“Pierwsza połowa? Przespana. Druga? W sumie też”. Nie wiemy jeszcze, jaki Marcin Budziński ma plan po karierze, ale to materiał na najlepszego telewizyjnego eksperta w historii polskiej piłki. Trzeźwe spojrzenie. Skromność. Pokora. Niebanalne poglądy, a przy tym bardzo wysokie – czego akurat dziś nie potwierdził – umiejętności piłkarskie. Jeżeli Polsat i NC+ jeszcze nie rozpoczęły starań o tego chłopaka, to apelujemy o ruszenie się z miejsca. To po prostu brylant, który – nie rzucamy słów na wiatr – dałby radę nawet w „One Man Show” Pawła Zarzecznego.
Celowo wstęp do relacji rozpoczęliśmy od „Budzika”, bo o samym meczu nie ma co pisać. Dzida. Laga. Dzida. Wykop. Chaos. Najczęściej powtarzane sensowne – podkreślamy: sensowne – zagranie to wybicie piłki za linię boczną w ramach gestu fair-play. Poza tym futbolówka latała mniej więcej 1300 m nad poziomem morza, przez co kibice siedzący na trybunach najwyżej całkowicie tracili ją z zasięgu wzroku. Taki był pomysł na grę obu drużyn, a dzięki cichemu dopingowi dało się przy okazji usłyszeć masę wskazówek z ławek:
– „kurwa, utrzymajmy z przodu!”
– „jeszcze!”
– „no kurwa, grajcie coś!”
– „kurwa, Deja!”.
I najlepsze – już z trybun – „piłka nożna dla kibiców!”. Aż się chciało zapytać – co dla kibiców?
W takiej swojskiej, pozytywnej atmosferze zleciało pierwsze 45 minut. – Ten mecz wygląda tak, jakby od niego zależało, kto spadnie. Brakuje mi w tym wszystkim futbolu – trzeźwo ocenił Kamil Kosowski, a piłkarze dalej grali swoje. Dzida. Dzida. Dzida. Laga. Laga. Laga. Nie ma się jednak z czego śmiać, bo jedna z tych dzid – typowa piłka na chaos z doliczonego czasu, gdy nie wiadomo, o co drużynie chodzi – zakończyła się w 64. minucie bramką. Sretenović wybija, Pesković wylatuje z bramki, Covilo go przeskakuje i 1:0. A skąd drugi gol? Doppel-pack Polczaka. Najpierw zrobił wolnego, potem karnego, którego Iwański – trzy gole po dwóch meczach! – wykorzystał koncertowo.
Piotrek udowodnił tym samym, że – uwaga, eufemizm! – taka, a nie inna gra defensywna „Pasów” jest po prostu zaraźliwa. Na razie uchronił się jedynie Sretenović. Time will tell, czy to wystarczy na utrzymanie.
Fot. FotoPyK