Nie ma się co czarować, po sromotnej klęsce reprezentacji Polski w starciu z Belgią trudno było o optymistyczne podejście do dzisiejszego meczu przeciwko Holandii. Na szczęście drużyna dowodzona przez Czesława Michniewicza nie rozsypała się mentalnie i rozegrała naprawdę solidne zawody. Wprawdzie trochę boli wypuszczenie dwubramkowego prowadzenia, dojrzały zespół nie powinien sobie na coś takiego pozwolić, no ale koniec końców remis 2:2 należy przyjąć z szacunkiem i satysfakcją.
Holandia – Polska. Świetny wynik do przerwy
Osiem minut – tyle czasu udało się defensywie biało-czerwonych wytrwać przed dopuszczeniem gospodarzy do pierwszej doskonałej sytuacji strzeleckiej. Upiekło się Polakom, Davy Klaassen uderzył nieprecyzyjnie, ale – co tu kryć – zaraz przemknęły nam przed oczami ponure wspomnienia z meczu z Belgią. Tym bardziej że kilka chwil później Grzegorz Krychowiak ponownie zaserwował swoją specjalność zakładu – durnowaty faul na żółtą kartkę we własnej strefie obronnej, pozwalający “Pomarańczowym” na wykreowanie kolejnej niebezpiecznej okazji, tym razem po stałym fragmencie gry.
No nie wyglądało to zbyt optymistycznie. Zapachniało kolejnym laniem.
Zastrzyk optymizmu w 18. minucie gry zapewnili jednak polskiej publiczności, głośnej i tłumnie zgromadzonej na trybunach stadionu w Rotterdamie, Nicola Zalewski i Matty Cash. Ten pierwszy doskonałym przerzutem uruchomił gracza Aston Villi, który z kolei precyzyjnym, mocnym uderzeniem po długim słupku wpakował piłkę do siatki, nie dając szans Markowi Flekkenowi na skuteczną interwencję. Choć być może golkiper Freiburga mógł się po prostu zawczasu lepiej ustawić.
Jednobramkowe prowadzenie udało się podopiecznym Czesława Michniewicza utrzymać do przerwy, mimo że właściwie cały czas w natarciu znajdowali się Holendrzy. To oni dłużej utrzymywali się przy piłce, to oni regularnie posyłali piłkę w nasze pole karne, wreszcie to oni kilka razy realnie zagrozili bramce strzeżonej przez Łukasza Skorupskiego. Co gorsza, kontrataki Polaków nie robiły wielkiego wrażenia na holenderskiej defensywie. Na ogół nasze ofensywne akcje gasły, zanim zdążyły się w ogóle na dobre rozpocząć. Między innymi z uwagi na niemrawą postawę Krzysztofa Piątka, zastępującego dziś Roberta Lewandowskiego na szpicy. Dość powiedzieć, że w pierwszej połowie gospodarze oddali w sumie osiem strzałów na bramkę, a Polacy… jeden. Poza Piątkiem, w grze ofensywnej nie błyszczeli również Zieliński czy Frankowski, na plus wyróżniał się jedynie Zalewski. No ale nie będziemy dłużej ględzić – wynik przemawiał za biało-czerwonymi.
Holandia – Polska. Wymiana ciosów po przerwie
Mało tego – wspomniana przez nas trójka Piątek-Frankowski-Zieliński tuż po wznowieniu gry fenomenalną, dynamiczną akcją kombinacyjną wyprowadziła reprezentację Polski na dwubramkowe prowadzenie. Zaczął genialnym podaniem Piątek, z piłką w pole karne “Pomarańczowych” wpadł znacznie aktywniejszy po przerwie Frankowski, a Zieliński dopełnił formalności i wpakował futbolówkę do pustaka. No i w tym momencie już naprawdę nie wypadało grymasić na grę ekipy Michniewicza. Dwa gole przewagi w wyjazdowym starciu z Holandią to w końcu dorobek, który kibic biało-czerwonych po prostu musi szanować.
Problem w tym, że nie uszanowali go sami piłkarze. Dlaczego?
