25 sierpnia 2021 roku. Sheriff Tyraspol za moment kończy rewanżowe spotkanie z Dinamem Zagrzeb w ostatniej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. Bramy do raju ma już szeroko otwarte – nic nie może zabrać mu awansu, więc historyczny, pierwszy występ w fazie grupowej Champions League, staje się faktem. Jego autorem jest wyglądający jak typowy trener z Europy Wschodniej Jurij Wernydub. 55-latek, który dobrze pamięta czasy ZSRR, a w swojej karierze prowadził albo kluby małe, albo większe z lig, które w Europie niewiele znaczą. Nagle jego nazwisko trafia na świecznik. Kilka tygodni później okazuje się, że uściśnie rękę wielkim włoskim kolegom po fachu – Carlo Ancelottiemu, Simone Inzaghiemu i Roberto de Zerbiemu.
Dla Wernyduba ten sukces to zakończenie pewnego etapu, wspinaczki na szczyt. Czy może raczej: wtoczenie na ten szczyt głazu. Nawiązanie do mitologii nie jest przypadkowe. Ukraiński trener wielokrotnie poznawał smak porażki tuż przed metą wyścigu. W 2018 roku, kiedy drugi raz odpadł z gry o puchary po bramce w końcówce spotkania, stracił wiarę w sens pracy i podał się do dymisji.
Wystarczyły trzy lata, żeby był w zupełnie innym miejscu. Takie życie trenera.
Kim jest Jurij Wernydub, trener Sheriffa Tyraspol?
Jaki jest Sheriff Tyraspol, każdy widzi. Ich sukces nie ucieszył wszystkich, niektórzy nawet nie nazwą tego sukcesem, bo klub kojarzy się z Naddniestrzem i fatalnym losem mieszkańców tego zakątka świata. Z drugiej strony jeśli ktoś pozwala uczynić ten awans bardziej ludzkim, jest to właśnie Jurij Wernydub. Jego historia to nie jest kolejny rozdział opowieści o szalonym, ofensywnym futbolu. O ambitnym trenerze, który dociera na szczyt dzięki innowacyjnym pomysłom. Ukrainiec to raczej stara szkoła.
– Był taki reportaż o nim na Ukrainie. Przyjechał do niego dziennikarz, Wernydub zaprosił go do pokoju i pokazał mu całe szuflady z notatkami. Jego futbol niby jest prosty, ale bardzo dużo myśli, ma wszystko zaplanowane od samego początku. Był uznawany za gościa, który nie słynie z niczego nadzwyczajnego. U nas mówimy „wuefista”. A potrafił przygotować kilka planów na dane spotkanie, które zależały od tego czy drużyna straci bramkę pierwsza, czy wydarzy się coś innego. Ludzie tego nie dostrzegali, ale taktyka nie jest mu obca – mówi nam “BuckarooBanzai”, twitterowicz, ekspert od ukraińskiej piłki.
– Kiedyś rozmawiałem często o Wernydubie z pewnym ukraińskim agentem. Powiedział, że to przeciętny trener, który nie ma rozbudowanej taktyki i jest beneficjentem wojny. Chodziło o to, że kluby zaczęły upadać i Zoria wtedy ze słabego klubu stała się zespołem czołowym. Nie zgadzam się z tym, chociaż faktycznie pierwsza faza grupowa Ligi Europy, gdy Zoria trafiła na Manchester United, Feyenoord czy Fenerbahce, przypadła im dlatego, że Dnipro nie dostało licencji na grę w pucharach. Nie awansowali, ale wstydu też nie przynieśli. Skorzystał na mniejszej konkurencji, ale nazywanie go beneficjentem tamtej sytuacji, jest przestrzeleniem. Zoria przecież sama musiała się przenieść do Zaporoża z powodu wojny. Po drugie ten klub zawsze opierał się na wypożyczaniu piłkarzy z Dynama, Szachtara, żyją z tego, co podniosą z murawy. To nie są korzystne warunki dla trenera, a Wernydub zrobił w nich wynik sportowy. Ta praca na pewno go zahartowała – dodaje Kamil Rogólski, kolejna osoba, która bardzo uważnie śledzi piłkę na Ukrainie.
