Reklama

“Dopiero po karierze zacząłem czytać o biznesie. Mogłem czytać zamiast grać w karty”

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

24 września 2021, 08:35 • 15 min czytania 11 komentarzy

Bartosz Ślusarski nigdy nie był uważany za piłkarza wybitnego. Ale w Ekstraklasie zagrał prawie 250 meczów. Pograł w portugalskiej ekstraklasie i w Championship. Zaliczył dwa występy w reprezentacji Polski. Po zakończeniu kariery – jak sam przyznaje – miał dość piłki. A teraz wraca do niej nie jako trener, nie jako menadżer. Tworzy platformę, która ma pomagać klubom w transferach. – Świat przechodzi intensywny proces cyfryzacji. Wszystko robimy w internecie – właściwie każda branża jest właśnie tam. Doszedłem do takiego wniosku, że skoro handel czy usługi przechodzą do internetu, to czemu i kolejne elementy świata piłki nożnej nie mogą tam pójść? Albo inaczej – pójdą, kwestia stworzenia odpowiednich narzędzi – mówi.

“Dopiero po karierze zacząłem czytać o biznesie. Mogłem czytać zamiast grać w karty”
Maciej Żurawski po zakończeniu kariery powiedział, że bardzo brakowało mu zainteresowania. Nie było kamer, mediów. Brakowało mu starej rutyny. Nie czuł adrenaliny. Jak było z tym u ciebie?

Przez jakiś czas po zakończeniu kariery byłem zadowolony, bo wreszcie miałem spokój. “Żuraw” grał na wyższym poziomie, więc częściej był chwalony niż krytykowany. U mnie czasem było odwrotnie. Więc na moment mogłem odetchnąć od presji bycia ciągle ocenianym. A czego dzisiaj mi brakuje? Szatni. Klimatu, wyjazdów, emocji. Człowiek uzależnia się od adrenaliny. To trochę tak, jak z ludźmi, którzy palą papierosy 20 lat i nagle przestają. Szukają innego nałogu. Ja grałem w piłkę ponad 20 lat i też po czasie widzę, że trudno było mi zastąpić tę rutynę dnia, tygodnia, miesiąca.

Bardziej brakowało ci szatni czy po prostu piłki nożnej?

To zależy. Jasne, że bycie w szatni jest czymś świetnym. Wchodzisz do klubu, siadasz na godzinę z chłopakami, których lubisz. Trening, a po treningu jeszcze godzina pogaduch, pośmiania się. Ale brakowało mi czegoś jeszcze. Gdy dobrze grałem, to lubiłem to, gdy trener ode mnie zaczynał skład. To uczucie, że mam zaufanie od strony trenera. Lubiłem czuć się potrzebny.

Czyli nałogiem było poczucie odpowiedzialności.

Zgadza się. Lubiłem być potrzebny. A później przyszedł taki czas, gdy nie broniłem się na boisku. Byłem drugim, trzecim czy czwartym wyborem na mojej pozycji. Jechałem pół Polski, żeby zrobić kwadrans rozgrzewki przy linii bocznej. Wchodziłem do szatni, kąpałem się i wracaliśmy kilkaset kilometrów do domu. Wtedy zacząłem czuć, że nie jestem potrzebny. Żar wygasał i powoli dojrzewałem do myśli “Bartek, czas leci, w piłce każdy przemija, to już moment na ciebie”.

To i tak dość świadomie podszedłeś do decyzji o zakończeniu kariery.

Ja tak, ale wiem, że niektórym może być trudno. Zwłaszcza tym piłkarzom, którzy naprawdę grali na wysokim poziomie. Byli kojarzeni z samymi dobrymi meczami. Ja zawsze uważałem się za piłkarza średniego, który miał słabsze momenty.

Reklama
Wybacz, ale ty byłeś jednym z pierwszych piłkarskich memów w Polsce.

I się na to nie obrażałem.

Ty i Rasiak.

