Reklama

28 zmian Cupiała. A hit Legii z Wisłą blaknie…

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

13 marca 2015, 10:37 • 14 min czytania 0 komentarzy

Stołek trenera Wisły jest zawsze gorący. Niewygodnie się na nim siedzi, a po kilku przegranych zaczynają napływać pewne sygnały. – Zawsze śmiałem się z tej opowieści, że gdy prezes Cupiał przestaje do ciebie dzwonić, to znaczy, że twój czas jest już policzony – mówi jeden z byłych prezesów. Śmiał się do czasu, gdy właściciel klubu przestał do niego dzwonić, a kilka tygodni później musiał spakować walizki. Tak samo jest w przypadku trenerów, ale oni mają jeszcze jeden papierek lakmusowy – czytamy dziś w Przeglądzie Sportowym.

28 zmian Cupiała. A hit Legii z Wisłą blaknie…

FAKT

Informacja, która nikogo nie zaskakuje: Podoliński gra o posadę.

Sytuacja Cracovii w tabeli nie jest dobra. W przypadku porażki w dzisiejszym meczu z Piastem Pasy mogą wylądować w strefie spadkowej, a trener – stracić pracę. Robert Podoliński (40 l.) przyznaje, że jego pozycja w klubie jest taka sama, jak… zespołu w tabeli. – Różne rzeczy się mogą wydarzyć – odpowiedział pytany, czy spotkanie z Piastem to mecz o zachowanie posady. – Przede wszystkim czuję presję związaną z tym, że musimy wygrać. Zdaję sobie sprawę, jaka jest sytuacja. Czy rozmawiałem ostatnio z władzami klubu? Tak, ale na inny temat – twierdzi.

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Z kolei Sandomierski idzie po rekord. Nie przywykliśmy do takich nagłówków.

Jak często słyszał pan w tygodniu, że jeszcze jeden mecz i będzie pan najskuteczniejszym bramkarzem w Europie?
– To są fajne wyliczenia dla dziennikarzy, ale nie dla mnie. Liczy się, że mamy 17 punktów, a osiem dzieli nas od bezpiecznego miejsca w tabeli.

Teraz zachowuje pan spokój. Czy gdy w listopadzie 2009 roku pobił pan rekord Jagiellonii w minutach bez puszczonej bramki (564), to również nie robiło to na panu wrażenia?
– Gdzieś w głowie siedziała mi myśl o rekordzie, ale dopiero wtedy, gdy pojawiło się na ten temat kilka artykułów. Pamiętam, gdy podczas meczu z Polonią Warszawa podszedł do mnie sędzia Adam Lyczmański i powiedział: „Panie Grzegorz, to już teraz, jest pan rekordzistą. Gratuluję”. Byłem mocno zaskoczony. Po pierwszego dlatego, że zwrócił się do mnie „per pan”, a po drugie, że faktycznie się to wydarzyło. Wygraliśmy 1:0, radość była podwójna. Natomiast kolejne spotkanie było dla mnie bardzo bolesne. Przegraliśmy z Ruchem Chorzów 2:5, ja usiadłem po nim na ławce, rekord szybko poszedł w zapomnienie.

Klasyk, który blaknie. Czyli Legia kontra Wisła.

Przez wiele lat ich mecze elektryzowały całą Polskę, często rozstrzygały o losach mistrzostwa kraju. Dziś ten klasyk stracił swoją moc. W Wiśle rozpaczliwie walczą z długami, o wyższych celach nawet nie próbują myśleć. Legia jest najbogatszym klubem w kraju, obecnie kilka długości przed wiślakami pod każdym względem. – Mimo problemów nie boimy się Legii, choć wiemy, że gra się tam bardzo trudno – zapowiada Richard Guzmics (28 l.), obrońca Białej Gwiazdy, który zastąpi w stolicy pauzującego za żółte kartki Arkadiusza Głowackiego (36 l.).

RZECZPOSPOLITA

Reklama

Żukowski stwierdza, że Costa to cham. Stanowczy, w agresywnym tonie napisany tekst.

