Powiedzieć, że Gareth Southgate nie jest postacią jednoznaczną w ocenie, to nie powiedzieć nic. Dla wielu osób właściwą wartość selekcjonera reprezentacji Anglii poznamy dopiero po końcowym gwizdku Danny’ego Makkiele. Jednak czy dyskusję na temat tego szkoleniowca powinno się spłycać i uzależniać od tego, czy Synowie Albionu awansują do finału? Niekoniecznie.
Kościół Garetha Southgate’a w 2016 roku nie liczył zbyt wielu wiernych. Pewnie najbliższa rodzina i osoby decydujące w FA, którego reputację trzeba było ratować po przebojach z Samem Allardycem. Nie było się jednak czemu dziwić. 46-letni wówczas Anglik przez kilka lat prowadził reprezentację do lat 21, a wcześniej bardzo przeciętnie poradził sobie w Boro, do którego przecież trafiał, bo ówczesny trener tej drużyny – Steve McClaren – właśnie obejmował stery w pierwszej kadrze.
Trudne początki
Southgate na taką rolę musiał poczekać dziesięć lat, ale nie było to oczekiwanie usłane różami. Po swojej jedynej dotychczasowej pracy w klubie, został wtrącony do próżni. Dziwić się trudno, w końcu z Boro:
- 2006/07 – 12. miejsce w Premier League
- 2007/08 – 13. miejsce w Premier League
- 2008/09 – 19. miejsce w Premier League
Z zamrażarki wyciągnięto go dopiero siedem lat później. W tym samym roku, w którym Southgate zadebiutował jako selekcjoner, pracę z Synami Albionu rozpoczął Roy Hodgson. Jak widać na podstawie wyników osiągniętych przez obu dżentelmenów, nie były to dla Wyspiarzy najlepsze lata. Wątek najstarszego szkoleniowca w historii Premier League zostanie jeszcze poruszony, natomiast warto zaznaczyć rezultaty jego młodszego kolegi, który szczebel niżej próbował walczyć o swoje dobre imię. Efekty?
- 2013 – wygranie 5 z 6 meczów (remis z Finlandią)
- 2014 – wygranie 7 z 8 meczów (porażka z Francją)
- 2015 – ostatnie miejsce w grupie na młodzieżowym Euro (za Portugalią, Szwecją i Włochami)
- 2016 – wygranie 6 z 7 meczów (remis ze Szwajcarią)
Niby dobrze, wszak Anglia wygrywała większość spotkań. Z drugiej jednak strony wprost fatalnie, bo jak pojechała na wielki turniej, to dostała bęcki jakich mało. Do domu wracali z podkulonym ogonem. Na osiem startujących w młodzieżowych ME reprezentacji, zajęli siódme miejsce. Gorzej poradzili sobie tylko Serbowie, którzy rozgrywki grupowe kończyli z jednym punktem na koncie. Anglia miała trzy, bo gol Lingarda zagwarantował zwycięstwo nad Szwecją.
Selekcjoner mimo woli
W 2016 roku Sam Allardyce został wyrzucony z FA po zaledwie jednym meczu i gigantycznym skandalu. Podsumować można go relatywnie krótko – selekcjoner Anglii, jeszcze jako trener, doradzał podstawionym dziennikarzom jak można obejść prawo obowiązujące w Premier League, sądząc, że rzeczeni dziennikarze są inwestorami z Azji. Na każdym polu – masakra.
Już sama nominacja dla Big Sama była przyjęta z niesmakiem. Afera wywołała taki smród, że nic nie było w stanie odświeżyć powietrza. Nawet po stanowczej decyzji związku wiele osób kręciło głową z niedowierzaniem. Włodarze FA też kręcili, bo kandydata na zastąpienie Allardyce’a po prostu nie było.