Mi jeszcze można wytykać jakieś zagrania, ja zawsze wiedziałem, że nie jestem technikiem. Ale “Rossi”? Wystarczy popatrzeć sobie na to, jakie on bramki strzelał nie tylko w Polsce, ale w Anglii. Nie rozumiałem tego mitu “drewnianego Rasiaka“. Ja też czasem się śmieje ze znajomymi, że szkoda, że internet nie był tak popularny za czasów mojej gry w Portugalii, bo też zdarzyło mi się tam strzelić ładnego gola.

Nie wkurzało cię to, że byłeś wyszydzany?

Zawsze miałem dystans do siebie. Może i dobrze, że nie patrzyłem na siebie w kategoriach mema czy gościa, z którego ludzie się śmieją. Nigdy nie potrafiłem dobrze dryblować, byłem słaby w grze jeden na jednego. Wiem to. W moich grupach juniorskich byli zawodnicy z większym talentem. Ale doszedłem do Ekstraklasy, zagrałem w niej sporo spotkań, grałem poza Polską. Czy – patrząc na moją karierę – mogłem wycisnąć więcej? Pewnie nie. Dlatego jak ktoś pamięta Ślusarskiego z pudła do pustej bramki… No to przecież tak mnie pamięta, czemu mam się obrażać? Mnie też to pudło śmieszy.

To w sumie dość dziwne połączenie – masz spory dystans i potrafisz śmiać się z siebie, a na boisku często bywałeś po prostu chamski.

Też mnie to zawsze dziwiło. Patrzyłem sobie później na jakieś skróty meczów, w których grałem i nie dowierzałem, że mogę tak chamsko podbiec do sędziego czy przepychać się z rywalami. Adrenalina. Agresja. Sport budził we mnie takie rzeczy. Jak już grałem sobie później w IV lidze, to też potrafiłem się tak zagrzać, chociaż to była tylko IV liga. Później siadałem w szatni i myślałem “chłopie, stary koń jesteś, po co ci to?”. Szedłem do sędziego i przepraszałem. Przez 90 minut mogłem się zagrzać, ale po meczu znów byłem tym spokojnym, żartującym Ślusarzem. Jak dzisiaj idę na Lecha, to ludzie jednak reagują pozytywnie.

POD WZGLĘDEM ATMOSFERY MAMY MISTRZOSTWO ŚWIATA WŚRÓD CZWARTOLIGOWCÓW

Po karierze wielu z twoich kolegów z boiska zostaje trenerami. Niektórzy idą w menadżerkę. A ty wybrałeś dość niecodzienny kierunek.

Miałem trochę dość piłki.

Reklama
Ale chciałeś być trenerem. Tylko sam sobie tę drogę zamknąłeś na jakiś czas.

Chciałem zrobić papiery trenerskie. Choćby dla siebie. Ale narozrabiałem w Szkole Trenerów, popełniłem głupotę. I ta droga została czasowo zamknięta.

I poszukałeś innej drogi.

Szukałem planu na siebie. Śledziłem sport, ale patrzyłem też na to, co dzieje się na świecie. Miałem czas, by popatrzeć na to, w którą stronę idziemy w społeczeństwie, jak wyglądają te zmiany wokół nas. Wszystko przenosi się do internetu. Świat przechodzi intensywny proces cyfryzacji. Wszystko robimy w internecie – właściwie każda branża jest właśnie tam. Doszedłem do takiego wniosku, że skoro handel czy usługi przechodzą do internetu, to czemu i kolejne elementy świata piłki nożnej nie mogą tam pójść? Albo inaczej – pójdą, kwestia stworzenia odpowiednich narzędzi.

I ty takie narzędzie teraz tworzysz?

Tak. Wymyśliłem wspólnie z kolegą platformę, która ma pomóc w transferach. To internetowa platforma dla klubów piłkarskich. Nie jesteśmy pierwsi na rynku, ale zrobiliśmy to inaczej. Nie ukrywam, że inspirowałem się innymi podobnymi platformami. Ale wiem, jak wygląda rynek we wszelakich biznesach – nie musisz być pierwszy, by osiągnąć sukces. A tort jest też na tyle duży, że każdy może mieć swój kawałek. Zobacz na aplikację na rynku taksówek – jest Uber, jest Bolt, są kolejne.

Dobra, ale czym właściwie jest 321transfer?

