Reklama

“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Błażej Gołębiewski

Autor:Błażej Gołębiewski

21 listopada 2024, 09:30 • 9 min czytania 11 komentarzy

U jednych wywołuje ciarki żenady, u innych – wzbudza szacunek, podziw lub strach. Dla niektórych interesujący i motywujący element obcej kultury, a dla kolejnych prowokujące i pozbawione większego sensu show. Zawsze przyciąga uwagę. Haka, bo o niej mowa, kolejny raz znalazła się na ustach milionów, choć tym razem wykorzystano ją nie na specjalnym pokazie czy przed meczem nowozelandzkich rugbistów, a w… parlamencie. Czym właściwie jest ten rytuał i o co w nim chodzi?

“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Haka, czyli nie tylko show przed meczem rugby 

Niemal każdy, kto interesuje się choćby w minimalnym stopniu sportem, miał okazję zetknąć się z haką. Ten charakterystyczny taniec Europejczykom kojarzy się głównie z Nową Zelandią i reprezentacją All Blacks, choć tak naprawdę jest powszechny w całej Polinezji. Z nietuzinkowych układów choreograficznych słynie przede wszystkim wschodnia część Oceanii, do której należą też między innymi Wyspy Samoa czy Hawaje. 

I tak naprawdę dla rdzennych mieszkańców tego regionu haka nie jest utożsamiana wyłącznie z wytrzeszczaniem oczu, wytykaniem języka czy energicznym klepaniem się po udach. Pod tym pojęciem kryje się też choćby specjalny taniec dla gości – głównie tych spoza kontynentu. Haka wykonywana przed przyjezdnymi przez zaledwie jedną czy dwie osoby ma już zupełnie inny wymiar niż jej wojenny wariant, czyli peruperu. To właśnie ta odmiana rytualnego tańca jest z kolei najbardziej rozpoznawalna na całym już świecie. 

Reklama

Ma ona ogromne znaczenie dla Maorysów, czyli rdzennej ludności zamieszkującej Nową Zelandię. Obecnie jest ich prawie milion – to niemal 20% całej populacji kraju ze stolicą w Wellington. Nie dziwi więc fakt, że mniejszość ma swoją reprezentację w tamtejszym parlamencie. Ba, partia dbająca o maoryskie interesy pojawia się w nim niezależnie od wyników wyborów, mając gwarancję stałego udziału w obradach nowozelandzkiego rządu. Co też nierzadko skrzętnie – i bardzo głośno – wykorzystuje. 

Tak też było kilka dni temu, gdy o hace znów usłyszał cały świat, tym razem ze względów politycznych. Co było powodem odtańczenia jej w parlamencie? Projekt ustawy przedstawiony przez partię ACT, czyli członka centroprawicowej koalicji sprawującej obecnie rządy w Nowej Zelandii. Propozycja zakłada odejście od ustaleń zawartych w 1840 roku w ramach Traktatu Waitangi, czyli porozumienia między Maorysami a Koroną Brytyjską. Dokument ten wciąż jest uznawany za wiążący, będąc fundamentem dużej liczby obowiązujących aktów prawnych. I ACT postanowiła to zmienić.


Nie spodobało się to oczywiście rdzennym mieszkańcom Nowej Zelandii. Ich przedstawicielka, Hana-Rawhiti Maipi-Clarke, najpierw ostentacyjnie podarła projekt nowej ustawy, by następnie wykonać hakę. Dołączyła do niej spora grupa polityków, obrady zawieszono, a samą Maipi-Clarke wykluczono z parlamentu na dobę. Zaplanowany efekt osiągnęła jednak z nawiązką, bo nagranie rytualnego tańca stało się w sieci hitem oglądanym przez miliony internautów. Kolejny zresztą raz. 

Haka była bowiem wcześniej elementem politycznych rozgrywek. Rok temu także rzeczona Maipi-Clarke postanowiła wykorzystać ją do wzmocnienia swojego przekazu. Bo tak naprawdę możliwości zastosowania tradycyjnego układu choreograficznego Maorysów są praktycznie nieograniczone. Hakę wykonuje się też oczywiście w sporcie, ale i w wojsku, na specjalnych pokazach, ślubach i weselach, a nawet pogrzebach. Wszak to właśnie w taki sposób pożegnano legendę nowozelandzkiego rugby, Jonaha Lomu. 

CZYTAJ TEŻ: JONAH LOMU. WYBRYK NATURY, KTÓRY ODMIENIŁ RUGBY 

Reklama

I to właśnie reprezentacja All Blacks najsilniej kojarzona jest z rytualnym tańcem. Ale przedmeczowy zwyczaj odstraszenia przeciwnika stosują też przecież choćby Tall Blacks, czyli koszykarze kadry Nowej Zelandii. Przykłady można mnożyć, choć z biegiem lat haka zdaje się tracić swoją moc w sporcie. 

