W polskiej piłce trwa zimowa, siłą rzeczy dzieje się niewiele, ale na szczęście od czasu do czasu kluby zapewniają nam rozrywkę. Robią to między innymi poprzez zadawanie zagadek. Tak, dobrze widzicie – zagadki. Na przykład wczoraj o łamigłówkę dla nas zadbała Miedź Legnica.
Na oficjalnej stronie pierwszoligowego klubu znaleźliśmy taką informację.
22-letni Amerykanin z włoskim paszportem Stefano Bonomo będzie testowany przez Miedź. Napastnik kilka dni temu został wybrany w drafcie do MLS przez New York Red Bulls, jednak chce spróbować swoich sił w Europie.
Powtórzmy: został wybrany w drafcie do MLS przez New York Red Bulls, a będzie testowany przez Miedź Legnica. Czy tylko my mamy wrażenie, że dwie informacje zawarte w powyższym zdaniu kompletnie do siebie nie pasują? Czy tylko dla nas jest to kompletnie sprzeczny komunikat, który można zrozumieć następująco: Stefano Bonomo jest obiecującym piłkarzem (tacy zazwyczaj trafiają New York Red Bulls) i jest piłkarzem beznadziejnym (tacy zazwyczaj trafiają na testy do Miedzi)?
Z perspektywy europejskiej, czyli innego systemu – bez lig uniwersyteckich i draftu – brzmi to niedorzecznie. Zupełnie jak – chłopak dostał szansę życia i za nią podziękował. Mówiąc obrazowo to trochę tak jakby na randkę z nim, po której jest szansa na coś więcej, zgodziła się jedna z najlepszych lasek w okolicy, a on ruszyłby uganiać się za jakąś brzydulą. Na razie wychodzi na to, że Stefano Bonomo to dziwak. Ewentualnie facet, który kompletnie nie wierzy we własne możliwości.
Jednak taka odpowiedź nas nie satysfakcjonuje, szukamy więc dalej. Zapewne macie świadomość, o co chodzi w drafcie, ale jeśli nie, to zapraszamy TUTAJ. Bonomo został wybrany w nim przez zespół z Nowego Yorku w drugiej kolejności. Dokładnie był numerem 39 w całym drafcie, czwartym od końca. Nisko, co oznacza, że kluby, które miały pierwszeństwo wyboru, postawiły w pierwszej kolejności na innych, uznając ich za bardziej perspektywicznych od Bonomo. Nie oznacza to jednak, że nie miałby on szans, by zaistnieć w MLS i przybijać piątki z Timem Cahillem.
Z ciekawości sprawdziliśmy, jaki był los piłkarzy wybranych w drafcie w zeszłym roku. 38 nazwisk.
– 20 z tych zawodników udało się zadebiutować w MLS, niektórzy stali się od razu zawodnikami pierwszego składu.
– 7 figuruje w kadrach klubów z tej ligi, ale nie rozegrało ani minuty
– 2 trafiło do NASL
– 8 do USL Professional Division (trzeci poziom rozgrywkowy), głównie na zasadzie wypożyczenia z MLS
– 1 gra w Europie (urodzony w Zagrzebiu Bośniak Adnan Gabeljic jest zawodnikiem chorwackiego NK Rudes).
Jak widzimy Europa, w której podobno tak bardzo chce spróbować sił Bonomo nie jest zbyt popularnym kierunkiem dla “draftowiczów”. Za to wśród tej dwudziestki, której się udało, jest dwóch chłopaków wybranych w zeszłorocznym drafcie przez New York Red Bulls. Czyli „poprzednicy Bonomo” dostali szansę w MLS. Chris Duvall (nr 22 draftu) rozegrał dziewiętnaście spotkań, Eric Stevenson (nr 34) tylko jedno, ale prawdopodobnie zostanie w klubie na przyszły sezon, więc dalej w niego wierzą.
To jeszcze informacje z amerykańskich mediów. Jeden z portali ocenia wybór New York Red Bulls (Bonomo i niejaki Leo Stoltz) bardzo wysoko. „A-”, nieco upraszczając, można powiedzieć, że w naszej skali szkolnej to 6 z minusem. Ogólnie zawodnik ten nie ma najgorszej prasy, pisano, że ma szansę przekonać do siebie trenera Marcha podczas pierwszego obozu przygotowawczego na Florydzie (rozpoczął się dzisiaj). Nigdzie nie ma wiadomości, że klub stawia na nim krzyżyk. Nawet jeśli nie udałoby się mu w Nowym Yorku, spokojnie mógłby trafić do NASL. Tomasz Zahorski mógłby chyba zaświadczyć, że to ciągle trochę przyjemniejsze miejsce do gry niż Legnica. Przedruki informacji z Polski komentowane są raczej ze zdziwieniem.
Kolejny trop. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. W MLS na wielkie koksy zapewne liczyć by nie mógł. Prawdopodobnie zgarniałby na najniższą roczną stawkę, czyli 36 tysięcy dolarów. Czyli w Miedzi – przy dobrych wiatrach – mógłby zarobić troszkę więcej, ale wątpliwe by była to aż taka kwota, dla której warto rzucić wszystko i przyjechać inny kontynent.
Informację podajemy w charakterze ciekawostki, ale zgodzicie się chyba, że sprawa wygląda przedziwnie. Wszystkie fakty wskazują na to, że Stefano po prostu odbiło. Nie podejmujemy się jednak rozstrzygnięcia.