Reklama

Kiedyś na boiskach się paliło. Teraz to towarzystwo jest za miękkie

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

21 września 2021, 11:31 • 13 min czytania 56 komentarzy

Jeśli ktoś śledzi Ekstraklasę od początku XXI wieku, postać Ryszarda Wieczorka nie powinna być mu obca. Jego przygoda trenerska na najwyższym szczeblu jest niejednoznaczna, bo pamiętamy zarówno sukcesy, jak i niepowodzenia. Nieudane misje ratunkowe, ale też świetne wyniki z Koroną Kielce, Odrą Wodzisław i obecnie KKS-em Kalisz, z którym nasz rozmówca otarł się o awans po awansie z trzeciej ligi do pierwszej. Teraz, przy okazji starcia pucharowego z Pogonią Szczecin, sprawdzamy, co u niego słychać. Wróciliśmy do przeszłości, pogadaliśmy o żyłce hazardzisty, zaszufladkowaniu, rozwoju zawodowym, sztuce zarządzania ego, szczerości w środowisku, krytyce i ogółem perspektywie na wiele spraw nie tylko piłkarskich.

Kiedyś na boiskach się paliło. Teraz to towarzystwo jest za miękkie
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Mecz pucharowy z Pogonią będzie dla trenera pierwszym spotkaniem od czasów prowadzenia Górnika, kiedy trzeba było mierzyć się z klubem z Ekstraklasy. Wiąże się z tym jakieś inne uczucie?

Nie, nie, nie przesadzajmy! Pogoń jest czołowym zespołem w najwyższej lidze, a my jesteśmy takim ligowym szaraczkiem. Nie ma co się oszukiwać – mamy małe szanse.

Nie taki ligowy szaraczek, skoro nie tak dawno zabrakło mu zwycięstwa w finale baraży, żeby awansować do 1. ligi.

Musi pan pamiętać, że Kalisz ponad rok temu był w trzeciej lidze.

Okej, może awans po awansie nie byłby tutaj najlepszym rozwiązaniem.

Byliśmy blisko, natomiast mamy pewne problemy z funkcjonowaniem. Rotacja w składzie jest duża, zawodnicy chcą grać na wyższym poziomie. Ciągle trzeba budować drużynę, ale tak się dzieje, gdy w klubie są dobre wyniki, bo poszczególni piłkarze błyszczą. Tak jak Mateusz Żebrowski, który poszedł do Arki Gdynia. To samo stało się z Nestorem Gordillo, naszym najlepszym zawodnikiem na wiosnę. Kiedy wiele pozytywnych rzeczy się skumuluje, to jest okej. Jesteśmy jednak klubem drugoligowym, w którym trudno taki stan utrzymać przez długi czas. Ważne postacie odchodzą, a jak już chcemy kimś je zastąpić pod koniec okienka, widzimy, że to drogi biznes. Mimo że w Kaliszu jest stabilność finansowa, to jednak się nie przelewa.

Przykład KKS-u Kalisz, Kotwicy Kołobrzeg czy Legionovii to zupełnie inny świat niż realia Ekstraklasy. Czas spędzony w niższych ligach musiał trenera wiele nauczyć.

Uczymy się całe życie! Jak patrzę na to, co działo się 20 lat temu i porównuję do czasów obecnych, to widzę ogromną rewolucję. Dlatego zawód trenera jest tak ciekawy, bo ciągle trzeba się adaptować. Umiejętność wkomponowania się w nowe trendy działania jest kluczowa, można rozwinąć się w każdym aspekcie.

Reklama
Ktoś mógłby pomyśleć, że trener Wieczorek, który wchodził w świat trenerki na początku XXI wieku w Odrze Wodzisław, może za nowościami nie nadążać.

Nic bardziej mylnego. Gdybym nie potrafił się dostosować, nie mógłbym dzisiaj funkcjonować na szczeblu centralnym. Nawet mając młodych asystentów, którzy mogą mieć szersze spojrzenie na różne sprawy niż ja, sam muszę się dokształcać. Zresztą jeszcze w czasach Górnika za pierwszej kadencji pisało się o mnie “trener Wieczorek z komputerem, wow!”. Ludzie się dziwili, mówiąc, że piłka jest przecież taka prosta. A ja chciałem wprowadzać coś nowego, uczyłem się obsługi programów, żeby przedstawić zawodnik różne rzeczy wizualnie.

