Udało się nam spotkać z przewodniczącym rady nadzorczej Jagiellonii Białystok Wojciechem Strzałkowskim. Zapytaliśmy go między innymi o to, dlaczego Ireneusz Mamrot został zwolniony z klubu w dniu, w którym ówczesna prezes klubu Agnieszka Syczewska autoryzowała wywiad dla Weszło, z którego wynikało, że pozycja szkoleniowca jest bezpieczna. Było zgoła inaczej, a przewodniczący zarzucił nam na antenie Radia Białystok, że dokonaliśmy „przedruku”. Strzałkowski wyjaśnił też, dlaczego nowym trenerem Jagi został Piotr Nowak, a nie Jerzy Brzęczek. Nie zabrakło również kulisów wyboru Wojciecha Pertkiewicza na nowego prezesa Dumy Podlasia oraz pytań o poszukiwania dyrektora sportowego. Strzałkowski opisał też, w jaki sposób doszło do tego, że jego zięć został dyrektorem marketingu białostockiego klubu.
Jest pan czytelnikiem Weszło?
Sporadycznie wchodzę na wasz portal, ale zdarza się, że coś przeczytam.
A czytał pan rozmowę Pawła Paczula z ówczesną prezes Jagiellonii Agnieszką Syczewską?
Szczerze? Nie czytałem tamtej rozmowy. Ostatnio tyle się działo wokół Jagiellonii, że zupełnie nie miałem czasu na śledzenie poszczególnych artykułów na nasz temat.
Czyli pańskie słowa z Radia Białystok: „Przypomnę tylko kolejność zdarzeń. Pani Agnieszka Syczewska tutaj, w tym radiu, udzieliła wywiadu, w którym powiedziała, że pozycja trenera Mamrota jest mocna. Wywiad ten został przedrukowany przez jeden z portali, zresztą za zgodą pani Agnieszki. Ten przedruk ukazał się we czwartek. Od niedzieli do czwartku teoretycznie nie jest zbyt długi okres, cztery dni. Ale ten okres po zakończeniu rundy jesiennej w każdym klubie jest niezwykle dynamiczny”. Słowo „przedruk” było błędem, wynikającym z niewiedzy?
Tak. Nie „weszło” tylko „wyszło” wam złapanie mnie na błędzie. To efekt pewnych nieporozumień w mojej komunikacji z Agnieszką, ale to ja się pomyliłem w sprawie waszej publikacji. Nie mam problemu, żeby się do tego przyznać. W klubie zaszło sporo zmian, podejmowane są bardzo ważne decyzje sportowe i organizacyjne, kibice Jagiellonii mają prawo usłyszeć wyczerpujące odpowiedzi. Proszę więc pytać, panie redaktorze!
Jak się więc stało, że prezes Syczewska 22 grudnia o godzinie 17.00 w trakcie rozmowy z redaktorem Paczulem, nie wiedziała o szykowanym rozstaniu z trenerem Ireneuszem Mamrotem. Następnego dnia o 12.30, czyli 23 grudnia autoryzowała swoje wypowiedzi. Nieco po ponad trzech godzinach szkoleniowiec został zwolniony. Przypomnę, że pani prezes na pytanie: „Czy trener Mamrot może spać spokojnie?”, odpowiedziała: „Tak. Nasza diagnoza jest taka, że to nie w szkoleniowcu tkwi problem. Zmian potrzebuje drużyna”. Wychodzi, że nie we wszystko była wtajemniczona?
Dynamika zdarzeń wokół Jagiellonii była rzeczywiście w tym okresie przedświątecznym bardzo duża. Jeszcze przed meczem z Lechią Gdańsk (1:2, 11 grudnia – przyp. red.) mieliśmy posiedzenie rady nadzorczej. Rozmawialiśmy wówczas o wyborze nowej osoby na funkcję prezesa zarządu. Agnieszka już wtedy była przeze mnie poproszona, żeby wróciła na swoje poprzednie stanowisko – wiceprezes i dyrektor zarządzającej (funkcję pierwszej prezes objęła 15 lipca 2021 roku – przyp. red.).
