Reklama

Hlousek: – Stęskniłem się za Ekstraklasą

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

16 lipca 2021, 08:52 • 9 min czytania 21 komentarzy

Dlaczego sprawdzał, czy w Niecieczy znajduje się jakieś pole golfowe? Czy w golfa gra tak często jak Gareth Bale? Jak wspomina Stanisława Czerczesowa, a jak Aleksandara Vukovicia? Jaką wiadomość po transferze do Bruk-Betu wysłał mu asystent Jacka Magiery? Jaki za czasów ich wspólnej gry w Stuttgarcie był Timo Werner? Jakimi słowami na jego wyniki wydolnościowe z zimy zareagował trener od przygotowania fizycznego w Termalice? Dlaczego Bruk-Bet wcale nie będzie walczył o utrzymanie? Jak komplementuje Mariusza Lewandowskiego? Jak to możliwe, że stęsknił się za Ekstraklasą? Na te i na inne pytania w dłuższej rozmowie z nami odpowiada lewy obrońca Bruk-Bet Termaliki Niecieczy, Adam Hlousek. Zapraszamy. 

Hlousek: – Stęskniłem się za Ekstraklasą
Sprawdzałeś, czy w Niecieczy jest jakieś pole golfowe?

A wiesz, że właśnie sprawdzałem, jak wiedziałem już, że podpiszę umowę z Termaliką?

I jaki efekt poszukiwań?

To było dwa tygodnie temu, jeszcze jak byłem w Czechach. Orientowałem się i znalazłem tylko jedno. Gdzieś pod Krakowem i to tylko małe, takie dziewięcio-dołkowe. No i gdzieś jeszcze dalej jest osiemnasto-dołkowe, zwykłe, klasyczne, ale nic tu w okolicy nie ma.

Ale jest w gminie Żabno mnóstwo pól, to może coś trzeba będzie dostosować. 

Ciekawie by to wyglądało…

Wszystko dlatego, że chyba faktycznie lubisz pograć w golfa. 

Lubię, lubię, to czasochłonne, pracochłonne, ale jak mam dzień wolny, to dla mnie to wyśmienity relaks. Człowiek nie siedzi tylko bezczynnie przed telewizorem, nie przesuwają mu się przed oczami tylko kolejne obrazki i klisze. Trochę pochodzi, trochę się porusza, trochę pomacha kijem golfowym. Przy dobrej pogodzie, właściwie nie wyobrażam sobie nic lepszego niż taki spacer na łonie natury.

Reklama
Jesteś aż tak zapalonym golfistą jak Gareth Bale? 

Nie ma szans, dla mnie to zwykłe hobby. Gram w wolnych chwilach, w czasie jakiegoś wolnego dnia, ale nie zajmuje mi to dwudziestu czterech godzin dziennie.

Nie masz podejścia do Walijczyka?

Nie mam, ale w wielkiej piłce to żaden odosobniony przypadek. Od znajomych słyszałem też, że chłopaki w Bayernie są zapalonymi golfistami. Na przykład taki Thomas Müller ponoć grywa seryjnie. U mnie tak nie ma. Nie idę na siłownię klubową i robię tylko ćwiczenia rozwijające talenty do golfa. Piłka na pierwszym miejscu, to się nie zmienia.

W Legii mieliście grupę golfową. 

Tak, dobre czasy, było nas trzech-czterech. Grywaliśmy sobie raz tydzień czy na dwa tygodnie.

O Legii mówisz „dobre czasy”.

Nie chciałem odchodzić z Polski. Byłem zadowolony, szczęśliwy. Chciałem zostać w Legii. Wszystko było fair, rozmowy przebiegały uczciwie – oczy w oczy, czysta szczerość. Tylko, że powiedziano mi, że wrócimy do negocjacji kontraktowych po zakończeniu sezonu, przed rozpoczęciem przygotowań, a ja nie mogłem czekać i pozostać półtora miesiąca bez kontraktu. Nie mogłem ryzykować, stawiać wszystkiego na jedną kartę, dlatego podpisałem umowę w Czechach, żeby móc się skoncentrować tylko na piłce.

