Cracovia skompromitowała się w Stargardzie Szczecińskim, przegrywając po fatalnej grze z drugoligowcem. Mimo to myśleliśmy, że sprawa awansu jest w dalszym ciągu otwarta. Ba! Sądziliśmy nawet, że drużyna z Ekstraklasy odrobi straty, a pierwszy mecz bedziemy wspominać tylko w charakterze ciekawostki. Wydawało się, że formuła mecz-rewanż niemal do zera ogranicza szanse piłkarskich Kopciuszków. Że będą one w stanie wygrać co najwyżej jedno spotkanie, lecz dystans 180 minut pokaże, kto tak naprawdę jest zawodowcem, a kto amatorem. Cracovia (przy skutecznej pomocy Błękitnych) dokonała więc rzeczy niemal niemożliwej. Czapki z głów.
Znów dostała w cymbał. Znów 0-2. Podopieczni Roberta Podolińskiego wyglądali w tym meczu gorzej niż “murawa” na ich stadionie, a to – jak mogłoby się wydawać – rzecz niemożliwa. To nie tak, że “poszły dwie kontry i stało się”. Cracovia mogła przegrać ten mecz zdecydowanie wyżej. Mogła też oczywiście strzelić bramki, bo stworzyła sobie kurwylion sytuacji, ale nie potrafiła.
Co wydarzyło się przez dwa tygodnie dzielące dwa spotkania ćwierfinałowe? Ciekawostka. Cracovia przegrała z Górnikiem Łęczna 1-2, ale wygrała na własnym stadionie z Piastem Gliwice, strzelając trzy gole i prezentując niezły futbol. Natomiast Błękitni, których liga w międzyczasie wznowiła rozgrywki, przeżnęli dwa mecze! U siebie z MKS-em Kluczbork i na wyjeździe z Zagłębiem Sosnowiec.
W tym miejscu naturalnie przychodzi do głowy kwestia ambicji. To musi skłaniać do refleksji.
Jest sobie piłkarz Bartosz Rymaniak i jest sobie piłkarz Tomasz Pustelnik. Pierwszy zarabia naprawdę godziwe pieniądze, pod stadion podjeżdża fajną furą, ludzie kłaniają mu się nisko. W klubie spędza trzy godziny i tyle go widzieli. Drugi kończy służbę o ósmej rano. W jednostce strażackiej spędził ostatnią dobę. Nie spał, bo miał w nocy trzy wyjazdy. Mimo to, rusza na trening. W klubie zarabia skromnie, ale nie skarży się na to, bo chodzi tu przede wszystkim frajdę.
Czym różnią sie od siebie ci dwaj piłkarze, poza wymienionym powyżej rzeczami? Właśnie ambicją, która pozwala niwelować piłkarskie braki.
Wstyd, panowie z Cracovii. W zasadzie możecie zdać sprzęt do magazynu, bo nikt wam już nie uwierzy, że naprawdę jesteście profesjonalistami. Przez waszą postawę cierpi wizerunek całej grupy zawodowej. Niektórzy mają piłkarzy za próżniaków. Daliście im mocne argumenty.
Czy na miejscu Janusza Filipiaka zwolnilibyśmy trenera Podolińskiego? Być może. Za to na pewno, zachowalibyśmy się jak Radosław Osuch – zwolnilibyśmy piłkarzy.
*
Piękny sen Błękitnych trwa. Drużyna z trzeciego poziomu rozgrywkowego jest w półfinale Pucharu Polski. Co za tym idzie – o krok od gry w europejskich pucharach. Można się podśmiewywać z ich zawodów. Można dworować sobie z ich stadionu. Z tego, że nie potrafią się zachować przed kamerami. Można, zapewne kilka razy w swoim życiu słyszeli już podobne docinki. Można, ale trzeba być skończonym debilem.
Dziś ci faceci zdobyli swoje Mistrzostwo Świata. Nieważne, że Cracovia była fatalna. Nawet jeśli w kolejnym meczu dostaną piatkę i tak zasłużyli na szacunek. Wszyscy, bez wyjątku.
Chapeau bas, Panowie!