Wtedy sprawa rozstania z trenerem Mamrotem też się pojawiła?
Przegłosowaliśmy sprawę Agnieszki. Zdecydowaliśmy, że wybieramy nowego prezesa, a ona będzie jego prawą ręką. Dobrze funkcjonowało to przez lata z Czarkiem Kuleszą, więc doszliśmy do wniosku, że trzeba wrócić do tego sprawdzonego modelu. Poruszyliśmy też wówczas temat trenera Mamrota. Członkowie rady opowiedzieli się za tym, żeby dać mu jeszcze czas do końca rundy jesiennej i później wrócić do ewentualnej dyskusji na ten temat. I to tamtych ustaleń trzymała się w swoich wypowiedziach Agnieszka.
Kiedy więc zdecydowaliście jako rada nadzorcza o zwolnieniu trenera Mamrota?
Już po ostatnim jesiennym meczu z Rakowem (0:5 – przy. red.). Po dość gorącej dyskusji uznaliśmy, że jednak potrzebny jest Jadze zdecydowanie mocniejszy impuls. Nie tylko nowy prezes, ale też nowy trener. Mamy wiele szacunku i sentymentu do trenera Mamrota, zawsze będziemy pamiętać mu jego pierwszy pobyt w naszym klubie i wicemistrzostwo Polski, ale uznaliśmy, że skoro decydujemy się na zmiany, to powinny być one gruntowne i dotyczyć wszystkich obszarów. W tym przede wszystkim sportu.
Czyli nie było tak, że zdecydowało o tym jedna osoba? Niektórzy przypisywali to panu.
Prawdą jest, że to ja zadzwoniłem do trenera Mamrota, ale działanie to podjąłem na podstawie opinii moich kolegów – członków rady nadzorczej. Muszę tu dodać, że opinie te nie były jednomyślne, ale większość kolegów była za zmianą trenera. Od lat jestem największym udziałowcem klubu. Nigdy jednak nie użyłem tego jako argumentu na posiedzeniach rady. Podejmowane przez nas decyzje zawsze były demokratyczne i kolegialne. Decydujący jest głos większości. Podobnie było w sprawie rozstania z trenerem oraz w sprawie Agnieszki Syczewskiej i Wojtka Pertkiewicza. Chociaż nie będę ukrywał, że zarówno w przypadku trenera, jak i prezesa opowiadałem się za dokonaniem zmian.
Już latem o obecnym prezesie Jagiellonii Wojciechu Pertkiewiczu mówiło się w kontekście zastąpienia prezesa Kuleszy w klubie. Czemu wtedy jego kandydatura nie przeszła, a teraz okazała się dobra?
Wtedy uważaliśmy, że osoba musi mieć „żółto-czerwoną” krew i „J-tkę” w sercu. Liczyło się to, żeby prezes był związany z Jagiellonią. Wojtka postrzegaliśmy, jako człowieka z zewnątrz. Uznaliśmy, że postawimy na kontynuację tego, co było z prezes Syczewską na czele. Agnieszka jest świetną osobą od spraw administracyjnych, korporacyjnych, prawnych oraz ogólnego zarządzania spółką, jest niezwykle pracowita i kompetentna. Jednak po tych kilku miesiącach uznaliśmy, że potrzebujemy frontmana, lidera.
Czyli nowego Cezarego Kuleszę?
Nie jest łatwo zastąpić Czarka. Był dla klubu jedyny w swoim rodzaju. Miał silny charakter, głowę do biznesu i znakomicie znał się też na piłce. Zresztą ma to wszystko nadal, nieprzypadkowo więc działa teraz dla dobra całej polskiej piłki jako prezes PZPN.
Kto więc będzie nowym liderem Jagiellonii? Pan czy prezes?