Zakochani w futbolu napisali już peany na cześć meczu Chelsea – Paris Saint-Germain. Ja do tego chóru przyłączyć się nie mogę, bo dla mnie był to przede wszystkim mecz jednego chama – Diego Costy. Chyba każdy z nas spotykał ludzi, którym do okazania chamstwa nie potrzeba żadnego pretekstu, bo są chamami z urodzenia. Taki właśnie jest Costa. Krąży po boisku w poszukiwaniu okazji do rozróby, popycha każdego, z każdym się kłóci. Żywi się cudzą frustracją, świadomie i z zimną krwią ją prowokując. Sędzią tego meczu był ślepy i głuchy Holender, który wyrzucił z boiska Zlatana Ibrahimovicia, choć ten nic karygodnego nie zrobił, nie przyznał rzutu karnego dla Chelsea po ewidentnym faulu Edinsona Cavaniego, a Coście pozwolił grać do końca, mimo że ten tuż pod jego nosem i pod nosami jego równie upośledzonych kolegów liniowych wyczyniał rzeczy karygodne. Zupełnie nie rozumiem, do czego służy sędzia, jeśli nie zauważa i nie tępi takiego zachowania. A wydawałoby się, że nic łatwiejszego, niż wyrzucić Costę z boiska, bo to nie jest żaden przebieraniec, „morderca o twarzy dziecka”, tylko cham o twarzy i manierach chama.

Legia w lidze wreszcie na poważnie – Stefan Szczepłek zapowiada ligową kolejkę.

Legia po wyeliminowaniu z Ligi Europejskiej może myśleć już tylko o ekstraklasie i Pucharze Polski. Henning Berg nie musi już wystawiać w każdym meczu innej jedenastki. Po kilku słabszych występach Legia przed tygodniem wygrała ze Śląskiem we Wrocławiu, co na Łazienkowskiej zostało odebrane jako powrót do normalności. W przypadku Legii oznacza to walkę o mistrzostwo i puchar z bardzo dużymi szansami na zwycięstwa w obydwu kategoriach. W niedzielę przekonamy się, czy normalność wróciła na dobre i Legia jest już na autostradzie do tytułu. Do Warszawy nie przyjedzie już z Krakowa Franciszek Smuda. Smuda czekał na wyjazd do Warszawy, a w poniedziałek po porażce z Zawiszą dowiedział się, że owszem, może jechać, ale już jako kibic. Zastąpił go Kazimierz Moskal. Czy ta zmiana może mieć wpływ na grę Wisły? Nie wydaje się. Z tego zespołu już wiele więcej wyciągnąć się nie da. Moskal bardzo dobrze zna klub i drużynę jako zawodnik i asystent siedmiu różnych trenerów, ale to zapewne mu nie pomoże.

I jeszcze jeden tekst. Fox walczy o polską piłkę.

Z końcem sezonu kończy się umowa z platformą nc+ na pokazywanie ligi. O nowy kontrakt, najwyższy w historii, walczą trzy stacje. Teoretycznie do końca marca ma się rozstrzygnąć, która z telewizji przez sześć lat – do sezonu 2020/2021 włącznie – będzie pokazywać ekstraklasę. Teoretycznie, bo pierwszy termin minął z końcem lutego, a nikogo nie zdziwi, jeśli proces decyzyjny przeciągnie się do maja. Oferty, które szefowie spółki Ekstraklasa SA mają przed sobą, wpłynęły od trzech nadawców. Canal+ (dziś nc+) od 1995 roku pokazuje polską ligę, a od początku sezonu 2000/2001 ma na nią wyłączność, od której raz na jakiś czas w mniejszym lub większym wymiarze odstępuje. Swoją ofertę przysłał także Polsat, ale – jak mówią wtajemniczeni – raczej po to, by trzymać rękę na pulsie, bo ich oferta nie ma szans. Najwięcej zamieszania, domysłów i plotek wywołuje trzecia oferta – amerykańskiego giganta Fox, za którym stoją pieniądze medialnego magnata Ruperta Murdocha. Fox nie ma w Polsce w ofercie kanału sportowego, nie ma nawet redakcji sportowej. To jednak właśnie zakup praw do transmisji ekstraklasy ma spowodować, że stacja wejdzie z przytupem na rynek.

