Matias Nahuel pochodzi z Argentyny, ale jego drugą ojczyzną stała się Hiszpania. W jego CV znajdziecie Villarreal, Real Betis, Barcę B, Olympiakos i kilka innych klubów. Pracował między innymi z Marcelino i Quique Setienem. Pobierał nauki od Joaquina i odbywał treningi z Leo Messim. Ostatnio podpisał kontrakt ze Śląskiem Wrocław. O swoich piłkarskich losach opowiedział nam sam zainteresowany. Zapraszamy!
Jak wrażenia po ekstraklasowym debiucie?
Mecz pozytywnie mnie zaskoczył. Graliśmy z bardzo dobrą drużyną. Wszedłem na końcówkę, miałem jedną dobrą sytuację, ale w dużej mierze musiałem skupić się na bronieniu, ponieważ Pogoń mocno napierała, ale jestem tutaj, by dać z siebie wszystko tam, gdzie drużyna mnie potrzebuje. Jestem wdzięczny trenerowi, który dał mi szansę i cieszę się, że wygraliśmy. Przez prawie rok nie grałem, więc czuję dużą ulgę, że mogłem znów zagrać w oficjalnym meczu.
Miałeś lekką tremę?
Gdy wszedłem na boisko, poczułem się znów jak profesjonalny piłkarz. To wspaniałe uczucie. Miałem w sobie lekki niepokój, ale po tak długiej przerwie to normalnie. Wiem, że wraz z kolejnymi minutami będę nabierał pewności.
Jakich wpływ na ciebie miała wspomniana kontuzja?
Najgorzej było na początku. Przytrafiła się w momencie, gdy miałem wrócić do Primera Division. Otrzymałem ofertę z Granady, ale kontuzja sprawiła, że transfer nie doszedł do skutku. Był to dla mnie cios. Za mną trudny czas, ale musiałem sobie jakoś radzić. Wykorzystałem ostatnie miesiące, aby nabrać sił. Teraz chcę pokazać, ile pracy włożyłem w powrót na boiska i wykorzystać szansę.
Jesteś już w stu procentach gotowy do gry?
Szczerze mówiąc, nie jestem jeszcze w optymalnej formie. To przychodzi z minutami i meczami. Na ten moment jestem daleko od szczytu moich umiejętności, ale zmierzam w dobrą stronę. Chcę zaprezentować swoje możliwości i stopniowo zbliżać się do mojej najlepszej wersji.
Dlaczego wybór padł na Śląsk?
Miałem inne oferty, ale nie byłem do nich przekonany. Zdecydowałem się zagrać w Śląsku, bo o tym klubie opowiedziano mi wiele wspaniałych rzeczy. Śląsk okazał mi ogromne zaufanie. Wiedzieli, że jestem po poważnej kontuzji i zapewnili, że wykażą się cierpliwością. Dla mnie to była kluczowa kwestia. Potrzebowałem zaufania. Z tego względu zdecydowałem się na Śląsk i uważam, że była to świetna decyzja. Jestem tu od dwóch tygodni i jestem zachwycony miastem i klubem. Znalazłem się w miejscu, w którym mam prawo czuć się szczęśliwy.
Ktoś polecał ci grę w Polsce?
W tej lidze gra wielu moich byłych kolegów z poprzednich drużyn. Kiedy złożono mi ofertę, rozmawiałem między innymi z Erikiem Exposito. Zapewnił, że jeśli podpiszę kontrakt ze Śląskiem, będę zadowolony. Niewiele wiedziałem o samym kraju, ale moi koledzy przekonali mnie, że liga wciąż się rozwija i trafiają do niej coraz lepsi piłkarze, więc skusiłem się.
Coś cię zaskoczyło?
Wszystko na plus. Początkowo myślałem, że poziom ligi będzie trochę niższy, ale po obejrzeniu naszych spotkań oceniam ją wyżej. A na pewno Ekstraklasa jest bardzo wyrównana. Trochę jak Segunda Division, ale bardziej fizyczna i nie ma chwil na odpoczynek. Musimy iść krok po kroku i skupić się na tym, by być w górnej części tabeli.
Jak przebiega twoja aklimatyzacja?
Dużo żartuję i myślę, że pasuję do naszej szatni. Nie czuję się gwiazdą ze względu na kluby, w których grałem. Jestem normalnym facetem. Mieszkałem w Argentynie, w biednej dzielnicy, więc doceniam to co mam i potrafię dogadać się z każdym. Staram się zapamiętywać polskie słowa, aby zrozumieć żarty pozostałych piłkarzy i lepiej komunikować się już w kwestiach piłkarskich. Nie znam zbyt dobrze angielskiego, ale piłka nożna jest uniwersalna. Poza tym w klubie nie brakuje Hiszpanów i jest też Portugalczyk Verdasca, z którym też jestem w stanie się dogadać. Sam trener również dobrze zna hiszpański.
