Reklama

Pozytywni kibice, energia Ilicicia i gol turnieju. Erik Janża opowiada o Słowenii

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

01 lipca 2024, 08:22 • 12 min czytania 6 komentarzy

Benjamin Sesko jest królem ping-ponga, Josip Ilicić znakomitym didżejem, a kebaby Łukasza Podolskiego są najlepsze na świecie. O tym wszystkim opowiada nam Erik Janża, kapitan Górnika Zabrze i reprezentant Słowenii, która sprawiła sporą sensację na mistrzostwach Europy. Jak przejść drogę od “byłem tak gruby, że nie grałem w klubie” do dumy z pięknej bramki wbitej Duńczykom? Dlaczego słoweńscy kibice są mniej awanturujący się? Zapraszamy.

Pozytywni kibice, energia Ilicicia i gol turnieju. Erik Janża opowiada o Słowenii

Rozmawiamy z autorem najpiękniejszej bramki na EURO 2024?

Była piękna, ale wydaje mi się, że było parę lepszych.

Ile razy oglądałeś powtórkę?

Dużo! Była wszędzie, na relacjach, na Instagramie, na Facebooku… Nawet jakbym nie chciał jej oglądać, to bym widział. Ale chciałem, bo to piękny moment mojej kariery. Jestem z niej dumny.

Reklama

Szczerze: tak chciałeś, tak miało być?

Wcześniejsze dwa rzuty rożne kończyły się tak, że piłka spadała w miejsce, którego Duńczycy dobrze nie kryli, było tam otwarte pole. Na moje szczęście spadła tam po raz trzeci i skończyła w bramce. Uderzyłem, zamknąłem oczy i potem już była tylko cieszynka! Tam jeszcze był rykoszet, więc miałem trochę szczęścia, bo odbiła się tam, gdzie nie było Kaspra Schmeichela.

Przed mistrzostwami Europy w “Weszłopolskich” mówiłeś, że musicie być realistami, że może Anglia wyjdzie rezerwami na ostatni mecz, bo będzie miała już awans. No, nie okazałeś się prorokiem!

Wiedzieliśmy, że to trudna grupa dla Słowenii, ale na turnieju są trzy mecze i wszystko jest możliwe. Przygotowywaliśmy się na każde kolejne spotkanie z poczuciem, że jeśli wykonamy to, co założy selekcjoner, to ze wszystkimi mamy szanse. Wiemy, że jesteśmy mocni w kompaktowej obronie i wyprowadzaniu kontrataków. Musimy tak dalej grać i będzie dobrze.

Przed Anglią czuliście, że uciekła wam jakaś szansa?

Reklama

Gdybyśmy wygrali z Serbią, sprawa awansu byłaby zamknięta. Zmienił to ostatni rzut rożny i bardzo ciężko było się z tego podnieść mentalnie. Byliśmy piętnaście sekund od awansu… Potrwało to jednak dzień, dwa i przeszło. Pracowaliśmy ciężko, mocno, a mówimy, że jeśli tak harujesz, to piłkarski bóg wszystko widzi i to doceni.

Jak Matjaz Kek przekonał was, że Anglię da się zatrzymać?

Kilka osób ze sztabu chodziło na mecze Anglików i Serbów. Przekazali nam wiele konkretnych informacji. Wiedzieliśmy, że Anglicy to zespół, który nie gra tak, jak tego od nich oczekiwano. Sztab przekonywał nas, że nie ma się czego bać, że jeśli będziemy trzymać się planu, wszystko będzie dobrze. Już rano, na odprawie, czułem dobrą energię. Selekcjoner był pozytywnie nastawiony, uśmiechnięty.

Jest taka anegdota o selekcjonerze, który mówił Polakom przed meczem z Francją, że Francja to już przeszłość. U was panował podobny nastrój?

