Mam deklarację Marco, że zostanie w Śląsku na rundę wiosenną. Obiecał mi to w obecności całego sztabu szkoleniowego, a u mnie słowo droższe od pieniędzy – mówi trener Śląska Tadeusz Pawłowski. Snajperowi Śląska w czerwcu kończy się kontrakt i już teraz może podpisać umowę z nowym klubem. Śląsk nie jest w stanie spełnić jego życzeń finansowych. Paixao obecnie zarabia 40 tys. zł miesięcznie, ale chciałby znacznie więcej. Gdy jeszcze był kontuzjowany, jego agent sygnalizował władzom klubu, że piłkarz chętnie zostanie w Śląsku pod warunkiem, że otrzyma podwyżkę. Nieoficjalnie mówiło się, iż jego oczekiwania sięgają 350 tys. euro w skali roku, a to by oznaczało, że miałby dostawać trzy razy więcej niż teraz. Tyle że Śląsk stanowczo wykluczył taką możliwość – czytamy dziś na łamach Przeglądu Sportowego. Zapraszamy na wtorkowy przegląd prasy. Dziś warto zajrzeć do PS oraz Sportu.
FAKT
Dwie skromne piłkarskie strony na łamach dzisiejszego Faktu. Najpierw jeszcze raz przypomnienie – Szczęsny ma problem. Nie broni w Arsenalu, czy straci miejsce w reprezentacji Polski? Trochę nie chce nam się tego cytować, bo w tekście mamy dokładnie to samo, co już napisano wszędzie indziej. Wiadomo, że z powodu pomyłek Wojtka Arsenal przegrał z Southampton, wiadomo, że Wenger przekonywał, że wszystko jest w porządku, a na koniec do bramki i tak wskoczył Ospina.
Na tej samej stronie malutkie ramki:
– Sadajew ma problemy z zębem i… nie może latać samolotem
– David Holmann dołączy do Lecha Poznań.
– Stilić ma miesiąc do namysłu nad ofertą Wisły
Trener uciął sobie pogawędkę z Semirem Stiliciem (28 l.). – Życzyliśmy sobie powodzenia w nowym roku. O kontrakcie nie rozmawialiśmy – zapewnia. Kontrakt Sitlicia wygasa w czerwcu. – Nie chciałbym, żeby odszedł od nas Semir, bo jest ważnym ogniwem naszego zespołu. W kościach czuję, że zostanie w Krakowie – mówi Smuda. – Obie strony wyraziły chęć dalszych rozmów. Powiedziałem, ile oczekuję i liczę, że się dogadamy, bo dobrze się tutaj czuję – mówi Stilić. – Decyzja na temat przyszłości Semira zapadnie przed pierwszym meczem rundy wiosennej – dodaje prezes Gaszyński. Stilić ma miesiąc…
Znamy zwycięzcę Złotej Piłki.
Niespodzianki nie było. Cristiano Ronaldo po raz trzeci w karierze, a drugi raz z rzędu wygrał Złotą Piłkę. Portugalczyk wyprzedził Leo Messiego i Manuela Neuera. Zawodnik Realu, odbierając nagrodę, był wyraźnie wzruszony. – Wygrać ten plebiscyt to ogromne wyróżnienie. Coś niesamowitego. Dziękuję wszystkim tym, którzy na mnie głosowali, a także tym, dzięki którym zdobyłem tę nagrodę, czyli moim kolegom z drużyny i trenerowi – powiedział chwilę po otrzymaniu statuetki (…) Cały czas chcę się rozwijać, tak by za kilka lat być uznawanym za jednego z najlepszych piłkarzy w historii futbolu.
Lewandowski potrzebuje ochrony? To na koniec historyjka o tym, że Bayern trenuje w Katarze, a jego zawodnicy nigdzie nie poruszają się bez specjalnego opiekuna, który pilnuje ich nawet w trakcie rozdawania autografów. Wszystko z powodu incydentu, do jakiego doszło na jednym z treningów – na boisko wbiegł kibic. Okazał się niegroźny, ale od tego momentu zaostrzono środki bezpieczeństwa.
Słabiutki numer Faktu.
GAZETA WYBORCZA
Dwa krótkie teksty na łamach dzisiejszej Wyborczej. Szczęsny w tarapatach.
