Historia Mistrzostw Europy. Jak Euro zmieniało się na przestrzeni lat?

Piotr Stolarczyk

12 czerwca 2021, 10:51 • 17 min czytania

Mistrzostwa Europy przez ponad sześćdziesiąt lat przeszły ogromną metamorfozę. Na samym początku w turniej finałowym brały udział zaledwie cztery najlepsze reprezentacje eliminacji. Niesamowicie trudno było się dostać do tego elitarnego grona. Z biegiem lat UEFA coraz mocniej uchylała drzwi na salony. Wpływ na to miało coraz większe zainteresowanie turniejem, kwestie komercyjne, a także diametralna zmiana sytuacji politycznej na Starym Kontynencie – stale rosnąca liczba członków federacji. Na dobrą sprawę europejska federacja cały czas majstrowała przy formule rozgrywek, zwłaszcza dotyczącej eliminacji. Premierowe edycje turnieju są raptem namiastką obecnego kształtu rywalizacji. Zresztą, o czym my mówimy, skoro pod koniec lat 60.  uczestnika wielkiego finału wyłoniono poprzez rzut monetą.

Aktualnie, za sprawą reformy Michaela Platiniego, na EURO drugi raz wystąpią 24 zespoły. Wprawdzie nowa wizja znalazła zwolenników, jednak dla wielu kibiców jest podeptanie tradycji i zmniejszenie prestiżu imprezy. Po prostu skok na kasę. W dodatku obecny, jubileuszowy, czempionat wyjątkowo odbędzie się w jedenastu państwach. Jeden wielki kogel-mogel. O ile rozszerzenie bram do raju spotkało się z umiarkowaną dezaprobatą, tak koncepcja tegorocznego rewolucyjnego turnieju zebrała niezwykle krytyczne opinie. Mimo wszystko i tak rywalizacja najsilniejszych reprezentacji na Starym Kontynencie wzbudza ogromne emocje. Zatem, jak dokładnie wyglądały pierwsze turnieje finałowe? Jak duża jest skala zmian w stosunku do pierwotnych założeń? Które czempionaty określa się mianem przełomowych? No i wreszcie, jakie były największe niespodzianki mistrzostw? Gotowi na podróż w czasie? Zaczynamy!

Euro 1960

Pierwsze futbolowe mistrzostwa Starego Kontynentu określano jako: Puchar Europy Narodów. Wstępna koncepcja organizacji europejskiego czempionatu pojawiła się już w 1927 r. Jej twórcą był Henri Delaunay – wybitny francuski działacz piłkarski, którego imieniem nazwano zresztą trofeum wręczane najlepszej reprezentacji w Europie. Jednak dopiero w latach 50. XX wieku federacje na poważnie zainteresowały się tą ideą. Wreszcie po kilku latach namysłu i negocjacji przystąpiono do realizacji pomysłu rozgrywek dla państw europejskich. Oczywiście FIFA mocno zżymała się na to. Obawiałem się bowiem, że mundial straci prestiż, ale protesty ze strony działaczy światowego związku na nic się zdały. W 1959 r. wystartowały kwalifikacje do mistrzostw, a zgłosiło się do nich 17 drużyn narodowych. Anglia, Niemcy Zachodnie, Włochy i Szwecja – nie wyraziły chęci uczestnictwa w tym projekcie.

