Reklama

Co oznaczałby powrót Piątka do Genoi?

redakcja

Autor:redakcja

04 stycznia 2022, 13:58 • 6 min czytania 39 komentarzy

“Spotkałem narzeczoną, taką ze szkolnych lat, próbowaliśmy mocno…” – ten cytat z Lady Panku można oczywiście odnieść do Krzysztofa Piątka i Genoi, z którą Piątek łączony jest obecnie dość poważnie. Według Fabrizio Romano, kluby się dogadały – wszystko zależy teraz od decyzji samego piłkarza. Na pewno ma też inne opcje, choćby grany ostatnio kierunek turecki, ale powrót tam, gdzie to wszystko się naprawdę zaczęło, miałby sens.

Co oznaczałby powrót Piątka do Genoi?

Trzeba tylko pamiętać o jednym – o tym, że we wspomnianej piosence Lady Panku puentą jest “Na co komu dziś wczorajsza miłość, na co komu dziś wczorajszy sen…”.

WSZYSTKO POSZŁO NIE TAK

Po wyjeździe z Włoch, wszystko poszło nie tak.

Reklama

To znaczy, saldo się zgadza. Księgowi nie narzekają. Piątek kosztował, Piątek zarobił. Ale sportowo – tak to trzeba nazwać – Piątek mocno osłabił w Berlinie swoją markę. Markę w pewnym momencie prowadzoną wzorowo, bo trzeba przyznać – sztuką jest też “podkręcić” własne osiągnięcia. Piątek to robił, choćby ikoniczną w tamtym czasie cieszynką. Jego osiągnięcia sportowe były w pewnym momencie znakomite, ale też Piątek i jego doradcy potrafili dodać temu odpowiednio barwny kontekst, jeszcze je uwypuklając.

Dziś jest tak, jak z tą cieszynką. Przecież ona ma sens tylko, gdy strzelasz seryjnie. Gdy jesteś gwiazdą. Teraz, trafiając – powiedzmy – jakiegoś zabłąkanego gola po wejściu z ławki, albo trafiając z karnego po długich tygodniach bez trafienia… No nie, po prostu nie. W tym ujęciu staje się śmieszna.

Cały transfer do Berlina nadaje się na osobną pracę, niezwykle drobiazgowe studium porażki. Zarówno Hertha jak i Piątek oczekiwali czegoś innego.

  • Piątkowi mówiono, że Hertha to klub, który za chwilę będzie grał w Lidze Mistrzów; zamiast tego, Hertha biła się w barażach o utrzymanie
  • Te wszystkie opowieści o tym, jak dynamicznie Hertha ma się rozwinąć, stając się niemieckim potentatem, można włożyć między bajki, nie widać tego rozwoju
  • Stabilność projektu “Piątek w Berlinie” miał zapewniać Jurgen Klinsmann, oczywiście dawno poza klubem, oczywiście Hertha w międzyczasie zdążyła już milion razy zmienić szkoleniowca

Z drugiej strony, Hertha oczekiwała:

  • Że Piątek to piłkarz europejskiego formatu, który będzie w stanie pociągnąć ten zespół; marką, owszem, przechodząc do Herthy był takim graczem, ale stylem gry nie pasował do zespołu walczącego o utrzymanie, nie był tu w stanie dawać tyle
  • Piątek raczej nie był znany z umiejętności przywódczych, więc jakimś liderem szatni też nie został
  • Medialnie Piątek wielkiego rozgłosu poza momentem transferu Hercie nie dał

Obustronne nieporozumienie, które zaowocowało – tak to trzeba śmiało nazwać – jedną z największych transferowych wpadek w historii Herthy, bo przecież Piątek, najdroższy piłkarz w historii berlińczyków, ogląda z ławki popisy Belfodila, który kosztował mniej niż Charatin. Piątek natomiast zmarnował w Berlinie czas w drużynie, która od samego początku nie była skrojona pod to, jakim jest graczem. Wiele obietnic Herthy było po prostu palcem po wodzie pisane.

Wszystko kończy się fiaskiem, które będzie wspominane przez lata, a klątwa Herthy jako klubu, w którym Polakom idzie mocno średnio, została tylko przypieczętowana.

Reklama

Dla Herthy strzelił przez dwa lata trzynaście bramek, w tym dwie z karnych.

