Jakub Kiwior obrał dość nietypową drogę rozwoju i dziś może triumfować. W 2016 roku wyjechał z GKS-u Tychy do juniorów Anderlechtu, a seniorskie granie rozpoczynał w słowackim słabeuszu FK Zeleziarne Podbrezova, z którym spadł z ligi. Tam jednak wypatrzył go MSK Żylina, z którego kilka dni temu kupiła go włoska Spezia. Kiwior w wieku dwudziestu jeden lat będzie mógł posmakować Serie A. Rozmawialiśmy o okolicznościach transferu i wydarzeniach z ostatniego roku. Czy na Słowacji dobił już do sufitu? W czym pomogła mu pucharowa porażka 1:8 w dwumeczu? Czy zmienił zdanie i brał pod uwagę powrót do Polski, skoro interesowała się nim Legia? Co w historii Milana Skriniara jest dla niego punktem odniesienia? Jak wyglądała sytuacja w Żylinie, gdy pisano o jej bankructwie? Zapraszamy.
Temat transferu do Spezii był od dłuższego czasu czy pojawił się w ostatniej chwili?
Sam temat zaczął się już miesiąc przed końcem okienka. Kluby ze sobą rozmawiały, moi agenci też dowiadywali się wielu rzeczy od Włochów, jak oni to widzą i tak dalej, ale potem usłyszałem w Żylinie, że nie bardzo im się teraz uśmiecha moje odejście. Woleli, żebym został, zwłaszcza że mieliśmy przed sobą ostatnią rundę eliminacyjną w Lidze Konferencji. W klubie liczyli, że dostaniemy się do grupy. Sprawa transferu więc na pewien czas ucichła. Dopiero po drugim meczu z FK Jablonec i naszym odpadnięciu, temat odżył, Żylina tym razem się zgodziła i reszta już poszła.
Byłeś sfrustrowany na początku, gdy usłyszałeś, że na razie nic z tego?
Nie, ponieważ wiedziałem, że to nie był ostatni dzwonek. Mógłbym też odejść zimą lub za rok. Na spokojnie porozmawialiśmy z działaczami, przedstawili mi swój punkt widzenia i rozumiałem go. Należałem do podstawowych zawodników i byłbym potrzebny na mecze z Jabloncem. Powiedziałem, że nie ma problemu, że chcę pomóc i nawet jeśli nie wydadzą zgody na transfer, zawsze będę dawał z siebie sto procent. Nie zamierzałem działać emocjonalnie, a koniec końców i tak jestem we Włoszech.
Przeżyłeś słodko-gorzkie dni. Dwumecz z Jabloncem zakończył się klęską 1:8, a z drugiej strony w pewnym sensie dzięki temu mogłeś odejść do Serie A.
Można to nazwać klęską, ale wielu ludzi nie ma szerszego spojrzenia, nie widziało wszystkich naszych meczów w pucharach. Byliśmy bodajże jedną z dwóch drużyn, które zaczynały od I rundy eliminacji i dotarły do ostatniej. Po drodze wyeliminowaliśmy m.in. Apollon Limassol i Toboł Kostanaj. Raczej nie byliśmy faworytem w tych parach, a na przykład rewanż z Tobołem wygraliśmy 5:0. To, co mieliśmy ugrać, ugraliśmy. Do grupy nie awansowaliśmy, ale i tak pokazaliśmy, że potrafimy grać na dobrym poziomie z nawet wyżej notowanymi rywalami.
Polska U-21 wygra z Izraelem? Kurs 1.68 u Fuksiarza. Remis – 3.75, wygrana Izraela – kurs 4.50
Wyniki z Jabloncem oddawały przebieg boiskowych wydarzeń czy mogły mylić jak nasze 4:1 z Albanią?
