Reklama

Merytoryczny, opanowany, interesujący Brzęczek. Panie Jerzy, dlaczego tak późno?

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

24 września 2021, 13:24 • 5 min czytania 82 komentarzy

Nie ma większych wątpliwości, że Jerzy Brzęczek zyskał w oczach kibiców, dziennikarzy i tak dalej po wczorajszym programie. Jedni piszą, że poszliby z nim na piwo, drudzy, że miał luz, trzeci, że opierał się Małgorzacie Domagalik, która jak zwykle chciała zrobić z niego męczennika. Były selekcjoner przyszedł do studia i cierpliwie, a także merytorycznie, odpowiadał na pytania przez 2,5 godziny. Pozostało więc właściwie tylko jedno, ostatnie pytanie – panie Jerzy, dlaczego tak późno?

Merytoryczny, opanowany, interesujący Brzęczek. Panie Jerzy, dlaczego tak późno?

Gorączka selekcjonerska to choroba, która trawi polski futbol w XXI wieku w bardzo dużym stopniu. Wydaje się, że często rozsądni ludzie w kluczowych momentach tracą głowę, robią coś, czego nie zrobiliby w żadnych innych warunkach, ale skoro są selekcjonerami, to mają tę gorączkę.

Engel zapowiadał, że jedzie po złoto, zlekceważył Koreańczyków, nie wziął Iwana, powołał Sibika.

Janas to chyba miał ze 40 stopni, gdy nie brał Dudka czy Frankowskiego.

Beenhakker miał zwidy i nawet zapominał, że jest selekcjonerem, bo myślał o Feyenoordzie.

Reklama

Smuda latał z gorączką przez całą kadencję, nie ma co gadać.

Fornalik miał pretensje do dziennikarzy, że zaglądają za kulisy i typują skład przed meczami. Ufał Boenischowi, a chyba oglądał Euro 2012.

Nawałka, który najdłużej opierał się chorobie, w końcu i tak poległ, kiedy wymyślił sobie, że przygotowania przed rosyjskim turniejem mogą być takie same jak przed francuskim. Ponadto temperaturę podwyższył mu duński szkoleniowiec, który stwierdził, że polska jest przewidywalna, więc Nawałka zaczął forsować nową taktykę, a ta mu kompletnie nie wypaliła. W swoich ostatnich miesiącach miewał odloty na konferencjach (niski pressing).

No i Brzęczek. Brzęczek też niestety miał gorączkę. Zaczął wcale nie tak źle, bo jak przypomnicie sobie początki jego kadencji, to starał się na wszelkie pytania odpowiadać tak konkretnie jak wczoraj, ale im dalej w las, tym było gorzej. Zbudował twierdzę, co więcej, był święcie przekonany, że ta jest cholernie oblężona – tak jakby inni selekcjonerzy nie dostawali trudnych pytań, nie mierzyli się z krytyką – i bronił jej z wielkim zaangażowaniem.

Wczoraj, gdy widać było, że emocje już dawno opadły, wiemy na pewno – to nie było potrzebne. Brzęczek nigdy nie był wrogiem numer jeden polskiego futbolu, a nawet jeśli do tego miana aspirował, to nie dlatego, że ma diastemę, pochodzi z Truskolasów, ma w rodzinie Błaszczykowskiego czy coś w stylu, który chciała nam przekazać słynna książka.

Małysz pochodzi z Wisły i jakoś go kochamy, a Brzęczka mieliśmy nie lubić, bo pochodzi z Truskolasów. Cóż to była za kuriozalna narracja.

Reklama

W każdym razie – Brzęczek pokazał wczoraj, że nie jest człowiekiem z przypadku. Że w wielu aspektach rozumie futbol, lubi o nim mówić i co więcej – potrafi. Można oczywiście żałować faktu, iż współprowadząca wcinała mu się w kolejne wywody, wytrącając Brzęczka z rytmu, ale jeśli zebrać wszystkie myśli byłego selekcjonera, słuchało się tego naprawdę dobrze.