Tak naprawdę praca z piłkarzem to prosta sprawa. Mamy materiał, który trzeba obrobić. Wydarzenia boiskowe trzeba nagrać, potem wyciągnąć z nich kluczowe fragmenty, a na koniec przeanalizować z zawodnikiem. I tak w kółko z myślą o rozwoju. Dzisiaj nagrywamy również trening, mamy do tego narzędzia, z czego bardzo się cieszę. Nie mam z tym problemu, a jak jeszcze jako doświadczony trener otoczę się młodymi trenerami, którzy są sprawniejsi i szybsi, to tworzy się fajna mieszanka.

Rozwój jest niepodważalny i potrzebny. Ale może czegoś trenerowi brakuje w nowej generacji futbolu?

Piłka nożna to przede wszystkim umiejętności, które każde pokolenie posiada. To się nie zmienia. Kiedyś byli piłkarze z ery Kazimierza Górskiego, dziś zachwycamy się Robertem Lewandowskim. Kolejni młodzi piłkarze są w kolejce, oni w założeniu będą błyszczeć za 5-10 lat. Największe zmiany widzę oczywiście w otoczce wokół piłki. Psychologia, łatwy dostęp do ludzi, którzy mogą pomóc. Teraz sportowiec musi mierzyć się z większymi pokusami, wcześniej nie było ich tak dużo. Dochodzi jeszcze kontrola własnego ciała, treningi indywidualne, dodatkowi trenerzy, z których korzysta się poza klubem. Dzisiaj też więcej jest zawodników oczytanych, robiących studia. W moich czasach piłkarz był prostszy, choć te rzeczy, które wymieniłem, są oczywiście na plus dla obecnej generacji.

Natomiast jeśli chodzi o zmiany negatywne, uważam, że całe to towarzystwo jest zdecydowanie za miękkie. Bardziej podatne na krytykę, mniej odporne psychicznie, gorzej radzące sobie z czynnikami zewnętrznymi. Presja ze strony kibiców, presja gry na wyjazdach… Mentalność ogółem jest słabsza. Kiedyś na boiskach bardziej się paliło, nie brakowało mocnych charakterów. Nie było zmiłuj się, przebacz. Dzisiaj, gdy do kontaktu dojdzie nawet w treningu, zawodnicy potrafią się na siebie obrazić. Mówią “po co mnie kopiesz?”.

Kolejną kwestią są warunki treningu. Kiedyś graliśmy w śniegu, mieliśmy słabe nawierzchnie, sztucznych nie było. To sprawiało, że musieliśmy starać się jeszcze bardziej, żeby wyrobić umiejętności techniczne. Teraz, gdyby piłkarz musiał choć przez chwilę potrenować tak jak kiedyś, to zacząłby płakać. Wiadomo – bo to “pan piłkarz”, który tylko na równiutkiej nawierzchni może pokazać pełnię swoich możliwości. Oczywiście pamiętając, że nie można generalizować i wszystkich wrzucać do jednego worka. Chodzi tu o charakter, charakter i jeszcze raz charakter, z którego potem zawsze wynika jakość. Nikt nad sobą się nie użalał, tylko rywalizował, co polepszało poziom.

Reklama

To zresztą kolejna kwestia, czyli fakt, że często jak piłkarze przegrywają rywalizację o pozycję w składzie, to później nie chcą się o nią bić. Są grzeczni, wychowani. Rodzice przywożą ich na trening, wkładają im chusteczki do nosa w tylnej kieszonce, dają ortalioniki, żeby się nie przeziębili. Zostają wychowani w inny sposób, dlatego jak coś zabiera im się ze strefy komfortu, to mają problem, żeby się odnaleźć. To jest ogromna różnica względem przeszłości, aczkolwiek trzeba przyznać, że dzisiaj piłkarze mają trochę łatwiej ze zrobieniem jakiejś kariery.

Fajnie, jakby wykuwanie charakteru łączyło się z umiejętnościami. Są trenerzy, którzy chętnie jechaliby tylko na tym pierwszym.

Ja takim trenerem nie jestem. Zresztą zauważyłem, że w niższych ligach odporność psychiczna zawodników jest słabsza, co tym bardziej powinno nakierowywać na rozwiązania techniczne, nie siłowe i wolicjonalne.

Czyli pomysł na grę w Kaliszu to tworzenie, nie przeszkadzanie? Zresztą kiedyś trener powiedział, że wzoruje się na Juventusie.