W pierwszej połowie pierwszego meczu przegraliśmy sami ze sobą. Dostaliśmy wtedy cztery gole po głupich, prostych błędach. Czesi wszystko wykorzystali, my mieliśmy podobne sytuacje i nie strzeliliśmy nic. Zabrakło trochę szczęścia, już na samym początku miałem sytuację, mogliśmy prowadzić na wyjeździe, ale bramkarz zdołał obronić. Spotkanie mogło się potoczyć zupełnie inaczej.
Nie zmienia to faktu, że zabrakło nam trochę wyrachowania. Jak to mówiłem: zapomnieliśmy, że to dwumecz. W Jabloncu graliśmy tak, jakbyśmy chcieli od razu wszystko rozstrzygnąć i zostaliśmy surowo ukarani. Druga połowa pokazała, że potrafimy nawiązać równorzędną walkę i nie odstawaliśmy fizycznie. Zdobyliśmy bramkę i szkoda, że potem przysnęliśmy przy stałym fragmencie. W rewanżu czekało nas bardzo trudne zadanie, potrzebowaliśmy czterech goli do dogrywki. Jablonec pokazał się jako drużyna bardzo zdyscyplinowana taktycznie, strzelił nam w 30. minucie na 1:0 i dobił w końcówce w dwoma golami.
Tak czy siak Żylina zaprezentowała się w tym roku w pucharach ze znacznie lepszej strony niż sezon wcześniej. Domyślam się, że mimo różnych zawirowań w tamtym okresie, odpadnięcie z walijskim The New Saints odbieraliście jako kompromitację.
To prawda. Obserwowałem ten mecz z wysokości trybun. Kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem okazało się, że muszę pauzować za czerwoną kartkę, którą dostałem parę lat wcześniej w Lidze Młodzieżowej jako zawodnik Anderlechtu. Chłopaki nie zagrali tego, co potrafili, a rewanżów nie było, nie mieliśmy szansy podejść do tej rywalizacji inaczej na własnym boisku. Warunki były trudne, to samo czuło się na treningach i niestety potem znalazło przełożenie w trakcie spotkania. Na szczęście teraz trochę się zrehabilitowaliśmy i udowodniliśmy, że możemy osiągać dobre wyniki z teoretycznie silniejszymi przeciwnikami.
Wiele się wówczas działo w MSK Żylina. Pisano nawet o bankructwie klubu, co było trochę na wyrost, bo chodziło o coś w rodzaju upadłości z możliwością zawarcia układu. Jak to wszystko wyglądało od wewnątrz twoimi oczami?
Kiedy okazało się, że na początku pandemii nie będziemy ani grali, ani trenowali, chętni mogli wrócić do domów. Skorzystałem z tego. Cały czas byliśmy na łączach z władzami klubu i gdy tylko pojawiały się plotki o bankructwie, od razu nam wszystko tłumaczono. Wypłaty zostały obniżone, ale w większości rozumieliśmy to, w każdej lidze dochodziło do takich sytuacji. Niektórym zawodnikom trudno jednak było się z tym pogodzić i klub zrywał z nimi kontrakty. Łącznie odeszło kilkunastu piłkarzy. Po wznowieniu treningów zrobiło się mocno młodzieżowo w kadrze, bo szansę dostali chłopaki z rezerw. Na początku brakowało nam zgrania, potrzebowaliśmy trochę czasu. Dzisiejsza Żylina mentalnie i fizycznie to już zupełnie inna drużyna niż ta sprzed roku.
Czyli można powiedzieć, że odnieśliście mały sukces, w takich okolicznościach ponownie wchodząc do europejskich pucharów.
Jasne, zwłaszcza że mieliśmy i mamy do teraz bardzo młodą drużynę. Dla Żyliny i przed, i po covidzie punktem wyjścia zawsze była pierwsza szóstka. Jak już się to udawało, skupialiśmy się na wyższych celach. Rundę zasadniczą zakończyliśmy na trzecim miejscu, w grupie mistrzowskiej zepchnął nas z niego Spartak Trnava, ale byliśmy szczęśliwi, że daliśmy radę w barażach o Ligę Konferencji. W półfinale pokonaliśmy SFK Sered, a w finale Zlate Moravce po dogrywce.