Jurij Wernydub słynie z żelaznej ręki. Jego drużyny mają być przede wszystkim poukładane i zorganizowane. Nie znosi niesubordynacji, ale nie jest też dyktatorem, który w szatni załączy suszarkę, kiedy tylko coś nie idzie po jego myśli. Wystarczy spojrzeć na to, dzięki czemu Sheriff wywalczył awans, żeby domyślić się, co stawia na pierwszym miejscu. Defensywa. Szczelna, nieprzeciekająca defensywa.
Obstawiaj Ligę Mistrzów w Fuksiarz.pl!
Defensywa kluczem do sukcesu
Trzy pierwsze mecze – trzy czyste konta. Potem stracony gol z Alaszkiertem i Crveną i kolejne trzy czyste konta. Sheriff Tyraspol przeszedł przez eliminacje Ligi Mistrzów z dwoma straconymi golami w ośmiu spotkaniach. Widzieliśmy, jaką różnicę potrafią zrobić ofensywni piłkarze Dinama Zagrzeb, gdy Chorwaci odpalili Legię Warszawa. Cóż, Wernydubowi i jego naddniestrzańskiej bandzie, nie wcisnęli nic. Sprawna obrona przez lata wyróżniała ukraińskiego trenera. Oczywiście nie było tak, że co roku Zoria czy Szachtar były stabilne jak zamek na skale w czasie sztormu. Ale kilka wybitnych sezonów możemy wymienić.
- 13/14 – 30 straconych goli w 29 meczach, 7. miejsce
- 14/15 – 31 w 26 meczach, 5. miejsce
- 15/16 – 26 w 26 meczach, 4. miejsce
- 16/17 – 31 w 32 meczach, 3. miejsce
- 2020 – 13 w 22 meczach, 1. miejsce
Ostatnie dwa sezony, te, które kończył na podium, to majstersztyki. Na Ukrainie miał drugą najlepszą defensywę, dzięki czemu Zoria wspięła się na trzecie miejsce w lidze. Na Białorusi szczelną obroną zdetronizował BATE Borysów i zgarnął mistrzowski tytuł. Mimo to odszedł z klubu.
– W Szachtiorze Soligorsk był na pierwszym miejscu w tabeli, ale miał konflikt z władzami. To nie jest człowiek, który nie jest skory do współpracy, po prostu trafił na despotyczną osobę i nie widział dalszego sensu współpracy z Szachtiorem – tłumaczy Rogólski. Dla Wernyduba okazało się to jednak gwiazdką z nieba. Niedługo potem dołączył do Sheriffa, no a resztę historii już znamy.
Ale spokojnie, do tego jeszcze dojdziemy. Bo warto dowiedzieć się najpierw, skąd mołdawski klub wytrzasnął takiego trenera.
TELEWIZJA GOEBELLSA. KOLEJNY KONFLIKT NA UKRAINIE
Długie lata bez trofeów
Jurij Wernydub był piłkarzem, ale – w przeciwieństwie do innego ukraińskiego trenera z Ligi Mistrzów, Serhija Rebrowa – o niezbyt znanym nazwisku. Jego kariera układała się… zwyczajnie. Dopiero na sam koniec zgarnął jakiś tytuł.
– Jest tytanem pracy. Na swój pierwszy tytuł jako piłkarz czekał 15 lat, jako trener – podobnie. W tamtych czasach przebijali się ci, którzy błysnęli. Partia wskazywała: bierzemy go i robiono transfer. Wernydub nie błyszczał, ale też nie odstawał. Przeniósł się do Zenita koło trzydziestki i po drugim czy czwartym meczu został kapitanem. Zenit zaczynał się bić o wyższe cele i zdobył z nim Puchar Rosji – mówi “BuckarooBanzai”.