Kto zrobił na tobie najlepsze wrażenie?
Mamy dobrych zawodników i gdybym miał wybrać tylko jednego źle by to wyglądało, bo mamy świetny zespół. Liczymy na udany sezon, ponieważ w ostatnim brakowało regularności. Wiele rzeczy wówczas poszło nie po myśli drużyny. Teraz, z tą filozofią, którą ma trener, tworzymy świetny zespół. Ciężko pracujemy, aby jak najlepiej wykorzystać czas i dać naszym fanom dużo radości.
Jak pracuje ci się z Ivanem Djurdjeviciem?
To bardzo dobry trener. Dla mnie kluczowe jest oczywiście to, że mówi po hiszpańsku. Podoba mi się jego wizja i sposób pracy z zespołem. Głównym założeniem jest atakowanie, stwarzamy wiele okazji i myślę, że to przełoży się na zwycięstwa. W ataku mamy trochę więcej swobody, ale kiedy trzeba się bronić, bronimy się całkiem nieźle, w sposób zorganizowany. Zespół jest dobrze zbalansowany i ma potencjał do rozwoju.
Na jakiej pozycji czujesz się najlepiej?
W Oviedo miałem dużą swobodę zarówno jako lewy skrzydłowy, jak i jak piłkarz grający za napastnikiem. Zawsze wiele zależy od trenerów, stylu gry. Pozycja to nie wszystko. Ważniejsza jest rola i założenia. Lubię grać jako drugi napastnik, ponieważ mam wówczas więcej swobody pod bramką i w środku pola. Dla mnie to kluczowe, bo mogę wówczas więcej pokazać.
Jak to się stało, że jako nastolatek przeniosłeś się do Hiszpanii?
Odbywał się turniej w Rosario, który oglądały osoby z Villarrealu. Zaprosili mnie i kilku moich kolegów na piętnastodniowe testy. Poszło nam średnio – tak mi się wydawało. Wróciliśmy do Rosario i miesiąc później zdecydowali, że mnie chcą. Miałem zaledwie 11 lat. Nie było łatwo zostawić wszystko i w pojedynkę przyjechać do Hiszpanii. Jestem wdzięczny Villarrealowi za wszystko. Nauczyli mnie wielu rzeczy, wielu wartości. Dzięki nim jestem zawodowym piłkarzem.
Trudno było odnaleźć się w nowym otoczeniu?
Było trudno, bo Hiszpania to zupełnie inny świat. Pierwszy rok był najtrudniejszy. Często wieczorami płakałem z tęsknoty za bliskimi. Bałem się też, że nie uda mi się zostać zawodowym piłkarzem. Każdy junior marzy o karierze, ale udaje się nielicznym.
Gdzie wówczas mieszkałeś?
Mieszkałem w klubowej rezydencji z prawie setką innych chłopaków. Razem ze mną były dzieciaki z różnych stron Hiszpanii, z Afryki, z Korei, z Brazylii. Można było poznać ludzi w zasadzie z całego świata. To stanowi kontrast do tego, że Villarreal jest małym miastem. Wszyscy tam żyją futbolem. Tamtejsza społeczność jest bardzo przyjazna i rodzinna.
Villarreal pod wieloma względemi wydaje się dobrym miejscem do rozwoju.
Według mnie Villarreal jest najlepszym klubem dla młodych piłkarzy. Wszystko jest na najwyższym poziomie. Kwestie zakwaterowania, szkoły, treningów, boisk treningowych, świetnych trenerów, systemu szkolenia. Villarreal ma wszystko, czego potrzebuje młody gracz. Dlatego wielu dobrych piłkarzy wychodzi z tej akademii. To nie jest kwestia przypadku. Prawda jest taka, że najważniejsze osoby są tam blisko klubu, dbają o każdy detal i by atmosfera sprzyjała pracy. Zawsze traktowano mnie tam dobrze, jak rodzinę i wpojono mi odpowiednie wartości. W tym klubie zadebiutowałem w Primera Division i rozwinąłem się w wielu aspektach.
Jak wspominasz Marcelino?
