Najpierw wzruszenie, płacz i ckliwa wiązanka. Później brawa i skandowanie nazwiska. Kibice czwartoligowej Meridy żegnają swojego ulubieńca – Nico Chietino – który stanął przed najtrudniejszym życiowym wyborem. Postawił na futbol. Żona i dzieci wracają do Argentyny, a on miał trafić do naszej Ekstraklasy. Miał trafić do Pogoni i… rzeczywiście trafił. Problem w tym, że nie szczecińskiej – jak myślał – tylko tej pierwszoligowej. Z Siedlec.
Na pożegnalnej konferencji prasowej wygłosił wzruszającą mowę. – Ostatnie sześć miesięcy było dla mnie, jako piłkarza, były bardzo trudne. Niemniej jednak w najmniej oczekiwanym momencie otrzymałem ofertę gry w polskiej Ekstraklasie. Rozstanie z żoną i córkami, które wracają do Argentyny, było najtrudniejszym krokiem w mojej karierze. Chciałbym podziękować miastu, klubowi i wszystkim kolegom – powiedział, kilka razy zanosząc się płaczem.
Nieprawdopodobna sytuacja. Jak czytamy w hiszpańskiej prasie, facet miał już określone plany. W grę wchodziły tylko dwie opcje – zostanie w Meridzie, bądź powrót do Argentyny. Oferta z Pogoni przewróciła jego świat do góry nogami. Zdaje się, że sam piłkarz przez cały był jednak przekonany, że chodzi o Pogoń Szczecin, o czym rozpisywał się na Twitterze. Zarząd klubu kompletnie zbaraniał i informację błyskawicznie zdementował. Dziś, jako swojego nowego piłkarza, przedstawiła go Pogoń Siedlce.
A to psikus.
Cóż, wygląda na to, że sympatyczny Nico na długie miesiące rozstał się z rodziną po to, żeby pokopać z Maciejem Tatajem i Bartoszem Tarachulskim. Liczył na szansę życia, a wyszła kaszana. Trochę przykre. Na zdjęciu wygląda jednak na zadowolonego. Może jeszcze nie wie…