Wśród dwunastu członków rady nadzorczej, po odejściu Czarka Kuleszy w czerwcu ubiegłego roku, jeszcze przed zwycięskimi dla niego wyborami w PZPN, pojawiły się głosy, żebym takim liderem został ja. To było bardzo miłe ze strony moich kolegów i oczywiście jakaś pokusa była, ale przez osiemnaście lat to ja wraz ze wspólnikami wybierałem prezesa. Powiedziałem uczciwie: „Musiałbym to robić 24 godziny na dobę, przez siedem dni w tygodniu. Niestety, nie stać mnie teraz na to, żebym zmienił styl i sposób swojego życia zawodowego”. Oczywiście w okresie przejściowym musiałem z konieczności wziąć na siebie część obowiązków, jako największy udziałowiec i przewodniczący rady nadzorczej. Jednak od teraz głównym frontmanem jest prezes Wojciech Pertkiewicz. On obecnie jest osobą, która przewodniczy w dwuosobowym zarządzie i reprezentuje Jagiellonię Białystok. Może liczyć na nasze pełne wsparcie jako współwłaścicieli klubu.
Jak doszło do jego zatrudnienia?
Tak jak pan wspominał, jego nazwisko w kontekście Jagiellonii pojawiało się już pół roku temu. W międzyczasie porozmawiałem z różnymi ludźmi, którzy go znają i wystawili mu bardzo dobre opinie. Później postanowiłem spotkać się z nim osobiście. Umówiliśmy się w Warszawie. Przyjechałem z Białegostoku, a on z Trójmiasta. Spotkaliśmy się w hotelu Marriott. Rozmawialiśmy kilka godzin. Zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Odebrałem go jako wykształconego menedżera, który operuje na konkretnych danych i tabelach. Czuje zarówno kwestie sportowe, organizacyjne jak i finansowe. Jest też niezłym mówcą. Ma ciekawe doświadczenie: zaczynał jako dyrektor marketingu w firmie Prokom. Kiedy jej właściciel Ryszard Krauze przejął też Arkę Gdynia, to Pertkiewicz również w klubie zajął się marketingiem. Później przez siedem lat był prezesem klubu, osiągając z nim historyczne sukcesy, jakimi było zdobycie Pucharu i Superpucharu Polski. Ma więc dziewięcioletnie doświadczenie w zarządzaniu klubem piłkarskim. Charakterologicznie też nadaje się na szefa. Fajnie pracuje, bo nie narzuca wszystkim swojego zdania z góry, tylko z każdym rozmawia, wyciąga swoje wnioski i podejmuje decyzje. Dobrze dogaduje się też z przyszłą wiceprezes Syczewską. Mówię „przyszłą” ponieważ formalne zmiany nastąpią w najbliższych dniach. Na razie wygląda to wszystko obiecująco. Mam nadzieję, że Wojtek wypełni miejsce naszego brakującego ogniwa.
Byli rozważani inni kandydaci na prezesa?
Tak, ale po pierwszym spotkaniu byłem już do niego na tyle przekonany, że jakieś moje rozmowy z innymi kandydatami nie miały sensu. Przedstawiłem swoją opinię wspólnikom. Nie chcieliśmy tracić czasu, skoro pierwszy kandydat spełniał nasze oczekiwania. 27 grudnia formalnie zaprosiliśmy go na posiedzenie rady nadzorczej. Przedstawił swoją wizję kierowania klubem i porozmawiał z każdym jej członkiem, po czym dostał naszą wspólną rekomendację. Prezes Pertkiewicz jest bardzo ambitny i wie, że dla niego praca w Jagiellonii też jest wielką szansą.
Nowy prezes brał udział w wyborze nowego trenera? Został nim ostatecznie Piotr Nowak.
Tak. Był poproszony o opinię już wcześniej. Natomiast najważniejsze rzeczy działy się na posiedzeniu rady 27 grudnia właśnie. Wówczas prezes Pertkiewicz rozmawiał przy całej radzie nadzorczej z Jerzym Brzęczkiem, a później poprzez wideokonferencję z Piotrem Nowakiem.