Jest trenerem, który jest koszmarem dla leniwych graczy. Z Marcelino albo pracujesz, albo nie grasz. Wydobył ze mnie to, co najlepsze. Jestem mu wdzięczny, bo dzięki niemu szybko zadebiutowałem w pierwszym zespole. Zazwyczaj starszym piłkarzom ciężko zrozumieć, że tak młody zawodnik może grać zamiast nich, ale Marcelino nie bał się dać mi szansy. Nadal utrzymujemy kontakt i od czasu do czasu ze sobą piszemy. Uważam go za dobrego trenera. Jestem pewien, że wkrótce podpisze kontrakt z nowym klubem.
Słyszałem, że wymaga, by piłkarze wspólnie spożywali posiłki.
Wprowadził modę na to, że jeśli piłkarz przytyje w nieuzasadniony sposób choćby kilogram, to nie gra i otrzymuje wysoką karę. Był wymagający we wszystkim, zwłaszcza w temacie wypoczynku i jedzenia. Gdy pracujesz z nim musisz w stu procentach zadbać o swoje ciało. Na tym bazuje i tym sposobem sprawił, że od wielu lat z powodzeniem pracuje z klubami Primera Division.
W ostatnich latach futbol ewoluował. Od wieku juniora przywiązuje się większą wagę do przygotowania fizycznego i mentalnego. Ostatecznie nasza kariery są dość krótkie, dlatego musimy dbać o nasze ciała i głowy.
Co myślisz, gdy widzisz Gerarda Moreno i Moia Gomeza, którzy tak jak ty opuścili Villareal, ale potem wrócili i w ostatnich sezonach byli ważnymi piłkarzami Villarrealu?
Cieszę się, bo znam ich dobrze i wiem, że na to zasługują. Zawsze mówiłem moim bliskim, że pewnego dnia też wrócę do Villarrealu. To jest mój dom i miejsce, w którym zamierzam mieszkać. Jestem jeszcze młody, mam dopiero 26 lat. Wiele pięknych rzeczy spotkało mnie, gdy byłem nastolatkiem, ale wciąż wiele lat grania przede mną.
Dlaczego odszedłeś do Realu Betis?
W Villarrealu nie grałem dużo i czułem, że potrzebuję świeżego powietrza. Zmieniłem agenta i pojawiła się możliwość gry w Realu Betis. Jednak po zmianie klubu wciąż nie grałem regularnie.
Odczułeś tę zmianę?
W Villarrealu miałem wszystko. Kiedy zrozumiesz, że wcześniej miałeś wszystko, mówisz: – Cholera, dlaczego nie skorzystałem z tego w pełni. Byłem już jednak dorosły, a życie to gra wyborów. Nie traktuje jednak tej zmiany jako niepowodzenia. Czułem, że muszę podjąć jakieś działanie, bo i tak stałem w miejscu. Wówczas Real Betis też był nieco innym klubem. Sezon wcześniej awansował do Primera Division. Brakowało spokoju i dominowała niepewność. Kibice mieli z tyłu głowy, że kilka lat wcześniej ich ulubieńcy zaliczyli spadek i nie chcieli powtórki. Każdy zły wynik, który sprawiał, że zespół osuwał się w tabeli, wywoływał nerwy. Kiepskie wyniki sprawiają, że pojawia się fala krytyki. Betis to duży klub, który ma dużą bazę kibicowską, która wiele wymaga i presja jest spora. Wówczas byłem jeszcze młodziutki i nie wszystko szło po mojej myśli.
Jak zapamiętałeś Joaquina?
Kiedy zdecydował się na grę na Benito Villamarin, grał na mojej pozycji, więc nie było dla mnie miejsca (śmiech). Jest fenomenalny jako osoba i piłkarz. Genialny kapitan. Jednoczy grupę, udziela rad młodym, jest zawsze dostępny dla każdego. Jest świetnym dowcipnisiem, ale też ciężko zasuwa. W ciągu tych 18 miesięcy spędzonych w Betis nie byłem na takim poziomie, aby grać regularnie, ale Joaquin z wielką pokorą próbował mi pomóc. Jestem mu za to wdzięczny.
Waszym trenerem był Quique Setien.
Niewiele grałem, ale z Quique i Ederem Sarabią miałem dobre relacje. Po pierwszym roku odbyłem z nimi rozmowę na temat mojej przyszłości. Podjęliśmy decyzję, że jeśli następne miesiące nie będą dla mnie udane, pozwolą mi odejść do innego klubu. Byłem tylko wypożyczony na dwa lata, więc oznaczałoby to skrócenie umowy. Zimą dali mi zielone światło i odszedłem na kolejne wypożyczenie. Tym razem do Barcy B.
Trenowałeś też z pierwszą drużyną Barcelony?