Na początku odbyła się faza pre-eliminacji – Czechosłowacja pokonała Irlandię i wówczas rozpoczęła się właściwa część turnieju kwalifikacyjnego. Czyli: 1/8 finału, ćwierćfinał, i na sam koniec turniej finałowy rozgrywany we Francji, a dokładnie w Paryżu i Marsylii. Tylko że gospodarz nie miał przyznanego z automatu miejsca w imprezie głównej. Mimo wszystko reprezentacja Les Bleus wraz z ZSRR, Jugosławią i Czechosłowacją znalazła się w czołowej czwórce pierwszej edycji Puchary Europy Narodów. Najlepszą ekipą Starego Kontynentu został Związek Radzieckiego – w finale, po dogrywce, pokonał 2:1 Jugosławię. Największą gwiazdą ZSRR był wtedy legendarny golkiper, Lew Jaszyn. Warto nadmienić, że półfinałowe spotkanie pomiędzy Francją a Jugosławią zakończyło się wynikiem 4:5 i po dziś dzień przez wielu kibiców jest uznawane najbardziej emocjonujący mecz w sześćdziesięcioletniej historii mistrzostw Europy.

Euro 1964

Druga edycja Pucharu Narodów Europy cieszyła się zdecydowanie większym zainteresowaniem ze strony europejskich federacji. Nic dziwnego – poprzednia zakończyła się dużym sukcesem. Ostatecznie swój udział w eliminacjach do głównej fazy zgłosiło aż 28 zespołów. Kolejny raz zastosowano formułę turniejową, bez podziału na grupy. Zwieńczenie zmagań miało miejsce w Hiszpanii – na Estadio Santiago Bernabeu w Madrycie i Camp Nou w Barcelonie. W finałowej rywalizacji reprezentacja gospodarzy zmierzyła się z obrońcą trofeum: ZSRR. Warto nadmienić, że cztery lata wcześniej ekipa z Półwyspu Iberyjskiego z powodów politycznych zrezygnowała z ćwierćfinałowego występu przeciwko radzieckiej drużynie. Ostatecznie Hiszpania została triumfatorem mistrzostw – pokonała 2:1 rywala z Europy Wschodniej. Bramka na 1:0 z 6. minuty spotkania finałowego autorstwa Jesusa Peredy to wciąż najszybciej strzelony gol w historii decydujących meczów europejskiego czempionatu. Z kolei brązowym medalistą została reprezentacja Węgier – w spotkaniu o 3. miejsce, po dogrywce, zwyciężyła 3:1 z Danią.

Euro 1968

Drabinka kwalifikacji bez podziału na tzw. rozstawione reprezentacje nierzadko powodowała to, że już w pierwszych rundach zmagań los krzyżował ze sobą dwa silne zespoły, podczas gdy inne ekipy miały zdecydowania łatwiejszą ścieżkę do fazy finałowej. Na przykład Dania w 1964 r. na drodze do 'final four’ napotkała Maltę, Albanię i Luksemburg. W eliminacjach do mistrzostw w 1968 r. wzięło udział 31 drużyn narodowych i pierwszy raz zdecydowano o podziale na grupy. Następnie zwycięzcy ośmiu grup zmierzyli się ze sobą w barażach. Niemniej jednak formuła turnieju finałowego we Włoszech nie uległa zmianie – wciąż prawo występu w nim miały zaledwie cztery zespoły. Natomiast po raz pierwszy został rozegrany na trzech stadionach. Półfinały odbyły się w Neapolu i Florencji, a spotkanie o trzecie miejsce oraz finał na Stadionie Olimpijskim w Rzymie.

Laureatem zmagań została reprezentacja Italii, która w finale wygrała 2:0 z reprezentacją Jugosławii. Gwoli ścisłości – w drugim finale. Pierwsza batalia zakończyła się remisem 1:1, a dodatkowe 30 minut nie wyłoniło zwycięzcy. Z tego powodu dwa dni później obie ekipy ponownie zmierzyły się ze sobą.  Ale najbardziej pamiętnym wydarzeniem tamtego turnieju jest to, w jaki sposób gospodarze dostąpili zaszczytu gry w decydującym starciu. Dziś wydaję się to kuriozalne. Otóż w tamtym czasie jeszcze nikt nie myślał o tym, by konkurs jedenastek wskazał wygranego, jeśli w regulaminowym czasie i dogrywce nie zapadły ostateczne rozstrzygnięcia. W półfinałowej rywalizacji z ZSRR nie padły bramki, a więc o wszystkim zadecydował rzut monetą. Zresztą, jedyny raz w historii czempionatu. Cały stadion Rzymie, miliony mieszkańców Europy przed radioodbiornikami i telewizorami wstrzymało oddech. Po chwili na trybunach zapanowała euforia, wszystko było jasne – los miał w opiece gospodarzy, przeszli dalej.

