Athletic mierzył się z Realem Madryt już po raz czwarty w tym sezonie. W Superpucharze górą byli Królewscy, w obu spotkaniach ligowych zresztą też. Dziś toczyli bój o półfinał rozgrywek o Puchar Króla. Jeżeli ktoś spodziewał się nudnego meczu, dominacji piłkarzy w białych koszulkach i rutyny, to przeżył szok. Mina Ancelottiego pod koniec pierwszej połowy mówiła sama za siebie. Widział, że jest źle i jego piłkarze nie nadążali. To zemściło się w końcówce.
Athletic Club – Real Madryt. Gospodarze miażdżą gości
Chcieliście żywego meczu? To go dostaliście. Od początku mnóstwo pracy mieli boczni obrońcy Realu Madryt, którzy urabiali się po pachy, by nadążyć za piłkarzami gospodarzy. W pierwszym kwadransie Królewscy zostali zepchnięci na własną połowę i nie potrafili skutecznie przeciwstawić się baskijskim rywalom. Ci imponowali odbiorami, doskokiem, pressingiem. Jeden nakręcał drugiego. Coś pięknego. Nasuwało się pytanie, czy da się tak przez cały mecz?
Real zaskoczył postawą w tym meczu. Piłkarze Carlo Ancelottiego całkowicie oddali inicjatywę. Czyżby zapomnieli, że nie zdobyli Pucharu Króla od pamiętnego finału w 2014? Los Blancos nie przystoi taka postawa. Przez większość meczu grali na zaciągniętym hamulcu ręcznym.
Rzucało się w oczy, że w ofensywie Realu brakowało piłkarzy, którzy potrafią grać tyłem do bramki. Zabrakło Karima Benzemy, zamiast niego grał Marco Asensio, co tylko pokazuje, w jakiej dyspozycji jest Luka Jovic. Na bokach wystąpili Vinicius i Rodrygo, więc również piłkarze, którzy w tym aspekcie nie są kozakami. Vinicius sobie nie radził. Kiedy już trochę przyspieszył i obserwowaliśmy zalążki Viniego z najlepszych spotkań, nagle zwalniał. Świetną robotę wykonał kryjący Brazylijczyka, Oscar de Marcos. Wykorzystał gorszą dyspozycję młodej gwiazdy.
Budująca była postawa Nico Williamsa. Młodszy z braci Williams rośnie z tygodnia na tydzień. Grał bardzo dojrzale, mądrze i odpowiedzialnie. Inaki powinien odwinąć taśmę i uczyć się od Nico. Było wręcz sielankowo, gdy nagle… Efektowne zagranie sprawiło, że coś strzeliło mu w nodze i nie był w stanie kontynuować gry. Ze łzami w oczach, eskortowany przez brata schodził do szatni. To mógł być moment przełomowy. Skoro zszedł ten, który siał spustoszenie, to teoretycznie Królewskim powinno być już tylko łatwiej.
Athletic Club – Real Madryt. Nieoczekiwany bohater
Początek drugiej połowy przypominał obraz z pierwszej części spotkania. Athletic był nadal w natarciu, brakowało tylko skuteczności, udokumentowania przewagi. Nad tym muszą popracować, bo to nie pierwszy mecz w tym sezonie, w którym marnują potencjał wykreowanych sytuacji.
Po raz kolejny do pewnych punktów gości nie należał Eder Militao. Niepotrzebnie faulował w okolicach pola karnego. A Przecież Los Leones mają Ikera Muniaina, który potrafi dopieścić dośrodkowanie i w konsekwencji zaliczyć asystę po rzucie rożnym. Gdzie tu logika, zdolności przewidywania brazylijskiego obrońcy?
Czekaliśmy na przebudzenie graczy w białych strojach. W końcu Rodrygo pokusił się o indywidualną akcję, w której zwiódł kilku graczy Ahtleticu. Za moment Ancelotti postanowił zdjąć słabego dziś Viniciusa i wprowadził Isco. Coś zaczęło się dziać. Zwykle mówi się o mocnym środku pola Realu, ale w tym meczu Luce Modricowi brakowało wsparcia. Nawet jak puścił kanał przeciwnikowi, to jego koledzy przez większość spotkania stali jak kołki i czekali, aż Chorwat sam podciągnie akcje. Przez to brakowało konkretów.
Real zaimponował akcją z okolic 80. minuty. Wymienili około czterdziestu podań na połowie gospodarzy, przedarli się pod bramkę, ale Casemiro koncertowo zmarnował trud swój i kolegów. Gdyby tylko wiedział, co się za moment wydarzy…
Gdy już wszyscy spodziewali się dogrywki, Athletic wyszedł na prowadzenie. Casemiro popełnił błąd przy wyprowadzeniu piłki. Mikel Vesga przejął futbolówkę i zagrał do Alexa Berenguera. Ten fantastycznym przyjęciem zgubił Nacho i oddał strzał, którego nie miał prawa wyciągnąć belgijski bramkarz. Co ciekawe, strzelec bramki był zawodnikiem, który wszedł w miejsce Nico Williamsa pod koniec pierwszej części spotkania.
Sędzia doliczył sześć minut. Królewscy wciąż mieli szansę wyrównać, ale nie byli w stanie. Isco miał jeszcze piłkę na 1:1, ale pomylił się nieznacznie. Goście przegrali zasłużenie. Byli dziś słabsi, wolniejsi i grali na 30 procent. Ancelotti mógł inaczej rozegrać ten mecz. Czasu nie cofnie. Real odpada. Athletic gra dalej.
Athletic Club – Real Madryt 1:0 (0:0)
A. Berenguer 89′
WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:
- Podsumowanie zimowego w okienka w lidze hiszpańskiej
- „Bawół” z Urugwaju. Historia nowego lidera defensywy Barcelony
- Pedri. Historia najcenniejszej perły na Teneryfie
Fot. Newspix