To platforma, która zrzesza tylko i wyłącznie kluby piłkarskie. Dajmy na to – jesteś klubem z Ekstraklasy. Szukasz lewego obrońcy za pewną kwotę, z pewnym doświadczeniem, w określonym wieku. Szukasz w naszej bazie takich piłkarzy. Ktoś powie – no dobra, mam Transfermarkt, po cholerę mi wy? Zawsze odpowiadam w takich przypadkach, że u nas możesz od razu nawiązać bezpośredni kontakt z osobą decyzyjną w klubie danego piłkarza. Po prostu klikasz i już jesteście na łączach z osobą, z która możesz załatwić wszelkie formalności.

Na jakim etapie jesteście?

Rozwijamy samą platformę. Ja wiem, że to nie są tanie rzeczy. Na wszystko potrzebny jest kapitał. Ale my dopiero zaczynamy. Jak patrzyłem ile innym tego typom platformom zajęło czasu realne wejście na rynek, to było kilka lat w każdym przypadku. Dzisiaj najpopularniejszy jest TransferRoom. My budujemy teraz bazę klubów.

CZYM JEST TRANSFERROOM? REWOLUCJA NA RYNKU TRANSFEROWYM

Dlaczego akurat wy macie osiągnąć sukces? Co jest takiego unikalnego? Dlaczego wierzysz w ten projekt?

Koniec końców zweryfikuje nas rynek. Ideę mamy podobną jak TransferRoom, ale nie chcemy ich kopiować. Dlaczego my? Bo stawiamy na bezpośredni kontakt między klubami. Na platformie są same zweryfikowane kluby, a piłkarze mają określony status dostępności. Nie musisz już do nikogo dzwonić i pytać. Znam sytuacje, gdzie klub X chodził za piłkarzem dwa tygodnie, rozmawiał z nim, namawiał. A ostatecznie dzwonił do jego klubu i okazywało się, że ci chcą za piłkarza tyle kasy, że zainteresowany klub od razu mówił “pas, za drogo”. Robiłem duży research, rozmawiałem z wieloma skautami czy dyrektorami sportowymi. Oni mówili bardzo często: tracimy za dużo czasu na takie chodzenie dookoła.

Chcecie być takimi wirtualnymi menadżerami?

Absolutnie nie. Nie chcemy wykreślić agentów z rynku. To złe rozumienie sprawy. Koniec końców i tak w tych rozmowach pojawi się menadżer. Ilu znasz zawodników, którzy sami są w stanie napisać sobie kontrakt?

Pewnie żadnego.

No właśnie. Więc menadżer choćby w takiej kwestii się przyda. My chcemy dawać tylko narzędzie w postaci stworzenia platformy do bezpośredniej komunikacji. Dzisiaj na rynku piłkarskim kluczowa jest informacja. Co ważne – prawdziwa, zweryfikowana informacja. Jeśli tego nie masz, to koło nosa przechodzą ci okazje w postaci piłkarzy, których potrzebujesz. Słyszałem ze strony klubów, że wielokrotnie np. dyrektorzy sportowi byli zdziwieni, że mogą tak ciekawych zawodników wyciągnąć za stosunkowo niewielkie pieniądze. My chcemy to umożliwić.

Czyli to jest coś w stylu publicznej listy transferowej, do której wgląd mają inne kluby?

Można tak określić jakąś część 321transfer. Na przykład kończy się okno transferowe, klub X kupił środkowego pomocnika, a że inny pomocnik – brzydko mówiąc – zalega mu na liście płac, to wrzuca u nas informacje, że chce takiego gościa sprzedać za 100 tysięcy euro. I ktoś inny może być zainteresowany takim piłkarzem.

Jaki jest odbiór wśród klubów?

Ogólnie odbiór jest bardzo dobry. Choć zdarza się tak, że musimy wyjaśnić czym tak właściwie jest ta platforma i jak może klubom pomóc. Niektórzy mają nas za kolejną agencję menadżerską.

A wy jesteście trochę jak kawiarnia – ludzie mają się u was spotkać, porozmawiać.