Chciałeś skończyć karierę w Czechach?

Kompletnie tak nie myślałem. Zawsze ciągnęło mnie do zagranicznych lig. Może to zabrzmi nieco śmiesznie, ale trochę marzyłem, że wrócę jeszcze do Polski.

Legii proponowałeś obniżkę pensji. 

Wszyscy wiedzieli, że jestem szczęśliwy i zadowolony w Warszawie. Powiedziałem, że mogę dostawać mniej pieniędzy, ale zostać, bo podobało mi się, rozwijałem się, osiągaliśmy sukcesy, walczyliśmy w europejskich pucharach. Stało się inaczej, ale na sprawiedliwych warunkach, nikt nie został pokrzywdzony.

Reklama

Którego trenera Legii wspominasz najlepiej?

Stanisława Czerczesowa uwielbiało się całym sercem. Wspaniały człowiek. Kogokolwiek z tamtej Legii zapytałbyś o niego, powiedziałby ci to samo. Może innymi słowami, ale to samo. Super, super, super „chłopak”. Miał niewymuszony posłuch, naturalny szacunek w zespole. Jeszcze przez wiele miesięcy po jego odejściu Legia korzystała z tego, co zbudował w Warszawie. Również jego sukcesem jest przejście eliminacji do Ligi Mistrzów, trzecie miejsce w grupie Ligi Mistrzów, dostanie się do Ligi Europy. Na to wszystko wpływała jego praca. Jacek Magiera też budzi świetne skojarzenia. Bardzo sprawnie poprowadził nas w grupie Ligi Mistrzów. Tę Legię dobrze się oglądało. Szkoda, że musiał odejść i tu myślę, że mówię za wszystkich w szatni.

Spotkacie się. Ty w Bruk-Becie, Magiera w Śląsku. 

Paweł Kozub, asystent Jacka Magiery w Śląsku Wrocław, napisał mi gratulacje powrotu do Polski. Dużo dobrej energii biło z tej wiadomości. Widać, że ja lubiłem ich, oni lubili mnie. Zrobiło mi to dzień, tak to nazwę.

Ktoś jeszcze?

Nie zapomnę też Aleksandra Vukovicia. Niezależnie, czy był asystentem, czy był trenerem, zawsze stanowił pomost pomiędzy szatnią a sztabem. Prawdziwy legionista.

Przebija się z tego duża sympatia dla Legii.

Nigdy nie myślałem, że zagram w Polsce. Nie spodziewałem się, że największe sukcesy w karierze osiągnę akurat w Legii, w Ekstraklasie. Gdyby ktoś powiedział mi o tym przed karierą, chyba tylko bym się zaśmiał. A jednak, tak się stało. Nigdy tego nie zapomnę. Te sukcesy, ta drużyna, to było coś niesamowitego.

Podobno nawet nie zastanawiałeś się zbyt długo, kiedy dostałeś propozycję zamienienia Stuttgartu na Legię. Trochę pogadałeś z Przemysławem Tytoniem, ale nie analizowałeś tej oferty specjalnie długo, tylko raz, dwa i byłeś już w Warszawie. 

Tytoń mi wszystko opowiedział, naświetlił polską ligę i Legię w samych superlatywach. Ciągnęło mnie do Warszawy, bo chciałem zagrać w europejskich pucharach, a też złożyło się to z tym, że trzeba było szybciej podejmować decyzje. Kończyły się okresy przygotowawcze, zaczynała się liga. Nie mogłem tracić czasu, nie mogłem za długo się zastanawiać.

Jakbyś miał wybrać jeden najlepszy mecz w Legii, to…

Uff…

Kibice wspomnieliby pewnie rajd w meczu z Lechem i dośrodkowanie na główkę Hamalainena. 

Wiem, wiem, teraz też, kiedy wracałem do Polski, dostałem dużo wiadomości ze wspominkami tamtej akcji. Ostatnia minuta, ważny rajd, kwestie rozstrzygnięcia mistrzostwa. Potem była Liga Mistrzów. Zagraliśmy w niej mnóstwo szalonych meczów. Dwumecze z Realem, dwumecze z Borussią Dortmund. Każdy z nas pokazał, że umie grać w piłkę. A, no i jeszcze za czasów kadencji Stanisława Czerczesowa miewałem takie występy, po których byłem dumny.