Euro 1972

Przed mistrzostwami zastosowano taki sam model eliminacji co cztery lata wcześniej, a turniej finałowy zorganizowała Belgia. Spotkania rozegrano na czterech stadionach, a decydujące starcie odbyło się na brukselskim Heysel. Najlepszym zespołem bezapelacyjnie były Niemcy Zachodnie – w kwalifikacjach ani razu nie zaznały smaku porażki, w barażach odprawiły z kwitkiem Anglię, a na belgijskich boiskach pokonały kolejno 2:1 gospodarzy i w finale nie dały szans ZSRR, wygrywając 3:0. Kapitanem tamtej reprezentacji był Franz Beckenbauer, ale miano największej gwiazdy  Euro 1972 należało do Gerda Muellera. Legendarny snajper dwa razy ustrzelił doppelpacka i został królem strzelców.

Trzecie miejsce zajęła wówczas Belgia, która w starciu o najniższy stopień podium pokonała Węgrów. Dla Madziarów – nie licząc Igrzysk Olimpijskich – był to ostatni występ w strefie medalowej na wielkiej imprezie. Niedługo po tym  czempionacie rozpoczął się zmierzch ich potęgi futbolowej. W pierwszych dwóch dekadach po II Wojnie Światowej Węgrzy należeli do ścisłej światowej czołówki.

Euro 1976

Do rywalizacji o tytuł najlepszej reprezentacji krajowej Starego Kontynentu, tak samo, jak poprzednio, zgłosiły się 32 ekipy. Po raz ostatni odbył się turniej finałowy dla elitarnego grona czterech ekip, które wcześniej wywalczyły sobie do niego przepustkę. Jego organizacji podjęła się Jugosławia – spotkania rozegrano na stadionie w Zagrzebiu i słynnej belgradzkiej Marakanie. Z całą pewnością wręcz epickim momentem mistrzostw jest ostatni rzut karny na wagę końcowego triumfu Czechosłowacji. A dokładnie sposób wykonania tej jedenastki – Antonin Panenka ku zdziwieniu wszystkich, zwłaszcza golkipera RFN, wziął długi rozbieg i jak gdyby nigdy nic sprytnie podciął piłkę, która poleciała w środek bramki, podczas gdy bramkarz w ciemno rzucił w swoją lewą stronę. Czeski piłkarz tym strzałem na stałe zapisał się w kronikach i annałach futbolu. Co ciekawe – wtedy pierwszy i zarazem ostatni raz konkurs rzutów karnych wyłonił zwycięzcę finału mistrzostw Europy.

Jugosłowiański turniej obfitował w niezwykłą dawkę emocji. Żadne spotkanie nie zostało rozstrzygnięte w ciągu dziewięćdziesięciu minut. W pierwszym półfinale Czechy w dogrywce wyrzuciły za burtę faworyzowanych wicemistrzów świata z 1974 r., Holandię (3:1). A Niemcy Zachodnie, za sprawą dwóch trafień Gerda Muellera w końcówce dodatkowych dwóch kwadransów starcia z gospodarzami ostatecznie zameldowali się w decydującym spotkaniu (4:2). Natomiast w finale nasi zachodni sąsiedzi rzutem na taśmę doprowadzili do dogrywki, ale tak jak wyżej wspomniano, musieli uznać wyższość Czechosłowacji. Na pewno można to za dużą sensację. Wszak elitarne zmagania były niesamowicie mocno obsadzona, a w dodatku zatrzymała RFN, niemal pewne trzeciego z rzędu triumfu w wielkiej imprezie (ME 1972, MŚ1974).

