Trzy. Tyle tenisistek w całej historii wygrało tak zwane “Sunshine Double” – czyli turnieje w Indian Wells i Miami – w jednym sezonie. Do dziś. Do Steffi Graf, Kim Clijsters i Wiktorii Azarenki dołączyła właśnie Iga Świątek. Polka pokonała Naomi Osakę w dwóch setach i wygrała trzeci turniej oraz siedemnaste(!) spotkanie z rzędu. W tej chwili nie ma lepszej zawodniczki. Na szczycie jest Iga, a za nią cała reszta.
Iga Świątek. Najlepsza
17 zwycięstw z rzędu to passa, jaką od 2019 roku – czyli momentu, gdy Iga na stałe przechodziła do seniorskiej rywalizacji – osiągnęła wcześniej tylko Simona Halep. Tyle że ona nie grała turnieju po turnieju, bo jej serię przerwała pandemia i wymuszona w rozgrywkach przerwa. Iga, owszem, miała trochę odpoczynku po turnieju w Dosze, ale pomiędzy Indian Wells i Miami zrelaksować się właściwie nie da. Dlatego Sunshine Double to coś, czego nie osiągnęła w swojej karierze nawet Serena Williams i plejada innych, doskonałych zawodniczek.
NAJLEPSZE SERIE ZWYCIĘSTW W WTA W OSTATNICH LATACH
A Iga to zrobiła.
Kiedy przejmowała – jeszcze wirtualnie (w poniedziałek oficjalnie) – pozycję liderki rankingu od Ash Barty, niektórzy stawiali przy tym gwiazdkę, podkreślając, że bez zakończenia przez Australijkę kariery nie wydarzyłoby się to tak szybko. Owszem, ale Iga w takiej formie i tak byłaby Barty już niesamowicie blisko. I pewnie niedługo i tak zostałaby jedynką. Tak stało się to po prostu tylko trochę wcześniej, ale trzy wygrane z rzędu turnieje rangi WTA 1000 – najwyższej po szlemach – to wynik, który w kobiecym tenisie trafia się niezwykle rzadko. A i w męskim nie należy do częstych widoków.
Zresztą podkreślenie liczby zwycięstw to jedno. Ale wypada jeszcze spojrzeć na to, jakie zawodniczki pokonywała po drodze Iga Świątek. Swoją wielką serię budowała między innymi na: Arynie Sabalence, Marii Sakkari (dwukrotnie), Anett Kontaveit, Angelique Kerber, Madison Keys, Simonie Halep, Petrze Kvitovej czy Cori Gauff. To prawdziwa plejada gwiazd. Iga pokonywała najlepsze z najlepszych. Większość z nich bez trudu, w dwóch setach.
Potwierdziła to i dziś – ogrywając Naomi Osakę. I jasne, może to Osaka, która dopiero wraca na najwyższy poziom po problemach natury mentalnej i wymuszonej nimi przerwie. Może jeszcze nie radzi sobie do końca z emocjami, próbuje to wszystko poukładać. Ale w Miami momentami prezentowała się znakomicie. A z Igą była w stanie powalczyć tylko przez jednego seta. Potem wszystko jej się już posypało.
Ale nie dlatego, że sama grała słabo. To po prostu Iga Świątek była dla niej za mocna.
Dominacja
Pierwszy set jeszcze był wyrównany. Ale to głównie dlatego, że Osakę w grze trzymał serwis. A i tak niemal co gema miała spore problemy z tym, by utrzymać się przy życiu. Nierzadko musiała odrabiać straty, bronić break pointów. Generalnie sprawa wyglądała tak, że jeśli nie ustawiła sobie wymiany podaniem lub swoim drugim uderzeniem, to Iga po chwili zyskiwała wielką przewagę. I sama zwykle kończyła skutecznym zagraniem. Naomi wyraźnie liczyła na to, że uda jej się szybko przejmować inicjatywę. Ale tak nie było, bo Iga doskonale returnowała. I owszem, w początkowych gemach Osaka była w stanie zaskakiwać ją serwisem, ale im dalej w mecz, tym rzadziej się to działo.
Dlatego nie byliśmy zaskoczeni, gdy Iga zyskała przewagę przełamania.
