– To bez znaczenia, chłopaki, Mistrzostwa Świata już za rok! – krzyknął z okładki brytyjski The Sun w dzień po porażce Anglików z Włochami w finale Mistrzostw Europy. Euro 2020, czyli europejski czempionat rozgrywany w 2021 roku, przez pandemię stał się niemalże forpocztą Mistrzostw Świata w 2022 roku. Gdyby zresztą te ostatnie były organizowane „po Bożemu”, a więc latem – przerwa pomiędzy finałem Euro a startem mundialu wyniosłaby jakieś 11 miesięcy.
Przesunięcie mundialu na zimowe miesiące trochę komplikuje wróżby, ale i tak – odległość pomiędzy właśnie zakończonym turniejem, a nadchodzącą katarską imprezą jest na tyle mała, że możemy się pokusić o drobne przewidywania. Skoro Anglicy już niemalże pozują z trofeum za zwycięstwo w 2022 roku, to my wcale nie rzucimy się z motyką na słońce, jeśli spróbujemy przedstawić parę trendów.
KATAR 2022 A EURO 2020 – CZYLI ZNÓW O ZMĘCZENIU
Obiektywnie rzecz ujmując – za nami dobry, ładny, widowiskowy turniej. Wszystkie możliwe wskaźniki, od liczby strzelonych goli po xG pokazują, że mieliśmy do czynienia z naprawdę radosną, efektowną grą. Pierwsze opinie były następujące: obawialiśmy się zmęczenia piłkarzy, a tu proszę bardzo, ofensywni zawodnicy każdej z drużyn hulają, jakby mieli w nogach co najwyżej letni turniej dzikich drużyn, a nie wyniszczający sezon. Ale bardziej wiarygodna wydaje się przeciwna teza. Otóż dlatego padało tyle bramek, dlatego mecze były tak widowiskowe, bo brakowało sił do zachowania defensywnej konsekwencji. Brakowało doskoku do rywala, brakowało powrotów do defensywy zawodników środka pola czy ofensywnie ustawionych wahadłowych.
Niezależnie od tego, czy uznamy turniejową rzeczywistość za wynik zmęczenia, czy też nie – Katar będzie tutaj turniejem zupełnie innym.
Po pierwsze – Euro 2021 puentowało bodaj najtrudniejszy okres w całej historii piłki nożnej. Przez pandemiczne lockdowny, które wyjęły z kalendarza prawie trzy miesiące grania – świat futbolu stanął przed potężnym wyzwaniem. Deale sponsorskie były już podpisane, prawa telewizyjne sprzedane, stadiony wynajęte. Rezygnacja z każdego meczu to ogromne koszty – a im wyższe granie, tym większe całościowe obciążenie budżetu wynikające z odwołania danych eventów. Świat futbolu nie mógł sobie pozwolić nawet na anulowanie jakichś totalnie pobocznych rozgrywek jak Liga Narodów, Carling Cup czy rundy eliminacyjne europejskich pucharów.
EURO 2020 – TURNIEJ TRUDNY JAK NIGDY
Euro 2020 było wobec tego najtrudniejszym turniejem w dziejach, przynajmniej jeśli chodzi o obciążenia najważniejszych piłkarzy. Piszemy to z pełnym przekonaniem, bo tak naprawdę nie ma tu za wielkiego pola do dyskusji:
- finisz sezonu 2019/20 to gigantyczne nagromadzenie meczów: nadrabianie 3 miesięcy w półtora miesiąca (okres marzec-czerwiec upchnięto tak, by sezon dobiegł końca w połowie sierpnia). Pamiętajmy, że to wyzwanie nastąpiło po nieoczekiwanej przerwie, gdy część zawodników w ogóle przestała trenować.
- przerwa pomiędzy sezonami 2019/20 i 2020/21 była rekordowo krótka, czasu na urlopy nie było właściwie wcale, przygotowania były skrócone do niezbędnego minimum
- sezon 2020/21 w praktyce trwał mniej więcej od września do maja. Mimo ścięcia niektórych dodatkowych terminów, rezygnacji z rewanżowych spotkań czy okrojenia do minimum meczów towarzyskich – nadal natężenie było niemal rekordowe, ustępowało właściwie tylko… sezonowi 2019/20.