Euro 1980

Włochy po raz drugi podjęły się organizacji futbolowych mistrzostw Starego Kontynentu. Ten czempionat wyróżniał się z dwóch względów – po pierwsze, ostatni raz odbyła się osobna rywalizacja o miano trzeciej drużyny Europy. Po drugie – drzwi do reprezentacyjnego salonu zostały nieco szerzej uchylone. UEFA rozszerzyła bowiem turniej finały do ośmiu drużyn, choć w eliminacjach wzięło udział tyle samo ekip co zwykle. Zatem, jak wyglądały finały w nowej formule? No cóż, europejska federacja wybrała dziwną metodę walki o końcowe trofeum. Uczestników finałowej fazy podzielono na dwie grupy i zaplanowano rywalizację „każdy z każdym”. Ich zwycięzcy awansowali do finału, z kolei ekipy z drugich miejsc zmierzyły się w starciu o trzecie miejsce.

Zwycięzcą turnieju rozegranego w zupełnie nowym formacie została ekipa RFN. W rozstrzygającej batalii na Stadio Olimpico w Rzymie pokonała 2:1 Belgię, a autorem dwóch trafień został Horst Hrubesch. Mimo zastosowania innowacyjnej formuły mistrzostw, zmagania nie przyciągnęły tłumów na trybuny. Na większości spotkań frekwencja mocno rozczarowała, a świetnym przykładem jest stracie Greków z Czechosłowacją, które obejrzało zaledwie pięć tysięcy widzów. Z kolei stadion w Neapolu przy okazji meczu o trzecie miejsce z udziałem gospodarzy nie zapełnił się nawet w połowie. To tylko pokazało, że idea spotkań o brązowy medal – delikatnie rzecz ujmując – nie do końca się sprawdza. Raz, że nie cieszyły się one prestiżem i zainteresowaniem publiczności. Dwa – dla przegranych półfinalistów stanowiły one przykry obowiązek, wyłącznie do odbębnienia.

Euro 1984

Eliminacje do turnieju finałowego we Francji rozegrano sposobem sprawdzonym wcześniej: 32 uczestników, siedem grup, awans uzyskali zwycięzcy. Jednak zaszła jedna, bardzo istotna zmiana – przy losowaniu wprowadzono podział na koszyki, dzięki czemu ograniczono grupy śmierci już na samym początku rywalizacji o Puchar Henriego Delaunaya. Jeśli chodzi o główną cześć czempionatu – europejska federacja zrezygnowała z mało emocjunującej formuły poprzednich mistrzostw. Dla dwóch najlepszych reprezentacji z grup A i B zorganizowano zatem półfinały, a następnie finał. Zwycięzcą turnieju zostali gospodarze – Francja w finale pokonała 2:0 Hiszpanię. Królem strzelców został zaś Michael Platini, który w pięciu meczach zdobył dziewięć bramek. Dotychczas jest to najokazalszy indywidualny dorobek strzelecki w głównej części mistrzostw. Niesamowity wyczyn. Te Mistrzostwa należały do snajpera „Trójkolorowych”.

Euro 1988

Mistrzostwa w Niemczech Zachodnich stanowiły zwieńczenie pewnego okresu w dziejach powojennej Europy. Kilkanaście miesięcy później sytuacja polityczna zmieniła się diametralnie – upadła „żelazna kurtyna”, a w państwach Europy Środkowo-Wschodniej zaczął proces demokratyzacji. Z czego głównie zapamiętano ten turniej. Przede wszystkim ze znakomitej dyspozycji Holandii, która po dziś dzień jest wspominana z ogromnym rozrzewnieniem. Co tu więcej dodawać – to był futbol wielce efektywny, wyprzedzający tamtą epokę. Ekipa z Niderlandów w opinii wielu ekspertów to najbardziej zjawiskowa drużyna w historii czempionatu. I w sumie trudno z nimi polemizować. Ruud Gullit, Frank Rijkaard i Marco van Basten – tych panów nie trzeba nikomu szerzej przedstawiać.

