Paweł Brożek, zamiast zagrać dziś w sparingu z Zagłębiem Sosnowiec, wylądował w krakowskim szpitalu imienia Jana Pawła II. Serce kibicom miało więc prawo zadrżeć z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że wciąż jest jedynym typowym napastnikiem w kadrze Wisły. A po drugie (i znacznie ważniejsze) – bo o kardiologiczne kwestie właśnie chodzi, a z tym nigdy żartów nie ma.
Brożek ma problemy z sercem – powtarzają więc dziś od południa media w całym kraju, choć – umówmy się – na teraz to nieco za dużo powiedziane. Prezes Gaszyński woli określenie “profilaktyka”. – Chodzi właśnie o to, żeby się upewnić, że żadnych problemów nie będzie. Głęboko wierzę, że Paweł znajdzie się w samolocie lecącym z drużyną na obóz do Turcji”. Dość okrężnie tłumaczy, że “w wynikach wyszła jedna kwestia, która wzbudziła wątpliwości” i teraz trzeba je rozwiać szczegółowymi badaniami.
Wedle naszej wiedzy – choć w klubie wszyscy na ten temat milczą, każą czekać – Brożek miał zaburzony rytm pracy serca podczas rutynowych badań. Takich samych, jakich przed każdą rundą przeszedł już dziesiątki. To zaalarmowało lekarza i zmusiło Pawła do poddania się dokładnej obserwacji.
– Holter na bieżąco monitoruje pracę serca, wykonuje się testy spoczynkowe, wysiłkowe – słyszymy, gdy pytamy, jaka dokładnie jest praktyka w tego typu sytuacjach.
Czyli z jednej strony – zmartwionych wypada nieco uspokoić, bo sprawa może szybko rozejść się po kościach. Niewykluczone, że gdyby nie dzisiejszy sparing i wypowiedź Smudy z serii tych “kawa na ławę”, Wisła nawet nie podałaby tej informacji do publicznej wiadomości. Licząc, że to nic więcej jak fałszywy alarm. Ale z drugiej strony – więcej powiedzą dopiero wyniki, które będą znane jutro.
Czy Brożek poleci na zgrupowanie w Turcji?
W Wiśle wszyscy mają taką nadzieję. Bilet od dawna wykupiony. Wylot z Krakowa – jutro, dopiero w godzinach wieczornych (i to do Berlina, skąd w piątek wiślacy udadzą się do Turcji), tak więc ma szansę zdążyć. Jeśli tylko badania niczego nie wykażą, powinien wsiąść na pokład.