To znaczy – nie było nikogo rozsądnego. Ściąganie relegowanego Hodgsona zakrawało o głupotę. Arsene Wenger dalej pracował w Arsenalu, Laurent Blanc był poza zasięgiem. Innych zagranicznych opcji nie chciano nawet rozpatrywać, bo w kraju nasilały się tendencje brexitowe. Siłą rzeczy paluchem wskazywano na Southgate’a, ale ten jeszcze w czerwcu 2016 mało dyplomatycznie powiedział, że nie chce tej pracy. A jednak został do niej przymuszony.
Zgodnie z naturą kontraktu – został wyznaczony na tymczasowego selekcjonera reprezentacji Anglii. W tej roli popracował jednak tylko cztery mecze:
- 2:0 z Maltą
- 0:0 ze Słowenią
- 3:0 ze Szkocją
- 2:2 z Hiszpanią
Mimo tego, że nie wiedział, jak pewny jest jego grunt, pozwolił sobie na własną inicjatywę. Odszedł od 4-3-3, którym kadencję kończył Hodgson i przeszedł na 4-2-3-1. Wyniki zaś były na tyle zadowalające, że FA zaoferowało Southgate’owi czteroletni kontrakt. W takiej sytuacji mało kto, by się nie ugiął. Anglik papier podpisał i tak zaczęła się jego podróż o udowodnienie, że jest odpowiednim gościem na odpowiednim miejscu. Podróż o wyzwolenie samego siebie z demonów 1996. Podróż, w której młody selekcjoner popełnił sporo błędów. A ile zrobił dobrze? Dlaczego federacja chce z nim przedłużyć umowę?
Bo… Gareth Southgate osiąga dobre wyniki
Podstawa. Rzecz, której przecenić w żaden sposób nie można, co najlepiej tłumaczy chyba case Fernando Santosa. Gdy jego Portugalia męczyła bułę, ale wygrywała, nikt się selekcjonera nie czepiał. Gdy odpadł już w 1/8 Euro 2020, jego ciało trafiło na szafot. Selekcjonera Anglii póki co to nie spotkało, gdyż nie było ku temu podstaw:
- eliminacje do mistrzostw świata 2018 – pierwsze miejsce w grupie, bez porażki
- mistrzostwa świata 2018 – czwarte miejsce
- Liga Narodów 2019 – trzecie miejsce
- eliminacje do Euro 2020 – pierwsze miejsce w grupie, jedna porażka (2:1 z Czechami)
- Euro 2020 – co najmniej półfinał
Rozbijanie tego na czynniki pierwsze może wyglądać śmiesznie, wszak Anglia uchodzi za reprezentacyjne monstrum. Tylko, że gdy Southgate przejmował kadrę w 2016, kryzys wykraczał poza Allardyce’a:
- Euro 2016 – 1/8 finału (1:2 z Islandią)
- eliminacje do Euro 2016 – pierwsze miejsce w grupie
- mistrzostwa świata 2014 – ostatnie miejsce w grupie
- eliminacje do mistrzostw świata 2014 – pierwsze miejsce w grupie
- Euro 2012 – ćwierćfinał
- eliminacje do Euro 2012 – pierwsze miejsce w grupie
- mistrzostwa świata 2010 – 1/8 finału (1:4 z Niemcami)
Southgate był pierwszym trenerem od 2012 roku, który udane eliminacje poparł dobrym wynikiem na właściwym turnieju. Czwarte miejsce wywalczone w Rosji wywalczono ze spokojem. Żałowano Chorwacji – kto by jej nie żałował – ale miano świadomość, że pole do narzekania jest względnie małe. Reprezentacja wstydu nie przyniosła, udało się uniknąć kompromitacji z dwóch wcześniejszych imprez, gdzie Synowie Albionu kończyli jako jedno z największych pośmiewisk.
Sprawdź promocję Mega Kursy Boost i zagraj o więcej w Fuksiarz.pl!