GAZETA WYBORCZA

Jeszcze o Lidze Mistrzów – Mourinho przegrał jak Guardiola.

Image and video hosting by TinyPic

Taki to był wieczór, że portugalski trener Chelsea mógł tylko powiedzieć, że awansowała lepsza drużyna. Że zespół, który traci dwa gole po rzutach rożnych, na miejsce w ćwierćfinale nie zasługuje. Że jego piłkarze nie wytrzymali presji: grali u siebie, zaczynali od wyniku, który dawał im awans (w Paryżu było 1:1), od 31. minuty mieli o jednego zawodnika więcej (czerwona kartka dla Zlatana Ibrahimovicia), a mimo to skończyło się 2:2. Mourinho zazwyczaj tak nie mówi. Broni piłkarzy, zrzuca winę na sędziów, działaczy, wytyka nieczyste zagrania rywalom. W środę powiedział jeszcze, że to nie czas na łzy, tylko na analizę, a jego zespół wciąż może przeżyć fantastyczny sezon. Zdobył już Puchar Ligi, prowadzi w Premier League, ma 5 pkt przewagi nad Manchesterem City i o jedno rozegrane spotkanie mniej. Porażka z PSG jest jednak ostatecznym dowodem, że coś się w Mourinho popsuło. Wcześniej były przesłanki: stracone na finiszu poprzedniego sezonu mistrzostwo, ubiegłoroczna porażka w półfinale Pucharu Ligi z Sunderlandem oraz niedawna kompromitacja w Pucharze Anglii z trzecioligowym Bradford. Teraz mamy pewność, bo Champions League to naturalne środowisko 52-letniego trenera. Na tych rozgrywkach zawsze najbardziej mu zależało, tam wyrobił sobie markę. Marzy, by zostać pierwszym szkoleniowcem, który zdobędzie to trofeum z trzema różnymi klubami (wygrywał już z Porto i Interem). Tak wcześnie jak w tym roku nie skończył rozgrywek od 2009 r.

Do dyskusji nad Błaszczykowskim wtrąca się jeszcze Dariusz Wołowski. Jego zdaniem, Nawałka woli święty spokój.

Relacje między Błaszczykowskim a Lewandowskim od dawna były napięte, jednak przez lata grali razem. Pierwszego gola na Euro 2012 Lewandowski zdobył po centrze Błaszczykowskiego. Ten schemat lub odwrotny: asystował Lewandowski, strzelał Błaszczykowski, przyniósł wiele goli także klubowi z Dortmundu. Coraz bardziej wyłaniał się jednak obraz konfliktu, niechęci dwóch najważniejszych polskich piłkarzy. Klopp zawsze był ponad to, futbol zna mnóstwo przypadków, w których nieprzepadający za sobą piłkarze grają do jednej bramki. Rozumiem, że Nawałka buduje kadrę wokół Lewandowskiego. Oby tylko nie popadł w skrajność. Oby brak powołania rzeczywiście wynikał z troski selekcjonera o to, że po długiej kontuzji piłkarz nie podoła wyzwaniu. Błaszczykowski dopiero walczy o odzyskanie miejsca w Borussii. Mimo wszystko pozostaje wrażenie, że selekcjoner zrezygnował z niego także z przyczyn pozasportowych. Kiedy Nawałka pierwszy raz odebrał Błaszczykowskiemu opaskę kapitana, ten dowiedział się o tym z prasy. Wtedy Nawałka ogłosił, że kapitanem będzie ten, kto rozegrał najwięcej meczów w kadrze. Czyli Błaszczykowski. Zimą znów zmienił zasady. Kapitanem został Lewandowski. Tydzień temu selekcjoner, rozmawiająć z Błaszczykowskim, podobno natrafił na chłód, niezrozumienie i niechęć. Dlatego uznał, że sfrustrowany piłkarz może zatruwać atmosferę w szatni. Bezpieczniej powołać debiutanta Gajosa i mieć święty spokój. Tyle że dla selekcjonera spokój nie jest wartością nadrzędną. Jak mawia jego pryncypał Zbigniew Boniek, cicha szatnia jest oznaką słabości drużyny. To ulubione powiedzenie Bońka, Nawałka nie może go nie znać.

