PSG to bez wątpienia jedna z najbardziej napakowanych gwiazdami drużyn w europejskiej piłce ręcznej. Na którą pozycję byśmy nie popatrzyli – ten zespół ma do dyspozycji co najmniej dwóch kapitalnych zawodników. Łomża Vive Kielce nie przestraszyła się jednak dziś giganta. Ba, zabrała Francuzom zabawki i kupiła powrotny bilet do Paryża. Szczypiorniści polskiego zespołu po zwycięstwie 38:33 awansowali na pierwsze miejsce w swojej grupie w Lidze Mistrzów. Ta wygrana to jednak w sumie żadna niespodzianka. Kielczanie pokonali Francuzów u siebie w Europie trzeci raz z rzędu!
Teraz to może dziwić, ale tegoroczna edycja europejskich rozgrywek zaczęła się dla Vive fatalnie. Porażki z Dinamem Bukareszt nie zakładał nikt. Kolejne mecze pokazały jednak kompletnie inny obraz kieleckiej ekipy. Wygrana z Veszprem? Zawsze w cenie. Zmiażdżenie Flensburga? Nawet, kiedy ten miał kilka kontuzji, wciąż robi wrażenie. Do tego szczypiorniści Tałanta Dujszebajewa pokonali FC Porto oraz Motor Zaporoże. I w ten sposób do meczu z PSG podchodzili z wyższej pozycji w grupie B.
Na dobrą sprawę dzisiejszy mecz… należało po prostu wygrać. Dlaczego? Otóż na rozkładzie jazdy, w Lidze Mistrzów, Vive będzie miało wkrótce rewanż z PSG, a także dwa spotkania – ze znajdującą się na fali – Barceloną. Ewentualna porażka już w pierwszym z tych czterech starć postawiłaby kielecki zespół w niewygodnym położeniu. Może nie sprawiłaby, że Vive zaczęłoby drżeć o wyjście z grupy, ale już oddaliłoby ekipę z Kielc od awansu z pierwszego albo drugiego miejsca, które dają bezpośredni awans do 1/4 finału, z ominięciem 1/8.
O czym jeszcze należało pamiętać? W drużynie PSG występuje dwóch graczy, którzy w przyszłym roku przyjadą do Polski i wzmocnią właśnie kielczan. Czyli Nedim Remili oraz Benoît Kounkoud. W innej sytuacji znajdował się zaś Dylan Nahi, zawodnik Vive, który jest wychowankiem paryżan i jeszcze do niedawna reprezentował ich barwy.
Ciekawiło nas również, jak w starciu z polskim zespołem zaprezentuje się Kamil Syprzak. A także, które gwiazdy będą błyszczeć najjaśniej. Nikola Karabatic czy Igor Karacic (rok temu załadował PSG… 13 bramek)? Alex Dujszebajew czy Mikkel Hansen? Andreas Wolff czy Vincent Gérard?
Czekaliśmy na odpowiedzi
Początek meczu miał jednak niespodziewanych bohaterów. Po stronie Vive wyróżniali się bowiem Branko Vujovic czy Szymon Sićko. Pod formą w pierwszych fragmentach znajdował się natomiast Karabatic, który – choćby – nie wykorzystał sytuacji sam na sam w kontrze. Mimo tego PSG wygrywało 3:2. Było to jednak ostatnie prowadzenie Francuzów… w całym spotkaniu.
Defensywa i przechwyty – one stanowiły początkowo klucz do dobrej gry Vive. Długie ręce Tomka Gębali oraz Miguela Sancheza-Migallona utrudniały rywalom znajdowanie konkretnych sytuacji do rzutu, a kiedy trzeba było popędzić z kontrą, Nahi oraz Sigvaldi Gudjonsson doskonale wiedzieli, jak wpisać się na tablicę wyników. W ataku pozycyjnym natomiast nieoceniona była kreatywność Karacica oraz Dujszebajewa, a między słupkami zawodników PSG potrafił zatrzymywać Andreas Wolff.
Gdybyśmy mieli jednak wyróżnić jednego zawodnika po trzydziestu minutach – byłby nim Dylan Nahi. Kibice PSG mogli tylko pukać się w głowę i zastanawiać się, jak to jest, że on nie gra już w Paryżu. Francuz robił wszystko – był niezwykle aktywny w defensywie, pewny i skuteczny przy rzutach ze skrzydła, a potrafił nawet zdobyć bramkę z dalszej odległości w stylu Szymona Sićko. Co za gracz!
Pod kontrolą
Byliśmy zatem w znakomitych humorach, ale w drugiej połowie zaniepokoiła nas postawa bramkarza PSG, który obronił kilka rzutów i pozwolił swoim kolegom odrobić nieco stratę. Zanim się obejrzeliśmy, kielczanie prowadzili już tylko dwiema bramkami. Jak się jednak okazało – to był tylko chwilowy dołek. Ofensywna maszyna Vive błyskawicznie wróciła na wysokie obroty. Zawodnicy Dujszebajewa grali nie tylko efektywnie, ale i efektownie. Oglądaliśmy choćby kuriozalną bramkę Nahiego, który obrócił się przed rzutem wokół własnej osi. Po powtórce stało się jasne, że sędziowie nie powinni tej próby zaliczyć (podparcie), ale to oczywiście był problem PSG.
Trener francuskiego zespołu miał pomysł, jak odmienić obraz gry. Za dyrygowanie poczynaniami zespołu nie odpowiadał już Karabatić, tylko filigranowy Luc Steins (173 cm), który nie miał żadnego szacunku do defensywy Vive. Z tego powodu oglądaliśmy trochę wymianę ciosów, bo o ile Francuzi zaczęli radzić sobie w ataku, tak polska drużyna wcale nie zamierzała odpuszczać. I mimo zdarzających się od czasu do czasu prostych pudeł, miała środowe spotkanie pod pełną kontrolą. Tak naprawdę denerwowała nas jedno – skuteczność z rzutów karnych Mikkela Hansena.
Serio, jeśli popatrzylibyście na statystyki i to, że Duńczyk rzucił osiem bramek, moglibyście pomyśleć: ale on napsuł krwi Vive! Prawda jest jednak taka, że legendy piłki ręcznej w ataku pozycyjnym za wiele nie widzieliśmy. Jedyne, co robił, to szedł na linię i perfekcyjnie egzekwował siódemki. Wolff i Mateusz Kornecki na całe szczęście prezentowali niezłą formę w bramce i, poza Duńczykiem, problemy sprawiał im tylko Elohim Prandi, piekielnie silny lewy rozgrywający.
Spotkanie zakończyło się pewną wygraną kielczan – 38:33. Na dobrą sprawę, ten wynik mógłby być jeszcze wyższy. Tak, nie przesadzamy – Vive w starciu z PSG wyglądało na dwukrotnie lepszą drużynę. Dzisiejszy mecz sprawił, że polski zespół awansował na pierwsze miejsce w swojej grupie. Ma pięć zwycięstw i jedną porażkę (czyli tyle samo co Veszprem oraz Barca). Sezon Ligi Mistrzów jest długi, ale szczypiorniści Dujszebajewa naprawdę mają potencjał, aby w europejskich rozgrywkach zajść bardzo daleko. No a poza tym fenomenalnie uczcili swój dwusetny występ w tych rozgrywkach!
Łomża Vive Kielce – Paris Saint Germain Handball 38:33 (19:14)
Fot. Newspix.pl