Co ważne – Euro 2020 następowało niemal bezpośrednio po rozstrzygnięciu krajowych lig i ostatnich fazach europejskich pucharów. Spójrzmy na to przez pryzmat poszczególnych zawodników. Jorginho 15 maja wystąpił w finale Pucharu Anglii, zresztą przegranym przez Chelsea 0:1. Trzy dni później, 18 maja, zmierzył się z „Lisami” w lidze w meczu cholernie istotnym pod kątem gry Chelsea w Lidze Mistrzów 2021/22. Swój najważniejszy mecz w karierze rozpoczął wieczorem, 29 maja 2021 roku – finał Ligi Mistrzów to bez wątpienia był najbardziej istotny występy w karierze zawodnika The Blues. Dokładnie 13 dni później (!) zaczynał już drogę po Euro z reprzentacją Włoch.
Obciążenia fizyczne swoją drogą, ale jak tu mają nadążać głowy? Ledwie grasz „o wszystko” w kraju, w Lidze Mistrzów czy Lidze Europy, a już dwa tygodnie później grasz „o wszystko” dla swojego narodu. To był turniej cholernie wymagający fizycznie. Ale też turniej najmocniejszych mentalnie.
KATAR 2022 – TURNIEJ ŁATWY JAK NIGDY?
I tu właśnie pojawiają się pewne ułatwienia jeśli chodzi o Mistrzostwa Świata w Katarze. Po pierwsze – zdaje się, że sezon 2021/22 będzie już zdecydowanie mniej podatny na pandemiczne zawieruchy. Piłkarze są szczepieni, procedury są już sprawdzone i wyćwiczone, jeśli coś się będzie zmieniać – to raczej liczba kibiców na trybunach, niż terminarz. Poza tym – teraz przed nimi pierwsze pełnoprawne urlopy od 2019 roku. Pierwsze miesiące z czystymi głowami, pierwsze tygodnie, gdy można kompletnie się wyluzować. To są oczywiste korzyści, ale jest też ta mniej oczywista – związana z przesunięciem turnieju na zimowe miesiące.
Otóż do Kataru piłkarze pojadą przed najważniejszymi meczami sezonu klubowego. Dokładnego kalendarza jeszcze nie znamy – możliwe jest zarówno nieco wcześniejsze rozpoczęcie sezonu 2022/23, jak i przełożenie niektórych spotkań, np. ostatniej kolejki fazy grupowej Ligi Mistrzów na okres po mistrzostwach. Nie zmienia to faktu, że i rozstrzygające kolejki ligowe, i finały wszystkich możliwych pucharów odbędą się wiosną 2023 roku. Finał LM zaplanowano na końcówkę maja, podobnie jest z Ligą Europy, możemy w ciemno zakładać, że ligi pójdą tym śladem i nie będą specjalnie przesuwać terminów pod mundial.
Co to oznacza dla piłkarzy? Na imprezę pojadą z czystymi głowami, po niespecjalnie wymagającej rundzie jesiennej, gdzie ważniejszymi meczami będą lokalne derby czy starcie z ekipą z ligowej czołówki, a nie – tak ja w przypadku okresu przed Euro – finały krajowych pucharów czy Ligi Mistrzów. Teoretycznie – piłkarze powinni być bardziej wypoczęci fizycznie i zdecydowanie bardziej zrelaksowani. Może nawet zaryzykujemy: rekordowo zrelaksowani, rzadko się zdarza taki komfort, jak granie reprezentacyjnych turniejowych spotkań przed ostatecznymi rozstrzygnięciami w ligach.
Czy wobec tego turniej będzie bardziej defensywny? Będzie więcej przesuwania, będzie szybszy doskok w środku, więcej asekuracji? To już typowe wróżenie z fusów, ale jeśli dopatrujemy się korelacji pomiędzy widowiskowości Euro 2020 a zmęczeniem piłkarzy w sezonach 2019/20 i 2020/21 – taki wniosek mógłby być uprawniony.
KATAR 2022 – IT’S COMING HOME… AGAIN?
W głowie cały czas mamy obrazki z finału Euro, więc trudno szamańskich guseł nie rozpocząć właśnie od duetu włosko-angielskiego. Co widać na pierwszy rzut oka? Cóż, Anglicy wcale nie są bez racji, gdy pocieszają się we własnych mediach, że to dopiero początek ich ery.