SUPER EXPRESS

Jeden tekst z krajowego podwórka – o młodych wilczkach z Legii, które podgryzają ligę. Dość nietypowy moment na taki materiał, skoro ci młodzi dostają teraz coraz mniej szans…

Image and video hosting by TinyPic

Jest ich trzech i jeden przyświeca im cel – chcą na stałe zadomowić się w pierwszym składzie Legii Warszawa. Mają już za sobą debiut w podstawowej jedenastce mistrzów Polski. – Ale chcemy jeszcze więcej! – zapewniają ambitnie Adam Ryczkowski (18 l.), Mateusz Wieteska (18 l.) i Robert Bartczak (19 l.), czyli największe talenty klubu ze stolicy. (…) – Wiemy, że może nam się nie udać zrobić kariery, dlatego nie ma mowy o olewaniu szkoły – zaznacza środkowy obrońca Mateusz Wieteska. Wraz z Ryczkowskim chodzą do drugiej klasy w jednym z prywatnych liceów, które załatwił im klub. Obaj też mają smykałkę do matematyki. – Większość naszych rówieśników raczej ucieka od liczb i pierwiastków, a my chcemy zdawać matematykę na maturze i to w wersji rozszerzonej – tłumaczą Mateusz i Adam, których matura czeka dopiero za rok. Bartczak do egzaminu dojrzałości podejdzie za niecałe dwa miesiące. – Dla mnie matma jest za ciężka, będę zdawał rozszerzony angielski – mówi wychowanek Lidera Włocławek.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Na okładce siatkówka.

Image and video hosting by TinyPic

Reprezentacja trudnych decyzji, czyli kolejne echa sprawy z Błaszczykowskim.

– Obserwowaliśmy Kubę wiele razy. Doszedłem do wniosku, że za wcześnie na jego powrót do kadry. Szczególnie na tak trudne, wyjazdowe spotkanie. Wciąż czekam na zdrowego, przygotowanego mentalnie i fizycznie skrzydłowego Borussii. Wtedy naprawdę może pomóc drużynie – powiedział trener Nawałka. Rok 2014 piłkarz stracił na leczenie urazów i rehabilitację. Teraz jest zdrowy, ale nie wrócił do podstawowej jedenastki Borussii Dortmund. Od grudnia spędził na boisku 256 minut z 1260 możliwych (Bundesliga, Liga Mistrzów, Puchar Niemiec). Ledwie raz zagrał od początku – w krajowym pucharze. Mimo to mógł wydawać się pewniakiem – był filarem u poprzednich selekcjonerów, a w biało-czerwonej koszulce zawsze zostawiał na boisku pot i krew. Nawałka zamierzał go powołać, ale im częściej z nim rozmawiał, tym bardziej dochodził do wniosku, że jest na to za wcześnie. Skrzydłowemu Borussii trudno jest pogodzić się z utratą kapitańskiej opaski – w historii polskiej kadry częściej od niego zakładał ją tylko Kazimierz Deyna. Rozgoryczenie Błaszczykowskiego jest tym większe, ze decyzja o zmianie kapitana zapadła w czerwcu ubiegłego roku przed sparingiem z Litwą (2:1), gdy piłkarz przechodził rehabilitację po operacji kolana. Zresztą o sprawie dowiedział się z „Przeglądu Sportowego”.

Image and video hosting by TinyPic

Swoje trzy grosze dorzuca jeszcze Michał Pol. I pisze: Przetrwasz Kuba!