Widziałem już różne porównania. Że to trochę jak Tinder czy inna aplikacja randkowa. Do mnie nieco bardziej przemawia porównanie do OtoMoto i OtoDom. Jeden chce coś sprzedać, drugi chce coś kupić. Dom, samochód czy właśnie piłkarza.

Macie jeszcze jakieś opcje poza tymi – nazwijmy to – listami transferowymi?

Mamy coś takiego jak “market place”. Dajmy na to – zaczął się sezon, okienko jest jeszcze otwarte, ale kontuzji doznał twój bramkarz. W tym miejscu możesz wrzucić ogłoszenie: szukam bramkarza, klub taki i tak, w takiej lidze, tyle możemy zapłacić, takie mamy wymagania. Będziemy w przyszłości dodawać nowe funkcjonalności.

Ile macie klubów w bazie? Bo mam wrażenie, że to jest kluczowe.

Nie chcę mówić o liczbach, bo tak naprawdę jesteśmy właśnie na etapie zbierania jak największej liczby klubów. Wiemy doskonale, że to jest chyba najważniejsza kwestia – zebranie możliwie jak największej liczby podmiotów do wymiany tych informacji. Mamy już kluby, które są zarejestrowane, ale wstrzymujemy się z oficjalnym startem pracy platformy, by faktycznie ten efekt był dobry. Im więcej klubów, tym więcej możliwości. Patrzę też na to, jak działali inni i jakie błędy popełniali. Wyciągamy wnioski.

Co z ceną?

Tym też chcemy się wyróżniać. Właśnie po to robiłem i robię nadal research wśród klubów w Polsce i poza nią, by dowiedzieć się jak wyglądała współpraca klubów z innymi tego typu platformami. W wielu przypadkach ta współpraca wygasała np. po okresie próbnym, bo to dość drogie narzędzia. My chcemy też wyróżniać się stosunkowo niską ceną. Nasze pakiety są zdecydowanie tańsze od konkurencji.

I nie ograniczać się tym samym do klubów z topu?

Taki mamy zamiar. Wysoka cena sprawiłaby, że ograniczalibyśmy się tylko do klubów zamożnych. A dlaczego nie wyciągnąć ręki do – dajmy na to – klubów z drugiej ligi chorwackiej? Ze słabszych klubów z Serbii? Patrzymy nieco szerzej na ten futbolowy świat. Dzisiaj kluby z niższych lig oglądają każdą złotówkę, zwłaszcza po pandemii. Dlatego nie chcemy, by pakiet u nas był droższy od np. narzędzi analitycznych typu InStat czy WyScout. Dzisiaj możesz obejrzeć sobie mecz ligi bośniackiej. Ale nawet, jeśli ktoś tam ci wpadnie w oko, to możesz mieć problemy z dobiciem się do tego piłkarza. Do jego klubu, jego agenta i tak dalej. Często nawet nie wiadomo kto tego zawodnika reprezentuje.

Jaka jest twoja rola w tym projekcie? Domyślam się, że raczej nie wystukiwałeś kodu i nie programowałeś aplikacji.

Jestem pomysłodawcą i razem ze znajomym kierujemy tym projektem. Stronę i aplikację stworzyła nam firma programistyczna. Teraz rozmawiamy z wieloma klubami, część z nich już się zdążyła zarejestrować, zbieramy feedback, nawiązujemy kontakty biznesowe. Wiemy, że na to potrzeba czasu i że zrobiliśmy tak naprawdę dopiero pierwsze kroki.

To jedyna platforma czy aplikacją, którą współtworzysz?

Nie, mamy jeszcze aplikację o zarządzaniu akademiami. Mam syna w akademii i zauważyłem, że w wielu takich miejscach rodzice zmagają się z problemami w komunikacji. Szwankuje kontakt między trenerami i rodzicami czy zawodnikami. Są grupy na messengerze, maile, SMS-y… Można się w tym pogubić. To po prostu praktyczne narzędzie. Coś w stylu e-dziennika w szkole. W dużym skrócie: chodzi o wymianę informacji na temat treningów, meczów, turniejów, dat. Szybka wymiana informacji. Rodzic dostaje powiadomienie i wszystko wie, co, gdzie i jak. Do tego mamy opcje płatności, przypomnienia o terminach uiszczania opłat. Rozmawiamy z akademiami, choć to wcale nie musi być docelowo aplikacja dedykowana typowo pod akademie piłkarskie, ale może też usprawnić komunikacje w grupach nauczania języków obcych, kursach gry na gitarze czy szkółce pływania.

