Henning Berg wreszcie poczuł się tak, jak przez pół sezonu czuli się jego ligowi rywale. Z jednej strony – pół rezerwy, z drugiej – dość nieoczekiwanie – to samo. Obaj trenerzy – kolokwialnie rzecz ujmując – kompletnie olali drugi półfinał Pucharu Polski i w zasadzie trudno się im dziwić. Ojrzyński bronił się, że najstarszy zespół w lidze musi się kiedyś zregenerować, natomiast Berg… U Berga – wiadomo – rotacje to wręcz fetysz, więc jak tu z nich nie skorzystać, kiedy przyjeżdża Podbeskidzie, a rozstrzygnięcie jest pewne?
Niespodzianki nie było. Legia na luzie wygrała 2:0, choć – tak Bogiem a prawdą – powinna dziś strzelić ok. czterdziestu goli. Podbeskidzie też miało okazje (Malinowski w tradycyjny dla siebie sposób zmarnował setkę na starcie), ale to legioniści do końca szturmowali bramkę rywala. Nieźle wyglądały stałe fragmenty Furmana (asysta przy pierwszym golu), wreszcie sporo wiatru zrobił też Kosecki, który potraktował dzisiejszy występ jako jeden z serii tych „ostatniej szansy”.
Absolutnie nie można “Kosie” zarzucić, że przeszedł obok spotkania, ale momentami włączała mu się za mocna grzałka. Nikt – jak on – nie przyspieszał dzisiejszych akcji, ale nikomu też aż tak nie brakowało precyzji w kluczowych momentach. Rajd, drybling, strata. Rajd, strzał w bramkarza. Rajd, spalony. Rajd, rajd, rajd. Dał dziś jednak Kuba sygnał Bergowi, by jeszcze go nie odpalać i zostawił kupę zdrowia na boisku. Nieporównywalnie więcej od Żyry, który najwyraźniej wyszedł z założenia, że zagraniczne kluby będą oceniać wyłącznie jego dobre występy. Dziś była Żyrardowianka w najgorszym wydaniu.
Wreszcie obudził się też Saganowski, który na gola czekał od… 6 listopada, kiedy Legia puknęła u siebie Metalista. Dziś „Sagan” najpierw ładnie wyszedł do wrzutki Furmana, potem dobił strzał Koseckiego po interwencji Peskovicia i w tym momencie – a był to początek drugiej połowy – można było w zasadzie wyłączyć telewizor. Albo siedzieć, patrzeć i podziwiać, co z rywalami robił Guilherme. Trzeba oczywiście brać pod uwagę klasę – raczej „klasę” – rezerw przeciwnika, ale finezja, jaką ten chłopak wniósł na boisko, zapewne nakaże kilku bardziej znanym legionistom mocniej się oglądać za siebie. Strach pomyśleć, co się będzie działo, kiedy Brazylijczyk złapie apogeum formy. Przedsmak dostaliśmy w lidze i pucharze.
Fot. FotoPyK