Sama zresztą break pointów bronić nie musiała, co było o tyle zaskakujące, że… słabo funkcjonował jej serwis. Ale dziś udowodniła, że przed tym sezonem wykonała niesamowitą pracę nad swoim drugim podaniem. O ile w zeszłym sezonie rywalki często korzystały z tego, że nie było ono najlepsze, o tyle w tym roku w wielu meczach Iga potrafi trzymać się nim przy życiu lub – tak jak w tym spotkaniu – po prostu zdobywać kolejne punkty.
A poza serwisem? Forehand, backhand, wymiana krótsza, dłuższa – wszystko dziś funkcjonowało. Po raz kolejny okazało się też, że jest niesamowicie przygotowana fizycznie do tego sezonu. Maciej Ryszczuk, który w jej sztabie właśnie za to odpowiada, wykonał fenomenalną robotę. Iga przecież przez oba amerykańskie turnieje przeszła jak burza. I choć w półfinale zdawała się być już nieco zmęczona, to finał był jednym z najlepszych meczów, jakie w ogóle zagrała w tym roku w USA.
Bo o ile w pierwszym secie Naomi straciła serwis tylko raz i przegrała 4:6, o tyle w drugim… nie ugrała nawet gema. Iga nie dała jej szans. Iga ją zdominowała. Iga zagrała genialnie. I po meczu w pełni zasłużenie mogła paść na kolana i się szeroko uśmiechnąć. Tak jak i my, bo takiej tenisistki jeszcze po prostu nie mieliśmy. Przy całym szacunku do Agnieszki Radwańskiej – ona nigdy tak nie grała i nigdy tak nie dominowała. A, swoją drogą, warto dodać jeszcze jedno – żadna tenisistka wcześniej nie wygrała trzech pierwszych turniejów rangi 1000 w sezonie.
Iga dokonuje cudów.
“Może teraz bardziej w siebie uwierzę”
Najlepiej to, jaką tenisistką i osobą jest Iga, dało się jednak usłyszeć w wywiadzie po meczu, przeprowadzonym jeszcze na korcie, przed ceremonią wręczenia trofeum.
– Jestem superzmęczona. Na początku turnieju mówiłam, że nie wiem, czy utrzymam taką serię, jaką miałam przed nim. To niesamowite, że udało mi się utrzymać na takim poziomie, fizycznym i mentalnym. Zawsze, gdy wygrywałam, myślałam, że mogę zrobić jeszcze więcej, teraz czuję, że jestem na najwyższym możliwym poziomie. Dzisiejszy mecz? Starałam się atakować jej serwis, wywierać presję. Cieszę się, że udało mi się mimo zmęczenia nadal dobiegać do każdej piłki. Pozycja liderki rankingu? Miałam nadzieję, że stanie się to w inny sposób. Nie wiem, czy naprawdę na to zasługuję, może teraz bardziej w to uwierzę, bo ten turniej był trudny i mam nadzieję, że da mi więcej pewności siebie – mówiła Polka.
I teraz pomyślcie sobie, że ta dziewczyna dokonała czegoś, czego nie zrobił nikt wcześniej. Że wygrała trzy turnieje rangi WTA 1000 z rzędu. Że ograła kupę doskonałych, znakomitych tenisistek. A mimo tego mówi – nawiązując oczywiście do Ash Barty – że nie wie, czy zasługuje na pozycję liderki rankingu WTA. I że może dzięki temu zwycięstwu nieco bardziej w to uwierzy.
Dziewczyno, tu nie ma co się nad tym zastanawiać. Jeśli nie ty, to nikt nie zasługuje na to miejsce. Bo, powtórzmy to jeszcze raz – Iga, jesteś w tej chwili najlepsza. I niech taki stan rzeczy trwa jak najdłużej. A ty też jak najdłużej się nie zmieniaj, bo takie chwile jak ta już po wręczeniu trofeum – gdy do mikrofonu mówiłaś o nadziei na to, że w Ukrainie zapanuje pokój – są niezwykle ważne. I dziękujemy ci zarówno za nie, jak i za wszystkie zwycięstwa.
Fot. Newspix