Drużyna „Oranje” w półfinale pozbawiła gospodarzy marzeń o triumfie, a w finale przyszło jej się zmierzyć z drużyną Związku Radzieckiego. Końcowa batalia była ostatnią tak wielce symboliczną rywalizacją kapitalistycznego Zachodu z komunistycznym Wschodem. Myśli trenerskiej Rinusa Michelsa z wizją legendarnego szkoleniowca – Walerija Łobanowskiego. W decydującym starciu Holendrzy pokonali 2:0 ZSRR, a ozdobę tego wielkiego widowiska stanowiła słynna bramka Marco Van Bastena. Niderlandzki snajper wywalczył także koronę króla strzelców.

Euro 1992

Turniej w Szwecji odbył się w cieniu wojny w Jugosławii i ogromnych zawirowań politycznych w Europie Wschodniej. Była to pierwsza duża impreza sportowa na Starym Kontynencie po tym, jak nastąpiły istotne zmiany na jego mapie. Niemcy po raz pierwszy wystawiły wspólną reprezentację, a ze względu na rozpad ZSRR, blok państw radzieckich wystąpił pod nazwą: Wspólnota Państw Niepodległych.  Natomiast – na całe szczęście – głównie kojarzy się z futbolową romantyczną historią, którą napisała reprezentacja Danii. Dość powiedzieć, że piłkarze ze Skandynawii nie zakwalifikowali się turnieju finałowego, lecz Jugosławia w ramach sankcji za działania zbrojne została wykluczona z rywalizacji i w ostatniej chwili wskoczyli na jej miejsce.

Natomiast wyrwani z urlopu Duńczycy znakomicie wykorzystali niespodziewaną szansę. Najpierw w grupie odprawili z kwitkiem m.in. Anglię i Francję, następnie w półfinale odesłała do domu obrońcę tytułu – Holandię, a w finale pokonali 2:0 reprezentację Niemiec – ówczesnych mistrzów świata. Cuda w bramce wyczyniał wtedy Peter Schmeichel. Zjawiskowa forma. Golkiper z polskimi korzeniami już w 1/2 finału pokazał wielką klasę – w konkursie jedenastek zatrzymał Marco van Bastena.

Piłka nożna tworzy nieoczywiste scenariusze, a przed turniej wygrana Danii wydawała się czymś w rodzaju science-ficton.

Euro 1996

„Futbol wraca do domu” – pod takim hasłem na angielskich boiskach odbyły się mistrzostwa Starego Kontynentu. To kultowa impreza piłkarska lat 90. Tłumy kibiców, niesamowita atmosfera wspaniałego święta. Do dziś kibice z ogromnym sentymentem wspominają tamten turniej. Przede wszystkim był to pierwszy czempionat, w którym wzięło udział 16 reprezentacji. Wobec tego, że po rozpadzie Jugosławii i ZSRR do eliminacji przystąpiło aż 47 drużyn narodowych, UEFA postanowiła – zresztą słusznie – zmienić formułę rozgrywek. Awans do mistrzostw uzyskali zwycięzcy ośmiu grup i sześć najlepszych drużyn z drugich miejsce, a także wygrany barażu. Grono uczestników uzupełnili rzecz jasna gospodarze.

Euro 1996 dostarczyło ogromnych emocji, a rywalizacje półfinałowe i finał były niczym przejażdżka niesamowicie rozpędzoną kolejką górską. Wśród angielskich fanów panowały szampańskie nastroje. Do czasu. „Synowie Albionu” bowiem pewnie zmierzali po największe laury, ale ostatecznie potknęli się na ostatniej przeszkodzie na drodze do końcowej batalii. Nie pomógł im doping kibiców i własne ściany –  w 1/2 finału odpali z Niemcami. Była to niesamowicie bolesna porażka. Gareth Southgate w szóstej serii konkursu jedenastek trafił w bramkarza, a po chwili rywale przypieczętowali awans.