Spójrzmy na najbardziej banalny czynnik – średnią wieku. Włosi wyszli jedenastką ze średnią 28,8; gdzie najmłodszy był w dodatku bramkarz, Gianluigi Donnarumma. Anglia? 26,9,przy czym najstarszy jest zaledwie 31-letni Kyle Walker. Na ławkach rozstrzał jest jeszcze większy – 27,6 do 24,5. Gareth Southgate był zresztą trochę krytykowany, że gigantyczną presję wrzucił na młodziutkich Rashforda, Sancho i Sakę, ale nawet z tej gorzkiej porażki można wyłuskać pewien pozytyw – ci goście największą traumę, porażkę w finale na domowym turnieju, mają już za sobą.
Jeszcze ciekawiej robi się, gdy spojrzymy na statystyki koni pociągowych obu kadr. Włosi byli chwaleni m.in. za duet stoperów, 34-letniego Bonucciego i 36-letniego Chielliniego, zresztą w chwili finału bezrobotnego. Po trzydziestce są też w finale niewidoczni, ale ogółem dla Włochów bardzo istotni Insigne i Immobile. Nie będziemy jeszcze nikogo tutaj do grobu układać, ale zdaje się, że Włosi właśnie mają za sobą swój prime. Jasne, wielka kariera przed Chiesą, Barella czy Locatelli to gwarant jakości w środku na lata, do zastąpienia legendarnych środkowych obrońców już pali się Bastoni. Natomiast na tle Anglików…
Cóż, Anglicy tak naprawdę dopiero wjeżdżają w swoją wielką erę i trzeba tutaj dodać – to jest stały trend. Już na Mistrzostwach Świata w 2018 roku byli mocni i dotarli do półfinału, teraz byli jeszcze potężniejsi, na ławce i w pierwszym składzie, dzięki czemu do ostatniego karnego byli w grze o tytuł. Tymczasem ciągnęli ich za fraki piłkarze naprawdę młodzi, od których można oczekiwać jakości jeszcze przez wiele sezonów. A biorąc też pod uwagę, pod czyimi skrzydłami fruwają Foden czy Sterling, trzeba też przewidywać ich dalszy rozwój.
ANGLIA U-25
Przeprowadziliśmy tzw. eksperyment myślowy – co by się stało, gdyby Anglicy spróbowali wystawić wyłącznie piłkarzy młodszych od Emersona (czwarty najmłodszy piłkarz w jedenastce Włochów na finał, i to tylko za sprawą kontuzji starszego Spinazzoli). Wyszło nam mniej więcej coś takiego.
Henderson (Manchester United) – Alexander-Arnold (Liverpool), Gomez (Liverpool), Tomori (AC Milan), Chilwell (Chelsea) – Rice (WHU), Foden (Manchester City) – Sancho (Manchester United), Mount (Chelsea), Rashford (Manchester United) – Abraham (Chelsea)
A ten skład miałby jeszcze wsparcie z ławki w postaci Phillipsa, Saki, Jamesa, Grealisha, Bellinghama, Calverta-Lewina, Greenwooda, Wan-Bissaki, Hudson-Odoia…
Przy czym pamiętajmy – to jest skład, z którego z uwagi na starość wyeliminowaliśmy 26-letniego Sterlinga. No potęga, co tu dużo pisać, wszystkie najmocniejsze ogniwa reprezentacji Anglii albo są jeszcze na długo przed szczytem możliwości, albo na długo przed zejściem z tegoż szczytu. Taki Rice? Nadal przed pierwszym dużym transferem ze swojego niemalże rodzinnego West Hamu United. Młodzi ludzie z Chelsea, Manchesteru City czy Liverpoolu – jeszcze niedawno nie mogliby w USA kupić legalnie niektórych filmów, a mają już w CV mistrzostwa, triumfy w Lidze Mistrzów, występy w fazie pucharowej Mistrzostw Świata czy Mistrzostw Europy.