Już wtedy postanowił pójść w trenerkę. Jurij Wernydub twierdzi, że futbol jest całym jego życiem, a najgorszy czas przeżył wtedy, gdy pomiędzy zakończeniem kariery a rozpoczęciem pracy asystenta miał chwilę na odpoczynek. Nie odpoczął, męczył się tym, że żyje poza futbolem. Środowisko szybko wyciągnęło do niego rękę, ale też nie znalazł w nim swojego wyraźnego idola, czy może bardziej – mentora.
– Kończył piłkarską karierę w Zenicie St. Petersburg, miał szereg kontuzji. Wtedy do współpracy zaprosił go sam Myron Markiewicz, był jego asystentem w Metalurgu Zaporoże. On sam wymienia nazwiska kilku trenerów, których zapamiętał. Ołeh Taran, Walerij Jaremczenko, Ivan Katalinić – od każdego z nich starał się coś wyciągnąć i złożyć to w coś swojego. Nie są to wielkie nazwiska, ale jednak dało się od nich coś wyciągnąć – opowiada Kamil Rogólski.
Pracę na własny rachunek rozpoczął w Ługańsku i okazało się to przygodą życia. W Zorii zaczepił się na osiem długich lat. Długich i trudnych, bo Zoria to biedujący ukraiński zespół. Gdy Wernydub do niego przychodził, błąkała się po miejscach 10-13.
– Pod względem sukcesów niczego tam nie osiągnął. Został jednak zapamiętany jako ktoś, kto z przeciętnego, borykającego się z problemami zespołu, zrobił solidnego ligowca. Zoria potrafiła wypożyczyć gwiazdy, ale brakowało im pieniędzy na to, żeby tych piłkarzy zatrzymać. Tracili po kilku graczy z trzonu kadry. Odchodziło po siedmiu podstawowych ludzi, on budował od nowa, wprowadzał nowych i jakoś sobie z tym radził – twierdzi “BuckarooBanzai”.
SHERIFF, LINCOLN I INNI – NAJWIĘKSZE NIESPODZIANKI W PUCHARACH
Legia, Feyenoord, RB Lipsk – pucharowe porażki
Budowa Zorii Ługańsk, która zaczęła zahaczać o grę w europejskich pucharach, zawsze wyglądała tak samo. Wypożyczenia, szukanie okazji, nieoczywiste strzały. Jak już wspomnieliśmy: skorzystał trochę z tego, że ukraińska piłka zaczęła podupadać, ale nie było tak, że dostał coś za darmo. Jego historia jest trochę bajkowa, bo z bandą niechcianych gości zaczął sprawiać problemy krajowej czołówce. A potem także europejskich markom.
– Zapamiętałem jego karierę ze szczególnych epizodów. Po pierwsze, kiedy w 2014 roku w bardzo dramatycznych okolicznościach odpadł z Feyenoordem w ostatniej rundzie eliminacji Ligi Europy. Wojna już wtedy wybuchła, wyeliminowanie Feyenoordu i awans byłby ogromnym sukcesem. Stracili bramkę w ostatnich sekundach, na 3:4. Po drugie w 2018 roku z RB Lipsk też odpadli w dramatycznych okolicznościach – rzut karny, doliczony czas gry. Wernydub był zrozpaczony, chciał podać się do dymisji, klub to odrzucił. Obserwowałem Sheriffa w eliminacjach i gdy ograli Dinamo 3:0 pomyślałem, że to jest jego moment. Że nareszcie nie musi się borykać z tym, że po sezonie odejdzie mu czterech kluczowych piłkarzy, że nie ma pieniędzy. W końcu ma warunki, na jakie zasłużył za to, jakim jest trenerem – opowiada Rogólski.