Dlaczego więc nie mogło tak być w czasie kadencji? Dlaczego Brzęczek się obraził i jak udzielał wywiadów, to austriackiej prasie, a na konferencjach prasowych rzeczywiście wyglądał jak człowiek z łapanki? Po co była mu ta twierdza?

Gdyby potrafił działać inaczej, istnieje duże prawdopodobieństwo, że ta kadencja wyglądałaby lepiej. Nie próbuję przekonać, że ogralibyśmy Włochów, Holendrów i Portugalczyków po 3:0, ale z pewnością odbiór pracy selekcjonera mógłby być inny. Atmosfera wokół kadry byłaby poprawniejsza, samemu Brzęczkowi pracowałoby się też inaczej. Jeździłby na te zgrupowania nie z duszą na ramieniu, tylko z przekonaniem, że ma choć trochę zaufania.

Dziennikarze, eksperci, kibice – nie rozumieli go. Nie wiedzieli, o co mu tak właściwie chodzi. Dlatego krytyka była tak mocna. Oczywiście, można stwierdzić, że na końcu liczy się boisko i gdyby wyniki – a raczej styl – były lepsze, Brzęczek nie dostawałby tak po głowie. W końcu Nawałka mówił mało, jak mówił, to nieciekawie. Tyle że kadencja Brzęczka była inna z wielu powodów. Po pierwsze terminarz rozpieprzony przez koronawirusa. Po drugie brak szansy na mit założycielski drużyny, bo mieliśmy eliminacyjną grupę śmiechu, a nawet wygrana z Włochami czy Holendrami w Lidze Narodów nie byłoby tym samym, co ogranie Niemców w drodze na turniej. A Nawałka przecież też irytował, gdy w kwalifikacjach najtrudniejszym rywalem byli Duńczycy.

Brzęczek z szansy na lepszy PR – może lekceważony, ale jednak ważny – nie skorzystał. Może mówić, że piłkarze go lubili, Lewandowski dzwonił, ale to też są ludzie i też czytają, jaki jest odbiór reprezentacji. Przyjeżdżali na kadrę i wiedzieli, że ich lider ma – delikatnie mówiąc – kiepskie notowania. Nie szli za nim w ogień, przecież to było widać w ich wypowiedziach w trakcie kadencji, ale też po niej. Szczęsny już za Sousy mówił, że nigdy nie było tak dobrej atmosfery, Lewandowski publicznie wspierał Portugalczyka. Brzęczek nic podobnego nie dostawał, bo sam zapędził się w kozi róg.

Były selekcjoner popełnił więc spory błąd, nie ma wątpliwości. I to jest pewnie kolejny argument stojący za tym, że kadra to były dla niego – przynajmniej wówczas – za wysokie progi. Przerosło go bycie trenerem numer jeden w tym kraju. Teraz, gdy światła zgasły, znów jest bystrym i inteligentnym gościem.

To jest chyba dobry przykład dla innych polskich trenerów, którzy w przyszłości obejmą tak zaszczytną funkcję. Panowie, to jest piłka nożna, wy nie macie w użyciu kodów na bomby atomowe, nie ratujecie świata, nie kryjecie sekretów wagi państwowej. Waszym zadaniem jest wypuszczenie jedenastu chłopa na boisko i sprawienie, że napompowany balon więcej razy wpadnie do tej drugiej siatki. Futbol to mimo wszystko żadna wielka filozofia, nie bójcie się o niej rozmawiać. Wszystkim będzie łatwiej.

Brzęczek to już wie i pewnie żałuje, że nie postępował inaczej. Ale teraz jest za późno. Zapewne przecież drugiej szansy już nigdy nie dostanie.

Fot. FotoPyk

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark
Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
1
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Felietony i blogi

Komentarze

82 komentarzy

Loading...