Dokładnie, choć wiadomo, że trzeba dostosować się do panujących warunków. Ktoś mógł zaszufladkować trenera Wieczorka i mówić “wiek go ogranicza”. Nie no, udowadniam, że nie. Dla mnie jedną z najważniejszych rzeczy – obok nacisku na kreatywną grę – jest przygotowanie motoryczne. Mam wiedzę od takich ludzi jak profesor Jan Chmura czy dr. Bartosz Ochman, korzystam z szeregu badań i zawsze staram się ciągnąć zawodnika za uszy, żeby pod względem fizycznym wprowadzić go na wyższy poziom – to daje mi wiedza na temat wysiłku fizycznego i zależności z tego wynikających. Chodzi o progi diagnostyczne – pobór tlenu, czyli bazę, pewne pułapy. Wy jako eksperci i dziennikarze widzicie to potem w finalnej formie, w liczbie sprintów czy szybkich biegów. Ale żeby ich liczba była zadowalająca, trzeba zadbać o podstawy i zdolności regeneracyjne podczas wysiłku.

Wracając do taktyki, kiedy trenowałem w Ekstraklasie, nikt nie stosował ustawienia z trójką obrońców. To zrozumiałe, bo trudno było się wychylać i wchodzić w buty rewolucjonisty. Ja zawsze szukałem nowych inspiracji, najpierw zrobiłem to w Rybniku. Wtedy awansowaliśmy z drugiej do pierwszej ligi, graliśmy nowym ustawieniem. Wtedy podpatrywałem Juventus z Bonuccim i Chiellinim, a przede wszystkim Pirlo jako łącznikiem w obrębie całej formacji. Dla mnie to gra ofensywna, a ja bardzo lubię taką stosować. Z tego zasłynęła przecież Odra Wodzisław i Korona Kielce.

Muszę też powiedzieć, że przy całej mojej wiedzy potrzebuję w klubie trochę czasu, żeby te wszystkie elementy wprowadzić. Jak spojrzymy na moją przygodę trenerską, to tam, gdzie miałem komfort pracy, wyniki były bardzo dobre. Dwa razy czołówka w Ekstraklasie z Odrą Wodzisław, awanse z Koroną Kielce i Rybnikiem. To są rzeczy, które możemy rozbierać na czynniki pierwsze. Ale zawsze ktoś będzie przypominał, że trener Wieczorek spuścił z ligi jakiś klub. Nikt nie chce dopytywać, skąd to wynika. Może ja też popełniałem błędy, bo przejmowałem kluby w momentach, w których inni nie chcieli tego zrobić. Ale to wynika z mojego charakteru, bo jestem odważnym człowiekiem. Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych i z takim podejściem prowadzę teraz zespół w drugiej lidze.

Żyłka hazardzisty.

Zgadza się. Taki byłem i nadal jestem. Kiedyś jakiś bardzo mądry trener powiedział, że dopóki masz wątpliwości, dopóty jesteś trenerem. Mam je ciągle, np. zastanawiam się, jakie zawodnik ma rezerwy. Jako szkoleniowiec albo rozwijam zdolności motoryczne zawodnika, albo staram się podnosić umiejętności, które są słabe. Próbuję też przemycać zachowania wielkich klubów na mój poziom, jak choćby szybkie przejście z obrony do ataku i odwrotnie. Oczywiście chciałoby się to robić z lepszymi piłkarzami, nie obrażając tych, których prowadzę. Ale trudno się mówi! W każdym razie wypalony nie jestem, wciąż się uczę i rozwijam. Żyję piłką.

Da się odczuć, że trener żyje piłką 24/7.

Bardzo lubię ten zawód, a szczególnie gdy mogę pracować z ludźmi, którzy wiedzą, czego od nich wymagam. Moi asystenci w Kaliszu błyskawicznie łapią wszystko, a do tego ja mogę się czegoś od nich nauczyć. Nie jestem alfa i omegą, nie mam patentu na wiedzę. To nie jest tak, że trener Wieczorek jest zamknięty w sobie i nieomylny. To mówią ludzie, którzy mnie nie znają i mi zazdroszczą. Proszę spytać ludzi z mojego piłkarskiego otoczenia, ile czasu im poświęcam. Oni mają się przy mnie realizować, tak samo piłkarze, podczas gdy ja staram się to kontrolować. Kiedy widzę, że któryś z asystentów robi świetną robotę, to daję mu coraz trudniejsze zadania. Lubię widzieć zaangażowanie, z którego wynika rozwój.

Ludzie jeszcze wypominają trenerowi świeższe i nieudane przygody z klubami Ekstraklasy?