Nie wiem, którego golkipera wystawię w następnym meczu z Manchesterem City. Wojtek jest numerem jeden, rywalizuje z Davidem Ospiną i Damiánem Martinezem – mówił trener Arsenalu Arsene Wenger po niedzielnym zwycięstwie ze Stoke (3:0). Francuz – pierwszy raz w tym sezonie Premier League – wstawił do bramki sprowadzonego latem za 3 mln funtów Ospinę. Kolumbijczyk nie miał dużo pracy, w samej końcówce obronił jedyny groźny strzał. Wenger tłumaczył, że Szczęsny nie zagrał ze Stoke z “przyczyn piłkarskich”. Zaprzeczył, jakoby decyzja miała związek z incydentem po noworocznym meczu z Southampton, gdy 25-letni Polak został przyłapany na paleniu pod prysznicem. – Przeprosił za swoje zachowanie, to poważny chłopak, który pracuje bardzo ciężko – mówił francuski trener. Te “piłkarskie przyczyny” to prawdopodobnie fatalny występ w Southampton, gdy Arsenal po dwóch błędach Polaka przegrał 0:2. – Mimo to dzień przed meczem ze Stoke, po konferencji prasowej, dziennikarze mieli wrażenie, że zagra Wojtek. Nie wykluczam, że Wenger zmienił zdanie w ostatniej chwili. Dziś nikt – wliczając Francuza – nie wie, kto wystąpi w Manchesterze. Być może trener chce dać Szczęsnemu odpocząć mentalnie, pozwolić mu się wyciszyć. Wokół niego wiele się ostatnio działo – mówi Jeremy Wilson, piszący o Arsenalu w “Daily Telegraph”. Chodzi nie tylko o błędy i palenie, ale także wywiad Macieja Szczęsnego dla “Przeglądu Sportowego”, w którym ojciec bramkarza reprezentacji Polski skrytykował obronę Arsenalu. Rozmowę przetłumaczono, dziennikarze spytali nawet o nią Wengera. – Nie słucham ani ojców, ani matek moich piłkarzy, dziadków i babć też nie – odpowiedział trener Arsenalu.
Drugi z tekstów traktuje z kolei o wewnętrznej wojence w Barcelonie.
W niedzielę na Camp Nou Katalończycy pokonali w lidze Atlético Madryt. W 87. minucie, wykorzystując błąd obrońcy, Messi trafił do siatki na 3:1, czym przypieczętował zwycięstwo Barcelony nad mistrzami Hiszpanii. W ubiegłym sezonie Atlético było największym prześladowcą Katalończyków – wyeliminowało ich w ćwierćfinale Champions League i odebrało krajowy tytuł. W ostatnich siedmiu spotkaniach Barçy z zespołem Diego Simeone Messi nie potrafił zdobyć bramki – w niedzielę przełamał niemoc. Niemoc przełamała też jego drużyna, zbliżając się do prowadzącego w lidze Realu Madryt na 1 pkt (“Królewscy” mają zaległy mecz z Sevillą). Argentyńczyk rządził w niedzielny wieczór na Camp Nou, najpierw po jego akcji bramkę zdobył Neymar, potem asystował przy golu na 2:0 Luisa Suáreza (bramka nie powinna być uznana, sędzia nie zauważył, że Messi, przyjmując piłkę, zagrał ręką). To był mecz kluczowy dla sytuacji w tabeli Primera Division, mecz z ogromną liczbą podtekstów. Przed nim prasa informowała, że skłócony z trenerem Messi domagał się jego dymisji w rozmowie z prezesem. Rzekomo miał postawić szefom Barçy ultimatum, grożąc, że jeśli go nie wypełnią, opuści klub. – Wszystko kłamstwa. Byłoby to nie w moim stylu – dementował Argentyńczyk po meczu. Stwierdził, iż nigdy nie domagał się dymisji Enrique ani żadnego innego trenera. Gwiazdor miał żal do mediów w Katalonii. – Atak nadszedł tym razem nie z Madrytu, lecz z Barcelony. Od ludzi, którzy mówią, że dobro klubu leży im na sercu – mówił Messi. Dodał jeszcze, że plotki o jego transferze do Chelsea lub Manchesteru City są bzdurą.
Dwaj autorzy, którzy siedzą w swoich ulubionych ligach, potrafią o nich pisać, ale dzisiejsza propozycja GW nie przyciągnie na dłużej waszej uwagi.
SPORT
Górnik znowu w plecy.