SERIE A – ZIEMIA OBIECANA

Żartuje się często z polskiego środowiska, że pompuje balonik, a tymczasem zobaczmy co zrobiła La Gazzetta, jeden z największych sportowych tytułów świata. W tekście “Piątekstein” napisała, że Piątek skupia w sobie cechy Inzaghiego, Szewczenki, Van Bastena, Gilardino, Ibrahimovicia i Pato.

Miał wtedy 23 lata. Wskoczył w Milanie na fantastyczną falę. Strzelał nierealnie często. Ale wciąż, już wówczas wydawało się, że – delikatnie mówiąc – mogli przegiąć.

Ale to też pokazuje, jak wielką postacią w pewnym momencie w Italii był Piątek. Polak był kimś więcej niż ligową gwiazdą – był kimś, o kim się mówiło, kimś, od opowieści o kim rozpoczynało się omawianie kolejki. Jego historia, jego regularność – to były rezultaty niezwykłe. A przecież dochodził fakt, że przychodził zaledwie z polskiej ligi, co więcej – to był transfer nawet z grupy spadkowej.

Dochodziło “Pio, Pio, Pio”, dochodziła kwestia cieszynki, dochodziła rozpoznawalność Milanu. U nas był wtedy szał na Piątka, ale we Włoszech to jeszcze inna skala, bo piłką nożną interesują się tam wszyscy. Piątek, w momencie swojego szczytu w Italii, był naprawdę postacią gigantyczną.

Oczywiście w Milanie z jakiegoś powodu się go pozbyli. Oczywiście kibice Milanu zdążyli się odkochać. Oczywiście wszyscy wiedzą, że ostatnie dwa lata Piątek został oceniony negatywnie, to rozczarowanie dużej miary.

Ale wiecie jak to jest, choćby z perspektywy Ekstraklasy. Gdy jakaś była gwiazda wraca po jakimś czasie, to jednak budzi przede wszystkim nadzieje. A nuż znowu to zrobi. Z nim może będzie ciekawiej. I na pewno Piątek na dzień dobry wzbudzi w Italii szum, jakiego nie wzbudziłby nigdzie indziej, w żadnej z poważnych lig – tam będą nawiązywać do wszystkich dobrych chwil, a tych będzie znacznie więcej. Dopiero potem, po przypomnieniu sobie pewnej zbiorowej euforii, postawiony będzie znak zapytania – wyraźny, ale na pewno nie stojący samotnie bezpośrednio po nazwisku polskiego napastnika.

Oczywiście ma to swoje minusy. Jeśli Piątek w czterech pierwszych meczach nie strzeli bramki, będzie grał kiepsko – tym większa będzie skala narzekania na niego. Nie wystarczy, że czasem pomoże, że strzeli raz na jakiś czas – we Włoszech wymaga się od niego czegoś więcej.

Problem jest jednak zasadniczy, bo wszystko byłoby fajnie, gdyby Genoa była w lepszym stanie. Szukała snajpera, miała niezły zespół, ale któremu brakuje właśnie wykończenia. Wtedy Piątek z miejsca wchodzi na dobrze znany sobie stadion, na trybuny, które pamiętają go z najlepszych chwil, no i próbuje w atmosferze zaufania dołożyć to, co umie najlepiej. Dostaje też na to czas, może wrócić do formy. Trochę więcej zamieszania wokół niego też mogłoby zrobić mu dobrze, przypomnieć tamte stare, lepsze czasy.

Tymczasem Genoa w tym sezonie w lidze wygrała jeden – słownie: jeden – mecz. Z Cagliari, czyli inną drużyną, która wygrała tylko jeden mecz w sezonie; oczywiście Genoa jest w strefie spadkowej. Bramki oczywiście się przydały, ale jest też Mattia Destro, który trafił siedmiokrotnie; oczywiście Genoa gra 3-5-2, więc miejsce by się znalazło, ale też, po pierwsze, grywała również jednym napastnikiem, a po drugie, to 3-5-2 jak widać nie przynosi jakichś oszałamiających efektów.

Gdyby jednak przeszedł do Genoi i to szybko… 13 stycznia Genoa gra na San Siro z Milanem. To się przecież samo pisze, media włoskie od razu pisałyby o tym przez pryzmat Piątka. Kiedy ostatnio można było pisać o występie Piątka z ekscytacją?

CZYTAJ TAKŻE:

Fot. NewsPix

Najnowsze

Komentarze

39 komentarzy

Loading...