Ten mecz po prostu trzeba było wygrać. Graliśmy z drużyną, która nie mogła robić na nas żadnego wrażenia. W realiach eliminacyjnych Łotwa to outsider, choć w pierwszej połowie nie strzeliliśmy mu żadnej bramki. Ekipa trenera Stolarczyka ogółem wciąż zdradza po sobie wiele niedociągnięć, brakuje jej trochę pazura, co uwidoczniło się w pierwszej połowie. Tak naprawdę dopiero po przerwie wyglądaliśmy jak reprezentacja, która stoi kilka półek wyżej od słabszego rywala. Ale ogółem – występ kadry młodzieżowej specjalnie nie porywał.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Łotwa – Polska. Skóraś stanął na wysokości zadania
Pierwsza połowa była tak naprawdę do zapomnienia. Oczy krwawiły, kiedy patrzyło się na lagi do Benedyczaka i próbę wymiany kilku sensownych podań. Nie wyglądało to ekskluzywnie, a, co gorsza, Łotysze wcale nam nie ustępowali. Nie dało się odnieść wrażenia, że przeważamy nad nimi piłkarsko. Jeśli kogoś trzeba wyróżnić, to Skórasia, Bogusza, Porębe czy Kiwiora. Reszta – bez szału. Tak jak całe 45 minut, podczas których podopieczni trenera Stolarczyka oddali tylko jeden celny strzał. A przecież nie mierzyliśmy się z Portugalią czy Belgią, tylko składem nazwisk, z których nie wszystkie znajdziemy na Transfermarkcie.
Tak nie wypadało, śmierdziało rozczarowaniem.
Na szczęście Biało-Czerwoni ogarnęli się w drugiej połowie. W końcu zadziało się coś ciekawego. Najpierw Bogusz z niezłej pozycji uderzał rzut wolny, mógł być wtedy rzut karny po zagraniu ręką reprezentanta Łotwy. Niedługo później po zablokowanym strzale piłka spadła pod nogi Łukasza Poręby, który od razu znalazł Michała Skórasia w polu karnym. Ten również podjął natychmiastową decyzję, żeby oddać zgrabne uderzenie po długim słupku. Bramkarz się nawet nie ruszył, był bez szans. Wyszliśmy na prowadzenie, bo wreszcie wykazaliśmy się przytomnym myśleniem w ostatniej fazie akcji. Nie było dośrodkowania na pałę czy podania do nikogo, ot, pomocnicy Zagłębia Lubin i Lecha Poznań zrobili to, co do nich należało.
Potem bardzo bliski strzelenia gola był Walukiewicz. Zabrakło dosłownie centymetrów, żeby głową z dwóch metrów do bramki wykończył dośrodkowanie. Ich swoją drogą było sporo, bo łotewski bramkarz wyglądał na bardzo niepewnego, zaliczał koślawe puste przeloty i za bardzo się podpalał. Słychać było podpowiedzi z linii bocznej od sztabu trenerów, żeby to wykorzystać.
Łotwa – Polska. Poręba dał się zapamiętać
W pewnym momencie Benedyczakowi bramkę zabrał jeden z łotewskich obrońców, który wybił piłkę z linii bramkowej po jego strzale. Sekundę później polski napastnik wycelował wyżej, ale trafił w poprzeczkę. Pech, niestety pech. Po tej akcji, czyli około 70. minuty, Łotwa ewidentnie zaczęła tracić siły, a więc Polacy mogli sobie pozwolić na zdecydowanie więcej. Kontrolowali grę, zabrali rywalom sprzęt. Dojrzale wypadł wcześniej wspomniany Kiwior, swoje odbębnił Walukiewicz, ale też powiedzmy sobie szczerze: o poważnym teście dla polskich defensorów nie mogło być mowy. To tylko Łotwa.
W końcówce spotkania stempel na zwycięstwie Polaków postawił Łukasz Poręba. I to w jaki sposób, mamma mia! Debiutant w kadrze U-21 popisał się pięknym uderzeniem z dystansu. Znów piłka spadła pod jego nogi gdzieś w okolicach dwudziestu metrów od bramki, Poręba jednym przyjęciem ustawił ją, a drugim odpalił rakietę. Futbolówka przyjęła taką trajektorię lotu, że w pierwszej chwili wydawało się, jakby miała lecieć ponad poprzeczką. Tak więc jeśli witać się z reprezentacją Polski, to właśnie tak jak piłkarz Miedziowych. Gol, asysta, fajny występ. Ale chyba trudno się dziwić, skoro Poręba ma już ponad 70 występów w Ekstraklasie. Plotki o jego transferze za granicę raczej nie są przypadkowe, bo akurat ten jegomość w kadrze Zagłębia ma papiery, żeby wyjechać i grać w lepszej lidze niż polska.
My wygraliśmy 2:0, Niemcy wczoraj 6:0 z San Marino, a Izrael z Węgrami 2:1. Tak jak w przypadku el. do mundialu w Katarze, tak też do Euro U-21 można dostać się z drugiego miejsca gwarantującego baraże.
Łotwa – Polska 0:2 (0:0)
Skóraś 55′, Poręba 86′
Fot. Newspix