Ćwierć miliona od komisji licencyjnej. O co chodzi? Zabrzanie między lipcem a listopadem przekroczyli nałożony na klub limit wynagrodzeń i z tego tytułu muszą zapłacić 263 tysiące złotych kary. Jest to efektem złamania postanowień z 14 maja 2014 roku, kiedy to komisja licencyjna przyznawała zabrzanom licencję na grę w ekstraklasie z limitem kosztów wynagrodzeń. Przewodniczący rady nadzorczej spółki nie kryje, że to mocno komplikuje sprawy. Oto jak tłumaczy się z tego stanu rzeczy:
– Spodziewaliśmy się kary, ale nie ukrywam, że jej wysokość jest dla nas zaskakująca. Faktycznie nie udało się dotrzymać zakładanych prognoz finansowych. Od razu jednak wytłumaczę, z czego to wynikało. Większość piłkarzy miała kontrakty ważne jeszcze z poprzednich lat. Zakładaliśmy, że latem tego roku 2-3 z nich pożegnamy, co zmniejszyłoby koszty wydawane na pierwszy zespół mniej więcej do kwoty podanej w prognozie. Nie udało się tego zrobić, co nie znaczy, że Górnik nie wykonał żadnej pracy w tym zakresie. W ciągu roku suma wydawana na płace piłkarzy została zmniejszona o dwa miliony. Proszę zwrócić uwagę, że kara jest równa przekroczeniu przez klub płac od lipca do listopada. Średnia wynosi 50 tysięcy.
Górnik wciąż wydaje jednak na płace zbyt dużo.
– Z tym się zgadzamy, ale nowi zawodnicy naprawdę mają znacznie niższe kontrakty od tych zawieranych w poprzednich latach. Ta kwota jeszcze spadnie latem tego roku, ale nie da się iść na skróty. Górnik ma problemy finansowe, ale robi wiele, by z nich wyjść. Obniżamy koszty, na ile jest to możliwe. To też trzeba dostrzec. Tym bardziej trudno zrozumieć wysokość kary, która przecież jeszcze bardziej komplikuje…
Na tej samej stronie zwięzłe info o Koronie Kielce, która uciekła spod topora dostając swoje pieniądze z rady miasta. Lecimy dalej – cytować nie ma sensu. Krzysztof Kamiński, bramkarz Ruchu przyznaje, że jego bliscy byli w szoku, kiedy otrzymał ofertę z japońskiego Jubilo Iwata.
Szybko zdecydował się pan na ten egzotyczny kierunek?
– Egzotyczny? To tylko dla nas na Starym Kontynencie Japonia może wydawać się egzotyką. Z perspektywy naszego europejskiego egocentryzmu wydaje się, że już nigdzie na świecie, poza Europą, nie gra się w piłkę. Ale ja zrobiłem sobie rozeznanie, trochę też pobuszowałem w internecie i mogę z przekonaniem stwierdzić, że liga japońska jest silna. Futbol też nie jest w Japonii taki słaby.
Na pewno są tam dużo większe pieniądze niż w Polsce, skoro Ruch za swojego bramkarza, któremu kontrakt kończył się w czerwcu i wtedy mógł odejść za darmo, uzyskał solidne pieniądze na poziomie ponad 150 tys. euro.
– Tego nie wiem, ile otrzymał Ruch, choć naturalnie nie będę ściemniał, że propozycja nie była dla mnie korzystna finansowo. Tylko, że ja nie pytałem przede wszystkim Japończyków ile będę zarabiał, tylko jaki jest poziom sportowy klubu. Nie grzałem się, ile wpiszą mi zer do kontraktu, tylko jaki będzie aspekt sportowy mojego wyjazdu do Japonii. A plany Iwata ma bardzo ambitne, mam pomóc w awansie…
Leszek Ojrzyński przyznaje, że chce w Podbeskidziu Malarczyka, Golańskiego i Drygasa. – Mieć tych zawodników w składzie to byłby duży komfort i nie ukrywam, że o to się staramy. Ale na jakim etapie są rozmowy, to już nie moja kwestia. Zdaję sobie sprawę, że całą trójkę ściągnąć może być nam ciężko (…) Priorytetem jest ściągnięcie środkowego pomocnika. – Chcieliśmy kogoś na tę pozycję jeszcze zanim okazało się, że problemy zdrowotne ma Anton Sloboda. Teraz nie wiadomo czy pojedzie na obóz.
W Piaście Gliwice pojawił się tymczasem nieoczekiwany numer jeden – 21-letni bramkarz ze Słowacji Dobrivoj Rusov. Podobno duży talent. Niektórzy dziwią się, że wybrał Piasta.