- dwóch minut potrzebował Klaassen, by władować nam gola na 2:1
- po czterech minutach było już 2:2, serię błędów w naszej defensywie wykorzystał Dumfries
My wszystko rozumiemy. Rozumiemy, że ten wynik 2:0 był mocno na wyrost, bo z przebiegu gry Polacy nie zasługiwali na prowadzenie, a co dopiero mówić o zaliczce dwubramkowej. Rozumiemy, że Holendrzy są od nas generalnie znacznie potężniejsi, że to zwyczajnie wyższa półka. Pamiętamy, że ostatnio wsadzili cztery sztuki Belgom, od których my z kolei przyjęliśmy szóstkę. Mieć w garści wynik 2:0 na terenie przeciwnika i nie utrzymać go nawet przez pięć minut? Zwyczajnie można się wkurwić. Niezależnie od klasy rywala, to obciąża sumienie całej drużyny. Zwłaszcza środkowych pomocników, bo w tej strefie boiska mieliśmy olbrzymie problemy z pilnowaniem oponentów, przede wszystkim wszędobylskiego Klaassena.
To duży zarzut względem Grzegorza Krychowiaka i Jacka Góralskiego. W założeniu mówimy o duecie skoncentrowanych na grze w destrukcji walczaków, zdolnych do zabetonowania środka pola. W praktyce “Pomarańczowi” przebijali się przez tę zaporę z dziecinną łatwością. O dziwo, dużo lepsze wrażenie w obronie robił na przykład Jakub Kiwior – debiutant nie tylko się nie spalił, ale prezentował się najsolidniej z całego bloku defensywnego.
Holandia – Polska. Skorupski bohaterem
Po trafieniu wyrównującym sytuacja na boisku trochę się uspokoiła. Polacy grali swoje – dalej szukali szarpnięć w kontratakach, gospodarze naciskali zaś w ataku pozycyjnym, zagrywając mnóstwo górnych piłek, dośrodkowań i przerzutów. Nie najlepiej radzili sobie z tym nasi boczni obrońcy. Zwłaszcza po lewej stronie boiska, zajmowanej przez Bereszyńskiego i Zalewskiego, reprezentanci Holandii notorycznie mieli zbyt dużo swobody i wolnej przestrzeni. I to właśnie stamtąd w samej końcówce meczu poszła akcja, która mogła nas dzisiaj pogrążyć. Wprawdzie “Pomarańczowym” nie udało się zdobyć gola z gry, bo doskonałym refleksem przy uderzeniu Memphisa Depaya popisał się Łukasz Skorupski, ale odbitą futbolówkę ręką pacnął Matty Cash i arbiter wskazał na jedenasty metr.
Do piłki ponownie podszedł Depay. I ponownie sknocił, uderzając siłowo w słupek. Inna sprawa, że kilka chwil później “Pomarańczowi” znów poważnie zagrozili naszej bramce, ale na szczęście nakręcony Skorupski popisał się kolejną doskonałą robinsonadą, wyrastając na bohatera meczu.
Koniec końców biało-czerwoni wywożą zatem z Rotterdamu cenny remis. To bardzo miła odmiana po blamażu w starciu z Belgią. Nie ma co ukrywać, dopisało nam dzisiaj trochę szczęścia, postawa drużyny w grze obronnej wciąż pozostawia sporo do życzenia, środek pola rozczarował, no ale w konfrontacjach z wyżej notowanymi oponentami bez szczęścia przecież ani rusz, a i pomyłek trudno się tak całkiem ustrzec. Cały mecz wypada naszej drużynie narodowej zapisać zdecydowanie na plus. Zwłaszcza biorąc poprawkę na brak Roberta Lewandowskiego, no i rzecz jasna klasę rywala. Już pal licho, że zgarnęliśmy punkt. Najistotniejsze, że byliśmy dla “Pomarańczowych” równorzędnym przeciwnikiem. Przeciwnikiem, który ma plan, jest skuteczny i potrafi uwypuklić swoje atuty.
HOLANDIA – POLSKA 2:2 (0:1)
strzelcy bramek:
- Matty Cash 18′ (0:1)
- Piotr Zieliński 50′ (0:2)
- Davy Klaassen 52′ (1:2)
- Denzel Dumfries 54′ (2:2)
CZYTAJ WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
- Och, Karol. Zaczyna się zmartwychwstanie?
- O Macieju, który wybrał życie na wygnaniu
- Michniewicz przed Holandią: Chcemy atakować bocznymi sektorami
fot. FotoPyk