Jednakże selekcjonera Anglików nie bronią tylko eliminacje i duże imprezy w takim ogólnym ujęciu. On dobrze wypada w kontekście wyników sensu stricto. W 55 spotkaniach odniósł tylko 10 porażek:
- 0:2 z Belgią
- 1:2 z Czechami
- 1:3 z Holandią
- 1:2 z Hiszpanią
- 0:2 z Belgią
- 1:2 z Chorwacją
- 2:3 z Francją
- 0:1 z Niemcami
Tylko trzy mecze z tego zestawienia wyglądają dość koślawo, chociaż należy pamiętać, na jakiej fali trzy lata temu grała ekipa z Bałkanów.
Resztę Southgate wygrał (38 spotkań) lub zremisował (7 meczów). W trakcie swojej pięcioletniej kadencji wykręcił 64.4% zwycięstw. Więcej w całej historii ma tylko… Fabio Capello – 66.7%.
Należy też pamiętać o rzeczy jeszcze istotniejszej. Od wspomnianego meczu z Belgią w listopadzie 2020, Anglia ani razu nie schodziła z boiska na tarczy. Mało? Nie wygrała tylko jednego z 11 meczów, bo punkty urwała im Szkocja. Nadal źle? No to w tych jedenastu spotkaniach strzelili 23 gole, a stracili… jednego. Jakub Moder z eliminacji do mistrzostw świata 2022, dla nas chwila euforii, dla Wyspiarzy błąd w matriksie. To imponować po prostu musi.
Bo… reprezentacja Anglii ma swój styl
Trudno zatem zarzucać, że Synowie Albionu nie mają stylu, że się przez mecze tylko prześlizgują. Dla wielu osób jednak ich przygoda z tegorocznym Euro jest dziełem przypadku. Faktycznie, w grze Anglików trudno się zakochać, lecz trudno twierdzić, że nie mają spotkań pod kontrolą. Współczynnik straconych bramek spodziewanych (xGA) jest często wyśmiewany, ale tutaj daje dobry ogląd sytuacji:
- 3.0 xGA – Anglia
- 3.6 xGA – Szkocja
- 4.0 xGA – Holandia
- 4.3 xGA – Rosja
- 4.4 xGA – Finlandia
W czołowej piątce nie ma żadnej innej ekipy z TOP4, ba! Nie ma żadnej, która dostała się do ćwierćfinału. Dopiero na miejscu szóstym jest Dania (4.5 xGA), na dziesiątym Włochy (5.5 xGA), zaś Hiszpania (7.6 xGA) na… osiemnastym. Jeśli ktoś miał zatem szczęście, to przynajmniej w kwestii gry obronnej tyczy się to nie Synów Albionu, lecz grupy pozostałych półfinalistów.
Anglicy w stosunku do pozostałych reprezentacji znajdujących się w czołówce tej klasyfikacji, rozegrali najwięcej spotkań, więc wykręcenie takiego współczynnika imponuje jeszcze mocniej. Tak samo jak to, że na całym Euro 2020 nie stracili ani jednej bramki. A grali z Chorwacją, która wrzuciła trójkę Hiszpanii. Z Czechami, którzy ograli Holandię. Ze Szkocją, walczącą z nimi tak, jakby gra toczyła się o coś więcej niż trzy punkty. Później Niemcy i Ukraina. Efekt taki, że Jordan Pickford na cztery dni przed końcem imprezy ma zagwarantowaną złotą rękawicę. Jordan Pickford – ten sam gość, który nigdy w karierze na poziomie Premier League nie miał serii czterech meczów bez straty bramki, o pięciu nawet nie wspominając.
Załóż konto w Fuksiarz.pl i postaw na siebie!
