Pod względem indywidualnym to chyba najgorsza rzecz, jaka może ci się przytrafić. O większości pomyłek bramkarzy, pudłach napastników i sprokurowanych rzutach karnych, świat daje jakoś radę zapomnieć. Tymczasem gole samobójcze są wynoszone na piedestał piłkarskiej wpadki.
Są na tyle oryginalne, że na Wikipedii doczekały się nawet swojej własnej zakładki. Od tego piętna po prostu nie ma ucieczki. Nie pomaga fakt, że historii ME padło 11 swojaków. To dość mało, chociaż w XXI wieku mieliśmy ich prawdziwe zatrzęsienie – od 2004 roku zobaczyliśmy na nich aż 8 goli samobójczych. Tylko na Euro 2008 nikt nie skierował piłki do własnej bramki.
Jak łatwo wyliczyć, na ten moment przypada średnio 0.6875 trafienia samobójczego na jedne Mistrzostwa Europy. Każdy zawodnik, który „pomyli” strony automatycznie wskakuje na pierwszy plan, wałkuje się jego temat, tym bardziej, jeśli znajdujesz się w gronie tych piłkarzy, których samobój przyczynił się do końcowej porażki ich drużyny. Takich graczy wcale nie jest wielu – ba! – są oni w niewielkiej, ale zawsze, mniejszości:
- 1976, 2004, 2004, 2012, 2016, 2016 – był gol samobójczy, nie było porażki
- 1996, 2000, 2016, 2020, 2020 – gol samobójczy i porażka
Jak bramki te padały w praktyce?
1976 – Anton Ondrus (Czechosłowacja)
Prawie 30 lat trzeba było czekać, żeby na ME pojawił się gol samobójczy. Swoje żniwo zebrało zapewne poszerzenie formatu do ośmiu drużyn, bowiem od 1960 do 1972 na Euro bawiły się tylko cztery ekipy. Siłą rzeczy prawdopodobieństwo trafienia samobójczego było skrajnie niskie. Wieloletnie oczekiwanie loży szyderców ukrócił Anton Ondrus, reprezentant Czechosłowacji, która w półfinale mierzyła się z Holandią.
Dziwaczny był to mecz dla Ondrusa i jego kadry. Najpierw obrońca – korzystając ze swoich imponujących warunków fizycznych, wszak był najwyższym graczem z pola na boisku – zdobył bramkę potężnym uderzeniem głową. Później jednak kompletnie pogubił się przy dośrodkowaniu ze strony Holendrów. Chciał przeciąć podanie i wybić na rzut rożny, a przymierzył tak, że Johan Cruyff mógł z uznaniem kiwać głową.
Na szczęście dla reprezentacji Demoludów większych konsekwencji nie było. Remis utrzymał się do 90 minuty, a w dogrywce ekipa z Beneluksu nijak nie potrafiła przeciwstawić się rywalom. Skończyło się na imponującym zwycięstwie 3:1, które pchnęło Czechosłowację do finału. Pokonali tam Niemców, a Ondrus wykorzystał karnego w serii jedenastek.
Styl swojaka: 9/10
1996 – Ljubosław Penew (Bułgaria)
Pierwszy awans na ME. Po dwóch meczach masz komfortową sytuację – zremisowałeś z Hiszpanią, puknąłeś Rumunię. Remisujesz z Francją – grasz dalej. Szanse są spore, bo Trójkolorowi zdobyli identyczny dorobek punktowy, wcale nie pokazywali się z oszałamiającej strony. Niestety, dwa stałe fragmenty gry, Laurent Blanc i robi się 0:2.
Ljubosław Penew miał pecha. Gdyby Blanc wyskoczył do piłki lepiej – tak jak zrobił to przy pierwszym golu dla Francji – skompletowałby dublet. Tymczasem obrońca minimalnie minął się z piłką, przez co ta spadła na głowę Penewa. Zbyt wiele obrońca w tej sytuacji nie mógł zrobić – był to raczej efekt naprawdę dobrego dośrodkowania, niż jego błędu. W porównaniu do trafienia Ondrusa – nuda.
Pod względem historycznym był to jednak istotny gol – pierwszy raz bramka samobójcza wiązała się ze zwycięstwem ekipy, która była jej beneficjentem.
Styl swojaka: 4/10
2000 – Dejan Govedarica (Serbia)
Najwyższe zwycięstwo w historii Euro, to i jakiś gol samobójczy się musiał nawinąć. Od 20 lat żaden zespół nie strzelił rywalom tylu goli, ile zdołała uczynić to Holandia w meczu z Jugosławią. To był prawdziwy młyn, chociaż należy oddać, że ekipa z Bałkanów mogła prowadzić. Predrag Mijatović kopnął jednak prosto w bramkarza i Oranje na podobną wpadkę nie pozwolili sobie już przez niemal całe spotkanie.
Zamiast tego regularnie naciskali, aż w końcu wpadło. Potem kolejny raz i znowu. Trzecie trafienie było jednak niezwykłe – Govedarica chciał udaremnić atak Kluiverta, który polował na hat-tricka. Udało mu się, ale jego wślizg sprawił, że piłka poleciała w górę bramki Jugosławii. Zrobiło się 3:0 i nie było czego zbierać, tym bardziej, że Kluivert i tak trzy bramki w tym meczu wbił. Całe trzy minuty po samobójczym golu bałkańskiego obrońcy.
Ocena swojaka: 6/10
2004 – Igor Tudor (Chorwacja)
Panie, daj pan spokój. Takie samobóje to właściwie nie są samobóje. Zidane dośrodkował w pole karne, Igor Tudor się machnął, ledwo co tę piłkę musnął, ale to wystarczyło, by zaskoczyć swojego bramkarza.
