Reklama

Gdyby nie Everton, nie byłoby Liverpoolu. 123. urodziny The Reds

redakcja

Autor:redakcja

15 marca 2015, 10:49 • 2 min czytania 0 komentarzy

Spór o najem stadionu. Głupia sprawa. Wydawałoby się, że błahostka, którą można rozwiązać rozsądnym dialogiem, a właśnie z powodu drastycznego podwyższenia czynszu za użytkowanie Anfield, swoje manatki zwinął Everton, wynosząc się na Goodison Park. Został członek zarządu i burmistrz Liverpoolu, John Houlding, oraz trzech wiernych mu piłkarzy pierwszej drużyny. Bunt reszty zarządu i piłkarzy Evertonu stał się fundamentem jednego z najbardziej utytułowanych angielskich klubów – Liverpoolu FC. Miało to miejsce dokładnie 123 lata temu. 

Gdyby nie Everton, nie byłoby Liverpoolu. 123. urodziny The Reds

Chociaż… na początku Houlding chciał się zemścić. Zagrać na nosie Evertonowi w nieco mniej wyrafinowany sposób. Nowy klub nazwał… Everton F.C. and Athletic Grounds. Plan był taki, żeby wywalczyć herb i całą spuściznę ugraną w niebieskich koszulkach. Nic z tego. Władze ligi wyśmiały ten pomysł i przebiegły pan prezes musiał zmienić plan. W tamtym momencie nie miał wyboru. Musiał założyć nowy klub, kompletnie od podstaw. Nazwał go po prostu Liverpool. Nie wiedział, że tworzy bestię.

Początkowo historia Liverpoolu i Evertonu to historia wyłącznie tych drugich. Ciekawostką jest, że na początku istnienia tułali się po różnych placach, aż w końcu zostali na stałe na polanie między ulicami Anfield Road i Walton Breck Road. W ten sposób narodziła się jedna z najbardziej rozpoznawalnych nazw własnych w futbolu – Anfield. Podkreślmy, początek dał jej Everton, w którym funkcjonował zaledwie pierwiastek późniejszego Liverpoolu.

Houlding, który najpierw przyczynił się do rozwoju jednych, a potem dał początek drugim, dziś jest postacią raczej zapomnianą. W Liverpoolu jest jednak króciutka Houlding Street, na której rogu znajduje się pub Sandon, kiedyś będący jego własnością. To właśnie tam Houlding prowadził rozmowy z piłkarzami, trenerami czy partnerami. Tam też były pierwsze szatnie zarówno Evertonu jak i Liverpoolu.

Reklama

Wraz z rozwojem Evertonu Houlding przekonywał pozostałych członków zarządu do wykupienia terenów Anfield i okolic. To miała być inwestycja w przyszłość. Dziś powiedzielibyśmy, że pokerowa zagrywka. Pozostali mocno kręcili jednak nosami. Nie podobało im się to. Ryzyko było zbyt wielkie. W końcu Houlding zabrał kilkunastu ludzi, obrócił się na pięcie, trzasnął drzwiami i odszedł. Ledwie kilka dni później powołał do życia nowy klub.

Korzystając z propozycji Williama Edwarda Barclaya – nawiasem mówiąc pierwszego menedżera Evertonu w historii – nazwał go Liverpool.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...