Kiedy wychodzi z szatni już na niego czekają, jak zwykle. Po drodze zdążyli go jeszcze złapać dziennikarze, trudno się było tego nie spodziewać tej nocy. Alberto, rozmawiając z periodistą, cały czas przyciska do siebie piłkę, którą strzelił dziś cztery gole. Przywilej zdobywcy hat-tricka, co najmniej hat-tricka. Na futbolówce podpisała się cała drużyna. Wywiad się przeciąga, przynajmniej w opinii dwulatki. Lucía Bueno, maleńkie stworzenie o kręconych włosach, wyrywa się matce i podbiega do Alberto przyklejając się do jego nóg.
– Tato! Tato, cześć!
Jego żona, Blanca, kuca obok i szepcze dziewczynce na uchu:
– Ile goli strzelił dzisiaj tata?
Przez chwilę Lucía ze skupieniem wpatruje się we własną dłoń, po czym zagina kciuk i z dumą podnosi do góry cztery palce. Uśmiecha się. Jest dobrze i trudno sobie wyobrazić, by mogło być lepiej. A jednak.
„Bueno: coś wielkiego, ponadprzeciętnego, wybijającego się ponad resztę”. Real Diccionario Español
Mógłby urodzić się jako Alberto Gran, Alberto Espectacular czy nawet Alberto Génial. Jednak taki patos w żaden sposób nie pasował by do jego wrodzonej powściągliwości. Przyszedł na świat, w madryckiej dzielnicy Moratalaz, jako Alberto Bueno. Nigdy nie doczekał się żadnego piłkarskiego przydomka, z takim nazwiskiem to niemożliwe. Patrząc wstecz, na całą swoją karierę, Alberto, który skończył wczoraj 27 lat, nie może zaprzeczyć, że jest dobrze.
Mieć swoje czternaście minut
Kwadrans, nawet mniej niż kwadrans, by przejść do historii klubu. Niecałe dwa tygodnie, by rozgościć się w niej wygodnie. Już sam początek sezonu w wykonaniu Alberto Bueno był imponujący, jednak dopiero mecz z Levante sprawił, że o piłkarzu z Moratalaz zrobiło się głośno. I to nie tylko w Hiszpanii. Zdobywając karetę w czternaście minut Alberto został pierwszym piłkarzem w historii Rayo, który ustrzelił cztery bramki w meczu La Liga. Była to też najszybsza czwórka od czasów 1995 roku, kiedy to legendarny Bebeto w sześć minut wlepił karetę Albacete.
– No dobra, w profesjonalnej piłce nigdy nie zdobyłem hat-tricka. Ani w Segunda, ani w Primera, – mówi Alberto ze spokojem, beznamiętnym głosem dedykowanym specjalnie dla mediów. – Nigdy nie strzeliłem nawet trzech goli, nie wspominając o czterech.
„No dobra” – „pero bueno”. Wydaje się że, gdy się denerwuje, stojąc przed kamerami, nie zdaje sobie sprawy, że nadużywa tej frazy, zawierającej jego nazwisko.
Jednak kamer i mikrofonów będzie jedynie więcej, ponieważ mecz z Levante nie był przypadkiem. Nadchodzi spotkanie z Granadą i Alberto Bueno znów jest wielki. Dublet, zwycięstwo i miano najskuteczniejszego strzelca w historii klubu, w najwyższej klasie rozgrywkowej. Po dwóch sezonach w barwach Franjirrojos Alberto właśnie pokonał Bolo, zdobywając o jedną bramkę więcej niż legendarny baskijski napastnik Rayo. Bueno na zdobycie 26 goli w Primera potrzebował dwóch sezonów i 63 spotkań. Bolo grał w Vallecas przez cztery sezony, rozegrał 127 meczów a jego rekord utrzymał się dwanaście lat… Dopóki nie pojawił się Alberto. Alberto Bueno, który został właśnie najskuteczniejszym hiszpańskim strzelcem La Liga i zmierza po Trofeo Zarra. Ale to jeszcze nie koniec…
– Bueno musi zakończyć ten sezon z 20 bramkami na koncie, mniejsza liczba nie wchodzi w grę – oznajmia pewnym tonem Paco Jémez. – Ma szansę przejść do historii i musi o to walczyć.