Nie dziwi kompletnie angielski optymizm, bo ta finałowa porażka to jest coś zupełnie innego, niż ich dotychczasowe klęski. Zazwyczaj odnoszone w jakichś kuriozalnych okolicznościach, czasem w atmosferze skandalu, wiecznych debat o tym, czy kolejne złote pokolenie nie zostało zmarnowane. Teraz? To trochę jak porażka Manchesteru City w finale Ligi Mistrzów. Bolesna, ale jednocześnie wieńcząca sezon, gdy na City w lidze nie było mocnych.
KTO MA PROBLEM?
Okej, posłodziliśmy Anglikom, delikatnie zasugerowaliśmy, że Chiellini może w Katarze już czasami nie nadążać – nie tylko za 19-letnim Saką, ale już nawet za koszulką 19-letniego Saki. Czy po obejrzeniu obecnego turnieju da się wysnuć jeszcze jakieś ciekawe wnioski co do Kataru?
W oczy rzuca się na pewno reprezentacja Chorwacji, która ma za sobą połowę wymiany pokoleniowej – na Euro 2020 nie zagrali już Mandżukić, Rakitić, Corluka czy Subasić. Modrić do Kataru pojedzie jako 37-latek, Lovren, Perisić i Vida jako 33-latkowie. Przy trybie gry, gdzie Chorwacja wygląda tym lepiej, im bardziej jest moblina i ofensywna – właściwie za sukces trzeba uznać już awans na imprezę, zwłaszcza, że Chorwaci jeszcze przed Euro zdążyli przerżnąć ze Słowenią.
Na drugim biegunie może się znaleźć Dania, w barwach której błyszczeli zwłaszcza nadal dość młodzi Damsgaard, Maehle czy Hojbjerg. Trzeba tu zresztą spojrzeć nieco szerzej – Duńczycy nie tylko awansowali do półfinału Euro 2020, wcześniej zaczęli kwalifikacje mundialowe od trzech zwycięstw i różnicy goli, uwaga, CZTERNAŚCIE do ZERA. Skoro już zresztą jesteśmy przy tej relacji turniej a eliminacje – warto zwrócić uwagę na Austrię oraz Ukrainę. Tak, Ukraina to ćwierćfinaliści, ale każdy, kto oglądał ich mecze zdaje sobie sprawę, że nie była to jakaś szalona jakość. Austriacy podobnie, wyszli z grupy, ale czy przekonywali na tyle, by się ich grą szczególnie zajarać?
Dlaczego o nich wspominamy? Ano dlatego, że Austria weszła w eliminacje od 0:4 z Danią i remisu ze Szkotami (plus zwycięstwo 3:1 nad Wyspami Owczymi). Ukraina z kolei zanotowała trzy remisy – z Finlandią, Kazachstanem i… z Francją. Gdybyśmy mieli szukać ekip z Euro 2020, których może zabraknąć na mundialu – spojrzelibyśmy na tę dwójkę. Oczywiście już po tym, gdy przetrawilibyśmy kandydata numer jeden.
CO Z TĄ POLSKĄ?
Tylko dwie ekipy, biorące udział w Euro, są obecnie w grupie eliminacyjnej MŚ niżej niż na trzecim miejscu. Jest to wspomniana Austria oraz nasza reprezentacja po remisie z Węgrami i porażce z Anglią. Oczywiście, tutaj wszystko jest otwarte, ale pamiętajmy – po zakończeniu eliminacji nadejdzie czas baraży. Czy mundial nas uspokoił, czy jednak zasiał ziarnko niepewności?
Na pewno złą wiadomością jest szalona forma Anglików. Gdyby spojrzeć na mundialowe eliminacje przez pryzmat Euro – realny wydaje się scenariusz, w którym Synowie Albionu wygrywają wszystkie mecze i kończą z 30 punktami na koncie. Sęk w tym, że za ich plecami czają się Węgrzy, którzy wypadli o wiele lepiej od Polski na tle o wiele mocniejszych rywali niż Słowacja i Szwecja. My mieliśmy dwa podstawowe problemy:
- graliśmy słabo w obronie
- w ataku graliśmy nie dość dobrze
Szczegółowo analizowaliśmy już występ Polaków w paru miejscach, choćby tutaj, ale mimo wszystko: niepewność jest. Zwłaszcza, że Szoboszlai już wraca do zdrowia, co będzie dużym wzmocnieniem dla Węgrów. Plus jest taki, że mamy już za sobą Wembley i Budapeszt – w teorii trzeba „jedynie” ograć Węgrów na Narodowym i w pozostałych spotkaniach nie wywrócić się na najprostszych przeszkodach: czyli w dwumeczach z Albanią i San Marino oraz rewanżu z Andorą. Natomiast potem i tak są baraże, bo po Euro, wyniku z Węgrami oraz z Anglią już chyba nie ma sensu się oszukiwać, że gramy o zwycięstwo w grupie.