Tutaj, w dużej mierze dzięki taktyce selekcjonera, wykręca wynik, którego mogą mu zazdrościć najlepsi bramkarze w historii. Jasne – taki styl warunkuje, że trudno uznać grę Anglików za do bólu porywającą, ale… czy o to chodzi? Mówimy w końcu o turnieju, nie zaś o rozgrywkach ligowych. Tutaj możesz nie mieć miejsca na poprawę, jeśli przegrasz z reprezentacyjnym odpowiednikiem Crystal Palace. Patrząc na to, co Synowie Albionu prezentują na mistrzostwach, można uznać, że Southgate minimalizuje ryzyko wpadki do minimum. Poza szansą Mullera oraz McGregora, trudno przypomnieć sobie zdarzenie, w którym bramka Anglików byłaby naprawdę zagrożona.
A w ofensywie? A w ofensywie – wbrew pozorom i wszechobecnemu malkontenctwu – Wyspiarze radzą sobie naprawdę godnie. Zajmują szóste miejsce (7.8 xG). Niby najniżej ze wszystkich półfinalistów, ale jak na poziom krytyki, jest to wynik więcej niż zadowalający, a zżymanie się między innymi na to, że były trener Boro gra dwoma szóstkami wypada po prostu głupio.
Zresztą… jak Southgate miałby pomieścić tych wszystkich zawodników ofensywnych? Przecież jednoczesna gra Sancho, Sterlingiem, Mountem, Kanem, Grealishem, Fodenem etc. jest niemożliwa. To nie FIFA, takie podejście zupełnie zaburzyłoby angielski monolit, który 50-latek zdołał w ciągu pięciu lat samemu wykuć i scalić.
Bo… poprawił atmosferę w drużynie
Jednorożce wróciły. I nie, nie jest to cytat z Harry’ego Pottera, lecz realna sytuacja ze zgrupowania reprezentacji Anglii. Dorosłe chłopy na dmuchanych, wyimaginowanych zwierzęcych, zrzucający się zeń i kąpiący w basenach. Komuś się to może nie podobać (dlaczego, trudno orzec), ale dla obecnej generacji Synów Albionu ma to już znaczenie sentymentalne. W podobny sposób bawili się na mundialu w Rosji, gdzie zajęli czwarte miejsce, przyjęte na Wyspach więcej niż z zadowoleniem.
THEY’RE BACK! 🤩🦄 pic.twitter.com/zoTj9pFfoJ
— England (@England) July 4, 2021
Teraz ten element wrócił, a istotny okazał się na tyle, że wydarzenie nakręcił nawet oficjalny profil reprezentacji na Twitterze. Duża w tym zasługa Southgate’a, który chociaż sam wygląda jakby go porwali z Downton Abbey, nie suszy chłopakom głowy za to, że… po prostu dobrze się bawią. Co więcej, od 2016 nie było też żadnej afery medialnej między dwoma reprezentantami. Kiedyś, w erze konfliktów między Manchesterem United, Liverpoolem, Chelsea i Arsenalem, kolejni selekcjonerzy stawali na głowie, by jakoś gwiazdy tych klubów dogadały się na narodowym poletku. Teraz takiej potrzeby nie ma. Patrząc na zdjęcia ze zgrupowania Anglików, ma się tylko jedno odczucie – oni się ze sobą doskonale dogadują.
Dobrze relacjonuje to Gabriel Clarke, pracownik ITV. W rozmowie z The Athletic, ten doświadczony dziennikarz powiedział: Od kiedy Southgate objął reprezentację, rozmowy z mediami sprawiają piłkarzom mniejszą trudność. Wcześniej dominował strach, obawiali się, że powiedzą coś niewłaściwego. Gareth zdołał sprawić, że są dumni z tego, kim są. Potrafią wyrazić siebie, ponieważ mają świadomość. Wiedzą, że jeśli będą chować się za gardą, będą grać na zaciągniętym hamulcu ręcznym. Ta grupa chłopaków nie boi się pokazywać emocji. Duża w tym zasługa Southgate’a, który zachęcał ich do tego niezależnie od wyników.