Zawsze tacy będą. Jak pracowałem w Ekstraklasie, to uodporniłem się psychicznie na takie rzeczy. Pomógł mi charakter wyciągnięty z boisk, znałem smak rywalizacji. Znałem więc siłę krytyki, którą dzisiaj nazywamy hejtem. Pan jest młody, pan zobaczy za pięć, dziesięć czy piętnaście lat wraz z poznawaniem kolejnych ludzi, że trzeba być silnym. Ludzi trzeba przeżyć, tych niewłaściwych trzeba od siebie odsuwać, żeby przetrwać z własną wizją. Sam musiałem wielu piłkarzy odsunąć, żeby ruszać do przodu.

Tak więc jeśli ktoś mnie krytykuje, to myślę sobie, że nie podobała mu się współpraca ze mną. I ja się zgadzam! Nie może być przecież tak, że wszystkich zdołam uszczęśliwić, że każdego będę głaskał po plecach. Gdyby tak było, dzisiaj prawdopodobnie byśmy nie rozmawiali, bo już dawno nie byłoby mnie na rynku trenerskim. Siedziałbym sobie na emeryturce od 10 lat, miałbym jakieś układy, układziki. Tylko że oszukiwałbym samego siebie. Były takie momenty, kiedy nawet moich byłych kolegów z szatni musiałem od drużyny odsuwać. Podejmowałem trudne decyzje, miałem na tyle duży opór, żeby to robić. Ale musiałem, bo widziałem, że z nimi nie zrobiłbym kolejnego kroku naprzód.

Kiedy przegrywam, pojawia się możliwość, żeby ktoś mi dopiekł. Dzisiaj nawet człowiek, który nie za wiele w życiu prywatnym sobą reprezentuje, może zalogować się do mediów społecznościowych i tam poczuć się mocnym. Pisze “Wieczorek spuścił Piasta Gliwice z ligi, nie nadaje się”. Stara śpiewka, to jest już nudne i śmieszne. Istnieje taka grupa ludzi, na którą tego typu komentarze wpływają. Im jest ona większa, tym bardziej konkretne nazwisko może stracić w oczach kolejnych osób, nawet tych poważniejszych poza Internetem. Kilka niesprawdzonych opinii i już można zostać skreślonym. Dlatego nawet większe kluby mają czasami problem, żeby zaryzykować. Boją się stawiać na ludzi kompetentnych, mających wiedzę i doświadczenie, którym gdzieś kiedyś z różnych powodów nie wyszło. Wolą bezpieczne rozwiązania, nie chcą narazić się na falę hejtu. Taki czynnik ma swoje znaczenie w podświadomości.

Kiedyś trener powiedział, że nie wie, czy warto być w tym zawodzie do końca szczerym. Po latach doświadczeń podtrzymuje pan tę wątpliwość?

Gdybym czasami bardziej zachowywał się jak dyplomata, był wstrzemięźliwy, być może ugrałbym w swojej przygodzie trenerskiej trochę więcej. Tylko że takie podejście kłóciłoby się z moim charakterem. Mówię o rzeczach wprost, nie na okrętkę. Jak widzę, że coś jest białe, to mówię, że jest białe. Po co czarować rzeczywistość? W Polsce szczerość nie jest popularna, niestety nie zawsze mile widziana wśród klubowych działaczy.

Piłkarze wolą szczerość, nawet jeśli ma zaboleć.

Taką zasadę wyznaję. Mój pracodawca zawsze może się spodziewać, że o swoich zawodnikach będę mówił tak jak jest naprawdę. Ten się nie rozwija, tam trzeba bardziej doświadczonego piłkarza, tutaj brakuje jakości i tak dalej. W rozmowach o transferach i budowaniu drużyny muszę być czasami bezwzględny. Wtedy pojawiają się oczywiście komplikacje, bo z jakimś piłkarzem trzeba rozwiązać umowę, a innemu znaleźć nowy klub. Jestem jednak trenerem, który trudne rozmowy w tej postaci lubi. Biorę je na siebie, nawet gdy w klubie mógłby odpowiadać za to prezes czy dyrektor sportowy. Nigdy nie oceniam za plecami, nie dopuszczam do takich sytuacji.

