Dwa mecze, sześć punktów. Osiem meczów, dziewięć punktów. Bilans Legii w Lidze Europy wygląda znakomicie. Legia przyciąga, Legia elektryzuje. Ale jak to zwykle bywa u polskich klubów, wyniki w pucharach okupione są znacznie gorszą formą w lidze. Zastanawiamy się – czy Czesław Michniewicz może mieć jakąś wymówkę?
My – uprzedzając fakty – takiej nie widzimy.
Lech Poznań w zeszłym sezonie mówił o wąskiej kadrze. I rzeczywiście, liczbowo wyglądała ona bardzo przeciętnie. Działacze nie pomogli „Kolejorzowi”, jakby sami byli zaskoczeni, że ten awansuje do fazy grupowej Ligi Europy. Dariusz Żuraw nie miał pola manewru: albo musiał wystawiać tę samą jedenastkę w czwartek i w niedzielę, albo sięgał po graczy wyraźnie słabszych jak Dejewski, Muhar czy ciągle niepotrafiący odpalić Marchwiński. Skończyło się jedenastym miejscu, głową w końcówce sezonu przypłacił sam Żuraw.
TYPUJ MECZE ELIMINACYJNE NA FUKSIARZ.PL!
Czy Michniewicz mógłby pójść w podobną retorykę? Podobało nam się, gdy trener wbijał szpilki w klubowe władze podczas okna transferowego. Nie czekał biernie na to, aż dojdzie do katastrofy. Swoją postawą niejako wymuszał ruchy włodarzy klubu, które wiedziały, że jeśli nie dojdzie do transferów, cała krytyka skupi się na klubowej wierchuszce. Wąska kadra mogła być wymówką na eliminacje (bo do rewanżu ze Slavią przystąpiła de facto bez żadnego prawego wahadłowego), ale już na fazę grupową Michniewicz raz – dostał solidne wzmocnienia (Charatin, Kastrati), dwa – niektórzy piłkarze wrócili do grania (jak Johansson), trzy – inni z kolei zaczynają łapać gaz (jak Josue).
I takim sposobem w Legii ciężko dziś znaleźć pozycję, która byłaby źle obsadzona. Oczywiście, nie wszędzie są alternatywy „jeden do jednego”, ale do większości graczy z drugiego szeregu możemy dokleić metkę „na ligę powinien spokojnie wystarczyć”. Michniewicz rotuje chętnie. Na mecz z Lechią zrobił pięć zmian. I naszym zdaniem to dobra droga nie tylko z powodów zmęczeniowych. Przecież ci, którzy dostają mniej szans (jak na przykład Pekhart, jeden z największych przegranych początku sezonu w Legii), powinni tym bardziej gryźć trawę, żeby się przypomnieć i pokazać, iż czekają na szansę w Lidze Europy.
Ogólny argument o tym, że mało kto potrafi łączyć walkę na tylu frontach? Jego też lepiej nie używać, bo zaraz ktoś – tak jak my – może sprawdzić, jak radzą sobie drużyny o porównywalnym do Legii poziomie lub randze w lidze. No i cóż…
- Sparta Praga (2. miejsce w LE) – 2. miejsce w lidze, jedna porażka w 10 meczach
- Olympiakos (1. miejsce w LE) – 3. miejsce w lidze, zero porażek w 5 meczach
- Crvena Zvezda (1. miejsce w LE) – 2. miejsce w lidze, zero porażek w 10 meczach
- Dinamo Zagrzeb (2. miejsce w LE) – 2. miejsce w lidze, jedna porażka w 9 meczach
- Maccabi Tel Awiw (1. miejsce w LK) – 7. miejsce w lidze, dwie porażki w pięciu meczach
- Partizan Belgrad (1. miejsce w LK) – 1 miejsce w lidze, zero porażek w jedenastu meczach
- Bodo/Glimt (2. miejsce w LK) – 1 miejsce w lidze, trzy porażki w 21 meczach
- FK Jablonec (2. miejsce w LK) – 11. Miejsce w lidze, 4 porażki w 10 meczach
- Slavia Praga (2. miejsce w LK) – 3 miejsce w lidze, jedna porażka w 9 meczach
- Karabach (1. miejsce w LK) – 1. miejsce w lidze, jedna porażka w 20 meczach
CZESŁAW MICHNIEWICZ W KANALE SPORTOWYM
Są oczywiście wyjątki, ale generalnie kluby dają sobie radę w rodzimych rozgrywkach. Żaden z przywołanych przez nas klubów nie przegrał tyle spotkań, co Legia.
Już bardziej kupilibyśmy argument o tym, że wzmocniła się cała Ekstraklasa. Bo rzeczywiście – na dziś trudno wyrokować, kto będzie najpoważniejszym kandydatem do mistrzostwa Polski. Lech wygląda przekonująco, Pogoń zrobiła sensowne ruchy i nikogo nie straciła, w gazie dalej jest Raków, kilka innych zespołów też wygląda nieźle. Ale to byłby sensowny argument na pytanie „dlaczego Legia nie jest pierwsza?”, a nie „dlaczego Legię łatwiej zbić niż z nią przegrać?”.
CASHBACK, EARLY PAYOUT – SPRAWDŹ KOZACKIE PROMOCJE FUKSIARZA!
Być może problem leży w zmianie stylu, bo Michniewicz siłą rzeczy inaczej przygotowuje Legię na puchary, a inaczej na ligę. Na krajowym podwórku stołeczni mają – w teorii – dominować, grać ofensywnie, z polotem, cieszyć widzów. W Europie sprawdzi się bardziej taktyka a’la młodzieżowe Euro, czyli mądre zneutralizowanie atutów przeciwników, pragmatyzm i skuteczne kontry. Inaczej też przeciwnicy spinają się na Legię, a inaczej na – z całym szacunkiem – Wisłę Płock. Ewentualnie zawodzi przygotowanie mentalne. Siłą rzeczy piłkarz bardziej mobilizuje się na czwartkowy mecz, którym żyje cała piłkarska polska, a inaczej na ligę, czyli chleb powszedni. Zwłaszcza mając w głowie, że przed nim jeszcze 26 kolejek i wiosną będzie w stanie nadrobić niemalże każdą stratę, co pokazał rok temu choćby Piast, który swój pierwszy mecz wygrał dopiero w dziewiątej kolejce, a i tak zakręcił się w okolicach pucharów.
Ale czy to mogą być wymówki? Absolutnie nie.
Nawet gdybyśmy bardzo chcieli, nie jesteśmy w stanie znaleźć niczego na obronę Michniewicza. Czy to oznacza, że popieramy ewentualny pomysł roszady na stołku trenera? Absolutnie nie. Obecny szkoleniowiec Legii ma zbyt duże zasługi, by tak po prostu przy pierwszej lepszej okazji go pogonić. Zasłużył jak mało kto na to, by dać mu szansę wyjścia z kryzysu. Zwłaszcza, że to kryzys, który dotyczy tylko jednego frontu – tego w teorii najłatwiejszego. Jeśli Michniewicz da radę ogarnąć zespół, nikt mu nie będzie pamiętał tych kilku wpadek.
Fot. FotoPyK