Brzmi sensownie. Tylko koniec końców i tak musisz dotrzeć do klientów. Czyli klubów, które ci zaufają. Tutaj paradoksalnie wychodzi na dobre to, że tak często zmieniałeś kluby, bo masz sporo znajomych w środowisku.

W kilku projektach już te znajomości pomogły. Aczkolwiek kilka lat minęło i w wielu klubach doszło do zmian na stanowiskach kierowniczych. Ale faktycznie – znajomości pozostały. Chcemy jednak działać globalnie.

A masz dużo wrogów w środowisku? Mariusz Rumak wyrzucił cię z drużyny, Patrykowi Rachwałowi zdewastowałeś auto.

No tak… Kilka razy niepotrzebnie popłynąłem. Nie wiem, może to przez ten mój charakterek? Głupie były te akcje, zwłaszcza idiotyczny był ten wybryk w Szkole Trenerów.

Żałujesz?

Głupoty tych akcji tak. Ale koniec końców jednak byłem w tym sobą. Miałem jakieś powody do takiego zachowania. Nie wiem, czy chcę do tego wracać…

Nigdy do tych sytuacji się publicznie nie odniosłeś. Masz teraz okazję.

Sytuacja z samochodem była niepotrzebna. Przeprosiłem. To było za grube. Tak się spraw nie załatwia. Stary chłop już był ze mnie, a takie gimnazjalne zachowania. Głupota i tyle.

A Jarocin? Mariusz Rumak wyrzucił ciebie i Rafała Murawskiego ze zgrupowania, ostatecznie obaj odeszliście z Lecha. Mieliście wdać się w kłótnie z trenerem i jego asystentem.

Trochę czasu już upłynęło i dzisiaj mam dobre relacje z klubem.

A z Rumakiem?

Spotkaliśmy się później, wymieniliśmy kilka zdań. Gdyby był wówczas bardziej doświadczonym trenerem, to mógłby załatwić to inaczej i wyjść z tego mocniejszy. Ale wydaje mi się, że skoro już to wtedy wyszło, to skoro powiedział A, to musiał powiedzieć B i wyrzucić nas ze zgrupowania. To rozumiem. Natomiast z drugim trenerem jakoś nigdy nie było mi po drodze.

Mowa o Jerzym Cyraku.

Tutaj widziałem problem. Nie w trenerze Rumaku. Jakoś od tego czasu z tym panem się nie widziałem i pewnie uprzejmości byśmy nie wymienili.

Po latach doszedłeś do tego, z czego wynikały takie afery, jak ta w Szkole Trenerów? Albo ta kłótnia z Cyrakiem?

Spędziłem w szatni pół życia. Ponad 20 lat. Wryły mi się w tożsamość pewne zasady. Byłem w wielu klubach i poznałem naprawdę różne charaktery. Abstrahując zupełnie od przytoczonych powyżej historii, nie lubię ludzi, którzy – brzydko mówiąc – podpierdalają. Którzy cenią bardziej relacje z prezesem czy trenerem, a nie z kolegami z szatni. Spotkałem wielu charakternych gości, którzy byli lojalni. Ale były jednostki, dla których liczyła się złotówka czy dobre słowo od prezesa, a nie to, że szatnia jest jednością i gdy przychodzi co do czego, to jesteśmy grupą kolegów. Dlatego może czasem byłem taki nerwowy. Czasem nie ugryzłem się w język.

Słyszałem, że o tym, jakie słowa padły w Jarocinie nie chcesz mówić, bo tak się umówiłeś z Rafałem Murawskim.

Nie ma sensu do tego wracać po latach. Nie zachowaliśmy się idealnie, ale to zachowanie czymś było też sprowokowane. Skoro mówiłem przed momentem o lojalności, to chcę być w tym konsekwentny i nie będę wyciągał spraw, o których wiedzą tylko ci, którzy tam byli.

