Bartosz Zmarzlik wicemistrzem świata. Na tron wstąpił car Artiom Łaguta

Szymon Szczepanik

02 października 2021, 21:59 • 6 min czytania

W ten weekend w Toruniu liczyliśmy na wielkie żużlowe emocje. Wszak przez cały sezon Bartosz Zmarzlik i Artiom Łaguta walczyli o ostateczny triumf w klasyfikacji Grand Prix punkt w punkt, pozostając daleko poza zasięgiem konkurencji. Jeszcze w piątek o godzinie 19:00 Rosjanina od Polaka dzieliło zaledwie jedno oczko, a zważywszy na formę obu zawodników wszystko wskazywało na to, że losy tytułu rozstrzygną się dziś wieczorem. Lecz kiedy Rosjanin wygrał turniej, a Polak zakończył go na półfinale, wydawało się, że dzisiejsze zawody są tylko formalnością. I choć ostatecznie na żużlowym tronie zasiadł car Artiom Łaguta, to Zmarzlik ustępuje pola z podniesioną głową. Bo wicemistrzostwo po takim sezonie i przy takim rywalu to powód do dumy. Zwłaszcza, że dziś zrobił, co tylko mógł by zrzucić swojego przeciwnika z pierwszego miejsca w klasyfikacji generalnej. W Toruniu był najlepszy, lecz do obrony tytułu to nie wystarczyło.

Bartosz Zmarzlik wicemistrzem świata. Na tron wstąpił car Artiom Łaguta
Reklama

LOSY TYTUŁU PRZESĄDZIŁY SIĘ WCZORAJ

To był sezon Bartosza Zmarzlika. W PGE Ekstralidze nie było na niego mocnych. Żużlowiec Moje Bermudy Stali Gorzów Wielkopolski wykręcił chorą średnią biegopunktową 2,650 i zaprowadził swój zespół do trzeciego miejsca w lidze. Swoją klasę udowadniał również w cyklu Grand Prix, gdzie zwyciężył w czterech turniejach i walczył o trzecie z rzędu mistrzostwo świata.

Ale obecny rok należał też do Artioma Łaguty. Rosjanin był trzecim najlepszym jeźdźcem w lidze, pod względem średniej ustępując jedynie Zmarzlikowi oraz klubowemu koledze z Betard Sparty Wrocław – Maciejowi Janowskiemu. Lecz Artiom cieszył się ze zdobycia tytułu Drużynowego Mistrza Polski. Indywidualnie również radził sobie znakomicie, a od sierpnia prezentuje wręcz formę życia. Przed dwoma zawodami w grodzie Kopernika wygrał dwa turnieje z cyklu Grand Prix, a ogólnie miał na koncie cztery zwycięstwa. Zatem przed zawodami w Toruniu klasyfikacja generalna mówiła: Łaguta 158 punktów, Zmarzlik 157. Wszystko wskazywało na to, że tytuł indywidualnego mistrza świata na żużlu wyłoni się w finale sobotnich zawodów. I to najpewniej w bezpośrednim starciu obu rajderów.

Reklama

Tymczasem Zmarzlik w piątek niesamowicie męczył się na trasie. Jeżeli zdobywał punkty, to po zaciętej walce. To nie był ten sam zawodnik, który w trakcie sezonu potrafił odstawiać rywali o długość prostej. Do niepowodzenia doszły nerwy. Kiedy jechał z Artiomem Łagutą, nawet nie nawiązał z nim walki. Dopiero na ostatniej prostej wyprzedził Emila Sajfutdinowa, nieomal „posyłając” drugiego z Rosjan do szpitala. Zaraz za linią mety spowodował upadek rywala i tylko łaska sędziego uratowała Polaka od wykluczenia.

W międzyczasie Łaguta szalał na torze, rozkręcając się z biegu na bieg. Kiedy już spasował się z nawierzchnią, reszta stawki mogła tylko bezradnie oglądać jego plecy. Walczący sam ze sobą Zmarzlik w półfinale przegrał z Taiem Woffindenem oraz Maćkiem Janowskim – kolegami Łaguty z Wrocławia. Zaś Artiom pewnie zwyciężył swój wyścig i powtórzył ten wyczyn w wielkim finale. Za występ zgarnął dwadzieścia punktów, a łącznie w klasyfikacji generalnej miał 178 oczek – o 9 więcej od Polaka.

RÓŻNE FORMY SPOKOJU

Dziewięć punktów. Wydawać by się mogło, że to nie dużo. Lecz biorąc pod uwagę dyspozycję Łaguty, to była przepaść. Bartosz sam postawił się w sytuacji, w której tytuł nie zależał wyłącznie od jego postawy. Dziś wieczorem wiedział, że nawet jego genialna jazda może nie wystarczyć do odrobienia strat. Musiał liczyć na wpadkę fantastycznego Rosjanina, a takiej przed zawodami nic nie zapowiadało. I obaj w wywiadach wyglądali, jakby zdawali sobie sprawę z zaistniałej sytuacji.

Zawodnik ORLEN Team był bardzo spokojny. Wczoraj mu nie wyszło? Trudno, taki jest speedway – zmiana przełożenia o jedną zębatkę decyduje o zwycięstwie lub porażce. Wyglądał… może trochę jak gość pogodzony z losem. Ktoś skupiony na swojej pracy, ale przy tym wyluzowany, nie czujący presji, co można było interpretować inaczej – niewierzący w to, że cokolwiek w tabeli się zmieni.