Prezes Pertkiewicz zachował się więc jak dyrektor sportowy. Może w Jagiellonii ktoś na taką pozycję nie jest potrzebny? Ile jest prawdy w tym, że nieoficjalnie Cezary Kulesza do swojego odejścia z klubu był nie tylko prezesem, ale również właśnie dyrektorem sportowym?
Powiem więcej, tak było oficjalnie. Kilka lat temu rada nadzorcza podjęła uchwałę, delegując mu obowiązki dyrektora sportowego. To było wszystko zrobione formalnie i na piśmie. I z tej podwójnej roli Cezary Kulesza wywiązywał się znakomicie, więc przez lata nie było tematu zatrudniania w Jadze dyrektora sportowego.
Takie same uprawienia będzie miał teraz prezes Pertkiewicz?
Nie, dyrektora sportowego cały czas szukamy. Taka zresztą była też opinia samego prezesa Pertkiewicza, który chciałby mieć takiego współpracownika.
Ktoś w końcu został wybrany?
Dwie osoby wcześniej dostały taką szansę. Pierwszy był Jacek Zieliński. Uważam, że w każdym klubie naszej ligi byłby świetnym wyborem do tej roli. Ma wielowymiarowe doświadczenie piłkarskie, zarówno od strony zawodnika, jak i trenera oraz działacza. Był zainteresowany naszą propozycją. Kiedy już było blisko porozumienia, to kolega Dariusz Mioduski poinformował mnie, że podjął decyzję o powierzeniu Zielińskiemu funkcji dyrektora sportowego w Legii, a ten zdecydował się ją przyjąć. Trudno mi jest mieć o to pretensje do Darka. Rozumiem, że Jacek Zieliński jest związany z Legią przez całą swoją karierę. Trzeba więc było szukać dalej.
Wasza propozycja być może sprawiła, że Legia zorientowała się, że ma u siebie fachowca, którego warto zatrzymać?
Mogło tak być. Nasza oferta dla Zielińskiego nie była w środowisku piłkarskim jakąś wielką tajemnicą, więc to mogło zdopingować Legię do działania.
A jak było z Arturem Płatkiem?
Pierwotny pomysł był taki, żeby Zieliński i Płatek stworzyli team. Pierwszy byłby dyrektorem sportowym, a drugi miałby być dyrektorem skautingu, jeżdżącym po Europie. Później Artur dostał propozycję objęcia funkcji dyrektora sportowego. Wstępnie wyraził zainteresowanie. Jednak po powrocie z wakacji zastanowił się, wszystko przeanalizował i podziękował. Tłumaczył wszystko logistyką, dużymi odległościami pomiędzy Dortmundem a Białymstokiem oraz natłokiem obowiązków. My też nie mogliśmy sobie pozwolić na dyrektora sportowego na pół etatu, który łączyłby pracę w Jagiellonii z innymi obowiązkami. Dlatego szukamy dalej. Mamy kilku kandydatów. Rozmawiamy nawet z jednym z nich, ale na razie nie chciałbym zdradzać nazwiska.
Chyba zależy wam na czasie. Trwa okno transferowe, a do tej pory do Jagiellonii trafił tylko jeden zawodnik – bramkarz Zlatan Alomorević z Lechii. Ekstraklasa wznawia rozgrywki 4 lutego. Późno się robi na wzmocnienia. Dyrektor sportowy jest więc potrzebny na wczoraj.
Mamy tego świadomość i robimy wiele, żeby ściągnąć odpowiednią osobę. Trzeba jednak pamiętać, że transfery to nie tylko dyrektor sportowy. Za przyjścia zawodników i politykę kadrową odpowiadać w Jagiellonii mają: przyszły dyrektor sportowy, trener i prezes. Tego pierwszego nie ma, ale nie oznacza to, że dwie pozostałe osoby nie pracują nad sprowadzeniem zawodników. Trener Nowak przygląda się naszym graczom od pierwszego dnia swojej pracy. Przed wylotem do Turcji powiedział nam, że chce sprawdzić możliwości piłkarzy i każdemu z obecnych dać szansę.