Wszyscy wiemy, w jakich klubach grają Anglicy i jaka jest ich wartość na Transfermarkcie, ale to tylko jeden mecz. Muszę też podziękować naszym kibicom ze Słowenii, którzy w ostatnich piętnastu, dwudziestu minutach dodali nam energii. Byliśmy wtedy naprawdę zmęczeni, było dużo biegania, zamykania linii… Jakby nie było ich za naszą bramką, byłoby ciężko, a tak udało nam się razem, z całą Słowenią, osiągnąć coś pięknego.

Co powiedział ci Jude Bellingham?

Że jesteśmy twardą drużyną!

Awansowaliście na turniej jako drugi zespół w grupie, nie wygraliście meczu, ale wywalczyliście awans. Gruzini z kolei awansowali przez baraże, ale na mistrzostwach wygrała mecz, prezentuje się świetnie. Kto z was sprawił większą niespodziankę?

Remis, my i oni. Słowenia nie była na mistrzostwach Europy od dwudziestu czterech lat, Gruzja jest na nich po raz pierwszy. Okej, ktoś może powiedzieć, że Gruzini są lepsi, bo oni wygrali mecz, a my jeszcze nie. Wielkie turnieje są jednak fajne dlatego, że niespodzianek jest dużo. Wiele osób kibicuje mniejszym krajom, takim jak Słowenia, bo podoba im się nasz team spirit. Jesteśmy z tego dumni i nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa.

Mówisz: jeszcze nie wygraliśmy meczu. Ciekawe jest to, że wy na wielkich turniejach w ogóle wygraliście raz.

W 2010 roku z Algierią. Doskonale pamiętam ten mecz, chociaż byłem bardzo młody. Pamiętam też spotkanie z USA, w którym prowadziliśmy do przerwy 2:0, a skończyło się 2:2. My awansowaliśmy bez wygranego meczu i nie wiem, czy lepiej byłoby wygrać i nie awansować, tak jak wtedy. Czytałem, że nasza grupa jest nudna, że pada w niej mało bramek, ale przyjechaliśmy tu, żeby zrobić wynik. Chcesz albo dobrze grać, albo awansować. Wybraliśmy awans. Może nie gramy najlepiej w piłkę, ale mamy wielkie serce i jedziemy dalej.

Jak to było z kebabem od Łukasza Podolskiego?

Już wcześniej rozmawiałem z Łukaszem, żeby załatwił pięćdziesiąt kebabów na całą drużynę. Miałem wtedy urodziny i to był taki prezent dla kolegów z zespołu.

Dietetyk kadry nie miał nic przeciwko?

Nie no, gdzie! Po meczu zawsze jest coś “niesportowego”.

Kebab Poldiego jest wart polecenia?

Oczywiście! Polecam każdemu, chłopaki, którzy jedli go pierwszy raz, mówią, że czuć różnicę. Mięso jest lepsze, bułka jest lepsza, wszystko jest lepsze. Nie wiem, spróbowałem pięciuset kebabów w życiu i tylko ten jest top.

Pięćset? Prawdziwy ekspert!

W Słowenii zjadłem ich dużo, a w Zabrzu co dziesięć metrów masz Antalya Kebab, ale ten od Podolskiego jest poziom wyżej! Podziękowałem Łukaszowi, bo wiemy, że przez UEFA nie jest łatwo załatwić takie rzeczy, ale Podolski to Podolski. Z nim wszystko jest możliwe.

Internet obiega twoje zdjęcie z dzieciństwa, na którym masz – jak to mój trener mówi – dziesięć deko nadwagi. Jaka historia się za tym kryje?

To chyba od tych kebabów, za dużo ich zjadłem… Trudny czas w moim życiu. Miałem problemy z sercem, ciężko oddychałem. Dobrze, że tata się wtedy mną zaopiekował. Pracował ze mną i nade mną, nad kontrolą wagi. Trenowaliśmy i w pół roku zbiłem dwadzieścia kilogramów. Potem zacząłem grać w piłkę i teraz… no, dobrze to wygląda! (śmiech) Gdyby nie tata, nie byłbym w tym miejscu, nie grałbym na EURO, pewnie nie grałbym też w Polsce. Pytanie, co w ogóle by ze mną było.