Przykładów daleko szukać nie trzeba – Harry Kane miał chwilę wzruszenia po 2:0 z Niemcami. Z mniej chwalebnej strony – Jack Grealish przyznał się w wywiadzie, że nie wie, co to jest encyklopedia.
Bo… wizerunkowo zerwał z angielskim betonem
Southgate dał się zatem poznać jako selekcjoner potrafiący dotrzeć do nowej generacji, ale sam też dba o wizerunek. W końcu – jak pisał Stanisław Puppel – wszyscy podlegają prawu powszechnego wizerunku. Selekcjoner Anglii zdaje sobie z tego sprawę. W stosunku do tego, co było przed kilkoma laty, główna twarz FA przeszła zmianę od 180 stopni.
Może wydawać się to mało istotne, ale fizis Roya Hodgsona i Sama Allardyce’a nie jest zbyt poważne. Z pierwszego żartowano, że zasypia w trakcie meczów. Drugi jest rubaszny pod każdym możliwym sposobem. Gdy jego WBA lało Chelsea, Big Sam rozwalił się na trzech krzesełkach, wyciągnął nogi i odsłonił ich biel, bo skarpetki miał zdecydowanie zbyt krótkie. Wcześniej zaś rządził Fabio Cappello i w jego wypadku nie ma się czego czepiać, jednak był on następcą Steve’a McClarena, czyli gościa, którego wyśmiewano z powodu parasolki, rozkładanej nad nim, gdy nad murawą gromadziły się deszczowe chmury. Mniejsza wpadka, większa wpadka, wiadomo jaka była opinia o Anglikach.
Podsycały ją oczywiście wyniki – kompromitacja w Brazylii oraz Francji. Do tego pojedyncze rezultaty – 2:2 z Ekwadorem, 0:0 z Hondurasem, 0:2 z Chile, 0:0 z Ukrainą, 1:1 z Czarnogórą, 2:4 ze Szwecją. Zadziwiająco sporo jak na możliwości Anglików oraz fakt, że wszystkie te kwestie nagromadziły się na przestrzeni kilku zaledwie lat.
Przyjście Southgate’a było zatem bryzą. Ani nie był ze starego systemu – wbrew pozorom hołdował nowym zasadom. Nie miał żadnych problemów z mediami – otwarcie mówił o 1996, wskazywał miejsca, gdzie Synowie Albionu stanowczo muszą się poprawić. Wyglądał też tak, jak powinien wyglądać selekcjoner jednego z największych związków piłkarskich na świecie. Wszystko skrojone pod nowoczesne standardy.
Chociaż zatrudnienie go na stałe było krokiem ryzykownym, pod względem marketingowym zwróciło się już w 2018. Anglia porzuciła dawne demony, znowu zaczęła przynosić kokosy. Nikt się już z ich wyników nie śmiał, nie wyszydzano również ich głównodowodzącego. Nowa generacja piłkarzy – najbardziej medialna w całej historii – dostała gościa, który wie, o co w tej grze chodzi i to nie tylko pod taktycznym względem.
Bo… przykłada olbrzymią wagę do szczegółów
Nie może być jednak inaczej, skoro mówimy o gościu, który przykłada olbrzymią uwagę do szczegółów. Znowu można porównać go do poprzedników. Hodgson na Euro 2016 wpadł na genialny pomysł wyznaczenia Harry’ego Kane’a do rzutów wolnych, a przede wszystkim rzutów rożnych. Allardyce nawet do wielkiego turnieju nie dotrwał, ale w międzyczasie skompromitował związek, a jakiś czas później ponownie dał się nabrać na ten sam manewr.
