Jakub Kiwior, pseudonim „Kiwi”, rocznik 2000, zawodnik Spezii Calcio i – od sobotniego wieczoru – reprezentant Polski seniorów. 22-latek zadebiutował w kadrze narodowej w rywalizacji z Holandią i choć nie był bezbłędny, wypadł naprawdę obiecująco.
Kiwior miał prawo stracić nadzieję, że jednak dostanie szansę od Czesława Michniewicza. Najpierw jeszcze przed barażami selekcjoner spotkał się z nim we Włoszech, porozmawiał, opowiedział o pomysłach na grę, pochwalił i… w ogóle nie powołał na marcowe zgrupowanie. Następnie wezwał na te trwające, zobaczył na treningach i po spotkaniu z Walią odesłał do młodzieżówki, by wspólnie z Sebastianem Walukiewiczem pomogli ekipie U-21 w walce o drugie miejsce.
Ostatecznie nie pomogli (skończyło się porażką 1:2), ale Michniewicz i tak nakazał Kiwiorowi dołączenie do zespołu seniorów. Niby fajnie, jednak wydawało się, że gracz Spezii dołączy na sztukę. Żeby liczba ludzi na zajęciach się zgadzała, ewentualnie może trzeba było wypełnić pokoje w hotelu, bo skoro nigdzie nie wyjeżdżali, zdecydowanie bliżej występu na pewno byli Marcin Kamiński i Mateusz Wieteska, prawda?
Nieprawda, o dziwo Kiwior wcale nie wracał na darmo. Selekcjoner zdecydował się postawić na debiutanta i generalnie się nie zawiódł. A gdyby mecz skończył się po 45 minutach, mógłby być wyjątkowo z niego zadowolony.
Holandia – Polska: występ Kiwiora
Symbolem postawy Kiwiora w pierwszej połowie była sytuacja z końcówki tej części rywalizacji. Poszło długie podanie za plecy biało-czerwonych, Steven Bergwijn – którego zawodnik Spezii pieczołowicie pilnował – zareagował minimalnie szybciej, zerwał się do sprintu, ale 22-letni debiutant rodem z Tychów zachował się niczym dwa razy starszy stoper z wielkim wąsem i w wysłużonych Copa Mundialach. Wyciągnął rękę i lekko przytrzymał. Nie na tyle, by sędzia podyktował faul, ale na tyle, by wybić Holendra z rytmu, delikatnie wyhamować i utrudnić przyjęcie. Efekt – Bergwijn piłki nie sięgnął. Brakowało, by Kiwior skomentował sytuację: „Młody, uspokój się. Z czym do ludzi.”
Kiwior przed przerwą spisywał się bardzo dobrze, zupełnie nie jak nowicjusz. Czytał grę, odpowiednio się ustawiał, asekurował kolegów, trzymał na oku Bergwijna. W pierwszej połowie zaliczył osiem wybić, a cała reszta reprezentacji – 10. Słowem – trzymał defensywę w ryzach.
Potrafił reagować na podania za plecy górą, na prostopadłe dogrania po murawie czy dośrodkowania. Zdarzało się, że był ostatnim ratunkiem przed Łukaszem Skorupskim i gdyby zawiódł, nasz golkiper miałby ciepło. Choćby kapitalnie uprzedził Memphisa Depaya po centrze z bocznego sektora i jeszcze interweniował w ten sposób, że sędzia się pomylił – zamiast rożnego, podyktował wznowienie od bramki.
Ponadto dało się zauważyć, że czuje się swobodnie z piłką i jego wiodącą nogą jest lewa. Zabierał się z futbolówką zupełnie inaczej niż lepiej kopiący prawą Jan Bednarek, nie zamykał sobie kierunków podań, nieźle rozgrywał. Nie było to łatwe, ponieważ biało-czerwoni mieli problem z atakiem pozycyjnym, ale mimo wszystko wyglądał pod tym względem przyzwoicie.
Za pierwszą połowę zasłużył na wyróżnienie.
Po przerwie błędy
Niestety, jak to w życiu – druga połówka często jest tą trudniejszą i tak było z Kiwiorem. Zawodnik Spezii po przerwie również zaliczył kilka udanych interwencji, ale jednocześnie zaczął popełniać błędy. Jeden z nich okazał się kosztowny.
Przede wszystkim to on złamał linię spalonego przy wyrównującej bramce Holandii. Bergwijn wyśmienicie się ustawił, tym razem Polak był tak spóźniony, że rywala już nie zablokował, akcja toczyła się dalej i za chwilę skończyła wyrównującym trafieniem Denzela Dumfriesa.
Poza tym także Kiwiorowi uciekł Cody Gakpo w końcówce spotkania, co poskutkowało chaosem w polu karnym i przypadkową ręką Matty’ego Casha. Całe szczęście Depay spartolił jedenastkę i nie trzeba przypisywać mu udziału przy dwóch straconych bramkach.
Podsumowując – debiut 22-latka wypadł obiecująco. Przed początkiem starcia na De Kuip miał prawo czuć się jak przed sprintem przez pole minowe, ale względnie udało mu się dobiec do mety bez szwanku. Może gdzieś tam go drasnął odłamek, jednak koniec końców nic nie urwało. To nieźle na początek. Bez międzynarodowego doświadczenia na tym poziomie przez większość meczu dzielnie stawiał opór przeciwnikom z Premier League czy LaLiga. A przecież należy pamiętać, że w ostatnich miesiącach w klubie nie był stoperem, a defensywnym pomocnikiem.
„Kiwi” pod włoskim niebem dojrzewa i warto mieć go w swoim koszyku. W sobotę nie było bezbłędnie, lecz nieźle, a przecież najtrudniejszy pierwszy krok. W przyszłości powinno być jeszcze lepiej.
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI
- Remis, który trzeba szanować. Polska wywozi punkt z Rotterdamu
- Malutki, ale z piłką unosił się nad boiskiem. Tak zaczęła się kariera Zalewskiego w naszych kadrach
foto. Newspix