Reklama

Dziś wieszczą koniec, a dziewięć lat temu wszystko się zaczęło. Szczęsny w Arsenalu

redakcja

Autor:redakcja

25 marca 2015, 11:22 • 3 min czytania 0 komentarzy

Temat w pewnym sensie na czasie, bo ostatnio o Wojtku Szczęsnym zrobiło się bardzo głośno, niekoniecznie z przyczyn czysto sportowych. Stracił miejsce pod poprzeczką bramki Arsenalu, niepewny jest też jego występ w eliminacyjnym meczu z Irlandią. Dziś brytyjska prasa prorokuje kres jego przygody w londyńskim klubie, a równo dziewięć lat temu przygoda ta miała swój początek. 

Dziś wieszczą koniec, a dziewięć lat temu wszystko się zaczęło. Szczęsny w Arsenalu

Wtedy, w 2006 roku, 16-letni Szczęsny podpisał pierwszy kontrakt z Arsenalem. Na testach przebywał już w grudniu. Zrobił świetne wrażenie i otrzymał propozycję przejścia do tamtejszej akademii. W Londynie szybko jednak zorientowali się, że ma naprawdę nieprzeciętny talent. Po kolejnych juniorskich szczebelkach wspinał się błyskawicznie, a zwieńczeniem ciężkiej pracy było podpisanie pierwszego w życiu zawodowego kontraktu. Dwa dni wcześniej zadebiutował w pierwszej drużynie, podczas meczu 3. rundy Pucharu Ligi z West Bromwich Albion. Miał dokładnie 19 lat i 167 dni.

Ponad rok później, siłownia. Grupa juniorów starszych dostaje polecenie trenowania najważniejszych partii. Szczęsny podnosi sztangę, ponoć wcale nie bardzo przeciążoną i traci równowagę. Ta spada mu na ręce, łamiąc obie, tuż nad nadgarstkami. Diagnoza? I tak łaskawa, bo minimum trzy miesiące rehabilitacji, czyli w praktyce sezon z głowy. Mogło być jednak znacznie gorzej. W wywiadach podkreślał, że o mały włos, a ciężar mógł spaść na głowę, ale w ostatniej chwili, resztką sił, udało się tego uniknąć.

– Ten uraz dał mi dużo do myślenia. Zrozumiałem, że kariera piłkarza może się bardzo szybko skończyć. Gdybym sztangę trzymał wtedy inaczej, to równie dobrze mogłaby mi spaść na głowę… Zdałem sobie sprawę z tego, że kariera piłkarza jest krótka i muszę dać z siebie jeszcze więcej, jeszcze ciężej trenować, aby jak najwięcej osiągnąć. Dzięki temu teraz, w tak młodym wieku, mogę grać na w miarę wysokim poziomie. Paradoksalnie więc: tamten czas mi pomógł – mówił po jakimś czasie w jednym z wywiadów.

Reklama

Prawie dokładnie rok od tamtego nieszczęśliwego zdarzenia Wojtek przyjął propozycję wypożyczenia do trzecioligowego Brentford. Na bronienie w Arsenalu nie miał szans. Numerem jeden był Manuel Almunia. Było warto. Tam przeżył jeden z najlepszych okresów w karierze. Grał regularnie i bronił fantastycznie. Miał być tylko kilka tygodni, a został do końca sezonu. Nareszcie mógł udowodnić swoją przydatność nie między juniorami, a między twardo grającymi zawodowcami. To wypożyczenie istotnie wpłynęło na dalszą część jego kariery w Arsenalu. Ostatnio kibice Brentford uhonorowali go tytułem bramkarza dekady, na co zapracował zaledwie 28 meczami.

– United może i mieli więcej szans, ale mam wrażenie, że bramka Parka była bardzo szczęśliwa. Moje parady? Wcale nie były takie fantastyczne. Anderson po prostu trafił we mnie piłką, bo byłem dobrze ustawiony – powiedział po ligowym debiucie z Manchesterem United, po którym kibice – mimo porażki 0:1 – wygrali go piłkarzem meczu.

Niedługo później już nie było wątpliwości. W kilka tygodni Szczęsny z bramkarza trzeciego wyboru awansował na tego z numerem jeden. Almunii i Fabiańskiemu pozostała walka o miejsce na ławce.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...