Miałeś poczucie, że w lidze słowackiej powoli zaczynałeś dobijać do sufitu?
Obijały mi się o uszy takie opinie na Słowacji, ale ja tak na to patrzyłem. Cały czas trenowałem na sto procent i razem z chłopakami nadal szliśmy do przodu.
Po ogłoszeniu transferu do Spezii poczułeś satysfakcję, że sprawdziła się dość okrężna i nietypowa droga, którą wybrałeś lata temu, idąc najpierw do młodzieżówki do Anderlechtu, a potem do słabeusza z Podbrezovej? Twój plan wypalił i jesteś tam, gdzie mało kto się dostaje w wieku dwudziestu jeden lat.
Cieszę się z tego, jak to się potoczyło. Jestem dziś w jednej z najlepszych lig w Europie. To już dla mnie jakiś sukces, ale na pewno się nim nie zadowolę. Będę dążył do tego, żeby ciągle się rozwijać i robić postępy. Każdy klub był jakimś przystankiem w moim piłkarskim życiu i chciałbym to kontynuować. Takie jest moje postanowienie.
Rozmawialiśmy w lutym tamtego roku. Na stwierdzenie, że wielu zawodników ze Słowacji trafia do Włoch, stwierdziłeś pół żartem, pół serio, że to też całkiem niezła opcja i od czegoś trzeba zacząć, ale najbardziej marzysz o Premier League.
Wiedziałem, że wielu chłopaków wyjeżdża ze Słowacji do Serie A i cieszę się, że mi też się udało. To punkt pierwszy, a drugi jest taki, czy będę tam grał i dobrze się prezentował. Naprawdę duże wyzwanie dopiero się zaczyna.
W tamtej rozmawia jednoznacznie mówiłeś, że nie brałeś pod uwagę powrotu do Polski i tego się trzymasz. W następnych miesiącach zawsze tak było? Łączono cię później z Górnikiem Zabrze, Rakowem czy nawet Legią.
Wydaje mi się, że w żadnym momencie swojego nastawienia nie zmieniłem. Nigdy nie było takiego tematu, żebym zaczął myśleć, że mogę wrócić do kraju. Wiem, że pojawiło się na przykład zapytanie z Legii o koszty mojego pozyskania, ale mnie nikt nie pytał, czy chcę pójść do Polski. Nadal stoję na stanowisku, że nie uśmiecha mi się to. Może kiedyś zmienię podejście, mam jednak nadzieję, że jak najdłużej będzie mi dane grać za granicą.
Miałeś jakieś wątpliwości przy transferze do Spezii czy potencjalnie widziałeś same plusy?
Pewnie, że trochę się zastanawiałem z tatą i agentami. Braliśmy pod uwagę wszystkie “za” i “przeciw”. Stwierdziliśmy, że to jest ten czas, gdy nie można się wiecznie bać czegoś, że może nie będę grał i tak dalej. Nastawialiśmy się pozytywnie. Niewykluczone, że na początku posiedzę trochę na ławce. Mam to w jakimś stopniu wkalkulowane, w Żylinie na początku było tak samo. Wcześniej nie doczekałem się szansy w Anderlechcie. Mniej więcej wiem, czego mogę się spodziewać. Doszliśmy do wniosku, że Spezia będzie dobrym miejscem, by powalczyć o skład w Serie A i tu zaistnieć.
Na papierze wydaje się, że daleko do gry nie masz. Spezia gra trójką stoperów i w zasadzie tylko tylu dotychczas ich miała, bo 18-letni Nicolo Bertola jeszcze nawet nie zadebiutował. Wychodzi, że w najgorszym razie od razu jesteś pierwszy do wejścia.