Rozpatrujesz to jako niesamowitą historię?

Nie wiem. Grałem w piłkę w domu, z kolegami, ona mnie zawsze cieszyła, ale byłem tak gruby, że nie grałem w klubie. Mój tata i brat bardzo dobrze radzili sobie na boisku i chcieli, żebym i ja spróbował. Jak miałem czternaście czy piętnaście lat trenerzy zobaczyli, że coś we mnie jest, że jest lewa noga i poszedłem w górę.

Co do Łukasza Podolskiego: mam wrażenie, że piłkarze ze Słowenii często mieli kontakt z wielką piłką, ale im samym ciężko było wskoczyć na ten poziom. Ostatnio byli to tylko bramkarze: Samir Handanović czy Jan Oblak.

Nie zgodzę się. A Josip Ilicić? W swoim najlepszym momencie był w TOP5 piłkarzy w Europie! Pamiętam jak dziś, gdy strzelił hattricka Valencii w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Przed Josipem był z kolei Zlatko Zahović. Ale tak, bramkarzy mamy topowych i to nas cieszy. Jan dużo nam pomógł, przeciwko Serbii obronił dwie, trzy dobre sytuacje. Także dlatego udało nam się awansować.

O czym pomyślałeś, gdy zobaczyłeś Josipa na liście powołanych na mistrzostwa Europy?

Nic wielkiego, odebrałem to pozytywnie. Oglądam słoweńską ligę i wiem, jak Josip w niej czarował w ostatnich dziesięciu kolejkach. Tak, to trochę niższy poziom, ale strzelić bramkę i dać asystę czy dwie w każdym meczu to nie jest łatwe zadanie. Miał swoje problemy, ale to super człowiek, wielki profesjonalista, który oddaje serce dla zespołu.

Głowa jest dżunglą. O chorobie Josipa Ilicicia

Zmieniliście do niego podejście z powodu jego pozaboiskowych problemów?

Nie, nie, nie. Ja osobiście na pewno nie. Może ktoś, kto jest z nim w codziennym kontakcie ma inaczej, ale ja znałem Josipa jako pozytywną, uśmiechnięta, ciągle żartującą osobę, ważną postać szatni i to nadal jest ten sam człowiek.

Jaka jest jego rola w szatni?

Jakbyś zobaczył nasz trening, jakąś gierkę, to od razu wiedziałbyś, że Josip ma coś więcej. Drybling, jeden na jeden, sam może wygrać mecz. W Słowenii wielu takich piłkarzy nie ma i szkoda byłoby, żeby kogoś takiego z nami nie było.

Czytałem, że wybrał numer “26” także dlatego, że nie było z kadrą w czasie eliminacji i chciał zaznaczyć, że to inni wykonali większą pracę.

Nie wiem, czy tak było, ale on sam wie, że awans wywalczyli ci, którzy grali w kwalifikacjach. Jeśli jest w stanie nam pomóc, to musi być z nami.

W Słowenii była to niespodzianka?

Może trochę tak. Niektórzy pytali, po co jedzie na mistrzostwa, mówili, że zabiera komuś miejsce. Ja się z tym nie zgadzam, to jest super talent, super piłkarz, który przez piętnaście lat wiele dał reprezentacji Słowenii. Ma ogromne doświadczenie, które może nam przekazać.

Mam wrażenie, że takie osoby bardzo niosą zespół mentalnie. Tiho Kostadinov mówił mi, że gdy Goran Pandev przemawiał w macedońskiej szatni, wszyscy płakali.

U nas aż tak nie było, ale podoba mi się pozytywne podejście Josipa. On jest naszym didżejem w szatni, puszcza muzykę w drodze na trening, w autobusie. Jest tym, który nas trzyma, emanuje energią wewnątrz drużyny.

Co ma na swojej playliście?

Nasze klimaty. Muzyka słoweńska, bałkańska.

Czujecie, że wzrok postronnych obserwatorów reprezentacji Słowenii spoczywa na Benjaminie Sesko?