Rozumiem, że skoro w Szkole Trenerów zostałeś skreślony, to nie poszedłeś tą ścieżką. Ale czemu nie poszedłeś w menadżerkę? Kiedyś usłyszałem, że ty, Błażej Telichowski i Zbigniew Zakrzewski sprzedalibyście śnieg Eskimosom.

“Zaki” to na pewno. Błażej jest agentem. A ja? Nie wiem, nigdy jakoś mnie to nie kręciło. Widzę, że wielu moich kolegów pracuje w roli menedżera. Rozmawiałem też o tym z Rafałem Murawskim, który chciał mnie wyczuć, czy pójdę w tę stronę. Wiadomo – nigdy nie mów “nigdy”. Ale jakoś nie widzę się w tym. Kiedyś widziałem się w pracy trenerskiej, ale po akcji z samochodem trener Majewski powiedział, że kilka lat od tej akcji musi upłynąć. Ja też miałem taki okres, że odciąłem się od piłki. Miałem czas, żeby poukładać sobie pewne rzeczy. Teraz podoba mi się ścieżka branży IT pomieszana z futbolem. Mam swoje plany, życie je zweryfikuje, ale jestem cierpliwy.

A powrót do robienia licencji trenerskich rozważasz jeszcze?

Nie, chyba nie. Mam licencję UEFA B. Bliżej mi jednak do bycia trenerem niż menadżerem. Natomiast mówimy o rzeczach, które prawdopodobnie się nie wydarzą. Jest jeszcze druga strona tego zawodu. Mówiłem o tym, że po karierze odpocząłem od futbolu. Poświęciłem się mocno rodzinie, moje dzieci były wtedy jeszcze bardzo małe. A doskonale pamiętam, że życie piłkarza opiera się na życiu na walizkach. Widzę po kolegach, którzy zostali trenerami, ze oni tych walizek właściwie nie rozpakowują. A też mają małe dzieci, z którymi kontakt jest przez to utrudniony. Tutaj jest coś kosztem czegoś. Kariera trenerska nie kręci mnie tak bardzo, by znów mówić rodzinie “przeprowadzamy się tutaj, może za pół roku gdzieś indziej, a następny rok będziemy się widywać głównie na Skype”. Zauważyłem też, że trenerzy są albo po rozwodach, albo są już starsi i mają wyrośnięte dzieci, albo pracują – jak to się mówi – wokół komina. Czyli szukają pracy możliwie blisko domu. To ich wybór, szanuję to, ale ja podjąłem inną decyzję. Chciałbym tak pracować, by spełniać się zawodowo, ale też chcę być blisko rodziny, bo bardzo to cenię.

Jest coś czego żałujesz, że nie zrobiłeś w trakcie kariery?

Tak, marnotrawiłem czas. Jak właściwie każdy zawodnik. Jedziesz kilka godzin na mecz i w autobusie grasz w karty. A mogłem wziąć książkę i poczytać, by zyskać wiedzę. Po karierze nagle zacząłem chłonąć książki o biznesie, o rynku. Czemu tego nie robiłem wcześniej? Wielu zawodników zarabia w trakcie kariery spore pieniądze, ale nie wie, co z nimi zrobić. Nawet jeśli są na tyle bystrzy, że inwestują, to nie wiedzą w co inwestować, jak i kiedy. Wielu inwestuje w nieruchomości i okej, to raczej pewny zarobek. Ale gdyby przeczytali kilka książek czy posłuchali wywiadów z ludźmi, którzy się na tym znają, to mogliby zarobić więcej. Ja zacząłem przyswajać tę wiedzę dopiero po karierze, a też bądźmy szczerzy – żyjąc życiem piłkarza masz dużo czasu na to, by uczyć się takich rzeczy na bieżąco. Trening nie trwa ośmiu godzin, a w drodze na wyjazdowy mecz nie musisz grać po raz setny w karty.

Fot. FotoPyK

  CO NAS CZEKA W WEEKEND? PAWEŁ PACZUL I WOJTEK PIELA ZAPOWIADAJĄ KOLEJKĘ W LIDZE EXPRESS:

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Weszło

Komentarze

11 komentarzy

Loading...