Duże mecze, duże nazwiska, to powspominajmy jeszcze trochę głębiej. W Stuttgarcie miałeś okazję grać z Timo Wernerem. Spodziewałeś się, że zrobi sporą karierę. 

Nie zapominajmy o jeszcze jednej dużej postaci – był tam też Antonio Rüdiger. Obaj byli na tym samym poziomie. Chwalili ich, wskazywali jako duże talenty. Mówiło się już wtedy, że ich kariera nie skończy się tylko na Stuttgarcie. Pojawiało się tylko pytanie, czy zostaną w Niemczech i będą grali dla Bayernu albo dla Borussii, czy wyjadą do zagranicznego klubu.

Obaj trafili do Chelsea. 

Kiedy ich znałem, byli młodzi, a wiesz, jak to jest w piłce – czasami są diamenciki, które przepadają z dnia na dzień, nic nie da się przewidzieć. Werner i Rüdiger pracowali na swoje pozycje. Co do tego, że Rüdiger zagra w jakimś wielkim klubie, byłem przekonany na sto procent. U Timo Wernera tej pewności nie miałem. W Stuttgarcie był jeszcze za młody. Brakowało mu doświadczenia. Na treningach non stop znajdował się na spalonym, często piłka odskakiwała mu na dziesięć metrów albo zatrzymywał ją metr za linią końcową. Zbierał dużo krytyki. Ale tak to w piłce bywa, że wystarczy jeden świetny sezon, taki jaki on zaliczył w RB Lipsk, żeby nagle stać się gwiazdą ligi, wszystko przyspiesza, rosną kwoty, które inni za niego płacą. Teraz jest w podobnej sytuacji. Spadają na niego gromy krytyki, bo Chelsea wydała na niego fortunę, a on nie strzela.

Jesteś zdziwiony, że w Anglii przeżywa gorsze chwile?

Wiem, jaki on jest, spodziewałem się, że nie będzie miał łatwo, że bierze na siebie trochę za dużo. Myślę, że jeszcze jeden sezon w Bundeslidze mógłby mu posłużyć. Ale z drugiej strony życie piłkarza jest dość krótkie, dlaczego miałby nie skorzystać z takiej szansy, skoro chcą go w Premier League.

Mówisz „wiem, jaki on jest”. Potrzebuje czasu?

Nie wiem, czy czasu, ale wszyscy wiedzieli, że idealnie pasuje do systemu i warunków RB Lipsk. To było perfekcyjne miejsce dla niego. W Chelsea jest inaczej. Pojawia się nerwowość. Nie trafia nawet w najprostszych sytuacjach. Czasami śmiesznie to wygląda. Wszyscy patrzą na niego przez pryzmat ceny, oczekują od niego wielkich rzeczy, takich jak robi Messi, a to trzeba być spokojnym. Na razie rozegrał tylko jeden świetny sezon w karierze. Duży i ciężki plecak na jego plecach.

Rüdiger i Werner to dwójka najlepszych zawodników, z którymi grałeś?

Myślę, że tak, choć w Stuttgarcie trafiłem na całą plejadę dobrych piłkarzy. Był Vedad Ibisević. Był Christian Gentner, który zaraz będzie miał pięćset meczów w Bundeslidze. Sven Ulreich trafił później do Bayernu. Ale Werner i Rüdiger zrobili największe kariery.

Najwięcej nauczyłeś się w Bundeslidze?

Profesjonalistą byłem zawsze, od małego łebka, serio. Miałem pięć, osiem, dziesięć lat i już skonkretyzowany cel: kariera piłkarska. Rodzice mi w tym pomagali, trenerzy mnie rozwijali, ja chciałem się uczyć i dlatego też od początku odnalazłem się w Niemczech. Tam panuje kult profesjonalizmu, a mojego profesjonalizmu i przygotowania nikt nigdzie i nigdy nie podważał. Do klubów z Bundesligi czasami przychodzili chłopcy z Serbii, z Chorwacji, z Bałkanów, to mieli problemy charakterologiczne, wolicjonalne. U mnie tego nie było.