„Zawsze na czele, zawsze z jasną wizją, niezależnie od tego czy jest dobrze, czy źle”. Sam Alberto widzi w Paco przywódcę nie tylko drużyny, ale także każdego z zawodników z osobna. To wizja Jémeza doprowadziła Bueno w miejsce, w którym się aktualnie znajduje. Paradoksalnie to właśnie ona najprawdopodobniej powiedzie go teraz poza Rayo…
Teraz albo nigdy
27 lat, mityczny najlepszy wiek dla piłkarza. Wiosenna sobota wyznaczyła pewną oś w życiu Alberto. Nie ma już czasu czekać, trzeba wziąć los we własne ręce.
– Będę szczęśliwy jeśli moja przyszłość będzie w Rayo, ten klub to moja rodzina. Jeśli jednak stanie się tak, że trafię poza Vallekas to dlatego, że chcę zrobić krok naprzód.
Być rayistą jest tak słodko-gorzko… Gdy nie wiesz czy bardziej cieszą cię sukcesy zawodnika Rayo, czy smuci fakt, że oznaczają one zbliżające się pożegnanie. Kontrakt Alberto kończy się tego lata, szansa na to, że jego przyszłość potoczy się w Vallecas jest znikoma. Już teraz po piłkarza z Moratalaz zgłaszają się Wolfsburg czy Porto. Możliwe, że to właśnie drużyna Smoków będzie kolejnym klubem na drodze Alberto Bueno, w końcu portugalską ekipę prowadzi teraz Julen Lopetegui, ten sam szkoleniowiec, który trenował go w Realu Castilla. W Vallecas wszyscy wiedzą jaka jest rzeczywistość, jeśli zechce go większy klub, to nikt nie zatrzyma Alberto w Rayo. Być rayistią jest tak cholernie słodko-gorzko… Jak w tej chwili, gdy kibice Franjirrojos wybierają dla swojego piłkarza nowy klub, dyskutując, która drużyna będzie najlepsza dla jego kariery.
Drzwi do większych celów niż te, które może osiągnąć z Rayo, uchylają się przed Alberto już teraz. Zostaje jeszcze jedno, wciąż niespełnione, marzenie, które prześladuje go od lat. Reprezentacja.
Z Polski do Rosji
Dziewiętnaście lat i flaga Hiszpanii przewiązana na ramionach. Stadion Miejski w Poznaniu. Nawet nie śnił, że Polska okaże się dla niego taka szczęśliwa. Poprawia flagę, która uporczywie przesuwa mu się na jedno ramię. Alberto Bueno, król strzelców tego turnieju, za chwilę odbierze trofeum mistrza Europy do lat 19.
Juan Mata, Gerard Piqué, Esteban Granero, Mario Suárez, Cesc Fabregas… I Alberto Bueno. Gdy La Rojita, którą w 2006 roku prowadzi Ginés Meléndez, melduje się na polskiej ziemi nikt jeszcze nie podejrzewa, że ci właśnie chłopcy zostaną mistrzami Europy. Niedawno Bueno nie był nawet kandydatem do pierwszego składu, wszystko odmienił eliminacyjny mecz ze Szwecją, w którym canterano Realu Madryt zameldował się na murawie w 85. minucie. Meléndez postanowił dać mu szansę w kolejnym spotkaniu przeciwko Cyprowi, w którym Hiszpanie rozstrzelali przeciwnika 8:1. Dwa gole z tej ósemki należały do Alberto. Bramka na 3:1, którą zdobył w meczu z Niemcami przesądziła o awansie do fazy finałowej i upragnionej podróży do Polski.
Brakuje już tylko 19 minut do ostatniego gwizdka arbitra na stadionie przy Bułgarskiej. To już finał. La Rojita prowadzi ze Szkotami po tym, jak spektakularnym strzałem wynik otworzył Alberto. To jednak nikłe prowadzenie i zawodnikom zaczyna udzielać się nerwowość. Zaledwie jedno, nawet przypadkowe, trafienie dla Szkotów będzie oznaczać morderczą dogrywkę. Tak się jednak nie stanie. Dogranie Gerarda Piqué dociera do Alberto a on, na tym turnieju, nie zwykł się mylić. To trzecie mistrzostwo Europy dla reprezentacji Hiszpanii na przestrzeni ostatnich pięciu lat. Właśnie dorasta pokolenie, które niebawem sięgnie po pierwszy Puchar Świata.