Dobrivoj Rusov ustalił z gliwiczanami warunki trzyletniego kontraktu i swoją karierę ma kontynuować przy Okrzei. W wypowiedzi dla oficjalnej stronie Spartaka Trnawa, swego dotychczasowego pracodawcy, wyjaśnia przyczyny zmiany barw. – Nie chciałem na siłę odchodzić za granicę, ale kiedy nadeszła ciekawa oferta, to się nad nią zastanowiłem i zaakceptowałem. Do Polski jadę z żoną i córką. Chcę spróbować swoich sił w innym kraju. Jestem ciekawy poziomu piłki nożnej w Polsce – nie kryje golkiper. – Czuję się dziwnie, ale dla mnie to nowe wyzwanie. Nadal czuję się związany ze Spartakiem i będę trzymał kciuki za ten klub – przyznaje bramkarz, który nowy klub znalazł… w przeddzień swych 22. urodzin. Transfer jest więc dlań niecodziennym prezentem urodzinowym.
SUPER EXPRESS
Łukasz Szukała zabierze do Arabii Saudyjskie narzeczoną. To bezpieczne?
Łukasz Szukała (31 l.) przygotowuje się do wyjazdu do Arabii Saudyjskiej, gdzie ma spędzić najbliższe dwa lata, grając w klubie Al-Ittihad. Reprezentant Polski chce tam zabrać nową rumuńską narzeczoną, ale jeśli Raluca Hogyes (28 l.), wzięta modelka i prezenterka telewizyjna, zdecyduje się towarzyszyć partnerowi, to czeka ją tam mnóstwo wyrzeczeń. Zresztą Szukała też może się zdziwić, bo spacerując po mieście Dżudda, gdzie będzie mieszkał, może trafić na publiczną chłostę. Wspomniana Hogyes może mieć problemy już na granicy, bo Saudyjczycy nie chcą wpuszczać kobiet niebędących w związku małżeńskim. A nawet jeśli Szukała i jego rumuńska piękność przeskoczą tę przeszkodę, to czekają ich kolejne. Narzeczona Polaka nie będzie mogła prowadzić tam samochodu, bo w Arabii Saudyjskiej kobietom nie wolno tego robić. Nie wydaje im się prawa jazdy, a dwie Arabki złapane ostatnio za kierownicą trafiły na miesiąc do aresztu. Najlepsze wyjście to wynajem samochodu z szoferem. To droga przyjemność, ale dla jej partnera do przełknięcia, wszak będzie tam zarabiał około 1,7 mln euro rocznie. Niestety, Hogyes nie będzie mogła podziwiać występów partnera w ligowych meczach, bo w Arabii Saudyjskiej kobiety nie mają prawa wstępu na stadiony. Do kina też się nie wybierze, bo ich tam nie ma. Polsko-rumuńska para będzie też musiała ostrożnie wybierać restauracje.
Damien Perquis i Ludovic Obraniak na ostrym zakręcie.
O Perquisie w Hiszpanii zrobiło się bardzo głośno w sobotę, kiedy francuski portal zamieścił jego wypowiedzi, w których ostro mówił o swojej sytuacji w klubie i zapowiadał odejście za wszelką cenę. Kilka godzin później piłkarz na swojej oficjalnej stronie zamieścił dementi, zapewniając, że najważniejsze jest dobro Betisu. Ostatnie zamieszanie zraziło go na tyle, że do końca miesiąca postanowił nie udzielać wywiadów. Jego sytuacja jest jednak dramatyczna. Choć sezon zaczynał jako jeden z kapitanów drużyny, to po serii słabszych występów i zmianie trenera stracił miejsce w zespole, a w dwóch ostatnich meczach nie znalazł się nawet w kadrze meczowej. Jest na tyle sfrustrowany, że nie wyklucza nawet transferu do Major League Soccer. Zainteresowany jest nim klub z Toronto, ale Kanadyjczycy chcieliby go za darmo, a Betis może zażądać kwoty transferowej, bo piłkarz ma kontrakt. Jak podają Hiszpanie, po obniżce związanej ze spadkiem klubu do drugiej ligi reprezentant Polski zarabia 400 tysięcy euro rocznie. W kontrakcie ma zapis, że w przypadku awansu umowa będzie opiewać na 600 tysięcy. Tyle że jego pozostanie w klubie jest mało prawdopodobne. Piłkarz chce wrócić do kadry, być może jego szanse na odzyskanie miejsca byłyby nawet większe ze względu na wyjazd Szukały do egzotycznej ligi, ale…
PRZEGLĄD SPORTOWY
Ronaldo nietykalny.