Na jego szczęście, koledzy zdołali odrobić straty i ostatecznie zremisować z Francją. Co prawda z grupy wyjść się nie udało, ale przynajmniej nikt nie mówił, że była to wina Tudora.
Styl swojaka: 1/10
2004 – Jorge Andrade (Portugalia)
Jeszcze mniej w ostatecznym rozrachunku przejmował się Jorge Andrade, który napędził stracha kibicom reprezentacji Portugalii. Turniej u siebie, walka o finał ME, prowadzisz 2:0 z Holandią. Warunki sprzyjające, przynajmniej do momentu, w którym ładujesz sobie gola samobójczego.
Uczciwie trzeba jednak przyznać, że Oranje z tego prezentu zupełnie nie skorzystali. Do końca spotkania stworzyli sobie jeszcze jedną dobrą sytuację – zdecydowanie zbyt mało, by realnie myśleć o odrobieniu strat. W końcu dwóch swojaków w jednym meczu właściwie strzelić się nie da, tym bardziej, że uderzenie Andrade w końcu jakkolwiek nawiązywało do gola Ondrusa.
Portugalski obrońca poszedł na wślizgu, miał mnóstwo miejsca by spokojnie wybić tę piłkę na stojąco. Skończyło się na tym, że piłka dostała rotacji, poszybowała nad niewysokim Ricardo i wpadła do siatki. Fajne, ciekawe. Jak swojaki to właśnie takie.
Styl swojaka: 8/10
2012 – Glen Johnson (Anglia)
Miał trochę pecha obrońca Synów Albionu, a trochę samemu spartolił całą sytuację. Jasne – dostał piłką w klatkę, miał mało czasu na reakcję, ale gdyby czysto trafił, gola prawdopodobnie by nie było. Johnson się jednak przewrócił, nieumiejętnie wybijał futbolówkę zza linii i Anglia remisowała ze Szwecją mimo trafienia Andy’ego Carrolla.
Po latach nikt jednak o tym samobóju nie pamięta, a wielka w tym zasługa ostatecznego zwycięstwa Anglików, ale przede wszystkim Danny’ego Welbecka, który strzelił gola samym przyjęciem piłki. W takiej sytuacji trudno oczekiwać, żeby gol samobójczy Glena był szczególnie rozpamiętywany, nawet jeśli jest dość intrygujący w swej formie.
Styl swojaka: 7/10
2016 – Ciaran Clark (Irlandia)
Mógł mieć reprezentant Irlandii hat-tricka w tym meczu. Niestety, spotkanie kończył tylko z jednym trafieniem, w dodatku do własnej bramki. Czy jednak wypada go szczególnie dziwić? Ano niezbyt. Ibrahimović dośrodkował tak dobrze, że Clark nie miał zbyt wielu wariantów. Gdyby nie przeciął podania, zapewne trafiłby Larsson. W gruncie rzeczy obrońca zareagował dobrze, a sam gol samobójczy był bardziej wynikiem pecha, niż jakiejś nieroztropności.
Ocena swojaka: 2/10
2016 – Birkir Mar Saevarsson (Islandia)
To samo, co w wypadku Clarka, chociaż reprezentant Irlandii był nawet nieco bardziej spektakularny, wszak uderzył głową. Tymczasem Saevarsson zero inwencji twórczej – wślizg będąc jakiś metr od bramki, co było wynikiem nieudanej interwencji, próbą uprzedzenia jednego z Węgrów.
W dodatku trafienie bez żadnej historii – Islandia i tak wyszła ze swojej grupy, co pozwoliło jej na późniejsze skompromitowanie Anglików.
Ocena swojaka: 1/10
2016 – Gareth McAuley (Irlandia Północna)
Sporo o sukcesie reprezentacji Walii na poprzednim Euro mówi fakt, że żeby przejść reprezentację Irlandii Północnej i zameldować się w ćwierćfinale, pomocną nogę musiał wyciągnąć Gareth McAuley. Tak, Walia była minimalnie lepsza, lecz druga z wyspiarskich ekip też miała swoje okazje i niewykluczone, że gdyby nie błąd obrońcy, to ona walczyłaby później z Belgami.
Czy był to jednak samobój spektakularny? Ano niezbyt. Ot, McAuley uprzedził napastnika, ale z fatalnym dla siebie skutkiem. Jedyne, co wyróżnia to trafienie, to waga spotkania i efekt, który spowodowało.
Ocena swojaka: 3/10
2020 – Merih Demiral (Turcja)
Szczerze? Im częściej oglądamy tę powtórkę, tym bardziej widzimy błąd Demirala. To nie jest tak, że on został tą piłką trafiony, obrońca Juventusu naprawdę zrobił sporo, by niefortunnie przeciąć podanie wdzierające się w jego pole karne. Widać ruch w stronę futbolówki, istnieje też nieliche podejrzenie, że stojący za nim Ciro Immobile zwyczajnie mógłby do piłki zwyczajnie nie zdążyć.
Wyszło jednak jak wyszło. Demiral stał się pierwszym piłkarzem, który strzelił gola w meczu otwarcia ME. Zawsze to jakiś wyczyn.
Ocena swojaka: 4/10 (dodatkowe punkty za fikołka)
2020 – Wojciech Szczęsny (Polska)
Nie będziemy rozdrapywać ran, bo są zbyt świeże. Powiemy tylko, że Wojciech Szczęsny został wczoraj pierwszym bramkarzem, który zdobył bramkę samobójczą na Euro. Co więcej, nikt nie strzelił takiego gola szybciej niż reprezentant Polski. Mało? Przeciwnikiem była Słowacja. Jeśli ten mecz oglądał postronny widz, mógł się przeturlać ze śmiechu.
Ocena swojaka: 7/10
Fot.Newspix