Obejrzeliśmy dziś prestiżowy mecz ligi holenderskiej, w którym Ajax Amsterdam mierzył się z Feyenoordem Rotterdam. Bo Milik, bo potyczka z Legią coraz bliżej, bo samo spotkanie zapowiadało się całkiem ciekawie. Druga drużyna Eredivisie w obecnym sezonie podejmowała trzecią, mistrz Holandii grał z wicemistrzem. I wiecie co? Większego męczenia buły dawno nie widzieliśmy. Nic a nic nie dziwimy się kibicom, którzy żegnali piłkarzy gwizdami.
Gdybyśmy na podstawie tylko i wyłącznie dzisiejszej postawy piłkarzy Ajaksu mieli bawić się w typowanie szans w dwumeczu z Legią, to warszawski zespół uznalibyśmy za faworyta tego pojedynku. Żadne 50/50, tylko Ajax spokojnie do przejścia. Nie chodzi nam o pompowanie balonika, drużyna Franka do Boera naprawdę dziś nie istniała. To, że mecz zakończył się bezbramkowym remisem, można rozpatrywać chyba w kategoriach cudu.
Goście z Rotterdamu przeważali praktycznie w każdym w elemencie. Od posiadania piłki (58% przy 42% Ajaksu), przez celność podań (83% przy 78%), po oddane strzały (20 do 5, 6–1 w celnych). Co tam liczby – zaryzykujemy stwierdzenie, że nie do końca oddają one dominację Feyenoordu i kaszanę, jaką grał Ajax. Pierwszą niezłą sytuację piłkarze De Boera stworzyli sobie dopiero po godzinie gry. W obronie też kicha, duet Moisander-van der Hoorn to delikatnie rzecz ujmując żadne asy. Czyste konto to zasługa głównie Jaspera Cillessena, nieudolności Kazima Richardsa, a także… Arkadiusza Milika.
Polak został zmieniony w przerwie. Ciężko oceniać te jego 45 minut. Na pewno nie był najsłabszy na placu, co mogłaby sugerować decyzja de Boera. Z przodu był całkowicie odcięty od podań. Jeśli chodzi o sytuacje, w których odgrywał jakąś rolę, to obie miały miejsce – uwaga – pod bramką Cillessena.
Kilka minut przed końcem pierwszej połowy uratował tyłki kolegom, wybijając piłkę z linii bramkowej. A tutaj dość przypadkowo mógł zaliczyć asystę przy bramce dla Feyenoordu…
Tyle. Tak FATALNEGO Ajaksu się nie spodziewaliśmy. Oby tak dalej! Sztab Legii będzie miał świetny materiał do analizy.