Tak jest, to następna gwiazda europejskiej piłki ze Słowenii – taką mam nadzieję. Naprawdę ma wszystko, żeby nią zostać. Musi się jeszcze rozwinąć, jest jeszcze bardzo młody, ale w RB Lipsk to widać. W końcówce sezonu prawie co mecz strzelał bramkę. W eliminacjach dał nam bardzo dużo, nie tylko bramki – on dużo biega, pracuje. Jestem przekonany, że za parę lat czeka go transfer do wielkiego klubu.

W “Weszłopolskich” wróżyłeś mu transfer nawet tego lata. Zwierzał się, czemu nie zdecydował się na Anglię?

Aż tak to nie, nie pytałem, ale myślałem, że tak będzie. Może jednak dla niego lepiej, że zostanie jeszcze rok w Bundeslidze i strzeli kilka bramek? To też jest dobry poziom. Natomiast jestem przekonany, że za parę lat, może nawet za rok, będzie w lepszym klubie.

Prosi cię, żebyś dogrywał mu lepsze piłki?

Trochę tak, bo moje dośrodkowania jeszcze nie są tak skuteczne, jakbym chciał, jak wszyscy byśmy chcieli. Benny – tak na niego mówimy – wiele od siebie daje, pomaga w defensywie. Może przez to brakuje mu potem trochę sił, żeby znaleźć się w polu karnym, strzelić bramkę. Miał już kilka okazji. Z Serbią trafił w słupek, z Danią się nie wyszło, ale wiem, jaki to chłopak, jest bardzo mocny mentalnie. Mam nadzieję, że z Portugalią się uda.

Na EURO oglądamy kibicowską dogrywkę po wojnie na Bałkanach. Albańczycy, Chorwaci i Serbowie awanturują się na trybunach…

A z nami nie ma problemów!

No właśnie, z czego to wynika?

Jesteśmy pozytywnie nastawieni. Wszyscy przyjechali do Niemiec, żeby się napić piwa, pokibicować, cieszyć się z nami. Mogę tylko bić brawo, to przykład, jak kibicować – kulturalnie. Nie śpiewamy nic głupiego, jak Albańczycy. Dla mnie to, co oni robią, nie jest normalne.

Za wielką Albanię chcą umrzeć nawet dzieci. Bałkańskie upiory EURO

Jedno spięcie tylko mieliście: gdy Serbowie przed meczem śpiewali, że Luka Doncić to ich chłopak.

Trochę chyba jest, nie? Część jego rodziny pochodzi z Serbii. Z tego co wiem Luka szanuje Serbię, ale od zawsze czuł się Słoweńcem. Nie było to poważnym problemem, po meczu kibice ze Słowenii i Serbii razem śpiewali stare bałkańskie piosenki. O to chodzi, tak to powinno wyglądać. Przez dziewięćdziesiąt minut kibicujesz swoim, ale szacunek do innych musi być.

Trener Matjaz Kek wprowadził was na mistrzostwa świata w 2010 roku, teraz wrócił i wprowadził was na EURO. To cudotwórca?

Można tak powiedzieć! Doszło do tego, bo zawsze miał dobrą strategię, taktykę. U niego wszyscy pracują. Takie małe kraje jak Słowenia nie miałyby szans, gdybyśmy nie walczyli, nie biegali jeden za drugiego. Trener ma tyle doświadczenia, że wie, w jakim stylu musimy grać. Może to nie jest najlepsze dla oka, ale jest skuteczne.

Jak odkrył ciebie dla reprezentacji?

Już wcześniej byłem w kadrze, tylko nie dostałem szansy, nie zagrałem meczu. Rok temu wystąpiłem z Danią, wypadłem dobrze i od tamtej pory jestem podstawowym zawodnikiem. Wiem jednak, że jeśli nie będę grał na odpowiednim poziomie, mogę z tego składu szybko wypaść. Co trening, co mecz, staram się grać najlepiej.

Jakie jest podejście selekcjonera do tego, co macie grać tutaj? Trener Michał Probierz dał zawodnikom sporo luzu.