W decydującym starciu, jeszcze na starym Wembley, niemieccy piłkarze zmierzyli się z reprezentacją Czech. Co ciekawe – w tych finałach mistrzostw Europy wprowadzono zupełnie nową zasadę „złotego gola”. Czyli: ewentualna bramka w dogrywce kończyła spotkanie. Przepis ten miał zarówno duże grono zwolenników, jak i oponentów. I właśnie w wielkim finale znalazł on zastosowanie. Po dziewięćdziesięciu minutach był remis 1:1, ale w pierwszej części dogrywki bramkę na wagę końcowego triumfu strzelił Olivier Bierhoff i tym samym to Niemcy mogli świętować sukces.

Euro 2000

Po raz pierwszy czempionat zorganizowały dwa państwa – Belgia i Holandia. W eliminacjach do turnieju wzięło udział 49 reprezentacji, co oznaczało, że na przestrzeni półtora roku, trzeba było rozegrać blisko 200 meczów. Tytuł najlepszej drużyny narodowej Starego Kontynentu wywalczyła Francja, która dwa lata wcześniej ogrzewała się w blasku wywalczonego złota na mundialu. Kolejny raz w dogrywce finału „złoty gol” wyłonił triumfatora, a samo spotkanie było nad wyraz ekscytujące. W 55. minucie Marco Delvecchio otworzył wynik meczu i już wydawało się, że nic nie jest w stanie odebrać Italii zwycięstwa. Jednak na kilkanaście sekund przed końcowym gwizdkiem Fabien Barthez posłał długą piłkę na aferę, a ta ostatecznie spadła pod nogi Sylviana Wiltorda, który oddał strzał rozpaczy. I co? Okazało się, że kosztowny błąd popełnił włoski bramkarz – Francesco Toldo. A przecież kilka dni wcześniej został bohaterem całego kraju, kiedy to w konkursie jedenastek zatrzymał Portugalię.

Cóż, futbol potrafi być okrutny. Włosi nie zdołali się podnieść po tym ciosie. Na dwie minuty przed końcem pierwszego kwadransa dogrywki David Trezeguet strzelił rozstrzygającą bramkę, dzięki czemu Les Blues po raz drugi w historii zostali mistrzami Europy.

Euro 2004

Najbardziej szalone mistrzostwa Europy w historii? Bez cienia wątpliwości tak należy określić ten turniej. Stężenie niespodzianek przekroczyło wszelką możliwą skalę. Już sama obecność europejskiego kopciuszka, Łotwy, była nie lada sensacją. Wyrzuciła przecież w barażach brązowego medalistę mistrzostw świata – Turcję. A to tylko stanowiło zwiastun tego, co działo się później w Portugalii. Mecz otwarcia także zakończył się niespodziewanym rezultatem. Grecy pokonali 2:1 gospodarzy, ale jak się potem okazało, trudno doszukiwać się w tym przypadku. Za chwilę do tego przejdziemy.

Teraz należy wspomnieć o tym, że po fazie grupowej przygodę z czempionatem zakończyły takie potęgi jak: Niemcy, Włochy i Hiszpania. Niebywałe, obecnie wręcz nie do pomyślenia. Tak naprawdę, żeby skrupulatnie opisać wydarzenia z Euro 2004 trzeba byłoby poświęcić całą dobę. Dlatego skupimy się głównie na dotychczas najbardziej zaskakującym mistrzem Europy, czyli Helladą. Grecy pod wodzą Otto Rehhagela może i nie prezentowali finezyjnego futbolu, może i nie zachwycali ofensywnym polotem jak Czesi, tylko że poprzez wyrachowaną i pragmatyczną grę to oni na sam koniec mogli się szczerze i szeroko uśmiechnąć. Ultra defensywa, a nuż z przodu coś zawsze wpadnie. I wpadało. Po prostu cel uświęca środki. W ćwierćfinale po bramce z rzutu rożnego pożegnali obrońcę trofeum – Francuzów. W półfinale, po dogrywce, pokonali faworyzowane Czechy. Oczywiście po golu ze stałego fragmentu gry.