Tylko cztery razy. W tym zespole byli Messi, Suarez, Iniesta, Busquets, Pique, Mascherano… To było wspaniałe doświadczenie móc z nimi potrenować. W Villarrealu i Betis też było sporo gwiazd i bardzo wysoki poziom, ale FC Barcelona jest wyjątkowa i wówczas mieli bardzo mocny skład.
Dostałeś wskazówki od Messiego?
Wiem, że niektórzy mówią złe rzeczy o Messim. Kiedy jesteś w środku, widzisz trochę więcej i wiesz, że jest w porządku. Często wyraża opinie na temat rzeczy, których nie dostrzegają inni. Traktował mnie dobrze i nie mogę powiedzieć o nim złego słowa.
Dlaczego tamta Barca B spadła do trzeciej ligi?
W zespole mieliśmy mnóstwo młodziutkich graczy, a inne drużyny wykorzystały swoje doświadczenie, aby z nami wygrywać. Jak na standardy tamtej drużyny byłem weteranem, ale miałem dopiero 21 lat. Na przykład Riqui Puig miał zaledwie 17 lat i musiał walczyć z dojrzałymi graczami. To trudna liga, z długim sezonem, z wieloma meczami. Nasza drużyna nie była też gotowa mentalnie, by się utrzymać. Jeśli jesteś młody i przegrasz kilka meczów z rzędu, zła dynamika może cię złamać. Mimo to byliśmy bliscy utrzymania, ale zabrakło nam kilku punktów. Myślę, że gdyby tej drużynie udało się wówczas utrzymać, następny sezon w tym samym składzie byłby znacznie łatwiejszy.
Kto był najlepszym graczem w tej drużynie?
Dobrze współpracowało mi się z Carlesem Alenią. Jest bardzo utalentowany i tak jak w moim przypadku wiele rzeczy przyszło mu szybko. Mam na myśli debiut na najwyższym poziomie. W takim wypadku trzeba mieć silną mentalność, ale nie jest to łatwe i czasem potrzeba więcej czasu, by się zaadaptować. Obserwuję go w Getafe, gdzie zdobywa nowe doświadczenia i trzymam za niego kciuki.
Po spadku z Barcą B odszedłeś do Olympiakosu.
Najpierw wróciłem do Villarrealu, ale nie dogadaliśmy się w kwestii przedłużenia kontraktu. Był ostatni dzień okienka i miałem w garści tylko ofertę Olympiakosu, a nie chciałem zostać bez klubu. W Grecji trudno mi się było odnaleźć. Nowy klub, nowy kraj, nowa kultura i inny język. Na początku nie grałem. Potem dostałem swoje szanse, ale wydarzyły się pewne rzeczy, przez które nie chciałem tam zostać.
Z tego względu wypożyczono mnie do Deportivo La Coruña i prawie awansowaliśmy do Primera Division. W play-offach ograła nas Mallorka i to ten klub awansował. Rok później Deportivo spadło do Segunda B. Taka jest piłka. Deportivo to duży klub i kiedyś wróci do najwyższej ligi. W La Corunii brakuje tylko świetnego zespołu.
Potem trafiłeś do Tenerife.
Podpisałem kontrakt na trzy sezony. Grałem dużo, ale nie miałem bramek i asyst. Kiedy zawodnik czuje się szczęśliwy, ma dużo pewności siebie, gra lepiej, ale w tym klubie czułem się nieswojo. Jestem graczem, który potrzebuje pozytywnej energii. Na Teneryfie jak się przegrywało, to się przegrywało. Brakowało pazura. To nie jest problem drużyny, to problem gracza, że coś takiego mu nie odpowiada. W moim przypadku jest tak, że muszę cieszyć się futbolem i w tym klubie tego mi brakowało.
Dlatego trafiłem na wypożyczenie do Realu Oviedo, gdzie czułem się lepiej. Miałem lepszy sezon, więcej bramek i asyst. Jednak gdy wróciłem na Teneryfę, zerwałem więzadła. Krótko mówiąc, przez trzy lata byłem piłkarzem Tenerife, ale rozegrałem tam tylko sezon z małym okładem. Ludzie wiele ode mnie oczekiwali, nie wyszło, ale nikogo nie winię. Dzięki temu zebrałem doświadczenie. Wiem, co zrobiłem dobrze i źle. Mogę to z powodzeniem wykorzystywać.
Czujesz się bardziej Hiszpanem czy Argentyńczykiem?