– Marzyłem o tym całe życie. Ludzie sądzą, że dla napastników najważniejsze jest strzelanie goli, ale prawda jest taka, że najważniejsze jest, by pomóc drużynie. Nie ważne czy dzięki bramkom, czy też nie. Dziś moje gole dały nam mistrzostwo i oczywiście, jestem szczęśliwy, że moje marzenie stało się faktem.
Dziewięć lat od finału w Poznaniu Alberto nadal będzie czekać na spełnienie kolejnego marzenia. Seniorska reprezentacja Hiszpanii wciąż jest nie dla niego. Vicente del Bosque nie uwzględnił go we wczorajszych powołaniach na mecze z Ukrainą i Holandią, choć na jego liście znalazły się nowe nazwiska. Na przykład Mario Suárez, który grał u boku Bueno na tamtych mistrzostwach Europy. Może to dobra wieść dla Alberto, może i na niego przyjdzie kiedyś czas. Sen, który śni napastnik z Moratalaz nigdy jeszcze nie był tak bliski i jednocześnie tak odległy. Mundial w barwach Hiszpanii.
Galácticos que matan
Szczupły dziesięciolatek, dryblujący w wąskich uliczkach Moratalaz. W takich chwilach Alberto wyobraża sobie, że jest Ronaldo, Il Fenomeno. Gdyby ktoś mu teraz powiedział, że w chwili, gdy jego idol dołączy do Realu Madryt on sam już od dwóch lat będzie grać w stołecznej canterze, tylko by się zaśmiał.
La Fábrica wyśledziła go w lokalnej drużynie z Moratalaz, gdy miał trzynaście lat. Od tej chwili rozpoczyna się mozolna wspinaczka po szczeblach cantery. Gdy Bueno trafia wreszcie na stałe do Realu Castilla ma już na koncie tamto pamiętne mistrzostwo Europy. To złote pokolenie madryckiej akademii: Mata, Negredo, Parejo, Granero, Valero…
– Moim celem jest utrzymanie się w Castilli – zapewnia Bueno przed turniejem w Polsce.
Nie wiadomo czy to z jego strony kurtuazja, czy po prostu jego wrodzona ostrożność. W kwestii jego przyszłości w Realu nikt nie żywi najmniejszych wątpliwości. Bueno jest perłą, którą Los Blancos chcą zatrzymać, w szczególności po tym jak rozegrał swój trzeci sezon w Castilli. 16 bramek w sezonie i tytułPichichi dla zawodnika grającego na pozycji segundapunty nie zdarza się często. Przyszłość Alberto maluje się w jasnych barwach, zwłaszcza, że kontuzja Van Nistelrooya sprawia, iż w pierwszej drużynie pojawia się wakat. Bernd Schuster sięga do cantery po piłkarza z Moratalaz, pozwalając mu zadebiutować w Realu Madryt. Maszyna rusza i kariera Bueno zaczyna przyspieszać w niespotykanym tempie: zaledwie miesiąc by zadebiutować w Pucharze Króla, La Liga i Lidze Mistrzów. Pierwszy, upragniony gol w pierwszej drużynie, niezapomniane trafienie w meczu z Realem Irún… I nagle maszyna, która rozgrzała się już do czerwoności szarpie i zamiera.
Real chce zatrzymać Bueno u siebie, ale dla młodego zawodnika nie będzie miejsca w pierwszym składzie. Florentino Peréz pragnie odnowić na Santiago Bernabéu ducha legendarnych Galácticos. W budowę drużyny, która ma przejąć od Barcelony hegemonię w Hiszpanii zostają wpompowane ogromne pieniądze. Z Manchesteru United za rekordową kwotę sprowadzony zostaje Cristiano Ronaldo. Alberto nie czeka na to, co przyniesie mu przyszłość. Decyzja jest ryzykowna, ale konsekwentny spokój cechował go od zawsze. Nie widzi dla siebie miejsca w pierwszej drużynie i odmawia przedłużenia kontraktu. Prosi o transfer. Jeszcze tego lata, za rekordową dla tego klubu kwotę 3 milionów euro, przejdzie do Realu Valladolid.
