Na parkiecie nie było go ponad dwa lata, ale czasu wcale nie marnował. Znajdował coraz to nowsze hobby: spędzał czas w łódce, którą nazywa Nordyckim Nożem, prowadził dziennik, grał w szachy i oczywiście odpoczywał ze swoim psem Rocco. Nie są to typowe rozrywki dla gwiazdy NBA, ale to cały Klay Thompson. Ten żyjący we własnym świecie gość jest też jednym z najlepszych strzelców, jakich kiedykolwiek widziała koszykówka. Dlatego też czekamy na jego powrót, który może nastąpić jeszcze w 2021 roku.
Nie ma w tym nic dziwnego: choć Klay Thompson w koszykówkę, na profesjonalnym poziomie, nie grał od 2019 roku, wciąż jest o nim głośno. Głównie we wszelkiego rodzaju serwisach społecznościowych – jak Twitter czy Reddit. W ostatnich dniach głośno wyrażał swoje zainteresowanie dotyczące listy 75 najlepszych koszykarzy w historii NBA (na której się nie znalazł), co błyskawicznie podchwycili kibice.
– Może jestem naiwny, jeśli chodzi o moje koszykarskie umiejętności, ale w mojej głowie jestem w TOP 75 wszech czasów – napisał na Instagramie. Następnego dnia kontynuował ten wątek. – Obudziłem się tego poranka, wciąż wściekły na tą głupią listę. Nie mogę się doczekać, aż znowu będę grał. Mam dość braku szacunku. Wygrywanie nie jest wszystkim dla niektórych ludzi, jak u mnie, co widać.
Niby nic niezwykłego, ale taka szczerość i dzielenie się swoimi przemyśleniami po prostu wzbudza sympatię. To jednak tylko jeden z wielu powodów, dla których Klay, jak mało który koszykarz w NBA, przemawia do fanów najlepszej ligi świata.
Pierwszy przykład z brzegu? Thompson często prowadzi transmisje live na Instagramie. Na jednym z ostatnich płynął kajakiem i dostrzegł mężczyznę, który robił to samo. Pomachał mu, entuzjastycznie się przywitał, jak wilk morski do wilka morskiego, a kiedy nie otrzymał odpowiedzi, odburknął sam do siebie: – Ah, nie odmachał? Pierdol się w takim razie. Ktoś będzie narzekał na wulgarność, brak filtra, ale tak naprawdę – wielu z nas w podobnej sytuacji zachowałoby się tak samo.
I generalnie w tym to można zamknąć: Klay Thompson jest ludzki, jest prawdziwy. Dlatego też wszyscy czekają, aż wreszcie, po długim czasie, wróci na parkiet. Aby mógł przypomnieć również, jak fantastycznym potrafi być koszykarzem.
Pech dopada również szczęśliwego człowieka
Sprawa nie jest prosta. Pierwsza kontuzja Thompsonowi przydarzyła się jeszcze w 2019 roku. Wtedy, w szóstym meczu Finałów NBA przeciwko Toronto Raptors, zerwał więzadła w prawym kolanie. To oczywiście oznaczało, że straci cały następny sezon. Kiedy jednak powoli wracał do zdrowia, przydarzyła się tragedia. Koszykarz Warriors znowu doznał zerwania, tyle że ścięgna Achillesa. Można śmiało powiedzieć, że dla koszykarza nie ma gorszej informacji.
Tak naprawdę – gdyby nie Kevin Durant, mówilibyśmy, że Klaya Thompsona będącego w formie życia już nie zobaczymy. Historia tej kontuzji w NBA nie jest bowiem zbyt radosna. Zazwyczaj, kiedy dopadała koszykarzy, nigdy nie wracali do pełni zdrowia albo po prostu byli znacznie gorszymi zawodnikami. “KD” tę passę przerwał. Bo sezon 2020/2021 miał kapitalny. I wcale nie wyglądał gorzej niż przed kontuzją.
W szatni Golden State Warriors nikt nie ukrywa, że gwiazda Nets jest inspiracją. Choć Klayowi motywacji na pewno nie brakuje. Na przestrzeni ostatnich dwóch lat żaden z kibiców, śledząc jego aktywność w sieci, nie mógł mieć wątpliwości – ten gość naprawdę chcę wrócić. Nie zadowala go to, że w czasie rehabilitacji konto bankowe puchnie.
Jakiego typu zawodnika w tym momencie brakuje Warriors? Klay Thompson może nigdy nie był jednym z pięciu najlepszych koszykarzy w NBA, a nawet dziesięciu, ale ma na koncie kilka niepowtarzalnych występów. Powtórzmy to – niepowtarzalnych.
- Po pierwsze: jest rekordzistą NBA w trafionych rzutach trzypunktowych w jednym meczu. Pod koniec października 2018 roku załadował Chicago Bulls… czternaście trójek. Pomogło mu to w zdobyciu aż 52 punktów. A co najciekawsze – w poprzednich meczach grał fatalnie. Rzucał z około 13% skutecznością zza łuku, w pierwszych siedmiu grach sezonu ani razu nie przekroczył bariery 20 oczek. Aż tu nagle wypalił. Jak nikt inny w historii NBA.
