Jeżeli średnia emocji w tej kolejce Ekstraklasy będzie taka jak w Zabrzu, to nie będziemy narzekali. Piłkarze Górnika i Jagiellonii zafundowali nam ciekawe widowisko, szczególnie po przerwie. Mimo że gospodarze wyrównali dopiero w 90. minucie, goście wcale nie mogą mieć poczucia, że ten wynik ich krzywdzi. Co nie znaczy, że nie powinni odczuwać niedosytu.
Jako zespół bowiem “Jaga” przez dłuższy czas podobała się bardziej. W zabrzańskich szeregach rzucał się w oczy ponowny brak kontuzjowanego Lukasa Podolskiego, który tym razem nie był już nawet straszakiem na ławce rezerwowych. Bartosch Gaul znów pokombinował z ustawieniem i zdecydował się na 3-3-2-2 z Cholewiakiem i Dadokiem na skrzydłach oraz duetem Włodarczyk-Krawczyk w ataku (na grafice wygląda to trochę inaczej, ale optymalniej nie mogliśmy tego rozstawić).
Górnik Zabrze – Jagiellonia 1:1. Imaz i Bida zmarnowali świetne sytuacje
Ofensywne efekty tego pomysłu były… mizerne. O dziwo z tej czwórki lekko pochwalić możemy jedynie Włodarczyka. Wreszcie potrafił się utrzymać przy piłce, a czasami również ją odebrać. Doświadczył tego przed własnym polem karnym Mateusz Skrzypczak. Potem młodemu napastnikowi zabrakło już pomysłu na ciąg dalszy i został zablokowany. Akcja jednak trwała i parę sekund później Olkowski kopiąc lewą nogą strzelił w słupek.
Włodarczyk potrafił też ciekawie bez przyjęcia odegrać do znacznie mniej pożytecznego Krawczyka czy przytomnie zgrać piłkę głową na piąty metr po rzucie rożnym. To był doliczony czas pierwszej połowy. Powstało duże zamieszanie w polu bramkowym Jagiellonii, aż wreszcie Tiru wybił piłkę sprzed linii bramkowej. Sędzia Daniel Stefański już szykował się do gwizdka na przerwę, gdy beznadziejnie zachował się Mvondo, zanotował stratę i poszła kontra. Imaz do podania Bartosza Bidy wystartował jeszcze z własnej połowy, więc uniknął spalonego. Popędził na bramkę, Dadok go nie zatrzymał, a Broll… Szkoda gadać. Jakimś cudem piłka po strzale prosto w niego przeszła mu między nogami i wtoczyła się za linię.
Trudno z pełnym zrozumieniem przyjąć decyzję o powrocie Brolla do bramki Górnika, bo raz, że dotychczas nie błyszczał, a dwa, że Daniel Bielica nie zawiódł na Legii.
Imaz cieszył się z gola, ale w całym meczu powinien z dwóch. Po przerwie zmarnował podanie Cernycha, był zupełnie niepilnowany w polu karnym, a uderzył prosto w Brolla, w sposób łatwy do obrony. Hiszpan się pospieszył, miał czas, nie musiał strzelać sytuacyjnie. Jeszcze lepszej sytuacji w pierwszej odsłonie nie wykorzystał Bartosz Bida, który miał klasyczne sam na sam z Brollem i przegrał pojedynek. Ta interwencja ratuje golkipera Górnika od najniższej noty na boisku – gola zawalił strasznie, do tego niepewnie grał nogami i omal nie skończyło się to kolejną “setką” dla Imaza. W tym jednym przypadku Broll jednak się przydał. Co do Bidy, bardzo źle wszedł w mecz, każde przyjęcie sprawiało mu problem. Gdyby nie wywalczenie piłki i podanie na asystę byłby poważnym kandydatem do minusa meczu.
Dobre zmiany Gaula, cudowny gol Janży
Jagiellonia przez większość drugiej połowy kontrolowała przebieg wydarzeń, ale nie potrafiła zdobyć drugiej bramki. Gaul natomiast trafił ze zmianami, sporo jakości wnieśli Wojtuszek, Pacheco i 16-letni Krzysztof Kolanko. Młokos mógł zostać bohaterem już przy stanie 1:1, ale uderzył w poprzeczkę.
Gol wyrównujący? Poezja, co tu dużo gadać. Erikowi Janży wyszedł strzał życia po wyrzucie Olkowskiego z autu i zgraniu Paluszka.
Górnik w ciągu ośmiu doliczonych minut cisnął do ostatnich sekund, Alomerović wykazał się jeszcze po chytrym uderzeniu Pacheco. Jagiellonia też może sobie pluć w brodę, że nie najlepiej rozegrała kilka kontr.
Końcówka naprawdę trzymała w napięciu, a końcowe statystyki mówią same za siebie: 17 do 17 w strzałach, 4 do 6 w celnych. Dobre otwarcie kolejki. Jagiellonia remis okupiła kontuzjami Skrzypczaka i Pazdana, którzy nie byli w stanie dokończyć zawodów.
Obie ekipy pozostają sąsiadami w tabeli i mają po osiem punktów – z zastrzeżeniem, że Górnika nadal czeka zaległy mecz z Lechią Gdańsk.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
Fot. Newspix