Jagiellonia ma jeden podstawowy problem: jest w niej bardzo wielu młodych zawodników oraz takich, którzy są w okolicach lub sporo po 30. roku życia. Brakuje w pełni wartościowych graczy w przedziale 23-28 lat. Zgodzi się pan z tym?
Absolutnie tak. Od dawna mówiłem z moimi kolegami z rady nadzorczej o potrzebie stawiania w Jadze na młodzież. Dużo udało się w tej sprawie zrobić w ostatnich latach. Mamy nareszcie nowoczesną akademię, z której jesteśmy dumni. Jako jedyny klub w Polsce rozpoczęliśmy sezon z pięcioma drużynami w Centralnych Ligach Juniorów. I to jest bardzo dobre zjawisko, które z pewnością zaprocentuje w przyszłości. Jednak jesień w Ekstraklasie pokazała też, że zbyt duża liczba młodych piłkarzy w poszerzonej kadrze delikatnie obniża poziom sportowy. Tacy zawodnicy muszą nabierać doświadczenia, przez co popełniają błędy. To jest naturalne. Musimy więc skorygować nasze podejście. Zależy nam na wychowaniu i budowaniu piłkarzy, jest to jeden z naszych priorytetów, ale musimy stawiać na najzdolniejszych. Nie możemy wszystkich razem wprowadzać szeroką ławą. Zdajemy sobie sprawę, że brakuje nam obecnie wartościowych zawodników w średnim ligowym wieku.
Kibice Jagiellonii chcieliby zapewne wiedzieć, ilu transferów do klubu należy się jeszcze spodziewać?
Transfery na pewno będą. Ale ile i kto to konkretnie będzie? Na to pytanie wiążąco mogą odpowiedzieć trener Nowak i prezes Pertkiewicz. Oni podczas wakatu na pozycji dyrektora sportowego decydują o sprawach sportowych. Nie zapominałbym w tym wszystkim o prezes Syczewskiej. Ona też będzie członkiem tego teamu. Ma doświadczenie, które zbierała przez lata u boku prezesa Kuleszy (w różnych rolach jest w klubie od 2008 roku – przyp. red.). Jej wiedza na pewno będzie pomagać trenerowi i głównemu prezesowi. Swoje dołoży też sztab szkoleniowy oraz dział skautingu i analiz, którym kieruje Gerard Juszczak.
Czemu ostatecznie szkoleniowcem Jagiellonii został trener Nowak, a nie Jerzy Brzęczek?
Obaj to świetni fachowcy. Brzęczek był przecież selekcjonerem, który poprowadził reprezentację w jednych eliminacjach, które wygrał. To były kwalifikacje do EURO 2020. Ostatecznie został odwołany. Dla mnie osobiście było to bardzo duże zaskoczenie. Trener wypełnił zadanie jakie postawił mu zarząd PZPN – powinien więc dostać szansę poprowadzenia reprezentacji na turnieju. Dla mnie jest dobrym szkoleniowcem.
Piotr Nowak ma inne doświadczenie. Doskonale zna szkołę niemiecką, ale pracował głównie w USA. Nieco inny ma też charakter niż Brzęczek. Nie mogę powiedzieć, który jest lepszy, a który gorszy. Obaj mają swoje trenerskie i piłkarskie atuty. Uznaliśmy jednak, że w obecnej sytuacji Jagiellonii Nowak jest korzystniejszą opcją. Jest optymistą i świetnym mówcą. Drużyna potrzebowała bodźca do zmian. Dwa ostatnie lata, jeżeli chodzi o wyniki były dla nas trudne i rozczarowujące. Podobnie dla trenera Nowaka. On miał przecież ponad czteroletnią przerwę w pracy trenerskiej. Zarówno Jaga, jak i trener są głodni sukcesu. Liczę więc, że będzie to udane małżeństwo.
W przestrzeni publicznej pojawiła się narracja, że trener Brzęczek był za drogi dla Jagiellonii. Jak pan to skomentuje?