- Po drugie: jest jednym z trzydziestu zawodników w najlepszej lidze świata (i jednym z dziesięciu aktywnych), którzy uzbierali przynajmniej 60 punktów w jednym spotkaniu. Klay zrobił to jednak w sposób wyjątkowy. W ciągu 29 minut (tyle spędził na parkiecie) dryblował piłkę łącznie… jedenaście razy. Można zatem śmiało powiedzieć, że rzucał, kiedy tylko miał okazję.
- Po trzecie: należy do niego kolejny strzelecki rekord, punktów zdobytych w jednej kwarcie. Stało się to w 2015 roku, przeciwko Sacramento Kings. Thompson miał słabą pierwszą połowę – trafił tylko trzy z dziewięciu rzutów. No to w trzeciej odsłonie między obręcz wpadało mu już wszystko. Perfekcyjne trzynaście celnych rzutów na trzynaście oddanych. 37 punktów.
O zawodnikach jak Klay Thompson mówi się, że są “jak mikrofalówka”. Błyskawicznie się “nagrzewają” i kiedy złapią rytm, to po prostu nie da się ich zatrzymać. To samo zdanie można byłoby wypowiedzieć zresztą o Stephenie Currym. Minęły już lata od kiedy ten duet zawodników Warriors, został określony po raz pierwszy jako “Splash Brothers”.
Rozkręcać zaczęli się w okolicach 2013, 2014 roku. Pojawiały się wówczas opinie, że ich Golden State Warriors są najlepszą drużyną do oglądania w całym NBA. Kimś dla kogo warto wykupić abonament “League Pass” (oficjalna aplikacja NBA do oglądania spotkań). W niedługim czasie zespół z Zachodu stał się jednak nie tylko efektowny, ale szalenie efektywny. Aż do bólu.
Nagle miłość, jaką wielu kibiców żywiło do Warriors, przekuła się w nienawiść. Drużyna, której trzon tworzyli Curry, Thompson oraz Draymond Green, zaczęła seryjnie wygrywać mecze. Była nieznośnie dobra. Zdobyła tytuł w 2015 roku, a potem, po niespodziewanej klapie w następnych finałach, dołączył do niej Kevin Durant.
Golden State Warriors zostawali mistrzami NBA zarówno w 2017, jak i 2018 roku. W międzyczasie powstawały pytania – czy, kto, i kiedy będzie w stanie ich powstrzymać? Jak to jednak w sporcie – wszystko rozwiązały kontuzje, które, jak się okazało, najmocniej uderzyły właśnie w Klaya. Jego powrót na parkiety przeciągał się, przeciągał i dalej przeciąga. Ale jest coraz bliżej.
Nowy człowiek, a może ten sam?
Kule porzucił już dawno. Rzutów na pustej hali czy podczas niekontaktowych treningów oddaje pewnie tyle samo, albo więcej, co jego koledzy. Tym, z jaką gracją wypuszcza piłkę z rąk, zdążył się zresztą już zachwycić Moses Moody, pierwszoroczniak w barwach Warriors. – Człowieku, ten rzut wygląda inaczej na żywo. Oglądasz te powtórzenia, dokładnie ten sam rzut za każdym razem. Siedziałem przez dwadzieścia minut i piłka nie dotykała zbyt często obręczy, mogę was o tym zapewnić.
Według informacji Shamsa Charani, czyli jednego z dwóch najlepszych w swoim fachu reporterów w NBA (obok Adriana Wojnarowskiego), na przełomie kolejnego miesiąca Thompson powinien wrócić do treningów z pełnym obciążeniem. Potem, przez kilka tygodni, klub będzie monitorował jego postępy. I kreślił termin powrotu. Ten powinien przypaść na grudzień lub styczeń.
Co Warriors cieszy szczególnie – nie tylko ich kluczowy gracz wraca, ale już bez niego radzą sobie bardzo dobrze. Zespół wielokrotnych mistrzów NBA wygrał trzy pierwsze mecze w sezonie, w tym ten przeciwko Los Angeles Lakers. A już za niedługo powinien być jeszcze mocniejszy.
Sam Klay aż pali się do gry. Świadczą o tym jego wypowiedzi na temat listy 75 najlepszych koszykarzy. Ale nie tylko. Oto co mówił parę miesięcy temu podczas jednej z transmisji na Instagramie. – Ludzie, oglądacie play-offy? Dla mnie to trudne, ziomki. Trudno jest mi je oglądać, bo wiem, że gdybym sam w nich grał, historia byłaby inna. Ale musisz przerzucić tę energię w swoje treningi. To się nazywa życie.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Jak Thompson zyskiwał energię podczas przedłużającej się rehabilitacji? Przede wszystkim – pływał łódką. To jego nowa pasja. Bo jak mówił – nie możesz mieć złego dnia, kiedy jesteś na łódce. Dla ludzi, których na nią zapraszał, ustalił specjalny regulamin. Po pierwsze, musisz umieć zrobić węzeł do cumowania statku. Po drugie, być w stanie wytrzymać na wodzie przez godzinę bez dostania choroby morskiej. Niedopuszczone jest też jedzenie bananów, bo mówi się, że przynoszą one złą energię na łajbę. Co dla Klaya jest niefortunne, bo banany uwielbia.