Mamy podobnie. Czasami jest obowiązkowy odpoczynek po południu, dwie godziny, ale nie mamy ograniczeń. Gramy w darta, ping-ponga, pokera, na Playstation… Wszystko tu jest, nawet golf. Ostatnio pogoda jest piękna, jak ktoś chce jechać do miasta, to też nie ma problemu. Byle wrócić do północy.

Kto jest najlepszy w darta?

Ja albo Żan Karnicnik.

W karty?

Ja albo Jure Balkovec.

A w ping-ponga?

O, to już nie ja! Z tego co widziałem to Vanja Drkusic albo Benjamin Sesko. On jest bardzo dobry.

To kto najwięcej gra na Playstation?

Tam rządzi młodsza generacja. Sesko, Żan Vipotnik…

Golfa też spróbowaliście?

Tak, mieliśmy pierwsze wolne od trzydziestu dni i trochę pograliśmy, ale słabo to wyglądało! Nie mam tego zamachu, słabo, słabo. Ale dwie godziny minęły nam świetnie.

Trzydzieści dni ciągłej pracy musi być męczące.

Nie jest łatwo, szczególnie psychicznie. Trenujemy codziennie, wcześniej w Słowenii nawet dwa razy dziennie. Jest tego dużo, ale opłacało się, było warto. Każdy trening, każda chwila spędzona razem, zaowocowała tym, co osiągnęliśmy. Jeszcze moment, żeby się nie stresować, żeby podejść na luzie do Portugalii. Niestety, ja w tym meczu nie zagram, szkoda. Nie wiem, czy na to zasłużyłem, bo jedną kartkę dostałem za to, że za długo rzucałem aut, to było dziwne… Ale mam nadzieję, że ktoś, kto mnie zastąpi, zagra tak dobrze jak ja. Albo nawet lepiej, bo najważniejszy jest nasz wynik.

Plusem jest to, że na zgrupowaniu czujecie się jak w Słowenii.

Selekcjoner chciał, żebyśmy zamieszkali w miejscu, które będzie najbardziej przypominać nasze centrum w Brdo, w Kranju i… jest bardzo podobnie. Natura, pogoda, świetne boisko. Wszystko jest w porządku, mamy nawet swojego kucharza.

Przyrządza narodowe przysmaki?

Tak, czasami tak. Przede wszystkim jest specjalistą od makaronów. Jedzenie jest genialne!

Czekasz już trochę na początek sezonu, na powrót do Górnika Zabrze?

Nie, nie mam tego jeszcze w głowie, koncentracja jest tylko na kadrę. Naprawdę nikt nie chce się jeszcze pakować, wszyscy chcemy zostać jak najdłużej. Zobaczymy, czy się uda, jak nie, to będzie czas na trochę odpoczynku, bo sezon jest długi, męczący fizycznie i psychicznie. Ale wiem, co się dzieje w Górniku. Jestem w kontakcie, śledzę.

Będzie komu dogrywać, bo przyszli nowi napastnicy.

Luka Zahović ze Słowenii!

Pomagałeś przy transferze?

Nie pomagałem, ale pytał, jak to wygląda i sam zdecydował, że chce być z nami. Bardzo mnie to cieszy, bo wiem, jaki ma charakter. To wielki profesjonalista i da naszym kibicom wiele radości.

WIĘCEJ O EURO 2024:

 

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Inne kraje

Botafogo w dziesiątkę wygrywa Copa Libertadores. Djoković wnosił puchar [WIDEO]

Patryk Stec
2
Botafogo w dziesiątkę wygrywa Copa Libertadores. Djoković wnosił puchar [WIDEO]

1/8

Inne kraje

Botafogo w dziesiątkę wygrywa Copa Libertadores. Djoković wnosił puchar [WIDEO]

Patryk Stec
2
Botafogo w dziesiątkę wygrywa Copa Libertadores. Djoković wnosił puchar [WIDEO]

Komentarze

6 komentarzy

Loading...