Uważam się za Argentyńczyka, ale ostatecznie Hiszpania jest moim drugim domem, który dał mi wszystko i ukształtował mnie jako osobę. Mam żonę Hiszpankę, mam hiszpańskie dzieci i w przyszłości planuję zamieszkać w Hiszpanii.
Grałeś też dla hiszpańskich młodzieżówek.
Występowałem nawet na Mistrzostwach Europy U19. Nagle podczas wakacji w Argentynie, dostałem powołanie. Zaproszono mnie na zgrupowanie do Las Rozas w Madrycie. Przybyło 25 zawodników, zostało 18 i ta grupa pojechała na Mistrzostwa Europy. W tym zespole byli Marco Asensio, Dani Ceballos, Mikel Merino. Podczas turnieju strzeliłem dwie bramki, z czego jedną w finale. Wygraliśmy te mistrzostwa i z dużym sentymentem wspominam tamten czas.
Tęsknisz za Argentyną?
Oczywiście. W listopadzie, kiedy rozgrywki ligowe będą miały przerwę, planuję polecieć w rodzinne strony i spotkać się z bliskimi. Pewnie wówczas w Polsce będzie zimno, ale w Argentynie będzie lato.
Czym byś się zajmował, gdybyś nie został piłkarzem?
Byłbym w Argentynie i pewnie nie byłoby ze mną najlepiej (śmiech).
Najlepszy gracz, z którym grałeś?
Wybieram dwóch, od których nauczyłem się najwięcej. Bruno Soriano i Joaquin. Pierwszy nauczył mnie pokory i ciężkiej pracy. Drugi całej reszty. Wspaniali ludzie i piłkarze. Wzory do naśladowania dla młodych.
Najlepszy kumpel z boiska?
Miguelon, który gra teraz w Oviedo. Byliśmy razem w akademii Villarrealu. Rozmawiamy codziennie. Mam więcej przyjaciół, ale z nim trzymam się najbliżej.
Twój ulubiony piłkarz?
Neymar ze względu na jego niesamowite umiejętności. Gra bardzo odważnie, próbuje dryblować, decyduje się na nieszablonowe zagrania, przerzuca sobie piłkę nad przeciwnikami, szuka piętek, zagrań krzyżakiem. Trafiłem do Polski, aby cieszyć się futbolem i dać namiastkę takich zagrań.
Twoja ulubiona drużyna?
Na pierwszym miejscu Villarreal, a na drugim FC Barcelona.
A ulubiona liga?
LaLiga i Premier League.
Piłkarskie marzenie?
Pojechać na Mistrzostwa Świata z reprezentacją Argentyny.
Masz hobby?
Lubię zajmować się dziećmi, ale też lubię sobie pograć w FIFĘ z argentyńskimi kumplami.
Moment, który zmienił twoje życie?
Zostanie ojcem dużo zmienia. Mam dwójkę dzieci, mimo że jestem młody. Pierwszy syn urodził się, gdy miałem 21 lat, a drugi cztery lata później. Bycie rodzicem to obowiązek, ale na swój sposób również ułatwia życie. Kiedy jesteś kontuzjowany przez tak długi czas, wspaniale jest mieć blisko siebie rodzinę. Dzięki moim dzieciom ten ciężki rok minął szybko i były one niezbędne do przetrwania trudnych chwil. Teraz są daleko ode mnie, ale przyjadą, gdy tylko znajdę im odpowiednie przedszkole. Rodzina jest najważniejszą częścią mojego życia.
Co byś zmienił, gdybyś mógł wrócić do przeszłości?
Byłoby wspaniale, gdybym mógł cofnąć się w czasie i mieć wiedzę, którą posiadam. W przeszłości nie odżywiałem się tak dobrze jak teraz. Czasami nie trenowałem na sto procent. Teraz wiem, jak zadbać o szczegóły, które robią różnicę.
Jak wyobrażasz sobie swoją przyszłość?
Na początku przytrafiły mi się dobre rzeczy, teraz jestem w połowie kariery piłkarskiej. Mogę być na dobrej lub złej drodze, ale czuję, że zaczynam świetny okres w życiu. Z niecierpliwością czekam na piękne lata, jestem jeszcze młody i mogę dalej się rozwijać. Pierwszym krokiem jest dać z siebie wszystko w tym sezonie, pomóc zespołowi i grać tak, by zostać zapamiętanym na długie lata.
ROZMAWIAŁ PAWEŁ OŻÓG
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Narsingh: Gdyby nie futbol, czyściłbym podłogi
- Furman: – Biorę pod uwagę grę w Wiśle do końca kariery
- Lewandowski: Żeby mieć poparcie kibiców, musisz coś pokazać
Fot. Newspix.pl