No i jest Southgate, u którego wszystko chodzi jak w zegarku. Wiedział, że musi wyłączyć prawą stronę Chorwatów – posłał w bój Trippiera, grającego nie na swojej stronie boiska. Wyszło rewelacyjnie, gdyż ich przeciwnicy właściwe nie przeprowadzili składnej akcji w tamtej strefie. Stosując bardziej ofensywny wariant – gdzie Luke Shaw wciela się w rolę bocznego obrońcy – cały czas korzysta z dwóch szóstek, które niwelują ewentualne braki w tyłach. Zresztą jeden z tych defensywnych pomocników – Kalvin Phillips – właściwie nie jest przywiązany do swojej pozycji, tylko regularnie wędruje do przodu, korzystając ze stwarzanej przez kolegów przestrzeni. Tam wszystko działa jak w szwajcarskim zegarku, dzięki czemu Anglikom udało się na przestrzeni trzech lat przełamać dwa największe koszmary:
- 2018 – wygranie serii rzutów karnych na wielkim turnieju
- 2021 – ogranie Niemców 2:0
Jedenastki stały się obsesją Southgate’a od 1996 roku, ale jest to obsesja, którą zrozumieć może każdy. Powtórzmy to jeszcze raz – on naprawdę przez kilka lat nie miał życia, śmiano się z niego od malutkiego Angliczka po dorosłego dżentelmena. Nie był daleko od posady wroga narodu numer jeden. A jednak jakoś ten okres przetrzymał i chociaż dalej bywa mu ciężko, zdołał przekuć go w pewnego rodzaju sukces.
Przy okazji startu Anglików na Euro 2020, tak pisaliśmy o podejściu selekcjonera:
Przed MŚ 2018, Synowie Albionu już od marca trenowali konkurs jedenastek. Analizie wideo poddawane były nie tylko same uderzenia, ale także sposób poruszania się z koła środkowego do punktu w polu karnym. Wszystko po to, by uniknąć gehenny, którą przeszedł sam selekcjoner.
Okazało się to działaniem skrojonym pod potrzeby Anglików. Na mundialu właśnie w konkursie jedenastek okazali się lepsi od Kolumbii, co otworzyło im drogę do czwartego miejsca. Southgate już w maju miał przygotowaną listę siedmiu piłkarzy, którzy będą oddelegowani w razie konieczności. Brał każdego z zawodników na bok, rozmawiał z nim o presji. Poradził również przebadać ich pod kątem psychologicznym. Ktoś może powiedzieć, że selekcjoner zwariował. Ktoś inny dostrzeże, że po 20 latach od osobistego dramatu, Southgate przeżył katharsis.
Na Euro 2020 sytuacja z pewnością się powtórzyła. Anglicy może i mają swoje wady, ale do wykonywania rzutów karnych podchodzą najlepiej przygotowani ze wszystkich reprezentacji Starego Kontynentu.
Załóż konto w Fuksiarz.pl i sprawdź ofertę zakładów!
Jednocześnie nie ma co robić z Southgate’a męczennika narodów i mesjasza piłki nożnej. Jakby nie było – on jeszcze z reprezentacją Anglii nic nie wygrał. Na mundialu poszło powyżej oczekiwań, ale dalej nie zaowocowało to choćby miejscem numer trzy. Na Euro udało się dojść do półfinału, ale ewentualna porażka z Danią może skończyć się trzęsieniem ziemi, bo Synowie Albionu znowu nie uzupełnią gabloty. Nawet w Lidze Narodów nie skończyli w finałowej trójce.
W tej sytuacji warto wrócić do przywołanego wcześniej Fernando Santosa. Chociaż selekcjoner Portugalii ma teraz suszoną głowę, wcześniej zgarnął triumf na mistrzostwach Europy oraz wygrał pierwszą edycję Ligi Narodów. Southgate jakimś sposobem ostracyzmowi się wymyka, a przecież parę mankamentów da się dostrzec gołym okiem. Dlaczego kibice Anglii nie mają do selekcjonera pełnego zaufania?
