Reklama

Krew, pot, siniaki i błysk Lokilo. Beniaminkowie na remis

redakcja

Autor:redakcja

21 listopada 2021, 15:34 • 5 min czytania 6 komentarzy

Lubicie czerwone kartki? Niezwykłe kombinacje fauli? Wolicie patrzeć, jak piłkarze długo leżą na murawie, zamiast podziwiać gola a la Maradona przez pół boiska z Anglią? Jeśli tak, w Niecieczy odbył się mecz tylko i wyłącznie dla was. A jak jeszcze lubicie, gdy Bonecki strzela z trzydziestego metra prosto w nigdzie, to już w ogóle – Himalaje szczęścia.

Krew, pot, siniaki i błysk Lokilo. Beniaminkowie na remis

Ale jeśli jednak szukacie w futbolu mniej niestandardowych uciech, to było ich ciut mniej. W pierwszej połowie może nawet zero. Spotkanie Termaliki Bruk-Betu z Górnikiem Łęczna nie stanie się raczej klasykiem do rosołu, ale bramkę Lokilo – i w ogóle jego wejście – warto odnotować. 

PIERWSZA POŁOWA? PODOBNO PIŁKA NOŻNA

Pierwsza połowa meczu Termalica – Górnik Łęczna wyglądała dokładnie tak, jak wam się wydaje, że mogła wyglądać pierwsza połowa takiego spotkania. Ta liga lubi pójść na przeciw stereotypom, ale nie w tym przypadku. Innymi słowy:

Rąbanka.

Reklama

Po zderzeniu Grzybka z Banaszakiem ten pierwszy musiał zejść z boiska.

Kopanina.

Trzy podania w tempo były poziomem nieosiągalnym.

Generalnie produkt piłkopodobny.

Szczególnie zafrasowani byliśmy między 19. a 30. minutą, bo doszło do takiego takiego nagromadzenie fauli, że na jedno podanie przypadały jakieś trzy faule, a sędzia, uczciwie podchodząc do sprawy, musiałby doliczyć do tego meczu jakąś małą erę geochronologiczną.

Tekijaski nadał ton w pierwszej akcji meczu, faulując wychodzącego na wolne pole Gąskę – czerwona kartka. Nawet się nie spocił, a już pod prysznic. 

Reklama

Kto myślał, że to otworzy mecz dla Górnika, srogo się pomylił, bowiem łęcznianie nie mieli żadnego pomysłu w tej fazie gry. Symbolem Banaszak, który jeszcze w pierwszej połowie sam wyleciał, łapiąc drugi kartonik faulując wychodzącego za szesnastkę Loskę. Faul to może dużo powiedziane, no ale cóż – był VAR, było zderzenie, tak zdecydowali arbitrzy.

Trzeba to nazwać pewnym łagodnym frajerstwem Górników, bo naprawdę mógł im się ten mecz ułożyć. A tak sami pozbawili się kluczowego atutu, który mógł dać wyczekiwane od dawna trzy punkty. Zniwelowali szybko swoją potencjalnie największa przewagę.

Górnik stworzył w tej części może ze dwie sytuacje, obie po wrzutkach na aferę – raz na początku z bliska spudłował Banaszak, potem Drewniak. Poza tym ich akcje wyglądały na przykład tak:

A przecież momentami Loska swoją fantazyjną grą nogami robił co mógł, by dać się Górnikom wykazać. Jakby tego było mało, Górnik poprzez faul Midzierskiego podarował gospodarzom jedenastkę. Faulowany Gergel, karnego wykorzystał Wlazło – karny był zarazem pierwszym celnym strzałem w tym meczu. Działo się, żałujcie, jeśli nie widzieliście.

DRUGA POŁOWA: GÓRNIK ŁĘCZNA, REAKTYWACJA

Na pewno nie jest tak, że Kamil Kiereś ma niebywałe pole manewru na ławce rezerwowej. Ale jednak ciut się pozmieniało w stosunku do początku sezonu, dziś, co dobrze było widać właśnie przeciw Termalicy, jest w stanie zareagować.

Co prawda jest to dyskusja z gatunku debat okołoSousowych:

Tak dobrze zareagował, czy tak się pomylił z wyjściowym składem?

Niemniej trzeba przyznać, że zmiennicy wyciągnęli Łęczną z marazmu pierwszej połowy. Najlepsze wrażenie robił Eyenga-Lokilo, który błyskotliwymi akcjami napędzał gości. Dużo bardziej produktywny od Banaszaka był też Wojciechowski, któremu niewiele brakło do strzelenia gola. Raz znakomicie złożył się do woleja – Loska dał radę. Raz nawinął Kukułowicza na niezłą karuzelę, ale źle wykończył. Generalnie jednak było z kim grać, nawet jeśli był nieskuteczny. W środku pola trochę więcej spokoju dał Serrano, a z lewej strony niespodziewanie skutecznie szarpał Dziwniel – w jednej z akcji Kukułowicz musiał Dziwniela faulować na kartkę, Dziwniel był też aktywny przy kontrach.

Bramka to jednak stadiony świata w wykonaniu Eyengi-Lokilo. Dostał piłkę, zrobił drybling wszerz, po drodze ni to mijając, ni to szukając miejsca w otoczeniu piłkarzy z Niecieczy. Ostatecznie znalazł sobie pozycję, uderzył, a futbolówka idealnie wpadła w okienko bramki. Eyenga-Lokilo do tej pory nie wyglądał zbyt przekonująco, ale może był z nim problem fizyczny, przepracowany podczas przerwy na reprezentację. W dzisiejszym meczu naprawdę wyglądał jak ktoś, kto może odgrywać wiodącą rolę w ofensywie Górnika. Może nie zawsze podejmował decyzję, może niepotrzebnie pchał się potem do rzutu wolnego, ale im dłużej mecz trwał, tym bardziej widać było, jak nawet bardziej doświadczeni piłkarze gości szukają tego zawodnika, widząc, że jest w stanie wyczarować coś więcej.

Na pewno druga połowa była ożywieniem, obejrzeliśmy aż 24 strzały, choć niektóre, jak choćby uderzenie Boneckiego, to klasyczne próby wyłącznie dla statystyków. Niemniej konia z rzędem temu, kto przypomni sobie, kiedy ostatnio grając wyjazd Górnik Łęczna oddał 14 uderzeń w jednej połowie, z czego aż siedem celnych. To jest zarzut dla podopiecznych Mariusza Lewandowskiego – cofnęli się dość głęboko, chcieli przetrwać w drugiej połowie i zapłacili tego cenę. Gdy w końcu szarpnęli, w ich atakach było za dużo chaosu – choćby końcówka i wrzutki na aferę, po których mogło coś wpaść, ale to jednak gospodarze byli faworytem spotkania i można było liczyć na ciut bardziej uporządkowany futbol z ich strony. Tak naprawdę patrząc po tym, co pokazali, na więcej niż punkt dziś nie zasłużyli.

Choć Górnik odkuł się po zmianie stron, tak wciąż – to dla nich zmarnowana szansa. Z tak grającą Niecieczą, która tak szybko zobaczyła asa kier, trzeba było zdobyć komplet punktów. – trudniej ich ostatnio pokonać, sypnęło remisami, ale to nie wystarczy do utrzymania. Bruk-Bet zadowolony też być nie może, pełna pula z takimi rywalami jak Górnik w tej konkurencyjnej lidze może na finiszu okazać się kluczowa.

Fot. NewsPix

Najnowsze

Komentarze

6 komentarzy

Loading...