Nie, pieniądze nie były głównym powodem ostatecznej decyzji. Oczywiście, pilnowanie budżetu i nieprzekraczanie go są bardzo istotne, co jak mantrę podkreśla prezes Pertkiewicz, ale w przypadku wyboru między Brzęczkiem, a Nowakiem najważniejszy był rys charakterologiczny. Trener Nowak ma swój pomysł na pozytywny wstrząs i pobudzenie zespołu.
Jak to się stało, że wychowanek Jagiellonii i wieloletni zawodnik Marek Wasiluk na początku miał być w sztabie trenera Nowaka, a ostatecznie go zabrakło?
To jest zakres obowiązków prezesa Pertkiewicza i wiceprezes Syczewskiej. Rada nadzorcza się takimi sprawami nie zajmuje. Słyszałem, że trener Wasiluk miał otrzymać szansę i znaleźć się w sztabie. Czemu z tej szansy nie skorzystał, nie wiem.
Ponoć propozycja kontraktu nie była zbyt atrakcyjna…
Możliwe, że tak było. Osobiście Marka zawsze ceniłem i nadal cenię. Gdybym dla przykładu ja dostał propozycję awansu szkoleniowego i trafiłbym do pierwszej drużyny, to pojechałbym na obóz do Turcji. O pieniądzach zawsze byłby czas porozmawiać. Rozwój byłby dla mnie ważniejszy.
Ilu obecnie pierwszych trenerów Jagiellonia ma na liście płac?
Obok Piotra Nowaka jest jeszcze tylko Ireneusz Mamrot, którego kontrakt będzie wypłacony do końca sezonu. Pozostałe świadczenia wobec poprzednich szkoleniowców są już zrealizowane.
Jakub Seweryn ze Sport.pl napisał na Twitterze, że w Jagiellonii na funkcji dyrektora marketingu został zatrudniony pański zięć. Czyżby jakaś forma nepotyzmu?
W październiku ubiegłego roku dyrektorem marketingu przestała być Agnieszka Klim. Tymczasowo zastąpił ją Patryk Biryło. Jak już rozmawialiśmy, dokonaliśmy w ostatnim czasie gruntownych zmian w klubie w wielu obszarach, pojawiła się więc propozycja, żeby ożywić też obszar marketingu. Adrian jest fachowcem w tej dziedzinie, ma dużą wiedzę o marketingu i jest oddanym kibicem Jagiellonii. Od dawna chodzi na mecze i czuje klimaty kibicowskie, co na tym stanowisku jest też bardzo ważne. Oczywiście jest moim zięciem, ale zna się na swojej robocie. Ma sporo pomysłów i już wprowadza zmiany. Chce na przykład, aby dzień meczowy w Białymstoku miał odpowiednią oprawę, żeby pojawiły się atrakcje dla rodzin, food trucki i wiele innych nowych rozwiązań. Jedną z pierwszych spraw jaką się zajął, były problemy z cateringiem meczowym dla kibiców. Adrian rozmawiał z przedstawicielami białostockiej spółki Stadion Miejski i tam też dostrzegli problem. Będą kolejne zmiany, akcje promocyjne i marketingowe. To wszystko są drobne szczegóły, które wpływają na całość. Chcemy, żeby mecze Jagiellonii był ponownie świętem, a kibice czuli się na stadionie jak najlepiej.
Pan zatrudnił go jednoosobowo?
Nie, zaproponowałem go na radzie nadzorczej. Następnie Adrian zaprezentował się, przedstawił swoje pomysły, wizję i różne propozycje zmian. Później doszło do głosowania. Został zaakceptowany przez radę, ale formalnie zatrudnił go zarząd klubu. To nie ze mną jako szefem rady będzie na co dzień współpracował, tylko z prezesem Pertkiewiczem i wiceprezes Syczewską.