Bo… Southgate stąpa po kruchym lodzie
Mecz z reprezentacją Ukrainy był zagraniem na nosie wielu przeciwnikom stylu Anglików. Rozbicie 4:0 nie pozostawiało żadnych wątpliwości. W fazie pucharowej takie wciry dostała tylko Walia, która już w 1/8 pożegnała się z turniejem za sprawą Duńczyków. Tymczasem tutaj mieliśmy ćwierćfinał, a banda Szewczenki ostrzyła sobie zęby na sprawienie niespodzianki. Efekt był taki, że mecz przerodził się w spotkanie gołej dupy z batem.
Nasi sąsiedzi ze wschodu mieli może dwie dobre okazje, ale jeśli zdobyliby wówczas bramkę, należałoby mówić o błędzie Pickforda. Zresztą nie był od niego aż tak znowu daleko, wszak angielski golkiper wybiegł raz z własnej szesnastki, koślawo trafił w piłkę i jego powrót musiał ubezpieczać obrońca, który zgasił Ukraińca niczym pięciolatek świeczkę na torcie urodzinowym. Więcej przestrzeni Szewczenko i jego zawodnicy nie mieli, a zamiast tego raz po raz byli przez Anglików atakowani.
Gdy wrzucili im bramkę numer dwa, poczuli krew i ruszyli do przodu. Druga połowa spotkania przerodziła się w pobojowisku, na którym po stronie formalnych gospodarzy królowała jedna zasada – ratuj się kto może. Z tego chaosu Anglicy zdołali wyszarpać kolejne dwa trafienia i zrobiło się po meczu, chociaż do ostatnich minut parli do przodu. Było to bardzo nie w ich stylu, było to czymś czego kibice chcieliby częściej.
Załóż konto w Fuksiarz.pl i sprawdź ofertę zakładów!
Mimo że Southgate potrafili minimalizować ryzyko, nigdy nie wynosi ono zera. Wie o tym doskonale – jest w końcu Anglikiem i to w jego rodzimej lidze gol został strzelony de facto przez piłkę plażową. Na Euro taka historia się nie powtórzy, wszak w takim Baku na trybunach musiały zasiadać jakiś kulomiot, ale zawsze będzie to raczej, a nie na pewno. Wobec tego dowożenie zwycięstw 1:0 jawi się jako niebezpieczne, nawet jeśli Anglicy po końcowym gwizdku przeważają w najważniejszych statystykach. Wystarczyłby tylko jeden błąd, by cały misterny plan runął.
O tym ryzyku mówił nam Kieran Maguire. Dziennikarz zwracał uwagę, że Anglia zbyt często i zbyt łatwo oddaje rywalom piłkę, przede wszystkim jeśli gra z nacją na podobnym poziomie. Rodzi to pewnego rodzaju ryzyko, którego kibice Synów Albionu zwyczajnie woleliby uniknąć. Nikt z nich nie życzy reprezentacji źle, ale jeśli jakiś mecz Anglicy przebimbają 0:1, parę osób na pewno krzyknie – a nie mówiliśmy?!
Bo… w kluczowych momentach Synom Albionu nie poszło
Tym bardziej, że znów – Anglikom w dotychczasowych kluczowych momentach zwyczajnie nie poszło. Jasne, trzy lata temu Southgate dysponował kompletnie inną kadrą, w końcu środek pola stanowił Winks, Dele oraz Dier, a teraz żaden nie otrzymał nawet powołania. Nie zmienia to jednak faktu, że mecze Synów Albionu od 2018 roku wyglądają w następujący sposób:
- 1:2 z Chorwacją
- 0:2 z Belgią
- 1:3 z Holandią
- 0:0 (6:5 k.) ze Szwajcarią
Rewelacyjnie to nie wygląda i faktycznie – póki Anglia czegoś więcej niż trzecie miejsce w Lidze Narodów nie ugra, powinno się z hurraoptymizmem wobec Southgate’a wstrzymać. Tym bardziej, że on sam zdaje sobie sprawę z potencjału. W wywiadzie przyznał ostatnio, że półfinał Euro 2020 na Wyspach nie zadowoli nikogo, także jego samego.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia, a skoro już Anglicy przeszli z okresu kompromitacji na okres bycia silną reprezentacją, warto to jakoś udowodnić. Innego sposobu niż przynajmniej jeden finał wielkiej imprezy po prostu nie ma. Wtedy będzie regularność, na jakiej całemu FA zależy.
