Sparta Praga. Zuza Walczak najbardziej docenia w Ewie właśnie to oddanie oraz autentyczność.
– Też jestem z małej miejscowości i pamiętam, że gdy grałam na podwórku z kolegami, to nie miałam pojęcia, że są dziewczyny, które grają w piłkę. Marzyłam o tym, żeby grać w męskiej reprezentacji, bo myślałam, że jak będę super grać, to na pewno zrobią dla mnie wyjątek. Ewa zmienia rzeczywistość. Nie chodzi o to, żeby każda dziewczyna w Polsce grała w piłkę, ale o to, żeby wiedziała, że może grać i pójść jej ścieżką. Myślę, że Ewa czuje tę misję i dlatego się tak w to angażuje.
Kobiecy futbol rozwija się w sposób spektakularny. Fani tej dyscypliny wypełniają Camp Nou oraz Wembley. Czterdzieści pięć procent Europejek jest zainteresowana futbolem pań bardziej niż rok temu. Jednocześnie dociera on do osób, które wcześniej nie śledziły popisów Messiego i Cristiano Ronaldo. Badania wskazują, że jedna trzecia kibiców kobiecych zespołów nie śledziła wcześniej męskiego futbolu.
Wiadomo, że to sport inny. Wiadomo, że nieporównywalny. Nieprzypadkowo jednak najlepsze kluby w każdym zakątku Europy zakładają kobiece sekcje. Filip Adamus jest przekonany, że Polskę też czeka taki boom, może gdy otrzymamy prawo do organizacji finału Ligi Mistrzyń, o który się ubiegamy. Może, gdy po raz pierwszy awansujemy na wielki turniej, o co właśnie walczy Pajor z koleżankami.
Tego także brakuje jej, żeby zbudować rozpoznawalność na poziomie największych gwiazd. W kobiecej piłce uwagę wciąż przykuwają głównie turnieje międzynarodowe, których opakowanie i otoczka dorównują tym męskim. Sama Pajor zauważyła, że dopiero ostatnie mistrzostwa świata były zorganizowane w taki sam sposób, jak turniej mężczyzn, co przełożyło się na wyższy poziom spotkań. Tyle że Polska jeszcze nie bierze w nich udziału, więc naszym piłkarkom takiej ekspozycji brakuje.
Nie szukajmy jednak wymówek. My, media, także powinniśmy docenić kobiety grające w piłkę wcześniej. Historia Ewy Pajor jest na tyle niezwykła, że powinna ukazać się na naszych łamach trzy, pięć, osiem lat temu. Zwłaszcza że Polka budowała swoją pozycję, po prostu grając dobrze w piłkę. Nie plotła bzdur jak Megan Rapinoe, nie wcielała się w rolę skąpo ubranej modelki jak Alisha Lehmann.
– Ewa robiła na boisku wszystko, żeby się o niej mówiło, ale jakoś nie była zauważana. 121 meczów w Wolfsburgu, 96 bramek. W wieku 27 lat przechodzi do najlepszego klubu świata. Co jeszcze mogła zrobić? Jeśli ktoś przegapił ten okres, to niech żałuje, ale nie ma co się obrażać. Niech teraz trzyma kciuki za Ewę, bo osobiście jestem przekonany, że będzie nadal szła do góry. Przed nią pięć, siedem lat gry na najwyższym poziomie — stwierdza Adamus.
Weronika Możejko dodaje, że nie wyobraża sobie, że Ewa Pajor skończy karierę bez wygrania Ligi Mistrzyń. Może nawet dogoni najlepszą strzelczynię w historii tych rozgrywek, Adę Hegerberg. Brakuje około czterdziestu bramek, choć Hegerberg wciąż gra, więc dystans nie będzie łatwy do skrócenia. Ona sama podchodzi do wszystkiego bardzo spokojnie. Rzadziej będzie można złapać ją pod telefonem na szybki wywiad, bo skrupulatnie pilnuje tego FC Barcelona. Pajor zresztą wie, że najpierw robota, potem przyjemności.
– Fajne u Ewy jest to, że ona ciągle mówi: spokojnie, spokojnie. Pracujemy. Piłka nożna jest najważniejsza, nie zasięgi, kontrakty. Ewa sama prowadzi sobie konta na Instagramie i Facebooku. Znajdź drugą nominowaną do Złotej Piłki osobę, która tak robi. Cały czas podkreśla, że tematy marketingowo-reklamowe to jeszcze nie jest ten moment. Rozumiem to. Fajnie zaczęła, ale nie może się teraz skupić na innych rzeczach. Jeszcze ma czas na budowanie swojej pozycji w innych sferach. O ile oczywiście będzie tego chciała – zdradza Filip Adamus.
Bardzo prawdopodobne, że obecny sezon skończymy z dwoma tytułami najlepszych strzelców w La Lidze. Wśród mężczyzn zapewne wygra Robert Lewandowski, wśród kobiet najpewniej Ewa Pajor. Zadbajmy o to, żeby odpowiednio docenić oba te sukcesy, traktować je jako całość. Drugi Lewandowski nie objawi nam się jeszcze długo, ale druga Pajor być może gdzieś już jest, może szerzej eksponowana duma z osiągnięć Ewy zachęci ją, żeby pójść w jej ślady.
Filip Adamus naszą rozmowę o Ewie Pajor kończy puentą, która powinna pojawić się i tutaj, bo nic więcej dodawać nie trzeba.
– Ona to kocha. Gdy z nią rozmawiasz, słyszysz, że ona uwielbia kopać piłkę i strzelać bramki. To ta sama Ewa, która kopała o ścianę stodoły sąsiada w Pęgowie. Niech się tego trzyma, bo idąc tą drogą, doszła wysoko.
WIĘCEJ O PIŁCE NOŻNEJ KOBIET:
- Być dzieckiem Dennisa Rodmana
- Ada Hegerberg. Wielkie szczęście Thomasa Rogne i duma norweskiej piłki
- Przez lojalność nie mogłam iść do Lyonu. To jak transfer z Lecha do Legii
- Piłkarki z USA przegrały proces o równe traktowanie. Zarabiają więcej od mężczyzn
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix, Dom Produkcyjny F25.pl; większość zdjęć pochodzi z sesji Rafała Jagielskiego dla Studia F25, serdecznie dziękujemy za możliwość ich publikacji