Pokuta
Być może był to największy błąd młodego piłkarza z południowego Madrytu. A może właśnie najlepsza decyzja w karierze? Jeśli jednak popełnił błąd, to przyszło mu za niego zapłacić kilkoma latami piłkarskiej pokuty. Debiutancki sezon w Valladolid to tragedia. Jedna, zaledwie jedna bramka i relegacja klubu do Segunda. W obliczu tego faktu przyszłość Bueno staje pod znakiem zapytania. Realu Valladolid nie stać na wypłacanie wysokiego, jak na warunku klubu, wynagrodzenia Alberto. W końcu napastnik trafił do ekipy z Kastylii jako gwiazda, obiecujący produkt cantery Realu. Bueno wiąże z Valladolid pięcioletni kontrakt i rozwiązanie zaistniałej sytuacji jest jedno: wypożyczenie. Piłkarz zostaje zesłany na Wyspy Brytyjskie, do Derby County. Na angielskiej ziemi jest jedynie nieznacznie lepiej. Mimo faktu, że technika Bueno od początku podoba się Gary’emu Crosby’emu, szkoleniowcowi Derby, wciąż brakuje tego, co u napastnika najważniejsze – bramek. Dopiero powrót do Realu Valladolid i gra na podatnej na jego talent hiszpańskiej glebie pozwoli Alberto udowodnić na co go stać. Piłkarski czyściec, którym zapłacił za odważną decyzję pożegnania się z Bernabéu, w końcu pozwoli mu powrócić do stolicy Hiszpanii. Latem 2013 roku podpisze dwuletni kontrakt z Rayo Vallecano i dopiero wtedy przekona się, że całe życie płynęła w nim piracka krew.
La vida pirata es la vida… Bueno
Pod wodzą Paco Jémeza, trenerskiego cudotwórcy z Vallecas, Alberto stał się lepszą wersją samego siebie. Dwa sezony w barwach Franjirrojos pozwoliły mu nie tylko zapisać się w historii klubu, ale też zwrócić na siebie uwagę wielkiego świata. W tej chwili Bueno przeżywa swój najlepszy sezon w profesjonalnej karierze i wszystko wskazuje na to, że zakończy się on jeszcze lepiej niż się zaczął.
– Lubię zerkać teraz do gazet i sprawdzać tabelę klasyfikacji Pichichi – jest druga kolejka sezonu 2014/15, Alberto ma na koncie dwie bramki. – No dobra, fajnie jest zobaczyć się ex aequo z Messim.
Nawet te słowa wypowiada z pełną powagą. W obliczu kamer jego introwertyzm osiąga apogeum, żarty dziennikarzy zbywa bez mrugnięcia okiem. „Zadowolony” – to najlepsze, co mogą od niego usłyszeć.
***
Wraca do domu po historycznym meczu z Levante. Blanca i Lucía towarzyszą mu w drodze powrotnej, jak zawsze, gdy Rayo gra Payaso Fófo. Samochód niesie ich do Moratalaz, to ledwie kilka minut drogi, nieopodal Puente de Vallecas. Tam urodził się Alberto Bueno i tam też przyjdzie na świat jego drugie dziecko, którego spodziewa się Blanca. Wygląda na to, że przyszłość szykuje dla tej rodziny wiele zmian, ale na razie Alberto Bueno, bohater Rayo Vallecano, wraca z żoną i córką do domu. Roześmiana Lucía znów zagina kciuk i podnosi do góry cztery place. W tej chwili nie mogłoby być lepiej.
MAGDALENA ŻYWICKA
Wydany przez ¡Olé! Magazyn Przewodnik kibica La Liga 2014/15 można nabyć w sklepie Weszło (https://www.sklep.weszlo.com/produkt/1520-ole-magazyn-przewodnik-kibica-la-liga-2014-15) oraz w salonach sieci Empik, Relay i Inmedio. Natomiast więcej materiałów o hiszpańskim futbolu znajdziecie na portalu Magazynu (www.olemagazyn.pl).