Swoją łódkę nazywa “Splash Express” albo… “Nordycki Nóż”. Czemu? – Przecina się przez wodę jak nóż. Ludzie się pytają: czemu nazwałeś swoją łódkę po broni? Odpowiadam, że to nie broń, tylko sposób, w jakim pływa.
Amerykanin wie, jak zachować dobry humor. Kiedy akurat ma na to ochotę, “zaprasza” za sprawą wspomnianych transmisji na Instagramie na rejs swoich fanów. Odpowiada na zadawane pytania i – przykładowo – zachwyca się tym, że na wodach Oceanu Spokojnego nadchodzi “sezon na łososia”.
Co jeszcze ostatnio wymyśliła gwiazda Warriorsa? Doceniła formę zachowywania wspomnień, jaką jest… prowadzenie dziennika. – Staram się tłumaczyć tym młodym chłopakom, żeby zaczęli dokumentować swoją karierę. Możesz opisywać z rzeczy z twojej perspektywy, a potem, kiedy wszystko się skończy, będziesz miał autobiografię na temat całej kariery. To coś specjalnego.
Ktoś mógłby powiedzieć, że Klayowi odbija. On jednak w taki sposób celebruje życie, a także – o czym mówił nieraz – pielęgnuje swoje zdrowie psychiczne. Do jego innych zainteresowań należy granie w szachy, których uczył się od Magnusa Carlsena, lubował się też w domino, dopóki nie uznał, że Draymond Green jest oszustem. Jego oczkiem w głowie jest pies Rocco, którego zawsze nazywa po imieniu. Dlatego, kiedy powiedział jednemu ze swoich kolegów z drużyny, że spędza czas z Rocco, ten nie ukrywał zaskoczenia.
Zbierając wszystko razem: koszykarz Warriors to typ osoby, która zawsze ma nowe hobby. A przy okazji jest jednym z najlepszych strzelców, jakich kiedykolwiek widziało NBA.
Czas na Jackiego Moona?
Jak można się domyśleć – Klay od zawsze był też dobrym duchem szatni. Kimś, kto potrafi rozbawić, ale zarazem poważnie traktuje swoje obowiązki i dokłada się do kultury zwyciężania. W Warriors tradycją stał się jego sposób motywowania kolegów z zespołów, a nawet członków sztabu szkoleniowego. Jeśli akurat grali przeciwko swojemu byłemu klubowi, krzyczał do nich: “oni cię nie chcieli!”. I owszem, w przypadku graczy, którzy zostali przez poprzedniego pracodawcę skreśleni, to mogło działać. Ale kiedy, przed meczem z Nuggets, wypowiedział te słowa do Mike’a Browna, asystenta trenera, nikt nie wiedział, o co mu chodzi.
Okazało się, że ten w latach dziewięćdziesiątych… analizował dla ekipy z Denver materiały wideo z meczów. Jakim cudem Klay Thompson w ogóle o tym wiedział? Nikt tego nie wie. Fakty są jednak takie, że koszykarz Warriors i absurdalne anegdoty to stały duet. Zdarzyło mu się złożyć autograf… na tosterze. Do Internetu swego czasu trafiło wideo, na którym, będąc w Chinach, delektuje się tamtejszą kuchnią, siłuje się na rękę z filigranową Chinką (i przegrywa, bo ta wykrywa u niego łaskotki), skacze do muzyki w klubie. Od tego czasu przylgnęła do niego ksywka “China Klay”. Zdarzyło mu się też udzielić wywiadu na ulicy nowojorskiemu reporterowi na temat… rusztowań. Nie jako gwiazda NBA, tylko zwykły przechodzień, bo akurat nie został rozpoznany.
Co czeka nas w tym sezonie? Thompson zadeklarował się już, że będzie nosił stylówkę na Jackiego Moona, czyli bohatera filmu “Semi-Pro”, w którym główną rolę, koszykarza, trenera i właściciela klubu, gra Will Farrell. Podstawę już ma – zapuścił dłuższe włosy, które przyozdobi opaską. Pasowałoby również, żeby zmienił numer na 77., bo takiego pranka zgotowali mu koledzy z zespołu (załatwili koszulkę z tym numerem, z racji, że nie jest na liście 75 najlepszych koszykarzy, ale tuż za nią), ale NBA na podobny manewr, w czasie sezonu, nie zezwoli.
Zagadką oczywiście jest, w jakiej formie zobaczymy go na parkiecie. Brak gry przez ponad dwa lata to nie przelewki. Dwie tak poważne kontuzje również. Choć styl gry, jaki prezentuje koszykarz Warriors, typowego strzelca, wskazuje na to, że możemy mówić o długowiecznym zawodniku. Najważniejsze jest jednak to, żeby Klay Thompson wrócił na dobre. Bo NBA, a nawet cały świat sportu, takich postaci potrzebuje.
KACPER MARCINIAK
Fot. Newspix.pl