ZAŁÓŻ KONTO W FUKSIARZ.PL I SPRAWDŹ OFERTĘ ZAKŁADÓW!

Chwilę później przed kamerami Canal+ stanął Artiom Łaguta. Człowiek emanujący takim samym, a zarazem jakże innym rodzajem spokoju. Opowiadał o tym, że wyspał się tak, jak lubi – prawie do południa. Że zgodnie ze swoim zwyczajem, dziś, w dniu zawodów zjadł tylko śniadanie. Że jego zespół niczego nie zmienił w ustawianiach. Bo po co grzebać w czymś, co się sprawdza? Lepsze jest wrogiem dobrego.

Ale nie tym razem. Nie dziś i nie na toruńskiej Motoarenie – torze, którego charakterystyka jest zupełnie inna nawet przy delikatnej zmianie pogody.

Bo Łaguta w niczym nie przypominał tego żużlowego geniusza, który w trakcie całego sezonu jeździł razem ze Zmarzlikiem w innej lidze. Kiedy w swoim inauguracyjnym biegu przejechał na drugim miejscu za Sajfutdinowem, jeszcze nic nie zapowiadało tego, że w sobotę otrzymamy jakiekolwiek emocje związane z walką o tytuł. Wszak jego rodak to również bardzo dobry żużlowiec – sam walczył o brązowy medal w końcowej klasyfikacji. Ale w następnej serii startów Łaguta przywiózł zaledwie punkcik.

W tym samym czasie Bartosz Zmarzlik czarował na torze. Był wyluzowany, szybki, spasowany z toruńskim owalem. To wszystko wyglądało tak, jakby obaj zamienili się silnikami po wczorajszych zawodach. Kiedy spotkali się w trzeciej serii startów, Polak ukończył wyścig na drugiej pozycji za Leonem Madsenem. Lecz często oglądał się za plecy, szukając tam swojego największego rywala. A ten jechał na ostatniej pozycji. Trzy starty Rosjanina i marne trzy oczka. Coraz gorzej z biegu na bieg. W tamtym momencie, w połowie zawodów zapachniało sensacją. Mogło wydarzyć się coś, czego przed turniejem nie spodziewał się nikt. Bartosz Zmarzlik ponownie miał realne szanse na to, by zostać mistrzem świata.

I WTEDY KAŁASZNIKOW SIĘ ODBEZPIECZYŁ

Nie miejcie nam za złe, że opisujemy te wydarzenia głównie z perspektywy Rosjanina, lecz takie właśnie to były zawody. Zmarzlik był świetny w dzisiejszych zawodach, robił wszystko, by nie oddać Łagucie mistrzowskiego tytułu bez walki. Ale nie wszystko od niego zależało – musiał też spoglądać na poczynania Artioma. A ten znajdował się pod ścianą. Lecz wtedy wykonał ruch, który ostatecznie przesądził o mistrzostwie. Przestał sugerować się ustawieniami z wczorajszego dnia. One się nie sprawdzały, tor zachowywał się zupełnie inaczej, bardziej nadawał się do ścigania. Zatem Rosjanin postanowił dokonywać zmian w motorze na podstawie tego, co sam widzi i czuje.

Od tego momentu zaczął przypominać tego samego gościa, którego kibice w trakcie całego sezonu mogli podziwiać. To był zupełnie inny zawodnik. Rosyjska maszyna, która nie pozostawiła swoim przeciwnikom złudzeń. Wygrał dwa kolejne wyścigi, dzięki czemu wszedł do półfinału turnieju z dziewięcioma punktami.

A tam spotkał się ze Zmarzlikiem, który fazę zasadniczą zakończył na pierwszej pozycji z trzynastoma oczkami na koncie. Stawkę biegu półfinałowego uzupełniali Madsen i Woffinden. Gdyby Łaguta nie wszedł do półfinału, a Polak wygrał turniej, to Zmarzlik zostałby mistrzem świata.

Lecz ten bieg, najważniejszy w sezonie, skończył się tak, jak rozgrywał się cały sezon. Obaj żużlowcy pokazali swoją wielkość. Przy czym to Łaguta był lepszy, a Zmarzlik przyjechał za nim.  Tym samym rosyjski obóz eksplodował z radości, bo oto mamy pierwszego mistrza świata pochodzącego właśnie z Rosji – Artioma Łagutę, prawdziwego cara czarnego sportu.

W finale mieliśmy walkę polsko-rosyjską, gdyż do Zmarzlika i Łaguty dołączyli Janowski i Sajfutdinow. I Bartek te zawody wygrał, przewożąc za sobą Sajfutdinowa, Janowskiego i wyraźnie rozluźnionego Łagutę.

Tym samym Polak wygrał piąty turniej w cyklu Grand Prix w sezonie. W klasyfikacji generalnej uzbierał 189 punktów. Jak dobry to wynik, niech świadczy fakt, że kiedy zdobywał tytuł w 2019 roku, zgromadził 132 punkty w dziesięciu startach. Zatem w obecnym sezonie był znacznie lepszy. Ale to nie wystarczyło na zdobycie mistrzostwa, które trafia do Artioma Łaguty – zdobywcy 192 oczek.

Klasyfikacja generalna najlepiej świadczy o tym, jacy żużlowi giganci mierzyli się ze sobą w tym roku. Po tym co zaprezentowali, obydwu należy się ogromny szacunek.

Fot. Newspix

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Inne sporty

Boks

Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski – poznaliśmy nominowanych!

Szymon Janczyk
28
Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski – poznaliśmy nominowanych!
Reklama
Reklama