Bo… nie wykorzystuje potencjału wszystkich zawodników
Jest też jeden kamyczek do ogródka, który stoi na dziwacznym rozdrożu. Z jednej strony – żaden reprezentant Anglii nie skarżył się na czas gry, a wyniki póki co udowadniają, że Southgate miał rację. Z drugiej jednak kadra Synów Albionu wciąż jawi się jako ta, w której potencjał jest najbardziej niewykorzystany.
Twarz tego narzekania jest jedna i do złudzenia przypomina Jadona Sancho. Skrzydłowy Borussii Dortmund i jego gra na Euro 2020 były sprawą poruszaną wszędzie. Od Wisły, przez Sekwanę, zahaczywszy o Tyne, a na Tamizie skończywszy. Nikt nie mógł zrozumieć, dlaczego chłopak o takich umiejętnościach i wynikach (ostatni sezon – 16 goli, 20 asyst) po prostu nie ma miejsca w reprezentacji. I tu nie chodziło nawet o to, że Sancho nie gra w pierwszym składzie. On do starcia z Czechami nie podniósł tyłka z ławki, a wówczas dostał sześć minut, gdy obie strony weszły w tryb spotkania Polska – Japonia 2018. Później lepiej nie było, bo z Niemcami również nie powąchał murawy.
Aż nagle przeszedł do Manchesteru United, co katapultowało go na mecz z Ukrainą w ćwierćfinale. Mimo tego, że 50-latek wykorzystał komplet zmian, Sancho z boiska nie zszedł. Dzielnie pozostawał na nim do samego końca, tak jakby Southgate chciał wynagrodzić mu wcześniejsze niesnaski. Wyszło jednak problematycznie – sami Anglicy są zdziwieni, że transfer do klubu z Premier League nagle wystarczył, by w oczach selekcjonera stać się odpowiednim zawodnikiem na reprezentację. Posądzenia o megalomanię stały się znowu dziwnie bliskie, ale może dałoby się to jakoś znieść, gdyby nie to, że… Southgate po prostu nie ma na Sancho pomysłu.
DANIA WYGRA Z ANGLIĄ? KURS: 5,40 W FUKSIARZU!
21-latek z Ukrainą nie zrobił nic szalenie wyjątkowego. Okay, kilka niezłych dryblingów, efektownych sztuczek. Ale konkrety? Ano nie. A przecież – Henderson z golem, Maguire z golem, Kane z dwoma, Monut asysta Shaw dwie asysty, Sterling asysta, Pickford kolejne czyste konto. Zabłysnąć w tym meczu było stosunkowo łatwo, tymczasem Sancho był jedynym ofensywnym piłkarzem, który w protokole pomeczowym niknie w oczach. Na Wyspach wciąż silna jest frakcja, która zarzuca, że Southgate pomysłu na niektórych piłkarzy zwyczajnie nie ma, bo przecież zupełnie bezpłciowy jest na Euro także Rashford, zaś Foden niebezpiecznie spuścił z tonu.
Dzisiaj jest idealny moment na to, by zamknąć im usta.
W moim przekonaniu, plusy zdają się górować nad minusami kadencji Southgate’a. Nie ma jednak co kryć, że jeśli Anglicy się dziś potkną, a duński dynamit wystrzeli im tuż przed twarzą, selekcjoner reprezentacji znajdzie się na cenzurowanym, a jego przeciwnicy będą mieli pokaźny materiał badawczy.
Źródła:
- The Athletic
- BBC
- Wikipedia
- FootyStats
- Sky Sports
Fot.Newspix