Gdybym był trenerem Adamem Nawałką, powołałbym Jakuba Błaszczykowskiego na mecz z Irlandią. Nie za zasługi I nie za to, że coś mu się należy jako kapitanowi reprezentacji, którym przestał być z powodu wielomiesięcznej kontuzji. Nie za nazwisko – jak sugerowali na Twitterze kibice, podzieleni zresztą w tej sprawie dokładnie po połowie. A raczej, owszem, powołałbym właśnie za magię nazwiska, bo nie wzięła się znikąd. W każdym z 68 meczów w narodowych barwach Błaszczykowski zostawiał na boisku serce i zdrowie. W większości był najlepszym zawodnikiem w drużynie. Strzelał gole, asystował, ciągnął grę, gdy inni nie mieli sił, pomysłu czy ochoty. Choć z nim w roli kapitana przegraliśmy i Euro 2012, i eliminacje do mundialu w Brazylii, to akurat Kuba na ogół był tym piłkarzem, do którego można było mieć najmniej pretensji. Przeważnie wybijał się ponad przeciętność. To prawda, że dopiero wraca do formy po kontuzji i 402 dniach bez piłki. Że jest wolniejszy, mniej dynamiczny niż przed urazem. Oszczędza go Juergen Klopp. Trener Borussii Dortmund wystawił Kubę po powrocie w czterech meczach, ale tylko w jednym z nich – z drugoligowym Dynamem Drezno w Pucharze Niemiec – od pierwszych minut.

Dwudziestolecie Canal+ Sport w Polsce to dobra okazja na stertę anegdot. Iza Koprowiak pisze o panach życia spotykających się w Guinnesie.

Wściekły Basałaj – tego widoku młodzi dziennikarze woleli uniknąć. Do dziś Grzegorz Milko (pracuje od 1997 roku) wspomina, jak bardzo bał się szefa po największej swojej wpadce. Gdy 1 grudnia 2001 r. miało się odbyć w Pusan losowanie grup mundialu w Korei i Japonii 2002, młody reporter miał akurat dyżur musiał zrealizować Minisport+. Wpadł na pomysł, by zadzwonić do Michała Listkiewicza, by ten opowiedział widzom o nastrojach przed losowaniem. Prezes PZPN opowiedział o pięknej pogodzie w Pusan, stwierdził, że trener Engel jest w dobrym nastroju przed ceremonią. Pod jego zdjęciem wstawiono podpis: „Michał Listkiewicz z Pusan”. Nie minęła godzina, a Basałaj napisał do Milki SMS-a: „Jesteś pewien, że Listkiewicz był w Pusan?”. „No tak, opowiedział przecież o pogodzie, nastroju trenera Engela”. „To czemu Boniek mi mówi, że on jest na Żoliborzu? Jak Listkiewicz jest w Polsce, a nie w Pusan, to cię zabiję!”. Prezes był w stolicy, ale Milko przeżył.

Image and video hosting by TinyPic

W Legii kłopot bogactwa i Berg rotuje bramkarzami.

Pytanie, kto stanie w bramce Legii, znowu ma sens. Po raz pierwszy od niespełna 4 lat, czyli przyjścia Dušana Kuciaka, Słowak nie może być pewny miejsca pomiędzy słupkami Legii. Plan, jaki mieli trenerzy, wydaje się działać. Domagali się doświadczonego konkurenta dla Kuciaka i dostali Arkadiusza Malarza. Ten poczuł krew, nie ma zamiaru być jedynie zmiennikiem i rywalizacja wre. Pozostaje kwestia, czy rotowanie bramkarzami ma sens, bo z takim zjawiskiem spotykamy się rzadko. – Jeśli zmiana nie jest spowodowana błędami, a dlatego, że ma się dwóch równorzędnych zawodników, a dodatkowo drużyna nie traci przez to punktów, to nie widzę w tym nic złego – uważa Józef Młynarczyk, dziś szkoleniowiec bramkarzy w reprezentacji młodzieżowej.

Ofiary kaprysów Cupiała. Ile ich jest?