Kibice Jagiellonii są mocno rozczarowani wynikami? Średnia frekwencja na domowych meczach to 6800 widzów, a Stadion Miejski w Białymstoku ma pojemność ponad 22 tysięcy miejsc…
Trudno się im dziwić. Ostatnia dekada to był dla nas bardzo dobry czas. Najlepszy w całej historii naszego klubu. Mam przed sobą właśnie tabelę punktową Ekstraklasy za ostatnie dziesięć lat i Jagiellonia jest w niej na trzecim miejscu. Tylko za Legią i Lechem. Klubami znacznie bogatszymi od nas. A za plecami mając Wisłę Kraków, Pogoń, Górnika Zabrze czy Śląsk. To pokazuje poziom na jaki udało nam się wspólnie wspiąć. Oczywiście, najmilej wspominamy sezony, w których biliśmy się do ostatniej kolejki o mistrzostwo Polski. I powiem więcej, uważam że na zdobycie przynajmniej jednego tytułu zasłużyliśmy. Sięgnęliśmy też wcześniej po Puchar i Superpuchar Polski.
Teraz mamy trudniejszy czas. Jesienią graliśmy zdecydowanie poniżej oczekiwań. Na naszych trybunach pojawiły się różne obraźliwe okrzyki pod adresem piłkarzy. W innym klubie kibice pobili swoich zawodników, w kolejnym wywieszali na swoich graczy obraźliwe transparenty, w jeszcze innym kazano ściągać swoim zawodnikom koszulki, bo „nie są godni ich noszenia”. W wielu miastach jest presja na sukces. Każdy chce wygrywać. Ja aż takich negatywnych emocji nie mam, ale odbieram to w następujący sposób: mistrzostwo – to wielki sukces, miejsce dające grę w europejskich pucharach – bardzo duże zadowolenie, piąte czy szóste miejsce – niedosyt, a wszystko poniżej – rozczarowanie. Też jestem kibicem i niedawne sukcesy rozbudziły nasze apetyty. Nie da się tego ukryć.
Co Jagiellonia musi zrobić, żeby nawiązać ponownie do czasów, kiedy biła się z Legią o mistrzostwo Polski?
Można powiedzieć, że wystarczy grać tak jak w 2017 i 2018 roku. A mówiąc poważnie, to dużo rzeczy musi się równocześnie zgrać – odpowiednia osoba trenera, dobre transfery, doświadczeni liderzy w szatni. Wtedy to wszystko mieliśmy. Chciałbym wrócić do tamtych wyników i to już niebawem. Mam nadzieję, że to będzie możliwe i właśnie dlatego dokonaliśmy tylu zmian w klubie w ostatnich tygodniach. Wiosną chcemy grać jak najlepiej w piłkę, dać dużo radości naszym kibicom i wypracowywać styl drużyny trenera Nowaka. Trzeba również zbudować dobre podstawy pod kolejny sezon, tak, żeby startując do rozgrywek 2022/23 mieć już zespół gotowy do ponownej rywalizacji o najwyższe miejsca w lidze.
Finansowo Jagiellonia jest, którą siłą Ekstraklasy? Budżety opublikowane w „Skarbie Kibica” Przeglądu Sportowego wskazują, że ósmą (wspólnie z Cracovią, Górnikiem Zabrze, Śląskiem i Zagłębiem Lubin – po 30 mln zł). Wyższe roczne budżety mają: Legia (124), Lech (74), Pogoń (47), Lechia (38), Raków (36), Wisła Kraków (36), Piast (32). Może z tego powodu miejsce dzisiejszej Jagi jest raczej w środku stawki?
Myślę, że nieco wyżej. Nie znam dokładnie wszystkich budżetów rywali, ale szacuję, że możemy mieć obecnie piąty, szósty budżet w lidze. Ale musimy cały czas pamiętać, z kim rywalizujemy. Są to często kluby z większych miast. Najbogatsze mają potężnych sponsorów, niektóre z nich spółki skarbu państwa, które przekazują klubom miliony złotych rocznie. Na Podlasiu nie mamy wielu potentatów i wielkich przedsiębiorstw giełdowych. Nie ma też możnych spółek państwowych. Są u nas lokalni przedsiębiorcy i to oni najmocniej nam pomagają.