Nie chcę zakładać, że jestem takim czy innym numerem do grania. Spokojnie chcę robić swoje. Nie miałem jeszcze okazji do poznania zespołu, nie odbyłem żadnego treningu. Wszystko działo się błyskawicznie. Od razu po podpisaniu kontraktu leciałem do Poznania, żeby jak najszybciej dołączyć na zgrupowanie reprezentacji U-21, a i tak byłem spóźniony. Oczywiście selekcjoner o wszystkim wiedział, dostałem zielone światło, żeby dopiąć temat.
Jak wyglądał dzień finalizacji transferu? Co chwila nerwowo patrzyłeś na zegarek?
Nie. Sprawa odżyła nagle i ciąg dalszy szybko nastąpił, ale formalności dogrywaliśmy na spokojnie. Przyleciałem dzień wcześniej i przeszedłem część badań. Rano dokończyliśmy badania i podpisaliśmy kontrakt, a o 17:00 byłem już w Poznaniu.
Trenera Thiago Mottę zapewne kojarzysz jeszcze jako zawodnika?
Tak, pamiętam jego mecze, ale jako trenera jeszcze go nie znam. Na razie nie odbyliśmy dłuższej rozmowy, nawet na miejscu nie było okazji. Wiem, że zna mój profil, słyszał o mnie, oglądał materiały na mój temat.
Spezia postawi się Udinese? W Fuksiarz.pl kurs na wygraną drużyny Kiwiora i Recy wynosi 2.80
Fakt, iż Spezia trochę wcześniej pozyskała Arkadiusza Recę stanowił jakiś argument “za”?
W trakcie rozmów nie miało to znaczenia, natomiast teraz oczywiście cieszę się, że będę miał rodaka w szatni. Będzie z kim porozmawiać po polsku. Liczę, że jeśli czegoś nie zrozumiem, to Arek mi wytłumaczy i na początku pomoże w aklimatyzacji.
Nie obawiałeś się tego, że Spezia jest traktowana jako kandydat do ciężkiej walki o utrzymanie, zwłaszcza że podpisałeś aż czteroletni kontrakt?
Wierzę, że zespół da radę i potoczy się to inaczej. Z takim nastawieniem tu przychodzę. W najgorszym razie ważne będzie, żebym zdążył się pokazać z dobrej strony, tak jak w Podbrezovej, której nie udało się utrzymać, ale na moje szczęście Żylina mnie tam wypatrzyła. To jednak czarny scenariusz. Chcemy walczyć o jak najwyższe miejsce w Serie A.
Siłą rzeczy w twoim przypadku nasuwają się analogie z Milanem Skriniarem. On też dość wcześnie odszedł z Żyliny do Włoch i wiadomo, gdzie gdzie dziś jest. Masz dobry punkt odniesienia.
Znam jego losy. Mam nadzieję, że moja kariera potoczy się podobnie, jak nie lepiej (śmiech). Nie no, biorę to na spokojnie, ale Milan Skriniar może stanowić dla mnie wzór, zwłaszcza co do początków. On w pierwszej rundzie prawie nie grał w Sampdorii, miał trudne pierwsze miesiące. Nie poddał się i później super się rozwinął.
No właśnie, co na początku może dla ciebie stanowić największe wyzwanie w kwestiach czysto sportowych?
Serie A nadal najbardziej jest kojarzona z taktyką i defensywą. Będę mógł się nauczyć wielu nowych rzeczy, czekam na to. Wierzę, że pójdzie mi to w miarę sprawnie. Spodziewam się… wszystkiego. Nie wszystko może pójść zgodnie z planem, ale sądzę, że mentalnie jestem na to przygotowany. Wskakuję na dużo wyższy poziom, różnica między ligą słowacką a włoską jest znacząca i muszę mieć tego świadomość. Będę cierpliwie czekał na swoją szansę.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
Fot. FotoPyK/Newspix