Wreszcie w decydującej batalii z Portugalią do futbolówki posłanej z kornera doskoczył Angelos Charistetas i skierował ja do bramki. Warto dodać, że to był jedyny celny strzał Greków w tym spotkaniu. Gospodarze nie zdołali odwrócić losów rywalizacji, a pamiętnym obrazkiem jest płaczący, wręcz rozhisteryzowany młodziutki Cristiano Ronaldo.

Kapitalne mistrzostwa. Nic dodać, nic ująć.

Euro 2008

W eliminacjach do czempionatu rozgrywanego w Austrii i Szwajcarii wzięło udział 50 reprezentacji, lecz UEFA zmodyfikowała ich formułę. Rozlosowała siedem grup, a z każdej awansowały dwie najlepsze drużyny, żadnych dodatkowych baraży. Po raz pierwszy zaszczytu gry w turnieju finałowym dostąpiła reprezentacja Polski. Z tym że o jej występie zdecydowanie wolelibyśmy zapomnieć. „Biało-czerwoni” pod wodzą Leo Beenhakkera na starcie dostali bęcki od Niemiec, a w meczu o wszystko zremisowali 1:1 z Austrią. Sporo kontrowersji wzbudził rzut karny podyktowany przez Howarda Weeba, już w  doliczonym czasie spotkania . Po latach, na chłodno, trzeba przyznać, że raczej podjął słuszną decyzję, czego nie można z kolei powiedzieć o uznaniu gola Rogera Guerriero. No cóż, strzelił bramkę po ewidentnym spalonym. W spotkaniu „o honor” Polacy polegli 0:1 z Chorwacją, a gdyby nie kapitalne parady Artura Boruca doznaliby doszczętnej kompromitacji. Zresztą w poprzedniej rywalizacji z gospodarzami nasz golkiper także przez długi czas trzymał nas przy życiu. To najlepiej świadczy o postawie polskich piłkarzy w tym turnieju.

No dobra, trochę ponarzekaliśmy na dyspozycję naszej kadry, a teraz przejdziemy do zwycięzcy. Otóż wtedy Hiszpania rozpoczęła swoja sześcioletnią dominację w futbolu reprezentacyjnym. Wreszcie, po 44 latach, powróciła na tron. Zasłużenie, proszę państwa. Wprawdzie w finale skromnie pokonali reprezentację Niemiec, jednak od początku do końca kontrolowali przebieg decydującej rywalizacji.

Euro 2012

Dla polskich kibiców mistrzostwa w 2012 r. miały słodko-gorzki smak. Nasz kraj był współorganizatorem największej futbolowej imprezy na Starym Kontynencie. Nad Wisłę przybyła rzesza fanów z każdego zakątka Europy, w ulicach miast gospodarzy panowała kapitalna atmosfera, a w całym narodzie niezwykła ekscytacja wydarzeniem. Wystarczy tylko przypomnieć tłumy fanów w specjalnie zorganizowanych strefach kibiców. Nigdy wcześniej Polska nie żyła tak mocno piłką nożną. Sęk w tym, że nasza reprezentacja zwyczajnie popsuła to wielkie święto. Do dziś fani „Biało-Czerwonych” nie mogą wybaczyć Franciszkowi Smudzie tego, że pod względem sportowym tak spierniczył ten turniej. Oczekiwania były ogromne, a w dodatku znaleźliśmy się w grupie „śmiechu”, najłatwiejszej z możliwych.