Jurija Wernyduba kojarzymy także z meczów z Legią Warszawa. Jego Zoria mocno powalczyła z Polakami. To było to słynne spotkanie, w którym padły trzy bramki bezpośrednio z rzutów wolnych. Jeden dla Legii i dwa dla Zorii. Niedługo potem mówiło się, że jest jednym z kandydatów do objęcia posady trenera klubu z Łazienkowskiej 3, ale losy Wernyduba potoczyły się inaczej.
– Po pierwsze uważał, że nie ma sensu zostawać bez pracy przez długi czas, bo wtedy za dużo straci. Według niego pół roku bez praktyki to dla trenera fatalny czas. Dlatego zgodził się objąć Szachtiora Soligorsk. Po drugiej i chyba najważniejsze – nieznajomość języka obcego. Dopiero w Sheriffie ciut poćwiczył angielski – wyjaśnia “BuckarooBanzai”.
Wynalazca Malinowskiego
Ukrainiec był więc skazany na pracę na wschodzie. Nie przeszkadzało mu to jednak w niczym, bo w międzyczasie spod jego skrzydeł wypadło kilka gwiazd. Ta najsłynniejsza to Rusłan Malinowski. Piłkarz Atalanty nie byłby w miejscu, w którym jest, gdyby nie Wernydub.
– Malinowski miał nadwagę, a on za nim chodził i upominał go, żeby trzymał sportowy reżim. To u niego Rusłan się rozwinął. Malinowskiego potrafili wyrzucić z Szachtara Donieck, nie podobało im się, jak się prowadził, ile ważył. U Wernyduba się pilnował. Rozmawiałem o Wernydubie z niektórymi jego piłkarzami i mówią, że to nie jest gość, który robi awanturę, gdy ktoś nie trzyma się jego planu. Trzeba go wykonać, ale podchodzi do tego bardziej na zasadzie wytłumaczenia, co trzeba zrobić – mówi “BuckarooBanzai”.
KRĘTE DROGI RUSŁANA MALINOWSKIEGO
Rusłan to nie był odosobniony przypadek. Współpracował z nim choćby Ihor Charatin, nowy transfer Legii. I też – gdyby nie Wernydub, pomocnik wylądowałby na marginesie poważnej piłki.
– Jego największym atutem jest zdolność do wydobywania maksimum potencjału z poszczególnych piłkarzy. Zapytano go kiedyś o styl, powiedział, że on może grać huraganowo, ale musi mieć do tego piłkarzy. To truizm, ale słuszny, bo Wernydub dostosowuje styl do piłkarzy, których ma w kadrze. Cechuje się żelazną dyscypliną, za odpuszczenie krycia na dwa metry ganiałby z batem. Jest trochę Stanisławem Czerczesowem, nie uznaje kompromisów – tłumaczy Rogólski.
Jego drużyny grają futbol wertykalny, ale nie prosty. To nie jest laga na napastnika i niech się dzieje wola nieba. Prędzej wykorzystywanie ofensywnych wejść bocznych obrońców, szukanie luk w drużynie przeciwnej. Dobre przygotowanie taktyczne to konik Wernyduba. Ma też dobre relacje z szatnią, o czym niedawno wspominał Jasurbek Jakszibojew. Uzbek błyskawicznie złapał dobrą formę i stwierdził, że to zasługa dużego zaufania ze strony trenera.
– Nie słynie z tego, że biega czy krzyczy przy ławce rezerwowych. Miał konflikt z Paulo Fonseką czy jego asystentem, wtedy dostał czerwoną kartkę, został odesłany na trybuny i od tej pory zdarzało mu się to częściej. Potrafił się rozedrzeć w nieparlamentarnych słowach, gdy coś mu się nie spodobało, ale był raczej spokojny. Niedawno z Sheriffa odszedł Luvanoor, jedna z gwiazd zespołu i powiedział, że uronił po nim łezkę. Przez pół roku tak się zżył z tym zawodnikiem. To pokazuje, że na boisku wszystko musi mieć zgrane, ale poza nim jest luźniej – mówi nam “BuckarooBanzai”.
