Wróciła rosyjska Premjer Liga, a wraz z nią zastęp polskich zawodników. Na pierwszy ogień poszli Rybus i Komorowski, a od razu czekał ich wielce interesujący mecz – starcie z CSKA u siebie, które jeszcze przed chwilą potrafiło postraszyć chociażby Manchester City w Lidze Mistrzów. Naszych podglądaliśmy pewnie do spółki z Kamilem Glikiem, bo jego Torino w kolejnej rundzie LE wpadnie właśnie na mistrza Rosji.
Szczerze mówiąc, Terek nawet nam się podobał, szczególnie w pierwszej połowie. Kto wie, może tu i zasługa zmrożonej murawy, może gospodarze lepiej czuli ten teren i to dawało im nieco przewagi? Takie rzeczy się zdarzają i mają znaczenie. Tak czy inaczej, aż do 46 minuty o Tereku chcieliśmy mówić praktycznie w samych superlatywach. Może i CSKA strzelało częściej, ale nie miało jakichś wybitnych sytuacji, a ekipa z Groznego – pod okiem chętnie pokazywanego w TV Kadyrowa – potrafiła się odgryźć, miała też przewagę w posiadaniu piłki. Niestety, potem wielbłąd przydarzył się Komorowskiemu, którego na dudka wystrychnął Ahmed Musa i z niegroźnej sytuacji padła bramka. Szkoda, bo ta sytuacja musi zaważyć na ocenie występu Polaka, który poza tym był pewnym punktem zespołu. Ale taki jest futbol, tu o być albo nie być decydują momenty, a indywidualne błędy stopera niemal zawsze są bardzo kosztowne.
Koledzy z bloku obronnego jednak nie mogą mieć wielkich pretensji do “Komora” – sami sprezentowali gościom drugą bramkę. Już Terek nabrał wiatru w żagle, już odrobił na 1:1, a tu fatalne zgranie głową Fernandesa, bramkarz wychodzący za daleko nie wiadomo po co i przez to pusta bramka, nie było czego zbierać. Stojący na linii Komorowski mógł tylko liczyć, że zostanie trafiony, ale tyle szczęścia nie miał. Pod tym względem to frustrująca porażka, bo oba gole właściwie podarowane przeciwnikom.
Co z kolei u “Ryby”? Był aktywny, nieustannie pod grą, a partnerzy często go znajdowali. Starał się zmieniać pozycje, to pojawiał się z jednej, to z prawej strony, a i środek pola był mu nieobcy – pod tym względem było ciekawie, Polak zaprezentował się bowiem dość wszechstronnie. Brakło mu jednak przełożenia przyzwoitej dyspozycji na konkrety, jak zawsze też niestety za bardzo nie wsparł kolegów w tyłach. Próbował, wracał się, ale jeśli ktoś uważał, że zwyczajnie Rybus nie ma inklinacji do gry w obronie, to nagraniem z dzisiejszego meczu mógł ją spokojnie ugruntować.
Strzały Rybusa. Łącznie Terek oddał dziewięć
Podania “Ryby”. Dużo krótkich passów
Wybicia Komorowskiego, okraszone 66% skutecznością odbiorów. To po stronie plusów, największego minusu, czyli zawalonej bramki, musicie szukać na filmiku poniżej.
Fot.FotoPyK