Prezes Bogusław Leśnodorski podał na Twitterze inicjały zawodnika, spekulacje trwały kilka godzin, po czym gruchnęła wiadomość: Legia przymierza do swojego składu Taye Taiwo. Duże nazwisko, ale kilka chwil później już trwała dyskusja, czy to aby na pewno rozsądny ruch ze strony stołecznego klubu. Jednym z jej wątków były przebite blachy nigeryjskiego obrońcy. Dziś – według oficjalnej wersji – świętuje on 30 urodziny.
Piłkarzem Legii koniec końców nie został, skreślono go po kilkudniowych testach, podczas których zdążył zawalić bramkę z Karabachem Agdam i nie przekonał do siebie Henninga Berga. Uznaliśmy, że dzisiejsze święto jest doskonałą okazją, by odpowiedzieć sobie na jedno ważne pytanie – czy to dobrze, że tak się stało?
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że tak.
Piłkarz, który zapewne byłby sporym obciążeniem, dla budżetu stołecznego klubu, a niekoniecznie wzmocnieniem jego kadry, nie zdołał się nigdzie zaczepić, co – biorąc pod uwagę CV – nie świadczy on nim zbyt dobrze. Mijają kolejne miesiące od momentu, gdy po raz ostatni wybiegł na murawę w oficjalnym meczu Bursasporu. Można rzec, że słuch o nim zaginął. Na oficjalnej stronie tureckiego klubu w dalszym ciągu figuruje jako zawodnik pierwszego zespołu, tak też traktuje go kilka portali internetowych, choć są i takie (np. soccerway.com), które uznają, że Taiwo jest zawodnikiem… Legii.
Z pewną pomocą przychodzi konto zawodnika na Instagramie. Żyje. Wygląda nawet na to, że ma się dobrze. Spędza czas z sympatyczną rodzinką, kręci biznesy, chwali się modowym zacięciem m.in. kolekcją czapek ze swoimi inicjałami. Ostatnie zdjęcie futbolowe to fotka z Gui z testów w Legii. Dziś, z okazji urodzin, opublikował emocjonalny post. Zapowiedział, że z pomocą Boga wróci i ten rok będzie dla niego udany.
Pamiętają o nim w Marsylii – z okazji 30. urodzin jeden z portali opublikował listę 30 powodów, dla których nie da się nie uwielbiać Taye Taiwo.
Dołączamy się do życzeń. 100 lat staruszku.