Dlatego też oszczędzimy sobie wróżb, kto i w jaki sposób będzie reprezentował Polskę w Katarze, bo możliwe, że będą to tylko komentatorzy i dziennikarze.
KATAR 2022, CZYLI RZECZ O WIERZE W FUTBOL
Na koniec zostawiliśmy sobie jeszcze jeden temat do rozważania. Czy Mistrzostwa Świata w Katarze… w ogóle odbędą się w Katarze. Jeśli czegoś nas to Euro nauczyło w kwestii stosunków polityki, „społeczności futbolu” oraz UEFA, to jasno wytyczonych granic. Grożenie palcem Budapesztowi za ich polityczne kontrowersyjne decyzje skończyło się na tym, że wszyscy sponsorzy wyświetlali na bandach charakterystyczną tęczę. Nikt organizacji nie zabierał, nikt meczów nie przesuwał, a był nawet ukłon w stronę gospodarzy i prośba dla kibiców o powstrzymanie się od wnoszenia na stadion tęczowych flag. Podobnie zresztą z Baku, które generalnie pasowało do tego turnieju jak obrona reprezentacji Turcji. Było zaplanowane granie na obiekcie pasującym do letniego mityngu lekkoatletycznego – to będzie granie na tymże właśnie obiekcie, niezależnie od tego, jak przebiegał konflikt o Górski Karabach i kto miał w nim tę słynną „moralną rację”. O Petersburgu i ew. odebraniu Rosjanom organizacji meczów – na przykład w kontekście Krymu czy Donbasu – już nikt nawet nie debatuje, co dobrze oddaje klimat w piłce nożnej.
Nie sądzimy więc, by Katar w jakikolwiek sposób był zagrożony, zwłaszcza, że jedni z najgłośniej protestujących – Niemcy – właśnie otrzymali intratną ofertę sponsorską od Qatar Airways.
Natomiast mocno zastanawiamy się, jak będą wyglądały trybuny, podróże i ogółem cała techniczna strona kibicowania na mistrzostwach. Już teraz mieliśmy mecze od Walii ze Szwajcarią na puściutkim obiekcie w Baku, po wrzące Wembley w finale. Mieliśmy Hampden, ale mieliśmy też Parken. Zastanawiamy się, jak będzie wyglądał turniej, jeśli do tego czasu nie uporamy się w pełni z pandemią. By daleko nie szukać – Copa America było grane bez kibiców, a podróże setek kibiców z Argentyny czy Brazylii do Kataru mogłyby być w podobnych warunkach utrudnione. To jednak na tyle daleka przyszłość, że nie ma większego sensu się nad nią zastanawiać.
W przeciwieństwie do ogólnego, globalnego zainteresowania futbolem. Dzisiaj omawialiśmy na stronie wyliczenia dotyczące oglądalności Euro 2020.Wnioski są niewesołe – faktycznie futbol bywa przegrany w starciu o uwagę, zwłaszcza młodego widza. I to jest coś, co nas w tej chwili najmocniej ciekawi. Euro dało z siebie wszystko. Futbol wypluł taki poziom, takie stężenie narracji, że albo ludzie wrócą do piłki a młodzież złapie bakcyla, albo faktycznie jesteśmy już na zjeżdżalni, teraz będzie jedynie gorzej. Sami jesteśmy ciekawi – czy naprawdę Euro 2020 to był taki „last dance”? Czy naprawdę Katar będzie już jak finał mistrzostw świata w siatkówce – no gdzieś tam leci w telewizji, ale kto gra, wiedzą najbardziej zajarani w kilku państwach na świecie?
Jedno jest pewne – w nas, piłkarskich pasjonatach, Euro wyzwoliło takie emocje, że następny turniej najchętniej byśmy przyjęli jakoś pod koniec sierpnia. I z tej perspektywy półtora roku czekania na mundial to jakaś katorga.
Fot.Newspix