Jak wobec tego wypada szatnia Termaliki? Miałeś o tyle przetarcie, że teraz byłeś w trzecioligowym Kaiserslautern.

W Kaiserslautern byłem dziesięć lat temu. Wiedziałem, jak to tam wygląda i dlatego też tam przyszedłem. To jest topowy niemiecki poziom organizacyjny. Jakbyś nie wiedział, w której lidze gra Kaiserslautern, na pewno pomyślałbyś, że to Bundesliga. Śmiałem się, że pierwszą rzeczą, którą piłkarz robi tam sam, jest zakładanie butów. We wszystkim innym wcześniej wyręczają cię pracownicy klubu. Porządek jest niesamowity. Oczywiście, że w 3. lidze mnóstwo jest zawodników młodych, ale to często gracze bardzo utalentowani, wzmocnieni do tego takimi z pokaźną przeszłością w Bundeslidze. Poziom jest wysoki. Może to potwierdzić trener od przygotowania fizycznego w Bruk-Becie. Chciał, żebym pokazał mu jakieś swoje wyniki wydolnościowe z zimy. Wysłałem mu i wczoraj mnie złapał:

– Niesamowite. Ale tam zapierdalaliście…

Nie wierzył, że zawodnicy w 3. lidze mogli mieć takie wyniki.

A ten Bruk-Bet?

Wiedziałem, gdzie trafiam, czego się tu spodziewać. Nie ma w Niecieczy za wiele wokół stadionu, ale sam obiekt, same boiska treningowe, same szatnie, sam ośrodek, sama organizacja stoi na wysokim poziomie. Nie czuję wielkiej różnicy, nie czuję się jakoś gorzej niż w Kaiserslautern. Mnóstwo jest też tu zagorzałych kibiców. Najważniejsze i tak dla mnie jest to, co dzieje się na boisku, a słyszałem, jak Termalica grała w I lidze i jak to ma wyglądać w Ekstraklasie. Nie boimy się. Chcemy grać na równi z każdym w Ekstraklasie. I to nie o utrzymanie, tylko o coś więcej, do tego wcale nie jest tak daleko.

Złapałeś dobry kontakt z Mariuszem Lewandowskim?

Tata pytał mnie jak to wszystko tutaj wygląda. Odpowiedziałem mu, że gdybym był trenerem, to robiłbym wszystko dokładnie tak, jak robi to Mariusz Lewandowski.

Brzmi to jak duży komplement. 

Nie no, autentycznie po trenerze widać, że był bardzo dobrym piłkarzem. Ma wyczucie, uczucie, poczucie. Orientuje się w szatni, orientuje się w treningach. Czuje klimat. Robi to, co uważa, że byłoby dla niego wygodne, gdyby sam był piłkarzem. Po jego treningach zawodnik dobrze czuje się przed i po zajęciach.

Będziesz grał tylko jako lewy obrońca czy wrócisz do przeszłości i spróbujesz się na lewym skrzydle?

Najważniejsze to grać, po prostu. Czuję, że tu może być sukces. Ta drużyna jest fajna, jest zgrana, jest super. Jesteśmy w stanie dużo osiągnąć, niezależnie, czy będę biegał na lewej obronie, na lewym wahadle, czy na skrzydle.

Stęskniłeś się już trochę za Ekstraklasą?

Stęskniłem się. Mnie się ta liga podoba. Drużyny, stadiony, kibice, cały ten kraj – lubię to. Ekstraklasa ma duże możliwości, żeby rokrocznie stawać się coraz lepszą i za kilka lat być wysoko w rankingu europejskich rozgrywek. Potencjał jest olbrzymi, tylko trzeba go odpowiednio wykorzystywać, żeby piłkarska Europa patrzyła na piłkarską Polskę trochę łaskawszym okiem.

ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK

Fot. Biuro Prasowe Bruk-Bet Termalica Nieciecza, 400mm.pl, Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

21 komentarzy

Loading...