Jurij Wernydub, czyli twórca sukcesu Sheriffa Tyraspol
Jakszibojew nie jest jedynym, który poczuł wsparcie, ani jedynym, który trafił do Sheriffa dzięki temu, że wstawił się za nim Jurij Wernydub. Mistrz Mołdawii to nie jest zespół pełen gwiazd, natomiast Ukrainiec znając poszczególnych piłkarzy wiedział, po kogo warto sięgnąć, żeby wszystko dobrze hulało jako całość.
– Złapał bardzo dobrą współpracę z całym zarządem Sheriffa a przede wszystkim z dyrektorem sportowym klubu, Vazhą Tarkniszwilim. Potrafią w świetny sposób dobierać sobie piłkarzy na poszczególne pozycje. Szybkich, kreatywnych, w przypadku środkowych obrońców – dobrze grających głową. Część piłkarzy trafiła do tego klubu dzięki Wernydubowi. Kiedy oglądałem ligę białoruską w czasie pandemii to w małym Isłaczu grał Momo Yansane, czyli gość, który dobił Szachtara na 2:0 w Lidze Mistrzów – zauważa Kamil Rogólski.
Nasz ekspert najuważniej śledzi Szachtar Donieck, czyli ekipę, która w pierwszej kolejce Ligi Mistrzów sensacyjnie przegrała z Sheriffem. To znaczy: sensacyjnie, albo i nie. Bo zdaniem Rogólskiego Wernydub dobrze wiedział co robi, a wygrana drużyny z Doniecka nie była tak pewna, jak się niektórym wydawało.
– Ostrzegałem ludzi, że nie warto stawiać w ciemno na Szachtara. Wernydub go dobrze zna, wie, jak ten zespół gra. Każdy mówił, że to niemożliwe, z czym Sheriff do ludzi. Ale taka ciekawostka: każdy na Ukrainie wie, że Tete ma skłonności do dryblowania bez głowy, traci wtedy piłkę. Mecz Szachtara z Sheriffem: szybkie podwojenie, Tete traci piłkę, dośrodkowanie i pada gol na 1:0. Wiedziałem, że Wernydub to wie, przeczytał Szachtara jak otwartą książkę. To człowiek w pełni poświęcony piłce nożnej, dla niego to całe życie.
JAROSŁAW JACH O GRZE W MOŁDAWII [WYWIAD]
Wiadomo, że w kolejnych spotkaniach trudno będzie ten sukces powtórzyć. Real Madryt i Inter Mediolan to jednak nie są leszcze, Jurij. Ale Jurij o tym wie. Do wszystkiego podchodzi z chłodną głową, nie grozi mu zachłyśnięcie się sukcesem.
– Widać po nim taki brak emocji. Jeden, jedyny raz, gdy zaczął się cieszyć na ławce, to było zwycięstwo 3:0 nad Dinamem Zagrzeb. W jednym z reportaży niedawno wspominał potem, że zachował się jak klaun, ale dał się porwać emocjom, bo był jedną nogą w Lidze Mistrzów. Mówił też, że poszedł na fajkę po meczu i zastanawiał się, jak po takim meczu przekazać drużynie, że to nie koniec, że jest jeszcze rewanż. Wrócił do szatni i okazało się, że drużyna zamiast się cieszyć, już myśli o rewanżu – opowiada “BuckarooBanzai”.
Dokąd zaprowadzi go takie podejście? Dziś zostaje nam gdybanie, a Wernydubowi – lekcje angielskiego. Ale jeśli Sheriff wywalczy trzecie miejsce w grupie śmierci, na pewno będzie to dla niego trampolina do dalszej kariery. Bo w Tyraspolu może i ma fajne zaplecze czy dużą swobodę budowania kadry. Ma nawet niemal pewny tytuł mistrza kraju rok w rok. Pytanie tylko – czy aby na pewno na tym Wernydubowi zależy?
Przypuszczamy, że jednak celuje trochę wyżej.
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix