Reklama

Czy defensywa Śląska zaczyna się ogarniać?

redakcja

Autor:redakcja

14 września 2021, 09:24 • 4 min czytania 13 komentarzy

Najpierw był przebłysk w meczu z Piastem, gdy gliwiczanie oddali przez 90 minut ledwie trzy celne strzały, a bramkę zdobyli po jednej z ładniejszych akcji całej kolejki. Potem był porządny występ derbowy, gdy jedynego gola Śląsk stracił po niefortunnej interwencji Wojciecha Golli. A teraz wypadł mecz z Legią Warszawa. Mecz z czystym kontem i – co ważniejsze – z czystym sumieniem właściwie wszystkich zawodników odpowiadających za grę obronną Śląska Wrocław.

Czy defensywa Śląska zaczyna się ogarniać?

Tak, wiemy, Golla prawdopodobnie faulował na karnego. To jest spory błąd, dość charakterystyczny zresztą dla Śląska z pierwszych tygodni pracy Jacka Magiery, włączając w to już okres eliminacji do europejskich pucharów. Ale co jeszcze można dobrego napisać o atakach Legii? Jakie błędy wrocławian wyliczyć? Znów ledwie trzy celne strzały na bramkę Szromnika, który przecież też nie jest żadnym kasztanem, jakieś rozpaczliwe dziabnięcie z 40. metra raczej go nie zaskoczy. Możemy narzekać na to, że mistrz Polski wypadł bardzo średnio w ofensywie, ale możemy też odwrócić planszę. I zauważyć, że defensywa Śląska Wrocław robi postępy.

Defensywa Śląska Wrocław. Od zera do zera z tyłu.

Jest jeszcze za wcześnie na szumną deklarację: od zera do bohatera. Ale fakty są takie, że Śląsk defensywnie zaczął ten sezon katastrofalnie. Wrocławionom piłka do siatki wpadała niemal w hurcie, niezależnie, czy ich rywalem był Hapoel, Ararat, czy nasza rodzima Warta Poznań. Już pal licho, że tych goli było mnóstwo – każdy kolejny rywal poza wpakowaniem paru sztuk tworzył sobie jeszcze okazji na drugie tyle. Od spotkania z Araratem wygranego 4:2, aż po mecz z Hapoelem przegrany 0:4, Śląsk zagrał 630 minut. W tym okresie dał sobie strzelić 14 goli. Średnio co 45 minut.

To jest wynik… niezbyt imponujący i nie do końca może Jacka Magierę tłumaczyć postawienie na wesoły, ofensywny futbol. W naszej dłuższej analizie wykazywaliśmy, że tak naprawdę winowajców było wielu – zasypiali obrońcy, odcinało prąd pomocnikom, wreszcie parę sztychów to efekt przesadnie optymistycznej, ofensywnej gry.

Reklama

Poprawę było widać mniej więcej od bezbramkowego meczu z Górnikiem Łęczna. Po klęsce z Hapoelem Śląsk zagrał w lidze 4 razy, stracił dwa gole. Czyli średnio jeden na 180 minut. Jest różnica w traceniu jednej bramki na jedną połowę, a jednej na cztery pełne połówki? Jest różnica. A przecież trudno napisać, że Legia czy Piast to rywale dużo łatwiejsi niż Warta czy Ararat.

Defensywa Śląska Wrocław. Wyczekana stabilizacja?

Uwaga, zaszalejemy. W ostatniej analizie dopytywaliśmy – czy w Śląśku nie jest trochę tak, że żaden obrońca nie może się czuć pewny występu w kolejnym spotkaniu? Co chwila zmieniają się wahadła, co chwila wymieniają się stoperzy, Jacek Magiera właściwie unika wystawienia dwa razy z rzędu takiej samej formacji defensywnej. Co się dzieje później?

  • Hapoel: Janasik, Lewkot, Golla, Tamas, Garcia, w bramce Putnocky

  • Górnik: Bejger, Lewkot, Golla, Stiglec, Garcia
  • Piast: Pawłowski, Lewkot, Golla, Verdasca, Garcia
  • Zagłębie: Pawłowski, Lewkot, Golla, Bejger, Garcia
  • Legia: Pawłowski, Bejger, Golla, Tamas, Garcia (Lewkot w pomocy)

Nie jest to jeszcze może żelazna obsada, ale Garcia zagrał cztery mecze z rzędu na jednej pozycji, Pawłowski trzy, Lewkot i Golla stworzyli duet na trzy mecze, w czwartym też grali razem od pierwszej minuty. Tak, nadal nie ma dwóch meczów z identyczną obsadą z rzędu. Ale też zamieszanie jest już nieco mniejsze. Zdajemy sobie sprawę, że można tu pomylić skutek z przyczyną – Magiera tracił dużo goli, więc co mecz mieszał nazwiskami, przestał tracić gole, to i rotacje się skończyły. Ale mimo wszystko – na miejscu kibiców Śląska bylibyśmy odrobinę spokojniejsi niż jeszcze miesiąc temu.

Defensywa Śląska Wrocław. Legia w przodzie ma czym żądlić.

Ten mecz z Legią to jest zresztą pewna kropka nad i w tej serii spotkań z dość niewygodnymi rywalami. Możemy sobie lekceważyć naszą ligę do bólu, ale Śląsk musiał kolejno zatrzymać Kądziora z Vidą, potem Szysza ze Starzyńskim czy Danielem, a wreszcie i Legię Warszawa, która straszy Luquinhasem, Pekhartem, Lopesem, Emrelim czy Kastratim.

I tu trzeba zrobić pauzę. Legia naprawdę jest silna w grze do przodu, nawet jeśli założymy, że ma swoje problemy z kontuzjami, kartkami i wdrażaniem nowych nabytków do własnej strategii meczowej. Śląsk nie wykorzystał jednak jej słabości personalnej, wręcz przeciwnie – potrafił wyłączyć z gry zawodników, którzy strzelali gole, zaliczali asysty i świetne rajdy w meczach z o wiele silniejszymi rywalami. Luquinhas zagrał ze trzy poziomy poniżej swojego potencjału, tak samo zresztą Pekhart i Lopes. Jak zwykle pozostaje pytanie – to był ich słabszy dzień, czy tego dnia po prostu Śląsk ich pochował do kieszeni swojego wojskowego munduru?

Reklama

***

No właśnie, na to ostatnie pytanie odpowiedź poznamy w nadchodzących tygodniach. Zwłaszcza że gdyby ten faul Golli skończył się golem dla Legii – być może stołeczni piłkarze poszliby za ciosem i dziś pisalibyśmy artykuły o zupełnie innym wydźwięku. Na pewno nie jest z tą obroną Śląska tak źle, jak na starcie sezonu. To już coś.

Fot.Newspix

Najnowsze

Komentarze

13 komentarzy

Loading...