Reklama

PGE Arena wreszcie spełni rolę, do jakiej ją stworzono…

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

11 kwietnia 2015, 10:56 • 4 min czytania 0 komentarzy

W Gdańsku liczą na rekord frekwencji. Trzeci mecz w sezonie, który ściągnie na trybuny więcej niż 30 tysięcy osób. We Wrocławiu zaklinają rzeczywistość przekonując, że kryzys to nie kryzys, tylko seria niefortunnych zdarzeń. W Szczecinie z kolei trenują głowy, bo na nogi nie ma czasu. Jest ciekawie. Sprawdźcie, co czeka nas dziś w ciągu siedmiu godzin z Ekstraklasą.

PGE Arena wreszcie spełni rolę, do jakiej ją stworzono…

Na początek sympatyczne starcie zespołu, który miał być wielki, ale póki co nerwowo balansuje na granicy grup mistrzowskiej i spadkowej z tym, który z kolei ma być mistrzem Polski, ale przegrał już siedem razy. Ciągle nie mamy więc pewności, że nim będzie.

Nadążacie? W uproszczeniu: Lechia vs Legia na wreszcie pękającej w szwach PGE Arenie.

Media trąbią o tym od tygodnia, bo gdański stadion – bardzo ładny zresztą – ma okazję zapełnić się tak, jak nigdy dotąd w lidze. Jedno jest pewne – doczekamy się trzeciego w tym sezonie (i trzeciego z udziałem Legii) meczu Ekstraklasy, na który wybiera się ponad 30 tysięcy osób. Jeśli przyjdzie 34 500 – padnie rekord. Jeśli nie – otoczka i tak będzie godna.

Czy na tym spektakl się zakończy czy piłkarze dostosują się do poziomu trybun? Fifty – fifty. Szkoda wróżyć z fusów, bo i tak nie wywróżymy.

Reklama

Trzy lata temu, w maju 2012 roku, właśnie w Gdańsku Legia przegrała mistrzowski tytuł. Zresztą, „przegrała” to mało powiedziane. Do dziś ciężko znaleźć równie frajerską wywrotkę na finiszu. Wspominamy o tym dla porządku, choć to już historia – dobra dla kronikarzy i dziennikarzy zmuszonych pompować atmosferę. Tym razem jest dużo bardziej leniwie. Sezon długi, Legia w najgorszym razie zrówna się punktami z Lechem. Tak więc w gruncie rzeczy czeka nas mecz jak każdy inny.

Lechia, walcząca o ósemkę, wydaje się być godnym przeciwnikiem. Zwłaszcza, jeśli wymażemy z pamięci ostatnią porażkę z Cracovią, którą poprzedziło sześć meczów bez przegranej.

*

O 18. w Gliwicach czeka nas pojedynek dwóch trenerów, którzy muszą być lekko skołowani tym, co się wokół nich ostatnio dzieje. Chociaż… Może tylko Latal? Pawłowski akurat sprawia wrażenie, jakby wcale nie był, tylko inni ludzie zatruwali powietrze wokół niego.

Jeśli lubicie, tak jak my, spojrzeć czasem w wiosenną tabelę Ekstraklasy, to już pewnie wiecie, że Śląsk oraz Piast to kolejno czternasty i piętnasty zespół ligi w tym roku kalendarzowym. Śląsk na dodatek – jedyny bez zwycięstwa.

Nie mogę słuchać, jak wszyscy dookoła płaczą, że jest kryzys, bo nie wygraliśmy dziewięciu oficjalnych meczów – Pawłowski kontruje na łamach „PS”. – Kto płacze? Media, bo mają fajny temat. A ja patrzę pozytywnie – w tych dziewięciu meczach ponieśliśmy tylko dwie porażki.

Reklama

Faktycznie, wrocławianie przegrywają w tym sezonie rzadziej aniżeli Legia, ale ostatnio non stop remisują, nie mogąc wygrzebać się z serii meczów wyjazdowych. Tracą punkt za punktem, ale szkoleniowiec Śląska bynajmniej nie traci rezonu. Usprawiedliwia wyjazdowe straty z Łęczną, Cracovią i Koroną. – Jeśli chodzi o wiosenne mecze, brakuje mi tylko zwycięstwa z Jagiellonią, którą powinniśmy u siebie rozbić – tak mówi po serii siedmiu spotkań, w których Śląsk uzbierał pięć punktów.

Wkrótce zobaczymy, czyje wyjdzie na wierzch.

Piast to zagadka równie duża i chyba nie rozgryzł jej jeszcze sam Radoslav Latal. Trener, który jak mówią w Gliwicach, „potrafi przypierdzielić” i zaprowadzić dyscyplinę, ale czy taktycznie jest orłem, tego jeszcze do końca nie wiadomo. Dwa dotychczasowe mecze przegrał. Najpierw zmienił ustawienie, później szybko wrócił do pierwotnego. W kolejnym spotkaniu odstawił na ławkę dwóch czołowych zawodników. Mecz ze Śląskiem będzie dobrym testem, dokąd ta drużyna zmierza. Na grupę mistrzowską jednak nikłe szanse.

*

Pogoń w ostatnich dniach rozłożyliśmy na części pierwsze. Pisaliśmy o uzależnieniu od bramek Robaka, o problemach z ponownym wkomponowaniem do składu Akahoshiego, o nietrafionych transferach, o skrzydłowych i wyraźnych brakach w defensywie – ale nie mamy pojęcia, co przed meczem z Jagiellonią z ta drużyną może zrobić Michniewicz.

Najbliższe prawdy byłoby pewnie „nic nie zrobi” – nie w ciągu kilkudziesięciu godzin. Każdy trener stwierdzi w takiej sytuacji, że próbował przemówić do piłkarzy, odblokować ich i dodać wiary w siebie. W czwartek przejął zespół, w sobotę zagra z trzecią drużyną Ekstraklasy.

– Będziemy trenować głowę, bo na nogi nie ma czasu – mówi. Co innego mu zostało?

Jesienią Jaga wygrała z Pogonią aż 5:0, ale chyba nawet najbardziej niepoprawni optymiści nie liczą, że podobny wynik może się powtórzyć. Białostoczanie włączają piąty bieg i choć w klubie się obiektywnie nie przelewa, lecą do Szczecina samolotem.

Mają szczęście, że Śląsk tej wiosny specjalnie nie naciska, a w wielkanocny poniedziałek udało się zremisować z Wisłą, dzięki czemu Jagiellonia wciąż jest na trzecim miejscu, w pozycji broniącego świetnego – jak na jej możliwości – rezultatu.



Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...