Strach, szacunek, a czasem… uśmiech politowania 

Wybałuszone oczy i wytknięte w nienaturalny sposób języki połączone z głośnymi okrzykami w nieznanym dialekcie początkowo robiły ogromne wrażenie we wspomnianym rugby. Na twarzach wielu zawodników rywalizujących na boisku z Nowozelandczykami malował się strach. Haka jeszcze kilkanaście lat temu sprawiała wrażenie tajemniczej i tak naprawdę trudno było realnie ocenić, na co stać grupę potężnie zbudowanych gości, którzy wykonują dziwaczny taniec przed meczem. Zakładano raczej, że to zespół kompletnie nieprzewidywalny, zdolny do wszystkiego. 

I to akurat okazało się prawdą. Nieszablonowe akcje, świetna gra i twardość charakterów pozwoliły All Blacks na uzyskanie statusu jednej z najlepszych drużyn na świecie pod względem osiąganych sukcesów. Motywująca rugbistów z Nowej Zelandii haka zdawała się często paraliżować ich przeciwników. Działała więc dokładnie tak, jak zakładali dwieście lat temu Maorysi. 

Dziś jednak każdy rywal All Blacks wie, czym jest rytualny taniec. Wie, że zostanie zaprezentowany przed meczem, wie, że nie trzeba się go już tak bać. I wreszcie wie, że można próbować go nawet zakłócać, jak zdarzało się to już w 1989 roku Williemu Andersonowi czy nieco później legendarnemu Sébastienowi Chabalowi. Kiedy reprezentacja Francji mierzyła się z Nową Zelandią, potężny zawodnik Les Bleus potrafił na centymetry zbliżyć się do wykonujących hakę rugbistów All Blacks. 

Z biegiem lat takich sytuacji było coraz więcej. Aby je nieco wyhamować, ustalono, że zespoły nie mogą przekraczać linii środkowej boiska w trakcie przedmeczowych prezentacji. Nie przeszkodziło to jednak Anglikom, którzy podczas półfinałowego spotkania w ramach Pucharu Świata w 2019 roku, przyjęli formację zbliżoną do litery „V”. Skrajnie wysunięci zawodnicy znaleźli się przez to na połowie rywala, na co zareagował arbiter spotkania. Sędziemu nie udało się jednak przekonać niesfornych reprezentantów Anglii do wycofania i choć ostatecznie obie grupy nie starły się ze sobą, to drużynę Red Roses ukarano grzywną w wysokości 2 tysięcy funtów. Oficjalnym powodem było złamanie protokołu o rytuałach kulturowych. Co ciekawe, Anglia zwyciężyła w tamtym meczu 19:7, przechodząc do finału turnieju.

Sir Colin Meads, zmarła w 2017 roku ikona nowozelandzkiego rugby, otwarcie krytykował podejście niektórych nowozelandzkich zawodników do tradycji. – Kładzie się zbyt duży nacisk na hakę, przez co stała się ona trochę żartem. Zawsze byliśmy dumni, że możemy ją robić, ale teraz nieco przesadzamy. Wydaje mi się, jakby drużyna skupiała się najbardziej na tym, by co tydzień wykonać inną choreografię, a niektórzy wkładają w to tak wiele, że zapominają o czekającej ich grze – mówił Meads. 

Przy okazji zdradził też, co było jednym z istotnych powodów wykonywania haki przez All Blacks na meczach wyjazdowych: – Kiedyś wykonywaliśmy ją za granicą, aby się rozgrzać i jednocześnie utrzymać przeciwników w chłodzie, bo przecież musieli czekać, aż skończymy. Ale nigdy z tym nie przesadzaliśmy – przyznawał po latach legendarny zawodnik. 

Tym samym Meads poruszył kolejną istotną kwestię związaną z występowaniem haki w sporcie. Według sporej grupy ekspertów, rytualny taniec daje bowiem nieuczciwą przewagę nowozelandzkim reprezentacjom. 

Element tradycji czy nieuczciwa przewaga? 

Taniec Maorysów wykorzystywany jest w Nowej Zelandii nie tylko przez kadrę rugbistów, ale również przez drużyny koszykarskie czy siatkarskie, w tym także te paralimpijskie. Korzystają z niego zarówno Ice Blacks (hokej na lodzie), jak i Black Sticks (hokej na trawie). Nowozelandczycy zasadniczo motywują się za pomocą rytualnego układu choreograficznego praktycznie w każdym sporcie drużynowym, w którym mają swoją reprezentację. I od wielu lat spotyka się to z mieszanymi odczuciami. 

No bo – z jednej strony to kawał historii i ważny element tradycji, a tę wypadałoby uszanować. Ale gdyby tak spojrzeć z nieco szerszej perspektywy, to przecież haka ma docelowo zastraszyć przeciwników, wywołać w nich lęk. Przy czym jej wykonanie to wydarzenie pozasportowe, bo specjalnych gestów nie prezentuje się przecież w trakcie gry, a przed jej rozpoczęciem. Czy to zatem fair w stosunku do innych zespołów? 