To jego najpiękniejszy hat-trick w karierze.
Nagrody przyznawane w Zurychu udowodniły, że w przypadku piłkarzy sukcesy reprezentacyjne nie są wyznacznikiem ich przyznawania. I nie chodzi już o ten najważniejszy wybór (Portugalia z CR7 w składzie nie wyszła z grupy podczas mistrzostw świata w Brazylii) podczas poniedziałkowej gali. Pojawienie się w jedenastce roku FIFA Davida Luiza wywołało ogromną falę nie tyle krytyki, co żartów. Zawodnik Paris Saint-Germain przez następne lata będzie kojarzony z jednym – półfinałem mistrzostw świata z Niemcami. Brazylijczycy zostali przed własną publicznością ośmieszeni (1:7) przez późniejszych zdobywców pucharu. David Luiz może powiedzieć naprawdę dużo o stylu, w jakim jego zespół tracił wtedy bramki. Tuż po jego nominacji internet momentalnie obiegły zdjęcia z nim w roli głównej. Najbardziej wymowne było to, na którym brazylijski obrońca stoi sam na pierwszym planie, wyglądając, jakby nadal nie potrafił wybudzić się z koszmaru. W tle cieszą reprezentanci Niemiec. Co ciekawe, żadna z uprawnionych do głosowania w plebiscycie osób nie oddała głosu na Davida Luiza. Jedenastkę wybierali internauci. W wyborze dokonywanym przez selekcjonerów, piłkarzy i dziennikarzy uczestniczyło trzech przedstawicieli naszego kraju. Selekcjoner Adam Nawałka oddał głosy (w pierwszej kolejności na najlepszego) na Manuela Neuera, Cristiano Ronaldo i Lionela Messiego. Kapitan naszej kadry Robert Lewandowski zaczął od Ronaldo, a później postawił na kolegów z Bayernu Monachium: Neuera i Bastiana Schweinsteigera. Głos polskich mediów rozłożył się następująco: Ronaldo, Messi, Neuer.
W tym samym temacie wypowiada się Mirosław Trzeciak. Nie wiadomo tylko, dlaczego uważa, że „o zwycięstwie powinny decydować triumfy zespołowe”. Serio?
Jest pan zaskoczony, że Złotą Piłkę wygrał Cristiano Ronaldo?
– Nie. To niespójna nagroda. Niby o zwycięstwie powinny decydować triumfy zespołowe, ale żyjemy w epoce dwóch tak genialnych piłkarzy, że nikt przy zdrowych zmysłach nie powie: inny jest lepszy. Nie zdobyli tytułu mistrza świata, ale trzecie miejsce w tym plebiscycie to maksimum, które można osiągnąć.
Manuel Neuer dostał tylko 37 głosów mniej od Leo Messiego.
– Holender Arjen Robben, kolega Neuera z Beyernu, mówił, że dwójka z La Liga jest poza zasięgiem. Stać na podium obok Ronaldo i Messiego – więcej osiągnąć się nie da. Dopóki będą grali na najwyższym poziomie, czyli jeszcze dwa, trzy lata, dla każdego innego śmiertelnika miejsce w trójce będzie najwyższym wyróżnieniem.
Dalej mamy między innymi rozmowę z Mateuszem Klichem.
Brał pan pod uwagę powrót do Polski?
– Nie. Dopóki mam szansę gry na Zachodzie, będę starał się ją wykorzystać.
Konsultował pan decyzję o transferze z selekcjonerem?
– NIe, ale mam nadzieję porozmawiać z nim w marcu podczas zgrupowania kadry. Nie ukrywam, że po to zmieniłem klub, żeby zwiększyć szansę na grę w reprezentacji. W 2. Bundeslidze też można dobrze si przygotować, wypracować formę. Wciaż czuję się częścią kadry, choć ominęły mnie ostatnie mecze eliminacyjne. Na szczęście nie było ich dużo. Traktuję to jakbym miał kontuzję i nie mógł grać.
Co będzie się panu kojarzyło z Wolfsburgiem?