Ale nasza kadra nie była w stanie wygrać żadnego spotkania. Nie potrafiła dobić Grecji, zremisowała z Rosją, a w decydującym meczu dostała w cymbał od reprezentacji Czechów. Co najlepsze – i zarazem najsmutniejsze – gdy tylko nasz rywal zorientował się, że remis nic mu nie daje, wbił wyższy bieg, strzelił nam bramkę, a na koniec pomachał nam pożegnanie. Dla drugiego gospodarza, Ukrainy, także nie był to wymarzony turniej. Mimo udanego startu i wygranej ze Szwecją po dwóch golach nieśmiertelnego Andrija Szewczenki, finalnie w grupie musiała uznać wyższość Francji i Anglii.

A co wydarzyła się w górnej drabince turnieju? Hiszpania potwierdziła swoją hegemonię, a zwycięstwo 4:0 w finale z Włochami stanowiło znakomite przypieczętowanie sukcesu. Nikomu wcześniej nie udało się obronić tytułu. „La Furia Roja” dokonała dużej sztuki w stylu niepozostawiającym złudzeń kontrakandydatom.

Euro 2016

Turniej, który zorganizowała Francja, stał pod znakiem kolejnej reformy. Niezwykle kontrowersyjnej. Wzbudzającej ambiwalentne odczucia u futbolowych romantyków i tradycjonalistów. Formuła mistrzostw z udziałem 24 reprezentacji w oczach rzeszy kibiców jawiła się jako zamach na elitarność rozgrywek o miano najsilniejszej ekipy Starego Kontynentu. Zwolennicy nowej koncepcji zaś zwracali uwagę na to, że zmiany uatrakcyjnią rywalizację, że dzięki występom teoretycznie słabszych ekip turniej będzie bardziej różnorodny.

Aby zdobyć przepustkę na mistrzostwa, wcale nie trzeba było się niezwykle mocno wysilić. Owszem, Holendrzy nie zgodzą się z tym, ale system eliminacji, w który premiował dwa najlepsze zespoły z dziewięciu grup i drużynę legitymującą się najlepszym bilansem spośród trzecich miejsc zdecydowanie ułatwił ścieżkę awansu na europejskie salony. Ba, w dodatku europejska federacja przygotowała cztery zaproszenia dla zwycięzców baraży.

Z kolei rywalizację w turnieju finałowym skonstruowano w dość zagmatwany sposób. Grono finalistów podzielono na sześć grup, a cztery najlepsze zespoły z trzecich miejsc nie musiały wykwaterować się z bazy i bukować biletów powrotnych – także uzyskały awans do 1/8 finału. Największym beneficjentem takiego rozwiązania został Portugalia. W normalnych okolicznościach, remisując w trzech meczach fazy grupowej, opadałaby z hukiem. Ale nowa formuła pozwoliła jej kontynuować przygodę z mistrzostwami. Przygodę zwieńczoną niespodziewanym triumfem. W finale na kilka minut przed końcem dogrywki Eder zdecydował się na z pozoru irracjonalną próbę strzału. Ku rozpaczy kibiców gospodarzy piłka zatrzepotała w siatce, a podopieczni Fernando Santosa ostatecznie pokonali reprezentację Francji.

Na sam koniec warto także wspomnieć, że na tych mistrzostwach reprezentacja Polski wreszcie przedostała się do fazy pucharowej. Jasne, ćwierćfinał był sporym osiągnięciem. Niemniej jednak szansa na coś zdecydowanie większego była na wyciągnięcie ręki. Skoro udało się to Portugalii, która wyeliminowała nas w konkursie jedenastek. Eh, teraz nie ma sensu już teoretyzować. Przecież każdy z nas wziąłby w ciemno realizację podobnego scenariusza na Euro 2020.

Najnowsze

Reklama
Reklama