Wciąż pojawiają się głosy przeciwne hace. Te najbardziej skrajne mówią o całkowitym usunięciu rytuału z przedmeczowych przygotowań. Te nieco mniej restrykcyjne dla nowozelandzkiej kultury – o możliwości odtańczenia specjalnej choreografii tylko podczas domowych spotkań All Blacks lub jedynie przed kluczowymi spotkaniami, na przykład meczami finałowymi. Mimo tego zarówno w rugby, jak i innych sportach, w tym przede wszystkim koszykówce, kadrom Nowej Zelandii umożliwia się przeprowadzenie rytuału. I nic nie wskazuje na to, by miało się to zmienić. 

Ale w przeszłości dochodziło do sytuacji, w których wykonywanie charakterystycznego tańca było nawet zawieszane. Sporo kontrowersji wzbudził wariant „Kapa o Pango”, który kończy się gestem przeciągnięcia kciuka wzdłuż gardła. I trudno to zinterpretować inaczej niż jako dość jasną w przekazie groźbę, choć według samych Nowozelandczyków to „hauora”, czyli wciągnięcie oddechu życia do serca i płuc. Takie tłumaczenie nie za bardzo trafiało do kibiców i reprezentantów Irlandii w rugby, doprowadzając do zawieszenia haki przed meczami All Blacks z drużyną z Dublina. 

Element zastraszenia przeciwników nie jest jedynym profitem, jaki mają czerpać z rytuału zawodnicy Nowej Zelandii. Przeprowadzono nawet badania na Uniwersytecie Queenslandu, które wykazały podwyższone tętno u graczy wykonujących hakę. To z kolei ma im zapewnić lepsze wejście w spotkanie, na wyższym poziomie fizycznym, z większą intensywnością i lepszym skupieniem. Wszystko to w sytuacji, gdy rywale – tak jak przyznawał Colin Meads – pozostają najczęściej w bezruchu, a ich ciała i mięśnie stygną. 

Nie dla wszystkich przeciwników Nowej Zelandii haka to jednak problem. Victor Matfield, jeden z najlepszych graczy w historii Republiki Południowej Afryki, przyznawał, że przedmeczowa tradycja zapewniała mu dodatkową motywację. – Szczerze mówiąc, nawet gdyby dawało im to przewagę – a nie mam co do tego pewności – nie chciałbym, żeby haka zniknęła. Uwielbiałem ten moment, gdy graliśmy z All Blacks. Był to dla mnie dodatkowy zastrzyk energii. Wiedziałem, że czeka mnie trudna walka i to mnie napędzało. Patrzyłem na boisko, patrzyłem na rywali i przyjmowałem wyzwanie. To wspaniała rzecz w naszym sporcie – powiedział Matfield w rozmowie z The Guardian. 

Inną opinię na ten temat ma jeden z angielskich zawodników naruszających w półfinale Pucharu Świata w 2019 roku strefę haki, Joe Marler. Niedawno zamieścił bowiem na portalu X wpis, w którym stwierdził, że rytuał „trzeba wyrzucić do śmietnika, bo jest niedorzeczny”. Potem co prawda przeprosił za swoje zachowanie, tłumacząc się dość pokrętnie, ale jego słowa i tak zostały szeroko skomentowane w mediach, a sam Marler spotkał się z ogromną falą krytyki.


Przy jednej kwestii nie ma natomiast żadnych wątpliwości czy sporów – haka w przypadku reprezentacji Nowej Zelandii w rugby jest istotną częścią sukcesów tej niepowtarzalnej kadry. Czy przyniesie również oczekiwany skutek w politycznej walce i pozwoli Maorysom powstrzymać uchwalenie krzywdzącej ich ustawy? Najprawdopodobniej tak, choć trudno tu mówić o lęku rządzących przed rytuałem, a po prostu niepokojem związanym z utratą wyborców i protestami na ulicach, do których zresztą w ostatnim czasie dochodziło.

I być może również w sporcie trudno już mówić o strachu wywoływanym przez hakę. Ale w dobie wszechobecnego profesjonalizmu, dążenia do osiągania jak najlepszych wyników i wygrywania za wszelką cenę, warto dostrzec wyjątkowość nowozelandzkiego rytuału, który dodaje kolorytu nawet mało istotnym pojedynkom – i to nie tylko w rugby.

BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI

Czytaj więcej:

Uwielbia boks, choć ostatni raz na poważnie bił się w podstawówce (i wygrał!). Pisanie o inseminacji krów i maszynach CNC zamienił na dziennikarstwo, co było jego marzeniem od czasów studenckich. Kiedyś notorycznie wyżywał się na gokartach, ale w samochodzie przestrzega przepisów, będąc nudziarzem za kierownicą. Zachował jednak miłość do sportów motorowych, a największą słabość ma do ich królowej – Formuły 1. Kocha też Real Madryt, mimo że pierwszą koszulką piłkarską, którą przywdział w życiu, był trykot Borussii Dortmund z Matthiasem Sammerem na plecach.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Ekstraklasa

Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Michał Kołkowski
21
Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Komentarze

11 komentarzy

Loading...