– Nic dobrego. Miasto nie jest specjalnie ładne, nie spotkało mnie tam wiele dobrego. Bez szczególnego sentymentu będę to wszystko wspominał. W ciągu ostatniego pół roku nie zagrałem meczu w pierwszej drużynie, wyleciałem z reprezentacji. Do dziś nie wiem, jakie uwagi miał do mnie Dieter Hecking.
Marco Paixao mówi: zostaję w Śląsku. Na razie.
Mam deklarację Marco, że zostanie w Śląsku na rundę wiosenną. Obiecał mi to w obecności całego sztabu szkoleniowego, a u mnie słowo droższe od pieniędzy – mówi trener Śląska Tadeusz Pawłowski. Snajperowi Śląska w czerwcu kończy się kontrakt i już teraz może podpisać umowę z nowym klubem. Śląsk nie jest w stanie spełnić jego życzeń finansowych. Paixao obecnie zarabia 40 tys. zł miesięcznie, ale chciałby znacznie więcej. Gdy jeszcze był kontuzjowany, jego agent sygnalizował władzom klubu, że piłkarz chętnie zostanie w Śląsku pod warunkiem, że otrzyma podwyżkę. Nieoficjalnie mówiło się, iż jego oczekiwania sięgają 350 tys. euro w skali roku, a to by oznaczało, że miałby dostawać trzy razy więcej niż teraz. Tyle że Śląsk stanowczo wykluczył taką możliwość. – Nie będziemy dla Marco tworzyć komina płacowego, bo nie po to z wielkim wysiłkiem wprowadzaliśmy program oszczędnościowy, który uzdrowił finanse klubu – mówił niedawno prezes klubu Paweł Żelem.
W mniejszych ramkach:
– Ojrzyński buduje w Bielsku drugą Koronę
– Dokąd zamierza odlecieć Bielik?
– Nowy słowacki bramkarz w Piaście Gliwice
Jest też nieciekawa rozmówka z Rafałem Janickim, której cytować nie będziemy. Najciekawsze jest w niej to, że obrońca Lechii używa w wywiadzie wyrażenia… odium winy. No to dokąd odleci ten Bielik? Wysłannicy Arsenalu przebywają w Warszawie, będą chcieli sfinalizować transfer.
Przedstawiciele Legii Warszawa spotykają się we wtorek w Warszawie z wysłannikami Arsenalu Londyn, aby dopiąć szczegóły wyjazdu Krystiana Bielika do Anglii. Mistrzowie Polski przyjmą ofertę w wysokości 2,5–3 milionów euro za utalentowanego defensywnego pomocnika. Kanonierzy są zdecydowani na zakup Bielika, ale chcieliby to zrobić oczywiście za jak najmniejsze pieniądze. Działacze Arsenalu uchodzą w Premier League za najtrudniejszych negocjatorów. Do Warszawy przyjedzie Richard Law, odpowiedzialny wspólnie z Arsenem Wengerem za transfery. Co prawda bez akceptacji Francuza Law nie może nic zrobić, jednak menedżer Kanonierów ostatnio przyznał, że chciałby mieć Bielika w swoim zespole. Wizyta Lawa w naszej stolicy z pewnością więc nie będzie towarzyska. Brytyjczyk będzie chciał…
Celem Wisły są europuchary i zatrzymanie Stilicia – to nie nowość, deklarował to już nowy prezes na zeszłotygodniowej konferencji prasowej, więc zakończmy może tekstem o Lechu. Maciej Wilusz – jeśli to kogoś interesuje – szybko wraca do zdrowia.
Jeszcze przed przerwą świąteczną wydawało się, że obrońca Kolejorza będzie mógł wrócić do zajęć na pełnych obciążeniach w marcu, a do gry dopiero w kwietniu. Najnowsze doniesienia z gabinetów lekarskich są jednak znacznie bardziej optymistyczne. Według nich 25-latek będzie do dyspozycji trenera już na początku marca. Piłkarz liczy, że nastąpi to nawet wcześniej. – Mam nadzieję, że będę do mógł grać już w połowie lutego – mówi. Wilusz doznał poważnej kontuzji pod koniec września w zremisowanym 2:2 meczu z Legią Warszawa. W 90. minucie spotkania na Łazienkowskiej obrońca Lecha został popchnięty w walce o piłkę na tyle nieszczęśliwie, że zdiagnozowano u niego zwichnięcie barku. Ta akcja była pechowa dla zespołu Macieja Skorży z jeszcze jednego powodu. Po niej Legia doprowadziła do wyrównania i spotkanie, mimo prowadzenia 2:0, zakończyło się podziałem punktów.