Pamiętajmy też, że wielu z naszych rywali mocno wspierają samorządy. Z tego co nam wiadomo, to miasto Wrocław wspiera Śląsk kwotą 13 mln zł, a miasto Gdańsk klub Lechia kwotą 10 mln zł. Inne kluby Ekstraklasy też otrzymują wsparcie liczone w milionach złotych rocznie. To są olbrzymie pieniądze. Dla porównania, u nas wraz z początkiem pandemii miasto wycofało się ze wsparcia finansowego. W tym czasie pomógł Jagiellonii marszałek województwa podlaskiego wraz z zarządem i radnymi, przekazując dotację w kwocie 400 tys. zł. W tym sezonie wróciliśmy do współpracy z miastem w kwocie 500 tys. zł. Przy naszym budżecie to naprawdę niewiele. Nie mamy jednak żadnych pretensji do prezydenta Białegostoku czy do radnych. Jesteśmy wdzięczni za tą symboliczną pomoc i liczymy, że będzie ona kontynuowana. Zarówno ze strony miasta, jak i województwa. W końcu jest to ekwiwalent promocyjny, a Jagiellonia jest dzisiaj jedną z najlepszych wizytówek Podlasia i Białegostoku.
W Jagiellonii jest aż dziesięciu akcjonariuszy i w środowisku piłkarskim funkcjonuje przekonanie, że jak brakuje pieniędzy na jakiś cel, to udziałowcy robię zrzutkę i środki się znajdują.
Tak było kiedyś. Formalnie osoby prywatne nie mogą „zrzucać się” na jakiś transfer czy kontrakt zawodnika. Kilka lat temu zabroniły tego FIFA i UEFA. Jeżeli trzeba pomóc klubowi, można przekazać pożyczkę. Wiem, że podobnie robiły inne kluby. Takie postępowanie nie powinno być jednak normą. Trzymanie się budżetu musi być podstawą działalności zdrowego klubu. Coś takiego można zrobić raz na jakiś czas, kiedy jest wyjątkowo trudny okres.
Na piłce w ogóle można zarobić?
Wątpię. W polskich realiach jest to bardzo trudne. Zwłaszcza na dłuższą metę. Na szczęście w Jagiellonii akcjonariuszami są ludzie, którzy są lokalnymi patriotami, kochają Podlasie i Jagę. Wielu z nich odniosło sukces w biznesie, w różnych dziedzinach. Dlatego nie są w klubie po to żeby zarabiać, lecz by go wspierać. Można powiedzieć, że ze swoimi dziesięcioma współwłaścicielami Jagiellonia jest absolutnym fenomenem na piłkarskiej mapie Polski. Osobiście jestem dumny, że większość z tych ludzi udało mi się namówić do bycia częścią naszego klubu i z tego, jak przez lata dogadujemy się w tym gronie. Moja przygoda z Jagą trwa już osiemnaście lat. Pamiętam gdzie zaczynaliśmy wówczas – smak III ligi czy stary stadion. Widzę, co wspólnie udało się nam zbudować. Dzisiaj Jagiellonia nie ma długów, gra na pięknym Stadionie Miejskim, ma nową, przestronną siedzibę na własność oraz nowoczesny własny ośrodek treningowy i akademię piłkarską. To są doskonałe podstawy do tego by odnosić sukcesy. Wierzę, że zmiany, które właśnie przeprowadziliśmy w klubie pomogą nam w najbliższych latach tego dokonać.
ROZMAWIAŁ MACIEJ WĄSOWSKI
WIĘCEJ O JAGIELLONII:
- „Niektórzy piłkarze czują się w Jagiellonii zbyt komfortowo”
- Prezes rady nadzorczej Jagi majaczy. Weszło przedrukowało sobie wywiad…
- Ostatni wysoki lot Jagi
Fot. 400mm.pl, Newspix