Z autopsji mogę powiedzieć, że jako zawodnika bardzo denerwowali mnie trenerzy, którzy nie potrafili konstruktywnie porozmawiać. Wyjaśnić, co z czego wynika, dlaczego trenujemy tak a nie inaczej, czego mi brakuje… Mając dzisiejszą wiedzę, staram się wychodzić takim oczekiwaniom piłkarzy naprzeciw. Przede wszystkim chcę poznać limity wysiłkowe zawodnika, co w moim mniemaniu jest rzeczą kluczową. Kiedy wymagamy od zawodnika, żeby zrobił coś, czego w danym momencie nie potrafi, robimy mu w ten sposób krzywdę. Dzięki badaniom wysiłkowym i testom wiem więcej, dzięki czemu mogę dyskutować z zawodnikiem, w jaką stronę chcę z nim iść. Staram się być otwarty, wchodzić w konfrontację. Piłkarz ma wiedzieć, dlaczego jest tak a nie inaczej, żeby mógł lepiej się rozwijać.

Zdarzały się tak twarde orzechy do zgryzienia, że trudno było trzymać się takich zasad?

Tacy byli, są i będą. Miałem piłkarzy, którzy w sytuacjach spornych potrafili przyznać się do błędu, przepraszali. Ale również takich, którzy niby przytakują, a tak naprawdę myślą o czymś innym, bo mają swoje zdanie i uważają, że wiedzą lepiej.

Dlatego zawód trenera to sztuka zarządzania ego.

Dokładnie, ale to zupełnie normalnie. Nie może być inaczej. Nie ma opcji, żeby byli piłkarze tylko grzeczni, układowi, bo byśmy zagłaskali się na śmierć. Szczerze mówiąc, bardzo lubię zawodników, ich jest mała garstka, którzy staną przede mną i powiedzą “Trenerze, co trener na to? Widziałbym to tak i tak”. Wtedy pojawia się pole do dyskusji, zapraszam takiego delikwenta do wymiany argumentów. To mi się podoba, bo ktoś broni swoich racji w konstruktywny sposób, a ja nie mam problemu, żeby przyznać rację piłkarzowi. Najgorsi są ci, którzy w rozmowie w cztery oczy nie pisną żadnego słówka sprzeciwu, a za moimi plecami wyrażają swoje niezadowolenie. Proszę mi wierzyć, poznałem wszystkie typy piłkarzy. W piłce nie zaskoczy mnie już nic.

To nie jest takie oczywiste, bo istnieją trenerzy, którzy widzą w dyskusyjnym tonie zawodnika nawet obrazę własnego majestatu.

Wiadomo – każdy trener ma jakiś poziom tolerancji. Jeśli rozmawiamy pod kątem stricte sportowym, nie powinniśmy się oburzać. Natomiast są też zawodnicy, przez których za bardzo przemawia ego. Wówczas rodzi się problem. Ktoś ma własną dyscyplinę, nie przystosowuje się do zasad panujących w grupie, chodzi własnymi ścieżkami. To wynika z charakteru, tylko że tacy prędzej czy później odpadają. Są męczący nie tylko dla sztabu, ale również dla swoich kolegów. Kiedy do klubu przychodzi znaczące nazwisko, na początku mogą przymknąć na to oko, acz w pewnym momencie cierpliwość się kończy i pojawia się myśl “dlaczego on może więcej?”. Takie osobowości trzeba próbować wkomponować, lecz czasami niestety pojawia się ściana.

Padło w naszej rozmowie wiele słów o charakterze. Czy ten charakter wznieca w panu taką moc, żeby jeszcze zawalczyć o angaż w klubie Ekstraklasy, przypomnieć o swoim nazwisku?

Nie ma nic lepszego dla człowieka od możliwości, która trzyma cię na określonym poziomie adrenaliny. Oczywiście trzeba trafić na dobry grunt, ale ja czuję się dzisiaj gotowy, jeśli chodzi o prowadzenie klubu Ekstraklasy. Powiem nawet, że w ostatnim okresie byłem na kilku rozmowach w poważnych klubach, również ekstraklasowych. To nie jest tak, że ktoś o Wieczorku całkowicie zapomniał. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś ktoś doceni, jakim jestem człowiekiem i trenerem. Przypomni sobie, że jestem w stanie rozwinąć zespół czy klub na przykładzie choćby Kalisza. Na wielu płaszczyznach tutaj pomogłem, a mógłbym robić to samo na wyższych szczeblach. Mam większe doświadczenie, jestem lepszym trenerem niż w przeszłości. Tak więc – czekam na szansę.

ROZMAWIAŁ KAMIL WARZOCHA

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Casado o porównaniach do legendy Barcy: Zawsze był dla mnie punktem odniesienia

Kamil Warzocha
0
Casado o porównaniach do legendy Barcy: Zawsze był dla mnie punktem odniesienia

Komentarze

56 komentarzy

Loading...