Stołek trenera Wisły jest zawsze gorący. Niewygodnie się na nim siedzi, a po kilku przegranych zaczynają napływać pewne sygnały. – Zawsze śmiałem się z tej opowieści, że gdy prezes Cupiał przestaje do ciebie dzwonić, to znaczy, że twój czas jest już policzony – mówi jeden z byłych prezesów. Śmiał się do czasu, gdy właściciel klubu przestał do niego dzwonić, a kilka tygodni później musiał spakować walizki. Tak samo jest w przypadku trenerów, ale oni mają jeszcze jeden papierek lakmusowy. Przetrwasz dzień po przegranym spotkaniu – masz przed sobą kolejny tydzień pracy. Niemal wszyscy trenerzy byli zwalniani dzień po meczu. Jerzy Engel w 2005 roku dzień po remisie z Koroną 2:2: – Jechałem z Warszawy do Krakowa na trening, w drodze odebrałem telefon od jednego dziennikarza, który powiedział, że przeczytał gdzieś o moim zwolnieniu. Wspólnie się pośmialiśmy – mówił. W Krakowie czekało na niego wypowiedzenie. Kiedy zaczęło się to szaleństwo? 17 lat temu, a pierwszą ofiarą był Wojciech Łazarek, który był trenerem Wisły jeszcze zanim ta została przejęta przez Tele-Fonikę. Mimo zmiany właściciela, przetrwał na stanowisku, ale potem szybko poleciał, podziękowano mu po drugiej porażce (mimo bilansu 8-1-2). Decyzję przyjęto z oburzeniem, na nowych szefów klubu, w tym Bogusława Cupiała, patrzono wtedy jeszcze dość podejrzliwie. Choć pieniędzy dużo macie, na kulturze się nie znacie. Baryła wróć – napisali kibice na transparencie, który kibice wywiesili przy okazji kolejnego spotkania. (…) Basałaj twierdzi, że zwolnienie Lenczyka wymusili piłkarze. – Wiem, że brzmi to nieprawdopodobnie, ale tak było! Potem taka sama sytuacja powtórzyła się przy okazji Petrescu – zarzeka się. Istnieje teoria, że tak samo było, gdy pracę tracił Werner Liczka. Czech został zdymisjonowany, choć właśnie poprowadził drużynę do tytułu mistrzowskiego. 49. urodziny Bogusława Cupiała były wyjątkowo krwawe – jednego dnia właściciel klubu wyrzucił prezesa (Janusza Basałaja) i trenera.

Image and video hosting by TinyPic

Rycerze wiosny, czyli i Zawisza, i Lech.

Gdyby tylko wziąć pod uwagę tylko cztery rozegrane na wiosnę mecze okazałoby się, że w sobotę zagrają ze sobą dwa najlepsze zespoły wiosny. Tabela ekstraklasy jest jednak bezwzględna. Wicelider ekstraklasa zmierzy się z ostatnią drużyną ligi i jest faworytem starcia z broniącym się przed spadkiem Zawiszą. (…) – Postawa Zawiszy jest chyba dla wszystkich zaskoczeniem. Spodziewaliśmy się, że on spadnie z ligi, a jednak podjął walkę. To dobrze dla ligi, bo już teraz pokazał, że może wygrać z każdym – zauważa drugi trener Lecha Tomasz Rząsa. Dobra dyspozycja najbliższego rywala nie powoduje jednak, że Kolejorz obawia się swojego przeciwnika.

PS przedstawia też historię Artura Kapelko, prezesa Górnika Łęczna. Sztukmistrz z Antka.

W czasach, w których Artur Kapelko pracował w Jagiellonii, ten klub przypominał „Antka”. Z zewnątrz niby bezpieczny i stabilny, ale w każdej chwili grożący katastrofą. Za błędy w zarządzaniu dwa lata pokutował nawet w czwartej lidze. Pieniędzy brakowało na wszystko. Kiedy w jednej z gazet ukazał się artykuł, że w Jagiellonii jest kasa, piłkarze ruszyli z nadzieją do klubu. Na miejscu okazało się, że kasa jest, ale pancerna, a w niej pustki. Kapelko miał ograniczone możliwości, lecz studencki zapał pchał go do przodu. Do Jagiellonii trafił z ulicy. Studiował prawo w Białymstoku, ale nie widział siebie na Sali sądowej. Pociągała go piłka nożna. Był już po stażu w Stuttgarcie, w prestiżowej kancelarii „Bleis, Lutz, Hootz, Hirsch”. Obsługiwała ona też VfB. Kapelko wyprosił, żeby mógł przyjrzeć się od środka, jak taki klub działa. I spróbował sił w dziennikarstwie. Do kraju wrócił z wywiadami z najlepszymi piłkarzami VfB – Zvonimirem Soldo, Seanem Dundee i Krasimirem Bałakowem. Wszystkie ukazały się w polskich gazetach.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...